niedziela, 6 kwietnia 2014

Tydzień do maratonu

Wsparcie psychiczne. Pablito pociesza Klocucha, którego
pogryzli psy.
Pozostał już tylko tydzień do maratonu w Warszawie. Już za tydzień o tej porze będziemy po biegu i wszystko będzie jasne. Nastawiamy się na wielkie świętowanie po biegu no bo mamy ku temu przesłanki aby myśleć o super dobrych wynikach. Chociaż ostatnio różnie to z naszą formą bywało. Czas na podsumowanie marca, w którym jeszcze dość mocno cisnęliśmy kilosy.


Kilometrażowo to Pondżol z Krzysiem pocisnęli najwięcej. Ale oni już do tego przyzwyczaili. Pondżol wyczarował 352km, a Krzyś to teraz nie wiem ile ale pewnie też coś koło tego plus kilometry marszu oczywiście. Ja nabiegałem znacznie mniej bo 305km, z kolei Kosa znowu łapał doły kryzysy szarych dni pagóry i tych kilosów naklepał na licznik 264. Kosa oczywiście uznaje taki wynik jako blamaż. 


W marcu słoneczko przygrzewało momentami już na prawdę mocno i w niektóre dni biegało się znakomicie. Było też kilka takich smolistych, mokrych dni gdzie ciężko było nam się ruszyć z domów na trening. Ale tutaj znowu mobilizowaliśmy siebie nawzajem i jakoś udało nam się pokonywać te dystanse. Marzec postanowiliśmy jeszcze mocno przebiegać żeby potem zacząć odpuszczać gdzieś tak dopiero na 3,2 tygodnie przed maratonem. Tak też w sumie zrobiliśmy i teraz biegamy już znacznie mniej intensywnie, robimy też mniej kilosów. Trochę skupiliśmy się na prędkości stąd też kilka treningów było w szybkim tempie. 

Co jeszcze? Było kilka wartych uwagi wydarzeń. Zmieniliśmy sobie na krótki czas trasę biegową. Całą zimę lataliśmy tutaj po lasach więc mieliśmy ochotę na jakieś nowe doznania i przenieśliśmy się na asfalt. Obraliśmy sobie trasę Frank - Lubiki. W jedną stronę wychodziła nam dyszka i w ten sposób mogliśmy sobie dalej realizować nasze 20km i 16km treningi. Trasa sprawdziła się fantastycznie, asfalt pozwolił nam wyrabiać sobie szybkość, a góreczki (co tam są za podbiegi!! Jeden ma niemal 700m!!!) dawaly nam nieźle w kość. Pobiegaliśmy tam gdzieś tak z niecałe 3 tygodnie i teraz znowu wróciliśmy na stare śmieci bo nie ma co za dużo po asfalcie tyrać kolan. Ale wydaje się że ta górska niemal trasa, sporo nam dała. Bo biegając tam momentami na prawdę czuło się wiatr w żagle i poczuliśmy tą formę. Czasem to była niemal euforia tak było dobrze.


Z innych wydarzeń to choćby taka akcja że znowu wybraliśmy się na zakupy i mamy już skompletowany cały sprzęcior do biegania :) To teraz będziemy wyglądać jak ludzie w Warszawie, do miasta jedziemy to trzeba jakoś się zaprezentować. Najważniejsza inwestycja to buty i jak na razie spisują się świetnie. 

Kolejne wydarzonko o którym było głośno to oczywiście akcja Kosy z psami. PSY GO POGRYŹLI. Było gorąco bo jakiś wredny, wielki psiak czapnął Kosę w tyłek i teraz nasz biedny Mariuszek ma troszkę doła po tym. I troszkę psychicznie podupadł. Ale przynajmniej jak jechaliśmy na pogotowie to były wariacje jak smok! Te psiaki to nie jedyny powód dołka Kosy gdyż iż nasz ultras poszedł do roboty u Jacy i słabo teraz u niego z siłami do biegania, z czasem również. Dlatego też nieugięty i uparty Kosa zaczął chodzić biegać coś tam po 4 rano no ale wtedy te psy... I taka to jest robota. 

To nie wszystko. Musimy się pochwalić, że krąg biegaczy się powiększa i do naszego grona dołączyli Becia, Kuba oraz ostatnio Beata. Nawet sprzęciory już mają i teraz w szybkim tempie cały czas polepszają sobie wyniki. Trzymamy za nich kciuki!

No dobra. Pozostał tydzień. Te ostatnie dwa tygodnie teraz były jakieś dziwaczne. Niby odpuściliśmy kilometraż i było bardziej spokojnie ale jakoś tak, no nie wiadomo. Jakby trochę zamuła jakaś przyszła, czarne chmury trochę. Musimy łapać świeżość żeby wystrzelić jak dynamit na maratonie. Przede wszystkim świeżość. No i wypoczynek oraz sen. Teraz to są dla nas najważniejsze czynniki. 

Oby ten tydzień minął nam jak najszybciej bo już nie możemy się doczekać! Nie ma dnia żebyśmy nie myśleli o maratonie!


1 komentarz :

  1. Tak to wszystko prawda. Akcja z psami sprawiła, że wszystko się jakoś spieprzyło. Po tym jak dzień przed zawodami zaatakowały mnie psy, pomyślałem, że już się nie odbuduję. To był dla mnie ciężki okres. Wszystko jakoś tak się obróciło na moją niekorzyść. Nie mogę się wziąć w garść i bieganie na prawdę idzie słabo. Po tym jak luty był słaby - ok to nie jest tragedia - ale jak już marzec - mający 3 dni więcej - a ja mam jeszcze mniej km, to to już nie jest dobrze. Jestem ultra maratończykiem i muszę od siebie wymagać - nie szybkości - chcę po prostu mieć te około 100 km tygodniowo w tym roku (400-450 miesięcznie). No niestety kurde jest źle i muszę z tym coś zrobić, bo ultra już coraz bliżej, a maraton, to tylko rozgrzewka. Orlen będzie porażką, ale za to wtedy muszę dobrze wypaść w Kołobrzeg Maraton.

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets