niedziela, 28 lipca 2013

This is Balkans!


Nikt nas nie porwał, nikt nas nie rozstrzelał, nikt nas nie skroił, nie pokroił, nie zgwałcił, nie ugotował w sosie własnym, włos nam z głowy nie spadł! Działy się za to rzeczy równie mocno pokręcone ale na ogół tylko pozytywne dostarczające mocnych wrażeń - skaliste, wzbijające się pod samo niebo góry; słońce palące jak laser, dzikie zwierzęta na drodze (z żółwiem na czele!), szalone autostopy, dzikie niecywilizowane bośniacko-czarnogórskie górskie zakątki, lazurowe wody, miasteczka widma, wspaniali, serdeczni ludzie o wielkich sercach i gorących temperamentach na naszej drodze, wielogodzinne łapanie stopa... 

Kocioł bałkański! Tak właśnie w wielkim skrócie, w jednej pigułce z napisem "this is balkans!" można streścić nasz dwutygodniowy wypad autostopem na bałkany! Wielka przygoda i po raz kolejny niezapomniane wariackie przygody! Życie w podróży smakuje najbardziej!



Tym razem ta podróż była dla nas bardzo przewrotna i w pewnym sensie trudna. Bo wiele razy mieliśmy pod górkę ale zawsze na koniec los się do nas uśmiechał (choć często płatał nam takie figle że mózg eksplodował kilka razy jak arbuz rozstrzaskujący się na ziemii). Zawsze w końcu znaleźli się ludzie którzy z uśmiechem na twarzy wyciągnęli do nas pomocną dłoń i za to właśnie kochamy podróże! Za to że są niekończącą się loterią, taką rosyjską ruletką w której nigdy nie wiesz co się wydarzy!

A co to się działo tym razem! Zaliczyliśmy gościnę u rumuńskiego ojca zajmującego się szóstką dzieci, wsuwaliśmy bałkańskie tradycyjne potrawy, rozbijaliśmy na dziko namiot gdzieś w dzikich górach w bośni i hercegowinie słuchając dobiegających z oddala słów pieśni (poziom dzikości i dreszczy na ciele przekroczył 1000 jednostek), spotkaliśmy na drodze kilka dzikich zwierzaków w tym choćby pająki wielkości wieczka od litrowego słoika (takie co to mają jagody w nich i na ulicy sprzedają), słuchaliśmy opowieści o bałkańskiej wojnie, śpiewaliśmy razem w samochodzie bałkańskie pieśni, zwiedziliśmy zatokę kotorską, Dubrownik, Split. Gały wylazły nam z orbit kiedy cały dzień zwiedzaliśmy cud świata jakim są jeziora plitwickie w Chorwacji. Chorwację zjechaliśmy niemal calutką, prawie cały czas jadąc wybrzeżem które non stop sponiewierało swoim pięknem nasze mózgi i zupełnie przeklasyfikowało nam pojęcie piękna. Zaliczyliśmy najdziwniejszego stopa jadąc ze schizofrenikiem, jakieś 400 km. Odwiedziliśmy najbardziej przerażające miasto w Europie - Sarajewo. Prażyliśmy się w słońcu, zażywaliśmy morskich, tak słonych jak cała paczka paluszków, kąpieli. Spaliśmy na dziko gdzie popadnie. Poznaliśmy wielu super fajnych ludzi. Zaliczyliśmy milion przedziwnych zwrotów akcji. Kilka razy chamsko nas wyrolowano, nie raz czuliśmy się jak w czeskim filmie i w Czechach w sumie byliśmy tym razem dwukrotnie. Przejeżdżaliśmy przez najbardziej hardkorową drogę jaką w życiu widzieliśmy (taką gdzie krowy i kozy mają pierwszeństwo przed ciężarówkami, a jak nie to lecisz w przepaść). Zasmakowaliśmy bałkan!


Działo się tyle, że wyczuwam podświadomie że zapowiada się kolejna niekończąca się i długa relacja! Ale na szczęście zrobiliśmy też z milion zdjęć i po wstępnej selekcji, a następnie selekcji selekcji wybierzemy takie the best from the best żeby się z wami podzielić wrażeniami i was nie zanudzić.  

To teraz się w tym tygodniu jakoś spróbujemy ogarnąć ze wszystkim i postaramy się jak najbardziej podzielić tym wszystkim bo wiemy że przecież kilka osób to interesuje i nasz los nie był im obojętny!
Także dzięki za wsparcie!

No to do zobaczenia Ciao!

0 komentarze :

Prześlij komentarz

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets