poniedziałek, 4 czerwca 2012

Słów kilka o wygrywaniu i przegrywaniu

Witam wszystkich Robaków i gości robaczego blogu! Jestem tutaj nowy, więc wypadałoby się jakoś przedstawić. Na początek jednak chciałbym oficjalnie podziękować Szo gunowi (Szogunowi?) za zaproszenie do Waszego pozytywnie zakręconego towarzystwa. To dla mnie sprawa prestiżowa i duże wyróżnienie. Nazywam się Krzysiek Nowak, mam 31 lat, trochę siwych włosów na głowie, ale nadal przyzwoitą kondycję i sprawność intelektualno-fizyczną, dzięki czemu możecie mnie od czasu do czasu spotkać na zawodach InO, a nawet czasem uda mi się zamieszać w czołówce (ostatnio jest z tym słabo).
Już wystarczy tego wstępu. Teraz przechodzę do sedna, a więc do tematu jaki sobie na inaugurację mojej blogowej aktywności wybrałem.

Wygrywanie i przegrywanie. Trochę filozoficznie, ale też i praktycznie, bo w swoim życiu wiele razy sięgałem dna, ale też i parę razy wdrapałem się na szczyt, więc nie będę uprawiał tylko pustosłowia.

Przegrywanie - wbrew pozorom trzeba mieć odwagę, żeby przegrać. Przegrać to nie wcale taka łatwa sprawa i według mnie żaden dyshonor. Dyshonorem jest stchórzyć, zrezygnować z walki z obawy przed przewidywaną porażką, a tym samym sprawieniem zawodu sobie. No bo jak to tak? Przecież jestem absolutnie doskonały, perfekcyjny, najmądrzejszy, najsprawniejszy, więc jak mógłbym przegrać? Trzeba mieć odwagę, żeby skonfrontować się ze swymi słabościami. Porażki hartują, czynią z człowieka wojownika. Kto nie nauczył się przegrywać nigdy nie zostanie wielkim mistrzem.
Był swego czasu taki bokser, który nazywał się "Prince" Nassem Hamed. Wygrywał wszystko, nie szanował przeciwników, kpił sobie z nich. Oni nie mogli go pokonać, bo był talentem czystej wody i miał niewiarygodną pewność siebie. Wygrał 35 walk z rzędu, wielokrotnie broniąc tytuł mistrza świata. Drugiego takiego bufona świat nie widział, kto nie wierzy, niech sobie zobaczy jego walki na youtube. W końcu dostał lanie od Jose Barrery i... już się nie podniósł. Chyba nie mógł znieść myśli, że ktoś okazał się od niego lepszy. Stoczył jeszcze jedną walkę, beznadziejnie słabą, i odwiesił rękawice na kołku.
Oczywiście, że nikt nie lubi przegrywać i permanentne przegrywanie zwyczajnie może człowieka zdołować, ale zdrowe podejście do niego może nas wiele nauczyć.

No i teraz słów kilka o wygrywaniu. Ha! Kto nie lubi wygrywać? Każdy chciałby wygrywać, ale, niestety zwycięzca może być tylko jeden. Droga na szczyt jest wyboista, a osiągają go głównie ludzie, którzy nauczyli się cierpliwości i pokory. Z wygrywaniem jest o tyle dziwnie, że jak już ktoś raz wygra to kolejne zwycięstwa przychodzą mu łatwiej. Jest chyba coś takiego jak mentalność mistrza, co sugeruje, że kwestia wygrywania jest w znacznym stopniu pochodną naszej psychiki. Człowiek, który wygrywa wpada w euforię i wszystkie bariery jakby przestają dla niego istnieć. Nabiera niesamowitej pewności siebie, która go uskrzydla. Wielu sportowców miało dłuuugie passy zwycięstw, na przykład taki Adam Małysz. Ale jak ktoś spadnie z piedestału, to potem ciężko mu wrócić na szczyt.

To tyle na razie. To się rozpisałem...

4 komentarze :

  1. No właśnie, wygrywanie jest czymś, co cieszy człowieka, co czyni z niego kimś wyjątkowym i właśnie też fakt, że dostał od Boga coś takiego, że wygrał. Ja biegów nie wygrywam, bo są ludzie ode mnie lepsi, ale za to wygrywam ze sobą i odsłaniam sobie różne przeszkody, które doprowadziły mnie do tego, że półmaraton zrobiłem w takim czasie, który nawet na treningach mi się nie śnił, a tutaj proszę bardzo. Natomiast jeśli chodzi o przegrywanie, to tutaj u mnie nie ma czegoś takiego, bo jak jadę na zawody, to walczę tylko ze sobą, jakbym był na arenie pozostawiony i biegnący w kierunku, gdzie mi każą iść. Gdy byłem na zawodach w Kwidzynie na 10 km, to do pewnego km wszyscy mnie wyprzedzali, jednak nie przejąłem się tym i już wtedy tylko ja wyprzedzałem. Na półmaratonie było podobnie. Jednak pod koniec sił brakowało i zostawałem ja wyprzedzany. Na szczęście miałem sporą przewagę nad liczną grupą i mnie wyprzedziło chyba 6 osób. To jest nawiązanie do przegrywania, bo tutaj, to ja byłem pod koniec tym, którego wszyscy wyprzedzali, chociaż było ich tylko 6. Jedenak miałem takie siły, że doganiałem innych i wtedy ja też jeszcze byłem w stanie wyprzedzać. Na ogół nie lubię przegrywać, ale jeśli się przegrywa wtedy, gdy idziesz na rekord, to dostajesz takiej siły, że i to cię jeszcze motywuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Skąd ty chłopie znasz Prince'a?
    Do tej pory nie rozmawiałem z kimkolwiek kto go kojarzy :)
    Widziałem kiedyś wielorundową walkę z Irlandczykiem, z wielka szkodą dla niego (za przegrywanie solidnie zapłacił zdrowiem) i nie odnalazłem jej na youtube. Co by nie mówić drugiego takiego boxera-jajcarza (no może Gołota - też w sumie jajcarz) nie było. Niesamowity styl boxowania. No i jak Szpilkę oglądałem teraz to od razu mi się rzuciło: im wcześniej przegra, tym lepiej dla niego.
    RL

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedziałem, wiedziałem! Po prostu czułem to w kościach, że komentarz Kosy będzie (a jakże inaczej) o bieganiu!:)

    Ale zgadzam się z Kosą, że wygrywa się przede wszystkim dla siebie i walczy się ze swoimi słabościami. Wtedy zarówno te zwycięstwa jak i porażki odbiera się inaczej. Możesz zająć nawet ostatnie miejsce i czuć się jak zwycięzca - o ile przezwyciężyłeś swoje słabości, lęki itd.

    Co do mentalności zwycięzcy to faktycznie istnieje coś takiego. Sir Alex Ferguson często o niej wspomina. Ostatnio Man United cieniowało ale mentalność pozostaje:)

    "Kto nie nauczył się przegrywać nigdy nie zostanie wielkim mistrzem." To są święte słowa!

    Obejrzyjcie rewelacyjną reklamę nike z Jordanem. W opisie pod filmem tłumaczenie jakby ktoś nie kumał:

    http://www.youtube.com/watch?v=6f6EmlLBjPI

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie Kosa, ja widzę, że masz zdrowe podejście do walki. Któryś z wielkich sprinterów (może to był Usain Bolt, a może Maurice Green), rekordzista świata na 100 metrów powiedział, że tuż przed startem widzi tylko swój tor, wyłącza się całkowicie, w ogóle nie widzi przeciwników, którzy koło niego biegną. To rodzaj swoistego transu. No to można powiedzieć, że masz podobną mentalność jak ten sprinter - rasowy fighter, po polsku wojownik. Tak trzymać.

    Co do Szpilki, to ten facet daje do myślenia, w kontekście zanikających męskich cech w populacji. Gość składa się w 100% z agresji, na nic więcej w jego głowie nie ma miejsca, choć ponoć przeczytał "Potop" i nawet utożsamił się z postacią Kmicica, więc może jakaś cienka nutka humanitaryzmu w nim pobrzmiewa. Dobrze, że boksuje, bo inaczej musiałby tłuc niewinnych ludzi - nie wiedziałby jak sobie z tą agresją poradzić. W sumie zmądrzał po wyjściu z więzienia, ma wysoką etykę pracy i jak na swoje IQ dojrzale się wypowiada. No ale te łatwe zwycięstwa mogą go zepsuć.

    A propos tego, co się dzieje z mentalnością człowieka, który wygrywa, a konkretnie pułapek, jakie zastawia na nas zwyciężanie, odsyłam do "Tragedii Koriolana" Shakespeara. Tak sobie myślę, że na potrzeby lokalnych InO można byłoby napisać analogiczną "Tragedię Malo", w której Malo zastąpiłby Koriolana.

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets