piątek, 24 czerwca 2011

Lato nad Wdą - relacja

Nazwa Lato nad Wdą może być trochę myląca bo przecież to jeszcze nie lato, a wiosna. I może właśnie dlatego specjalnie pogoda zrobiła wszystkim psikusa i było mokro. Bardzo mokro. Od samego rana było mokro. Jakby mało było tych mokrości to gdy wyjeżdżaliśmy z Bytoni, nieco spóźniona Beata wsiadała do samochodu jeszcze w mokrych włosach, które szybko owinęła ręcznikiem tworząc taki wielki turban. To zawsze bawi mnie niezmiernie bo po co wszystkie panie za każdym razem robią sobie te turbany to ja nie wiem. I tak właśnie ruszyliśmy z Bytoni, jakoś po siódmej rano, z talibanem w turbanie na tylnym siedzeniu i już od samego rana choć mokro było też wesoło. 

Zaraz po dotarciu do szkoły w Wierzchucinach czym prędzej się zapisaliśmy i natychmiast udaliśmy się do busa, który miał nas wywieźć na start. Był to bus dla kategorii TD i TM, a my właśnie tym razem postanowiliśmy udać się na TD. Tylko Zidekowi zachciało się rywalizacji w Tzetach ale skończyło się to jak zawsze klęską. Tak więc kilka minut po przyjeździe ruszyliśmy busem na start. Tam poczekaliśmy chwilę patrząc przez okno jak chlupie deszcz po czym ruszyliśmy na trasę. W roli nawigatora tym razem wystąpiła Beata. Pierwsze dwa punkty zgarnęliśmy bez problemu. W trzecim się zagadaliśmy i minęliśmy taki mini mostek na torach ale ten mostek to był taki mały jakby go jakiś kret zaledwie wywiercił. Po tej chwili zagapienia wróciliśmy na dobrą drogę. Dalej było już bezproblemowo, przy punkcie piątym znowu się zagadaliśmy i podbiliśmy stowarzysza ale trzeba było przyznać, że tam to było sprytnie poustawiane. Zaczęło mocniej padać. I już tak w połowie trasy byliśmy całkowicie przemoczeni ale i tak było fajnie. Żeby było śmieszniej to jeszcze zwolniliśmy tempo bo w tych lasach roiło się od poziomek! Szliśmy bardzo rekreacyjnie więc grzechem byłoby nie skosztowanie tych darów natury, które mieliśmy na wyciągnięcie ręki. I tak co chwilę zatrzymywaliśmy się aby zebrać trochę poziomek, a jak robiło się zimno to ruszaliśmy dalej. Po jakimś czasie doszliśmy do takiego miejsca gdzie miał wisieć lampion ale go nie było. Trochę się tam zakręciliśmy pośród kałuż i błotka, a po chwili skumaliśmy się, że kawałek w las jest przedłużenie tej przecinki. I tam właśnie ten punkt się ulokował, cwaniak jeden. Tak więc to było kolejne sprytne posunięcie i ogólnie to trzeba przyznać, że trasa w kategorii TD była wzorowo skonstruowana, a mapka do najłatwiejszych wcale nie należała i wymagała sporo czujności ze strony uczestnika. No i fajnie. My spodziewaliśmy się łatwej przeprawy w ten deszczowy dzień, a tymczasem trzeba było czasem uważnie pomyśleć. A tak być powinno. Przy ostatnim punkcie też chwilkę szukaliśmy i był on dość podchwytliwy, może mogło tam być trochę więcej treści mapy bo jakoś dziwnie to tam wyglądało ale i tak znaleźliśmy lampion. Na koniec przestało padać i tak jakby trochę cieplej się zrobiło. Akurat jak my już kończyliśmy i szliśmy do mety!

W bazie czekał na nas smakowity poczęstunek. Bo były i drożdzówy i kanapki no i gorąca herbatka. Tego nam było trzeba. Pomimo, że wcinaliśmy po drodze poziomki to i tak rzuciliśmy się na to jedzonko. I tak zajadając czekaliśmy na naszą rodzynkę w TZetach czyli Zidka. Byliśmy przekonani, że poczekamy na niego z kilka godzin bo będzie się tam motał i kręcił nie wiadomo gdzie ale Zidek zaskoczył i przyszedł stosunkowo szybko. Nie zaskoczył z kolei swoim wynikiem ale nikt tego od niego nie wymagał. A i my w TD zebraliśmy aż 61pkt karnych co nas zdziwiło ale nie wynik jest dla nas najważniejszy ale fajnie spędzony czas, a tego dnia było bardzo miło.

No i warto było trochę zmoknąć. Tak ogólnie to niewiele pamiętam takich deszczowych marszy. Pamiętam, że z Kosą kiedyś jechaliśmy rowerami na marsz do Kościerzyny i tam też cały czas padało. A tak to hmmm, no jakoś ta aura zawsze jednak bardziej sprzyja. Ale ci którzy byli na marszu z pewnością nie żałują. Tym bardziej, że był to ostatni przed wakacjami marsz w PBT. Teraz nadszedł czas na LATInO.

Mieliśmy taki plan żeby po marszu pozbierać trochę okolicznych skrzynek. A że czasu jeszcze trochę mieliśmy (ja tego dnia grałem koncert i chciałem być trochę szybciej w domu) i nawet pogoda się polepszyła to też udaliśmy się na keszowanie. No i plan wykonaliśmy w stu procentach bo znaleźliśmy 5/5 keszy w tej okolicy. Razem z nami keszował Kuzyn dla którego był to debiut keszerski. I trzeba przyznać, że Kuzyn ma nosa do znajdywania skrzynek bo znalazł aż trzy. 

A potem to już śmigaliśmy na koncert ale nie o koncercie tu chciałem pisać tylko jakoś podsumować tą relację. A więc tak hmm pomimo że było mokro, a momentami również i zimno to podobało nam się. Bo mapka i teren pomimo, że szliśmy w TD wymagała od nas myślenia i była fajnie zrobiona, bo tyle poziomek tam było w lesie, a i przecież te tereny są takie fajne i jeszcze dla nas nie znane. A dla Beaty i dla mnie był to debiut w Lecie nad Wdą. No i spotkaliśmy się z niektórymi osobami, które teraz zobaczymy dopiero po wakacjach. A na sam koniec zaliczyliśmy jeszcze udane keszowanie. A potem jeszcze koncert, już mniej udany ale był. Także ogólnie to był kolejny świetny dzień w historii star worms.

0 komentarze :

Prześlij komentarz

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets