Jak już na tradycję przystało, w ostatni weekend maja (tj. 30.06.2009 sobota) odbył się IX Borowiacki MnO. I kolejną tradycją jaka jest związana z tym marszem, to pogoda, która przeważnie - a raczej zawsze - dopisuje. Można powiedzieć, że i tym razem tradycja została podtrzymana, bo było co prawda chłodno, ale za to słońce świeciło. No i pozwolę sobie przedstawić przebieg wydarzeń. A więc tak:
Gdy wstałem rano, to pierwsze na co zwróciłem uwagę, to na pogodę. Od rana wiał silny wiatr i było chłodno. Gdy wstałem, to coś sobie zjadłem i po 7 rano przyjechał po mnie Driver - Dżeki. Miał ze sobą dziewczyny, które są też w SW4. I po chwili wyruszyliśmy na Las Vegas - czyli do Czerska. Gdy przypatrzyłem się Dżekiemu, to jego wyraz twarzy wyglądał jakby brał psychotropy, bo był jakiś taki zdechły. Ze mną nie było nic lepiej, ale mi nie ma co się dziwić, bo poprzedniego dnia biegałem 16 km. Dziewczyny też wyglądały jakby nie spały 3 dni. A tak apropo dziewczyn to młodsza to Beata a starsza Gosia. No ale dobra. I gdy już dojechaliśmy do Czerska, to zaparkowaliśmy na parkingu - bezpłatnym. I gdy już wyszliśmy z samochodu, to patrzymy, a przy szkole zaledwie kilka osób. Po chwili dochodziło więcej osób. Trochę sobie gadaliśmy z naszymi przyjaciółmi z organizacji marszy (nie tylko Borowiackiego). Od razu na początek było wesoło. Padały różne śmiechowe teksty np. "Widzę radość na twoim uśmiechu". I wiele innych. Jednak aż tak nie było wesoło, bo byliśmy otłumieni jakby nam ktoś w łeb przypierwiastkował. I po chwili zaczęły się zapisy. Ja zapisałem się z Beatą, a Dżeki z Gosią. Byliśmy 9 i 10 drużyną, która będzie startować. No i po chwili tradycyjnie jechalismy autokarem, do miejsca startu, które tym razem było w Klaskawie. Jak zwylke odbyła się prezentacja map i ogólne przywitanie. No i po chwili zaczął się start pierwszych uczestników. I potem następnych itd. Gdy przyszedł nasz czas, to nawet niewiedzielismy jak wyruszyć. Próbowaliśmy iść za tramwajem i nici. A gdy szukalismy sami gdzie znaleźć punkt, to po chwili spisaliśmy jakiś tam punkt i myśleliśmy, że to jest ten. Potem szukaliśmy niby dwójki, ale i tak go nie znaleźliśmy. Później po prostu zrezygnowaliśmy i poszliśmy na miejsce startu i weszliśmy do sklepu i kupiliśmy sobie picie i cos słodkiego. I przy okazji się spytaliśmy sklepowej jak iść do Łęga. Kobieta nam powiedziała co i jak i poszlismy. I niestety, to był koniec marszu, bo poszliśmy na metę. Ale bynajmnie po drodze były wariacje. Dżeki nosił Beatę. Ja wariowałem. I o trasie tyle, bo szliśmy zupełnie inną drogą. I nie wiemy jak było. Gdy dotarliśmy na miejsce mety, to reporterzy z Czerska przeprowadzili z nami wywiad i pytali o trasę. A my powiedzieliśmy, że za dużo o trasie nie wiemy, bo nie szliśmy trasą. Byliśmy chyba pierwsi z naszej kategorii. Po chwili dochodzili kolejni i nie było jakoś u nikogo wesoło, bo nikt nie był zadowlolony ze swojego wyniku. No i przychodzili kolejni itd. I gdy wszyscy już dotarli, to se trochę z harcerzami pogadaliśmy i z dziewczynami. Ja gadałem z Buły siostrą, która przypomniała mi, że ona zakryła punkt na Castri, abyśmy się domyślali. Była fajna atmosfera. Z Beaty się trochę pośmiałem, bo nazwałem ją TELISĄ. A ona zawsze się wściekała. Trochę wariacji było z harcerzami z Kalisk. To są też wesołe goście. Gadałem sobie z Patrykiem Nagórskim głosem hardkorowym. No i wogóle było wesoło. Po chwili trwały przygotowania, do wręczenia nagród z Borowiackiego. A z racji tej, że nam nie udało się obliczyć wyników z Wormsaka, to ogłosiliśmy je na Borowiackim. A więc wręczyliśmy nagrody tym, którzy zajeli miejsca z każdej kategorii od 1 do 3. I gdy skończyliśmy, to wtedy głos oddalismy organizatorom Borowiackiego. Nastąpiło wręczenie nagród. No i szczerze powiem, że poziom był bardzo wysoki, bo zwycięzcy mieli aż ok 500 pk karnych. Po wręczeniu nagród były atrakcje związane z Sundayem, którego czekał chrzest. Miał zaśpiewać hymn LUKS POL-u. Po chwili miał wciągnąć tabakę. Wiem co to jest i nie chciałbym tego już więcej. Bo kiedyś spróbowałem i cały czas kichałem po tym. No i to by było tyle jeśli chodzi o IX Borowiacki MnO. Mam nadzieję, że jubileuszowy będzie łatwiejszy i może pójdzie nam lepiej, bo NKL nas niezadawala. Póki co punktów do Pucharu Borów Tucholskich będziemy szukać na Castri, bo tam właśnie mieliśmy 1 miejsce. Zresztą dla nas i tak liczą się wariacje, a nie wyniki. A więc z mojej strony to wszystko. Do zobaczenia na Castri.
Gdy wstałem rano, to pierwsze na co zwróciłem uwagę, to na pogodę. Od rana wiał silny wiatr i było chłodno. Gdy wstałem, to coś sobie zjadłem i po 7 rano przyjechał po mnie Driver - Dżeki. Miał ze sobą dziewczyny, które są też w SW4. I po chwili wyruszyliśmy na Las Vegas - czyli do Czerska. Gdy przypatrzyłem się Dżekiemu, to jego wyraz twarzy wyglądał jakby brał psychotropy, bo był jakiś taki zdechły. Ze mną nie było nic lepiej, ale mi nie ma co się dziwić, bo poprzedniego dnia biegałem 16 km. Dziewczyny też wyglądały jakby nie spały 3 dni. A tak apropo dziewczyn to młodsza to Beata a starsza Gosia. No ale dobra. I gdy już dojechaliśmy do Czerska, to zaparkowaliśmy na parkingu - bezpłatnym. I gdy już wyszliśmy z samochodu, to patrzymy, a przy szkole zaledwie kilka osób. Po chwili dochodziło więcej osób. Trochę sobie gadaliśmy z naszymi przyjaciółmi z organizacji marszy (nie tylko Borowiackiego). Od razu na początek było wesoło. Padały różne śmiechowe teksty np. "Widzę radość na twoim uśmiechu". I wiele innych. Jednak aż tak nie było wesoło, bo byliśmy otłumieni jakby nam ktoś w łeb przypierwiastkował. I po chwili zaczęły się zapisy. Ja zapisałem się z Beatą, a Dżeki z Gosią. Byliśmy 9 i 10 drużyną, która będzie startować. No i po chwili tradycyjnie jechalismy autokarem, do miejsca startu, które tym razem było w Klaskawie. Jak zwylke odbyła się prezentacja map i ogólne przywitanie. No i po chwili zaczął się start pierwszych uczestników. I potem następnych itd. Gdy przyszedł nasz czas, to nawet niewiedzielismy jak wyruszyć. Próbowaliśmy iść za tramwajem i nici. A gdy szukalismy sami gdzie znaleźć punkt, to po chwili spisaliśmy jakiś tam punkt i myśleliśmy, że to jest ten. Potem szukaliśmy niby dwójki, ale i tak go nie znaleźliśmy. Później po prostu zrezygnowaliśmy i poszliśmy na miejsce startu i weszliśmy do sklepu i kupiliśmy sobie picie i cos słodkiego. I przy okazji się spytaliśmy sklepowej jak iść do Łęga. Kobieta nam powiedziała co i jak i poszlismy. I niestety, to był koniec marszu, bo poszliśmy na metę. Ale bynajmnie po drodze były wariacje. Dżeki nosił Beatę. Ja wariowałem. I o trasie tyle, bo szliśmy zupełnie inną drogą. I nie wiemy jak było. Gdy dotarliśmy na miejsce mety, to reporterzy z Czerska przeprowadzili z nami wywiad i pytali o trasę. A my powiedzieliśmy, że za dużo o trasie nie wiemy, bo nie szliśmy trasą. Byliśmy chyba pierwsi z naszej kategorii. Po chwili dochodzili kolejni i nie było jakoś u nikogo wesoło, bo nikt nie był zadowlolony ze swojego wyniku. No i przychodzili kolejni itd. I gdy wszyscy już dotarli, to se trochę z harcerzami pogadaliśmy i z dziewczynami. Ja gadałem z Buły siostrą, która przypomniała mi, że ona zakryła punkt na Castri, abyśmy się domyślali. Była fajna atmosfera. Z Beaty się trochę pośmiałem, bo nazwałem ją TELISĄ. A ona zawsze się wściekała. Trochę wariacji było z harcerzami z Kalisk. To są też wesołe goście. Gadałem sobie z Patrykiem Nagórskim głosem hardkorowym. No i wogóle było wesoło. Po chwili trwały przygotowania, do wręczenia nagród z Borowiackiego. A z racji tej, że nam nie udało się obliczyć wyników z Wormsaka, to ogłosiliśmy je na Borowiackim. A więc wręczyliśmy nagrody tym, którzy zajeli miejsca z każdej kategorii od 1 do 3. I gdy skończyliśmy, to wtedy głos oddalismy organizatorom Borowiackiego. Nastąpiło wręczenie nagród. No i szczerze powiem, że poziom był bardzo wysoki, bo zwycięzcy mieli aż ok 500 pk karnych. Po wręczeniu nagród były atrakcje związane z Sundayem, którego czekał chrzest. Miał zaśpiewać hymn LUKS POL-u. Po chwili miał wciągnąć tabakę. Wiem co to jest i nie chciałbym tego już więcej. Bo kiedyś spróbowałem i cały czas kichałem po tym. No i to by było tyle jeśli chodzi o IX Borowiacki MnO. Mam nadzieję, że jubileuszowy będzie łatwiejszy i może pójdzie nam lepiej, bo NKL nas niezadawala. Póki co punktów do Pucharu Borów Tucholskich będziemy szukać na Castri, bo tam właśnie mieliśmy 1 miejsce. Zresztą dla nas i tak liczą się wariacje, a nie wyniki. A więc z mojej strony to wszystko. Do zobaczenia na Castri.
0 komentarze :
Prześlij komentarz
Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)