poniedziałek, 24 października 2011

Co to się działo na Garczynie!


No właśnie, co to się działo! Chyba będzie problem żeby to wszystko opisać ale na fali tego dzikiego szaleństwa i pozytywnej energii po Garczynie spróbuję oddać atmosferę tego dnia. A było jak u Hiczkoka - zaczęło się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie tylko wzrastało! Ale zacznijmy od początku...

No dobra trzęsienia to może akurat nie było, napisałem to dla zmyły żeby zachęcić was do czytania. Ale zamiast tego już od samego rana były wariacje. A więc droga z Bytoni do Kościerzyny była niczym jakiś narkotyczny trip. Trójka kolesi w tzw. gazowniku (bo ten samochód to jest na gaz) - Kosa, Zidek, Dżeki. Jeden całą drogę mówi o laptopie, że jest jego i to po niego jedzie bo mu się należy. Drugi siedzi z tyłu śpiewa, mówi w jakimś dziwnym języku, udaje że śpiewa w zespole "the snackes" gdzie jest jednocześnie wokalistą, gitarzystą, perkusistą i całą resztę, a do tego wygląda jak mały chłopiec z opakowania kinder czekolady. Trzeci zamiast trzymać kierownicę wyciera rękoma łzawiące ze śmiechu oczy. No bo tak tam było wesoło w tym gazowniku. Wiedziałem, że to wóz na gaz - nie wiedziałem, że na rozweselający.

I tak dojechaliśmy. Dobrze nastrojeni po tej jeździe. To jak z gitarą - jak dobrze nie nastroisz to se za dobrze nie pograsz. No a my się nastroiliśmy idealnie! Bo grunt to dobre nastawienie!

Już przy samym wjeździe baza robiła fajne wrażenie. Sporo miejsca, parkingi, las, domki kolorowe jak w jakiejś wieczorynce, taki fajny ośrodek wypoczynkowy. Tak się rozglądaliśmy, że o mało nie rozjechaliśmy Grabarza, który się tam przechadzał. Ten jednak zachował spokój (grabarza) i w porę się ulotnił, a my bez problemu zaparkowaliśmy.

Nadszedł czas na mały rekonesans po bazie, zameldowanie się, odebranie świadczeń (batonik Roger rządzi!), małą kawkę przed wyjściem w las. Przy tej budce Idee Kaffe rozwalił mnie Kosa. Były tam takie ulotki Idee Kaffe, Kosa widząc je spytał faceta, który stał obok "tutaj to są ulotki o marszach tak?" Cały Kosa:) Przed startem zamieniliśmy też kilka słów z Piotrem Łudzikiem, głównym organizatorem zwanym też potocznie "głównym sprawcą całego zamieszania" I tutaj od razu póki jeszcze pamiętam - WIELKI SZACUN Piotrek za ogarnięcie tego wszystkiego! Plusy również dla wszystkich, którzy mu w tym przedsięwzięciu pomogli. My już przed startem wiedzieliśmy, że druga edycja to tylko kwestia czasu. Tak trzymać ludzie!

Kawka wypita, roger zjedzony, Kosa ze stoperem w ręku - czas ruszać. A mnie od samego początku bolała noga, stopa konkretnie. Ten ból stopy to była moja pięta achillesowa no ale powiedziałem sobie "ból jest w mojej głowie" i jakoś szedłem. Zidek twierdził, że noga boli mnie przez to że nie noszę czapki. Podobno jak na głowę jest za późno to leczy się nogi, może jest w tym trochę prawdy. Nooooo ale to tam nie ma co stękać. Od samego początku, jeszcze przed wyjazdem nawet postanowiliśmy, że pójdziemy sobie lajtowo ale maksymalnie uważnie żeby się nigdzie nie pogibać. Takie były założenia - wariacje wariacjami ale trzeba jakoś tutaj wypaść żeby wstydu nie narobić przed tyloma ludźmi. 

Także taki był plan. A każdy plan ma jakieś punkty czy podpunkty. W naszym planie (a był to plan okolicy czyli mapka) również były punkty i to nawet punkty kontrolne. Dokładnie 18 ale w lesie czaiło się ich z trzy razy tyle. Plan ten zakładał jednak pewną frywolność bowiem punkty mogliśmy zaliczać w dowolnej kolejności. Pomysł jak najbardziej dobry przy tak dużej liczbie uczestników. A rozmieszczenie punktów było takie, że tych wariantów (jak najkrótszych) mogło być kilka bo tak były porozrzucane na mapie. I dobrze, o to właśnie chodzi, tak ma być. Interpretacja powinna być dowolna!

Nasza wędrówka wyglądała następująco - 16,1,2,3,4,18,5,6,7,8,10,9,11,12,13,15,14. Generalnie mapa nie sprawiała trudności. Nie na takich mapach się chodziło - żadnych tutaj luster, wycinek, obrotów i innych wynalazków. Tylko czystej krwi mapa. Dla nas fajna odskocznia bo już dawno na takich nie chodziliśmy. Kosa ładnie robił za kalkulator i odliczał kroki, Zidek też jako kalkulator przeliczał skalę, ja jak sekretarka notowałem nasze postępy na karcie startowej. Problemiki jednak pojawiły się w kilku miejscach. Np. przy dwójce kręciliśmy się chyba z dwadzieścia minut i Zidek nam się gdzieś zgubił. Ale jakoś w końcu namierzyliśmy tego czerwono białego diabła (mam na myśli lampion, nie Zidka. Zidek w innych kolorach gustuje) i śmigaliśmy dalej. Na trójeczce spotkaliśmy Mateusza Kąkola, który przybiegł, spisał punkt, zrobił nam focie i... pobiegł na metę by później sprawdzać karty startowe. Ten to jest multiuniwersalny - na trzy etaty jechał, za uczestnika, fotografa i sprawdzającego robił! Przy czwórce Zidek stękał że boli go kolano ale przecież w razie W miał też drugie i nie miał prawa narzekać. Jakoś poszedł dalej. Punkt piąty to w naszym wykonaniu mała kąpiel. Szkoda było czasu na szukanie mostku więc przeszliśmy przez rzeczkę. Kosa nawet butów nie zdejmował, taki z niego chojrak. I nawet Zidka wziął na barana. Szkoda, że się nie wykopyrtnęli do wody bo było by śmiesznie ale i tak było wesoło. A woda taka zimna, że aż nogi od niej bolały. A jakie tam piękne widoki były! Najpiękniejszy widok na całej trasie! Lekko odświeżeni ruszyliśmy dalej i trochę nam się pokićkały krzyżówki w drodze do 7 ale szybko to naprawiliśmy. Potem szło już z górki. Pod górki też podchodziliśmy ale szło nam jak z górki. Albo odwrotnie. Albo. A mniejsza o to. W każdym bądź razie przy 13 straciliśmy chyba z pół godziny bo nie mogliśmy się tam skumać i kręciliśmy się w kółko. A to takie proste przecież było! A może wkradła się lekka dekoncentracja lub lekkie oznaki zmęczenia. Bo tak ogólnie to obliczyliśmy sobie, że przeszliśmy aż 30km tego dnia. No chyba, że machnąłem się w liczeniu. Z pewnością jednak machnęliśmy się przy felernym punkcie 14. Już przy samej końcówce! Spisaliśmy najpierw głupiego stowarzysza (jedynego tego dnia!), a niecałe dwie minuty później przebiliśmy go na prawidłowy punkt. No co za dziadostwo! A tak to bylibyśmy na zero! I to może nawet na podium! 

Już do końca mety gryźliśmy się z myślami przez ten głupi błąd! Ale w sumie to kit z tym i tak było dobrze. Do mety doszliśmy chyba 7min przed końcem naszego czasu. Limit wymierzony idealnie, brawa dla orgów. 

W bazie to wiadomo, jak zwykle hulanki i swawole ale tutaj to było to tak bardzo wyraziste. Pełno ludzi się kręciło, dwa ogniska, dźwięki gitary, grochóweczka. Normalnie baja po 6h wędrówce. No i co najlepsze - wyniki! Super szybkie, ekspresowe wyniki! Tutaj znowu wielkie brawa dla orgów za to, że w takim tempie to ogarnęli. Były jakieś wątpliwości co do PK4, nie wiem o co tam chodziło ale widocznie dwa punkty mieściły się w obszarze kółka bo oba były liczone jako prawidłowe. Jakby nie było, była to dobra decyzja aby iść uczestnikom na rękę. Bo tak to pozostał by mały niesmak, a tak jest git. 

Wielkim zaskoczeniem było dla nas miejsce w pierwszej 10-tce! Zajęliśmy 9 miejsce, a gdyby nie ten głupi błąd to w ogóle byłoby genialnie! Ale i tak jest ekstra i jesteśmy z siebie zadowoleni jak nigdy! To jeszcze bardziej wprawiło nas w dobre humory ale kompletne szaleństwo miało dopiero nadejść. Zaczęło się losowanie nagród!

Zidek cały czas przebąkiwał pod nosem o "jego" laptopie. Był pewny wygranej tak samo jak tego że po studiach informatycznych nie znajdzie pracy. Kosa z nadzieją w oczach wyczekiwał aż zostanie wyczytane jego nazwisko. A dzieci losowały bardzo śmiesznie, a to tatę, a to wujka, a to syna taty itd itp. Małe cwaniaki! Zrobiło się wesoło na losowaniu i tylko Zidek ciągle był pewny swojego szczęścia. 

No i nadeszła ta wiekopomna chwila! Piotr odczytał z kartki "zawodnik z trasy TZ, rocznik 92, Dawid..." Kosa aż krzyknął z wrażenia "Zidek to ty!" Adrych! Dawid Adrych! Zidek oszalał z radości, zwariował i wpadł w szok jednocześnie. Błysk fleszy, brawa, Zidek odbiera lapka z rąk Piotra, uśmiechy, śmiechy chichy, znowu błyski fleszy, dziki szał Zidka. ZIDEK WYGRAŁ LAPKA CO ZA SZCZĘŚCIARZ! 

Na cześć Zidka wołamy HAGALAZ! HAGALAZ! HAGALAZ!

Radość w drodze powrotnej była wielka. My z Kosą siedzieliśmy z przodu i nie mogliśmy uwierzyć jakiego fuksa ma ten szczęściarz, który z takim trudem doczłapał się do mety! A Zidek siedział z tyłu i tulił swojego laptopa śmiejąc się szaleńczo. I nawet jakoś tam tak dziwnie jęczał i jakby bulgotał, takie dziwne dźwięki z siebie wydawał. Więc mówię do Zidka "Zidek ty aż jęczysz z radości! Jakie szaleństwo!" na co Zidek odpowiedział "nieee to skurcze mnie łapią, już nie mogę!"

To było wariackie zakończenie, wariackiego dnia. No piękny dzień. Pogoda piękna, złota Polska jesień pełną gębą, marszyk bardzo fajny, organizacja wzorowa, frekwencja dopisała, nagrody rewelacyjne, trasa bardzo ładna, miejscami nawet piękna, nasza świetna forma i równie dobre miejsce no i na koniec fart Zidka. Hagalaz! 

Dzięki za imprezę i rewelacyjny dzień ludzie!

PS. A tak w ogóle to Zidek powinien pisać tą relację. Z nowego lapka! o!

7 komentarzy :

  1. Dołączę się do słów Dżekiego i dodam takie coś: "Marsz był świetny, z tego względu, że tutaj nikt nie został pokrzywdzony. Każdy dostał pamiątkowy medal, certyfikat i właśnie takie coś na prawdę cieszy, że wszyscy dostaną chociażby coś pamiątkowego. Może to być drobna nagroda, ale jak bardzo cieszy. Wiem coś o tym, bo będąc na półmaratonie też dostałem kilka nagród. Z tym, że tam akurat dostawało się je za ukończenie, więc motywacja była ogromna. I niektóre nagrody były do któregoś miejsca. Np. koszulka była do 300 miejsc. Ja zająłem 212 miejsce na 354 ukończonych. A jeszcze wracając do marszu, to na prawdę organizacja perfekcyjna. Życzyć tylko dalszych imprez tego sukcesu, bo to jak najbardziej był udany z organizacyjnej strony marsz. Mam nadzieję, że spotkamy się na kolejnym tego typu marszach. Ba - nawet nie wątpię w to, że będzie kolejna impreza. Jeszcze raz gratulacje za tak wspaniałą organizację. Wielkie jeszcze raz dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  2. A no właśnie Czępa dobrze pisze. Te świadczenia były super! Zawsze to miło dostać jakiś upominek, a tutaj otrzymał go każdy. Plus certyfikat, woda no i roger! A to wszystko za friko bo wpisowego nawet nie było!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki, dzięki, dzięki i zapraszamy za rok po kolejne nagrody! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałabym zobaczyć jak Kosa nosi Zidka na barana. Za rok jadę i wygrywam coś. Kiedyś ktoś mi mówił o takim zjawisku, że jeśli będziemy ciągle powtarzać coś, co chcemy by się spełniło, to finalnie się spełni. Hagalaz!

    OdpowiedzUsuń
  5. Możesz zobaczyć jak Kosa nosi Zidka na barana bo mamy to na filmiku oczywiście:)

    OdpowiedzUsuń
  6. JA TEŻ CHCĘ ZOBACZYĆ JAK KOSA NOSI ZIDKA NA BARANA!!!
    CHŁOPAKI- GRATULACJE ZA ZAJĘCIE ŚWIETNEGO MIEJSCA
    WSPANIAŁA OBSZERNA RELACJA- TAKICH WIĘCEJ
    AŻ SIĘ CZYTAĆ CHCE!
    POZDRAWIAM
    marian

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytając takie relacje coraz bardziej żałuję, że nie dałem rady wziąć udziału w imprezie. Za rok nie mogę tego przewidzieć

    A was chłopaki i dziewczyny widziałbym w redakcji orientuj.pl - przynajmniej od święta:-) Bardzo zgrabnie napisany tekst.

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets