czwartek, 27 maja 2010

Wspomnień czar

Już w najbliższą sobotę wielkie wydarzenie. Jubileuszowy, dziesiąty Borowiacki MnO. Żadna nazwa typu brylantowa, kryształowa czy diamentowa rocznica nie oddadzą tego co działo się przez te dziesięć lat. 10 lat! Kiedy to minęło to ja sam nie wiem. Ale coś tam w głowie zawsze zostaje. Jakieś wspomnienia zawsze się zapisują na dyskach twardych w naszych głowach (przenośne twarde dyski, jak ktoś ma twardy łeb to i dysk też). Chyba najwyższa pora, na te kilka godzin przed uroczystym jubileuszem aby powspominać trochę to co działo się w poprzednich edycjach. To co nam najbardziej zapadło w pamięć, to co gdzieś tam nam świta i bije ale nie wiadomo w jakim kościele, to co wspominamy z radością na uśmiechach. Czas zanurzyć się w przeszłość i odkurzyć jej duchy. Wspominamy Borowiacki! Zapraszamy do lektury i wspólnych rozkmin.

Po raz pierwszy na Borowiackim MnO pojawiliśmy się w 2004 roku. Była to IV edycja. Niewiele właściwie pamiętam z tego marszu. Mało ludzi się wtedy znało i w ogóle. Ale marsze były wtedy popularne w naszej szkole i akurat Boro reklamowane było jako coś "na co trzeba iść" więc poszliśmy. Wiem, że pojawiliśmy się tam całą ekipa z naszym mentorem - Józkiem Ossowskim na czele. Były wariacje, czuło się to. O IV edycji napisałem już kiedyś w robaczej kronice InO. Pozwolę sobie tutaj zacytować, żeby się niepotrzebnie nie produkować:

"29 maja 2004 roku wystartowaliśmy (Rafał i Szogun) w naszym pierwszym (a tak ogólnie to już IV) Borowiackim MnO. Organizacja tego marszu była dla nas czymś jak dotąd niespotykanym. "Olympic Games" tak brzmiało hasło przewodnie tych marszy. Mapka była zrobiona w klimatach olimpijskich, nieco pokombinowana, do tego jeszcze zagadki. To była dla nas nowość. Byliśmy tym wszystkim na prawdę pozytywnie zaskoczeni jak fajne rzeczy można wymyślać podczas MnO. Nasz występ w kategorii dla Średnio zaawansowanych nie należał do najlepszych. "- w pewnym momencie trzeba będzie iść kawałek asfaltem więc trzeba uważać" tak powiedział jeden z organizatorów (Billy lub RL, których jeszcze wtedy nie znaliśmy). A my tymczasem kilka km szliśmy sobie nie wiedząc czemu asfaltem. Słuchanie odpraw techniczcnych nigdy nie było naszą mocną stroną i po dziś dzień chorujemy na tą przypadłość. Zanim weszliśmy na dobrą drogę było już za późno by liczyć na dobre miejsce. Marsz jednak i tak bardzo nam się podobał. Po raz pierwszy widzieliśmy taką pomysłowość na InO."
Teraz tak jeszcze kojarzę hah, niezły motyw. Na tym marszu jeden koleś, nie będę go tu publicznie oczerniał, umówmy się że miał na imię Bożydar. No to w pewnym momencie na trasie spotkaliśmy Bożydara, który chwalił się swoją orientacją w terenie. Bożydar wyjaśnił nam między innymi, że za pomocą wiatru potrafi wyznaczyć odpowiedni kierunek marszu. Albo to był jakiś prorok naszych wieków albo gościa przewiało ale ubaw mieliśmy wtedy z tego nieziemski. Nawet po kilku latach wspominaliśmy ten motyw.

Warto w tym momencie nadmienić, że od tej pory zaliczyliśmy każdy Borowiacki MnO. I to za każdym razem pojawialiśmy się w pełnym składzie (no nie licząc IX). Nie trudno więc zauważyć jak ważna jest to dla nas impreza. Można nie być na innym marszu, ale Boro to obowiązek. A stawienie się na tym marszu równie dobrze moglibyśmy dopisać sobie do naszego moralnego dekalogu.

Na Borowiackim zawsze było gorąco. Nie tylko pod względem emocji ale również temperatury. Niezależnie od frontów atmosferycznych, ułożenia Ziemii względem księżyców Jowisza, metereologicznych wróżb i horoskopów,  pogoda zawsze akurat w dniu marszu była dobra. A zwykle to nawet bardzo dobra. Słońce zawsze grzało w czachę. Co ciekawe, właściwie na każdej edycji (chyba tylko z wyjątkiem IV i IX bo wtedy akurat było zimno) chodziliśmy bez zbędnej garderoby. Czyli zawsze na klatach. To stało się taką małą tradycją już, że na Borowiackim zwykle chodzimy na klatach. Po męsku. A dziewuchy aż piszczą. A co tam.

Kilka wspomnień z V edycji:

"(...) następnym marszem, na którym wystartowaliśmy wszyscy razem był V Borowiacki MnO. Byliśmy ciekawi czy zeszłoroczne atrakcje były jednorazowym wyskokiem. Okazało się jednak, że w 2005 roku organizatorzy zaszaleli jeszcze bardziej. Mapkę, którą nam zaprezentowali często wspominamy do dziś z radością na uśmiechu. Mapka była bowiem przeniesiona w realia... planety Mars. Dodatkowo orgowie w ogóle nie zaznaczyli na mapie wody dzięki czemu pierwszy raz na MnO zdobywaliśmy PK przechodząc przez rzeczkę. Dodatkowo przez wariacje zamoczyliśmy mapki, karty startowe i co tam jeszcze było. Ahhhh co się nie działo. Motyw z Marsem spodobał nam się tym bardziej iż wtedy Kosa namiętnie interesował się astronomią i wchłaniał jak czarna dziura wszystko co z nią związane. Meta zaplanowana była w Odrach. Dla nas nie był to jednak koniec wariacji. Tego dnia Manchester United grał finał Pucharu Anglii z Arsenalem i za wszelką cenę chcieliśmy go zobaczyć. Radek podwiózł nas kawałek do jakiejś wioski. To był chyba Wieck. I z buta praktycznie bez przerwy biegliśmy na dworzec PKP w Czarnej Wodzie. Kosa rzucał mięsem takie wiązanki, jak z masarni. Ciężko się biegło śmiejąc się jednocześnie, a i zmęczenie było wielkie. Zdążyliśmy dosłownie na ostatnią minutę. A MU niestety przegrało... No ale i tak ten marsz wspominamy bardzo miło, a pomysł na mapę nadal uważamy za jeden z najlepszych jakie dotąd widzieliśmy."

Do tej pory uważamy, że była to jedna z najbardziej udanych edycji. Nie wiem jak tam organizatorzy to oceniają ale dla nas był to prawdziwy ideał. I do tego akurat wtedy Kosa wariował z astronomią, wyobrażacie sobie co to się działo? Dziki szał. Pomysł na mapkę w kat. TJ nie był właściwie skomplikowany. Mapka była wspaniale obrobiona graficznie, inne nawet się do niej nie umywały (w tamtych czasach to było niczym mydełko Fa w porównaniu do szarego mydła). Jeden z najlepszych Borowiackich! Powiadam wam ludzie! Najchętniej to wystartowałbym w nim jeszcze raz. A może by tak zrobić reedycję tej edycji?

Tak samo, reedycji mógłby się doczekać VI Borowiacki. Równie genialny jak ten poprzedni. Szliśmy już w TZach, co to był za szpan wtedy. I nie chodziliśmy dla wariacji, staraliśmy się aby wypaść jak najlepiej. A zajęcie dobrego miejsca w takim kombinowanym, wymyślnym marszu jak ten to było coś! A tak w robaczej kronice wspominałem tą edycję:

"Kolejną imprezą był VI Borowiacki MnO na którym nie mogło nas zabraknąć. Po wcześniejszych imprezach oczekiwania były spore i organizatorzy nie zawiedli. My też daliśmy popis bo w kategorii TZ zajęliśmy bardzo dobre 4 miejsce. Po raz kolejny trzeba zwrócić uwagę na mapki, które jak dla nas znowu były jednymi z najlepszych jakie do tej pory widzieliśmy. Motywem przewodnim była literatura Lema. W tych klimatach stworzona była mapka przy której sporo się nagłowiliśmy. Ale za to jaka była duma jak to wszystko skumaliśmy. Ahh i bym zapomniał, jak zwykle na Borowiackim do mapy dołączony był tekst. No po prostu rewelacja. Nie ukrywamy, że rok później tworząc Wormsaka dość mocno wzorowaliśmy się na Boro. To był wg. nas jeden z najlepszych Borowiackich w historii. Byliśmy z siebie bardzo zadowoleni i trzeba przyznać, że mieliśmy ku temu powody. W marszu wziął udział również Zidek choć nie chodził jeszcze wtedy z nami."

Mapka była tak fantastyczna, że to się wtedy w naszych małych główkach nie mieściło. Oczywiście wtedy połączyliśmy się w jeden zespół i mieliśmy dwie mapy. Jedną pocięliśmy (taki jakiś głupi pomysł padł żeby to zrobić), drugą natomiast skrzętnie przechowywaliśmy aby się nie poniszczyła. Potem gdy wróciliśmy do domu, pojechałem do taty do pracy i pokserowałem nam tą mapkę bo tak nam się podobała. Do dziś mam to ksero choć mało co na nim widać. I zdecydowanie, tworząc Wormsaka wzorem był dla nas Borowiacki MnO. Ta edycja w szczególności. V i VI edycja były moim zdaniem najlepszymi. Szkoda, że nie mamy żadnych zdjęć z tych czasów. Może ktoś ma? Z wielką chęcią zobaczyłbym takie fotki.

To co jeszcze nierozerwalnie wiąże się z Borowiackim MnO to zbiórka przed LO w Czersku. Moim zdaniem ma to swój niepowtarzalny klimat. Być może co niektórym uczniom tej placówki ten budynek nie kojarzy się najlepiej. Dla mnie jednak Boro bez zbiórki w tym właśnie miejscu to już nie to samo. Możecie nas wywieźć nawet na Madagaskar ale zbiórka przed szkołą być musi! I o ile się nie mylę, nie wiem czy dobrze pamiętam, to tylko raz tej zbiórki nie było właśnie przed szkołą. A było to w roku 2007:

"W przeciwieństwie do Borowiackiego MnO, który cały czas trzymał równy wysoki poziom. Tym razem Boro było w Czarnej Wodzie i żałowaliśmy trochę, że nie w Czersku bo lubiliśmy (ba! nadal lubimy) tamtejsze powietrze. Dzięki koszulkom czuliśmy, że zostaliśmy w jakiś sposób zauważeni. Co niektórzy zaczęli nas rozpoznawać. A my ciągle znaliśmy tak mało ludzi... Wkrótce jednak miało się to zmienić. Na start wywieziono nas do jakichś lasów. Jak zwykle zrobiliśmy kombinacje i połączyliśmy swe siły. Popełniliśmy największą foźbę jaka dotąd nam się przytrafiła. Przekombinowaliśmy... Pocięliśmy mapkę (która była stosunkowo prosta), na maleńkie kawałki, następnie po wielu dyskusjach i ok. 1,5 godz. główkowania skleiliśmy ją. A ze startu ruszyliśmy się o zaledwie kilkanaście metrów... To nie był błąd, to był wielbłąd. Straciliśmy masę czasu i pomimo, że szukanie PK szło nam całkiem nieźle to nie zdołaliśmy już nadrobić straconych minut. Na metę dotarliśmy jako ostatni, nie było już nikogo... Wszyscy zmyli się już z bazy zawodów. Ale to było dla nas upokorzenie... O mały włos a nawet byśmy sklasyfikowani nie byli. Trochę się wtedy posprzeczaliśmy bo planowaliśmy powalczyć o dobre miejsce, a tu kicha. Trochę bardzo nawet. Dla nas więc był to najgorszy Borowiacki. Ale! Po raz kolejny po prostu muszę wspomnieć o świetnej mapie i fajowym pomyśle! To co podobało mi się w tym najbardziej to to iż marsz polegał na analizie tekstu i powiązaniu tego z mapką. Bomba!"

Najgorszy Borowiacki? Miałem tu oczywiście najgorszy w naszym wykonaniu. I tak faktycznie wtedy było bo zajęliśmy bardzo odległe miejsce. A sam marsz to po raz kolejny była klasa sama w sobie. Zastanawialiśmy się wtedy co tu jeszcze można wymyślić. Kiedy chyba pomysły się kończą? Do dziś nie poznaliśmy odpowiedzi na to pytanie bo nadal jesteśmy zaskakiwani. I wtedy też nie było inaczej. Tak podsumowując ten marsz to u mnie ten Borowiacki zajmuje 3 miejsce (zaraz za V i VI edycją) pod względem fajowości. No i w końcu mieliśmy z tego marszu jakieś zdjęcia. Mam je oczywiście na kompie. Wrzucę je później do picasy albo filmik wrzucę na youtube bo mam tu też takie coś. 

Powoli zbliżamy się do czasów teraźniejszych. Nie zdążyłem jeszcze napisać o tym co zawsze przykuwało uwagę męskiej części uczestników Borowiackiego MnO. Mam tu na myśli dziewczyny zaangażowane w organizację i pomoc przy marszu. Tego to nigdy na tych marszach nie brakowało. I pod tym względem również nigdy się nie zawiedliśmy. Zawsze było na czym oko zawiesić, tym bardziej, że było już ciepło i wiadomo, dziewczyny zrzucają więcej:) VIII edycja pod względem estetycznym była wyjątkowo urzekająca!

"Potem znów nastąpiła przerwa aż do 31 maja kiedy to odbył się VIII Borowiacki MnO. Tradycyjnie już marsz na wysokim poziomie, po raz kolejny zaskakujące mapki. Boro trzyma fason. A co tym razem najbardziej nam się podobało? Zdecydowanie dziewczyny przy zapisach. To był najmilszy akcent tego dnia. A tak poza tym to jak zwykle wariacje i Czępa ugotowany w stroju ninjy. Po marszu zebraliśmy się w kilku luda aby pogadać o utworzeniu nowego pucharu. Planowaliśmy również zebranie w tej sprawie. To był kolejny wyraźny ruch do stworzenia PBT. Zresztą organizatorzy Borowiackiego MnO zdecydowali o odejściu z PK więc VIII edycja ich marszu nie była już klasyfikowana w PK. Tzn. nie powinna być ale trampy dalej ją liczyli. Ale kogo to wtedy obchodziło. Ważne, że zaczęliśmy działać!" 

Wtedy już znaliśmy się całkiem nieźle z ludźmi z LUKS Polu. I dlatego mogło być jeszcze bardziej wariacyjnie. Oczywiście wykorzystywaliśmy to jak tylko się da. Wariacje to najlepszy sposób na nawiązanie nowych znajomości. I tak też ostatnio Wojtek Jr wspominał, że właśnie podczas tej edycji pierwszy raz na żywo zobaczył Kosę... skaczącego po dachu akurat. I jak tu nie zwariować?

I w ten sposób doszliśmy do ostatniej jak dotąd, IX edycji Borowiackiego MnO. Z pewnych względów był to marsz dla nas szczególny. Bo też jakoś kilka dni wcześniej, a być może nawet kilka godzin wcześniej przyjęliśmy do swoich robaczych szeregów dziewczyny. Zatem dla nich był to debiut w naszych barwach. Debiut całkowicie nieudany bo... nie byliśmy nawet sklasyfikowani... No... Poracha. Tym wynikiem, a raczej jego brakiem byliśmy rozczarowani ale wariacje nie opuszczały nas ani na chwilę. Ciągle jeszcze dobrze pamiętam tamten marsz, przecież było to zaledwie rok temu. Był to nasz pierwszy marsz wspólnie z dziewczynami i to od razu na maksa wariacyjny. Co tam się nie działo. Właściwie to wtedy dziewczyny po raz pierwszy na żywo widziały co to się dzieje z nami jak nie kumamy mapy i bierze nas na kuźlowanie. A one idealnie się w te klimaty wpasowały. Kilka słów na temat map w hazardowych realiach. Dla nas okazały się zdecydowanie za trudne, choć pomysł uważam za świetny. Zresztą widać było po wynikach że nie tylko my mieliśmy problemy. Jedno jest pewne, była to nasza największa plama na Borowiacki w historii. Żeby na takim marszu nie być nawet klasyfikowanym... Tych wariacji było aż za dużo tego dnia. Mamy oczywiście relację z tego marszu autorstwa Czępy. Znajdziecie ją pod tym linkiem.

A i tak najlepszym motywem podczas tego marszu były dziewczyny kręcące jakieś filmy. Nawet z nami wywiad zrobiły, Czępa oczywiście brylował w tej rozmowie. Potem wkręciłem go, że te dziewczyny były z teleekspresu i jeszcze tego samego dnia ten wywiad będzie wyemitowany w TV. Czępa bez wahania uwierzył:) A potem jeszcze o 17:15 dzwonił do mnie, że jednak nas nie pokazali i pewnie jutro to pokażą. Ah słodka naiwności.

Spośród 9 jak do tej pory edycji my pojawiliśmy się na aż na 6. Odkąd zaliczyliśmy pierwszy Borowiacki to potem już nigdy nie opuściliśmy żadnej edycji. To chyba całkiem niezły wynik. Ale ten marsz to jest klasa sama w sobie, prawdziwa legenda już teraz. Są oczywiście inne marsze, też bardzo dobre, Borowiacki jednak zawsze był o ten jeden szczebel wyżej niż pozostałe. Te wariacje, przygody, ludzie, mapki, niepowtarzalny klimat. I to już przez 10 lat! 

Do zobaczenia w sobotę! Na fali amigos!

0 komentarze :

Prześlij komentarz

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets