czwartek, 21 listopada 2013

NaRRacje waRRiacje


Korzystając z okazji iż byliśmy w miniony weekend w Gdańsku, wybraliśmy się na takie bardzo ciekawe wydarzenie jakim były Narracje. Czailiśmy się na to chyba z dwa lata, ale zawsze okazja żeby uczestniczyć w tym evencie wymykała nam się z rąk. Jak powiadają do trzech razy sztuka - tym razem udało nam się dotknąć narracji i być tam na żywo. 


No a co to takiego? Hmm tak krótko mówiąc to jest miejska sztuka. Albo sztuka z zaangażowaniem przestrzeni miejskiej, sztuka nowoczesna (czyli takie niewiadomo co) wkomponowane w miejski pejzaż starego miasta Gdańsk. 
Bardziej łopatologicznie to są takie dziwactwa różne, które stworzyli na ten weekend artyści z całego świata. Bo nawet z Nowej Zelandii tam się ktoś udzielał. Do tych dziwactw można zaliczyć między innymi różne takie filmy czy animacje wyświetlane na ścianach budynków. W większości obdrapanych bądź rozsypujących się ścianach budynku co tylko potęguje ten psychotycznie brudny klimat. Ale nie tylko filmy tam były bo były jeszcze hm jakieś instalacje, audiowizualizacje i jeszcze hmmm no właśnie - kto zrozumie sztukę nowoczesną?

WORMSY PRÓBOWAŁY ZACZERPNĄĆ TEGO NATCHNIONEGO POWIETRZA


Narracje to wydarzenie z rozmachiem. No i chyba coraz bardziej cieszy się popularnością i zainteresowaniem patrząc na to ile ludzi przechadzało się tymi uliczkami. Bo w normalny dzień to chyba nikt raczej się tam nie zapuszcza - okolice za Motławą to taka bida z nędzą. Gruz, ceglane kamienice, blaszane kontenery na śmieci w których śmieci się już nie mieszczą, drzewa postrzępione jak miotły czarownic, szyby w oknach pamiętające czasy Gomułki. I takie tam generalnie underground i ciemne zakamarki. Więcej chwastów i pustych budynków niż słodkiego, miłego życia. SZARÓWA i błoto. 

No ale paradoksalnie jest to znakomite miejsce żeby stworzyć tam odpowiedni klimat dla rzeczy na ogół niezrozumianych, niepojętych, nieznanych. A wszystko to napełnia nieopisanym lękiem, niepokojem a może i przerażeniem. Bo takie właśnie są Narracje. To co podobało nam się najbardziej to właśnie to, że połączono ze sobą te dwa światy - ten brudny szary i realistyczny z tą niepoznaną i dziwną przestrzenią dźwiękową i świetlną. Razem tworzyło to ekscytującą całość, taką tajemniczą w którą mamy ochotę się zagłębić i dlatego pomimo srogiego wiatru, ciemności przechadzamy się po ciemnych chodnikach.

Jeśli chodzi o mnie to ja tej nowej sztuki nie rozumiem ale może po prostu za mało grzybów wżeram no i prochów nie biorę. Taki Da Vinci czy Van Gogh to prawdziwi geniusze co to chyba z innych gwiazd tutaj przybyli na ziemię. A tych dzisiejszych ludzików ciężko skumać, co chcą przekazać i dlaczego jakieś mazajki i krzywe kreski nazywają "dziełem". Często wydaje mi się że jest to jeden wielki blef i plucie w twarz - postawię na krześlę parasol, obwiążę go papierem toaletowym, a wielkie mózgi same wymyślą interpretację, ideologia napiszę się sama. To chyba tak jest.

No dobra. To co tam ciekawego było? W zasadzie to niemal wszystko. Były chyba 23 prace rozmieszczone w okolicy starego miasta. Wszystkie wykorzystujące przestrzeń, okoliczne budynki itd. Prace też przeróżne - wizualizacje, dźwięki, taki miszmasz tego i tego, stworzone coś z niczego i generalnie to niektóre pozycje były tam na prawdę pomysłowe i intrygujące.


Nam najbardziej spodobały się:
WIDMOMOST - ekstra sprawa. Nad rzeczką wisiał sobie most widmo. Tzn most którego na prawdę nie było, ale z daleka mieliśmy wrażenie jakby oba brzegi rzeki łączył ze sobą całkiem zgrabny i ładny mostek. A tu zaskoczenie bo rozwiesili tam tylko lampki, które tworzyły ten nibymost. A że most lekko targał wiatr to na tafli wody odbijało się coś na kształt skakanki. Nie wiem czy było to zamierzone ale wyszła z tego świetlna iluzja. Świetna iluzja!
DOM W ŚMIETNIKU - to był czad. Ten taki zielony sierściuch śmierdziuch z ulicy sezamkowej by nie pogardził takim lokum. Taki duży betonowy śmietnik przy kamienicach przeobrażono w mieszkanie z IKEI. Ty tu urządzisz po prostu. Nawet grzejnik mieli i cieplutko było. Marzenie każdego menela mieć taki śmietnik. Zaskakujące jak prosto można przekształcić tak obskurne miejsce w mieszkanko jak z katalogu!
JAKIEŚ WIZUALIZACJE NA ŚCIANACH - Było kilka takich. Jedno było na takim podwórzy otoczone blokami. Z tyłu jakieś suche wierzby, wystawały jak jakieś kości zza dachów. A niebo takie brudnopomarańczowe, jakby miało już nie być jutro. A wizualizacja - ludziki jakieś, chodzą, budują coś, wszystko się zapętla. Wygląda to okropnie, jak robaki w ziemii. A pfu. CZAD. Zaraz obok kolejna. Zniszczony stół do pingponga, kosz do gry w koszykówkę zrobiony chyba z płotu-siatki. Pustka i rozpad w oczach. Na ścianie odklejają się plastry farby i widoczne są jej poprzednie kolory, umazane brudem. Tam wyświetlany jest film, bardzo niewyraźny. Słychać jakiś niepokojący dźwięk, jakby z daleka. Za naszymi plecami wielka murowana ściana, jak kamienny posąg. A na niej na czerwonym tle zbliża się do nas czterech jeźdźców apokalipsy - tak wyglądali. Czterej magowie w wielkich kapeluszach, opatuleni pelerynami. Im bardziej się zbliżają tym bardziej miękną nogi. Spływamy stąd. 
W zupełnie inny nastrój wprowadzał gigantyczny koleś, który podśpiewując sobie głośno podlewał kwiaty w szklarni. Taki oto zapętlony film puszczali na ścianie browarni. Bardzo sympatyczne i zupełnie odstające od pozostałych instalacji. 


SPALONY BUDYNEK - To robiło wielkie wrażenie. Na jednej z czarnych ulic stał spalony budynek, wielki i wysoki ale zamiast dachu wystawały tylko nadpalone belki. Okna wiały pustką, a całość wyglądała jakby wybuchła tam bomba. Teraz wieje pustką a kiedyś zionął ogniem. No i przed tym budynkiem stał cały szpaler kamerek ustawionych wprost na ten dom. Każda kamerka skierowana była na inną jego część i wyświetlała nagrania w których budynek ten palił się. Pomysł rewelacyjny!
CZAROWNICA - przy tym najdłużej spędziliśmy czas. Była to taka pieczara czarownicy. Już z daleka było słychać operowy śpiew, to czarownica śpiewała teksty z zielnika :) Gdy podeszliśmy bliżej na ścianach ukazywały się rysunki które wychodzą z pod ręki tej wiedźmy. Gdy krzyknęliśmy w jej kocioł (stał tam taki) to na ścianach zaczynały grasować hałasujące szczury. Dość przeraźliwe miejsce. A ile ludzi tam zrobiliśmy w bambuko jak tak staliśmy i krzyczeliśmy do kociołka! ha!

A z kolei najgłupszy pomysł to takie jakby wkłady zapachowe umieszczone w jakimś opuszczonym budynku. I te wkłady śmierdziały jak w toaletach publicznych czasem tak fuuuuuuuuuu. Ale to było idiotyczne ale kto zrozumie artystów?

Ale pomijając to to byliśmy pod wrażeniem tych całych narracji. Wiało grozą a my tak lubimy, no zresztą kto nie lubi. Nad całością unosiła się chmura niepokoju i jakiegoś niezrozumiałego dziwactwa. I do teraz nie możemy pojąć o co chodziło. I dzięki tym narracjom to nawet Gdańsk mnie bardziej zaciekawił bo okazuje się, że nawet miejsca odpychające szarością i pospolitością mają coś fajnego do zaoferowania. Oczywiście jeśli podejść to z innej strony, coś pozmieniać, pododawać, dopisać i wymalować. No i takie to były narracje!

Chętni by wrócić tam za rok!


Jakby kogoś to zainteresowało to tutaj jest znacznie więcej zdjęć. Bo my mamy mało co.

0 komentarze :

Prześlij komentarz

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets