Dzisiejszy piękny, słoneczny, jesienny dzień jest dla mnie wielkim dniem. Bo dziś właśnie wreszcie zrealizowałem mój cel - przebiegłem tysięczny kilometr w tym roku!
Dokładnie tysiąc kilosów! Taki cel postawiłem przed sobą gdzieś pod koniec grudnia 2010 roku - chciałem przebiec w roku 2011 tysiąc kilometrów. Dziś mamy drugiego listopada, a mi już teraz udało się tego dokonać! YEAH!
Zajęło mi to dokładnie 83 godziny 49 minut i 29 sekund, które rozłożyły się na 119 treningów biegowych w tym roku. Mój średni czas na kilometr wynosi 5:01 choć ostatnio biegam troszkę wolniej. No i jestem oczywiście dumny z mojego sukcesu!
Teraz wypadałoby się zastanowić nad tym czy 1000km to dużo czy mało. Na początku roku taka liczba była odległym marzeniem jednak po litrach wylanego potu, ciężkiej pracy zarówno w śniegu, deszczu, wietrze, ciemnościach, upałach i innych mniej lub bardziej sprzyjających warunkach to odległe marzenie zbliżało się coraz bardziej i stawało się coraz bardziej realne. A teraz już stało się faktem. I co? Jakoś tak nie czuję żeby był to jakiś rewelacyjny wynik. 1000km to tak jakby biegać przez cały rok, codziennie niecałe 3km. To tyle by wyszło. No tylko że mi zajęło to trochę mniej czasu, a w sumie to jeszcze mniej i mogłoby to potrwać jeszcze krócej. Bo w ciągu tego roku było kilka przerw, a to w marcu praktycznie nie miałem czasu na bieganie, w kwietniu Wormsak zabrał mi dużo czasu, w maju ruszyłem na stopa w świat, a to inne wyjazdy np. w góry, na woodstock, lednicę, teraz niedawno znowu prawie cały miesiąc bez biegania bo z Kosą podróżowaliśmy. A więc tych przerw było sporo.
Ale jakie to wspaniałe uczucie tak sobie biegać. Kiedyś kiedy zaczynaliśmy z Kosą (jakoś tak latem 2008 roku) zaczynaliśmy od 10-tygodniowego cyklu treningowego. Polegał on na tym, że w ciągu tych 10 tygodni mieliśmy zbudować formę pozwalającą biegać nam 30min bez przerwy. Ale to była radocha kiedy udało nam się zrobić ciągłym biegiem 30min! A potem było już tylko dłużej i więcej aż dopadła mnie felerna kontuzja... I z biegania przez długi czas były nici. Cały 2009 rok zmarnowałem. W 2010 roku trochę próbowaliśmy biegać ale był to taki trochę słomiany zapał. Brakowało motywacji, regularności i tej żelaznej dyscypliny która jest niezbędna. I teraz po tym wszystkim nadszedł rok 2011, w którym wszystko się tak pięknie układa i teraz po tym pierwszym tysiaku czuję się nawet jak prawdziwy biegacz!
Czy ten tysiąc to dużo? I tak i nie. Jestem teraz oczywiście z tego bardzo zadowolony. Ale... Ale to dobrze chyba, że czuję taki niedosyt bo on będzie mnie motywował to jeszcze większej pracy. Mam zamiar nastukać jeszcze sporo kilometrów na tym liczniku! A pierwszy tysiak już za mną! A ile jeszcze przede mną! łohoho!
gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje gratulacje
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
marian
Congratulations Dżejk. Jesteś już poniekąd biegaczem prawdziwym. Oby tylko coraz więcej było km.
OdpowiedzUsuń