O Szuwarach pisałem już na forum PBT w temacie o Innych InO ale czuję obywatelski obowiązek aby również tutaj wspomnieć chociaż w kilku słowach o tej imprezie. A to oznacza nic innego jak relację z marszu widzianą z pozycji robaka. Zapraszam serdecznie do krótkiej tym razem relacji, że się tak pięknie i uprzejmie wyrażę.
O samej imprezie dowiedzieliśmy się właściwie nie dawno. I było to dla nas małym zaskoczeniem bo nikt się niczego nie spodziewał, a tu nagle Malo robi imprezę. No i dobrze. Termin nam ładnie przypasował, był to nasz (a właściwie tylko mój) ostatni sprawdzian przed Harpaganem. I był to dla mnie "gum back" na marsze organizowane przez Malo. Minęło już kilka lat od kiedy ostatni raz maszerowałem na jego InO.
Tym razem Star Worms reprezentowane było przez Beatę i właśnie mnie. Do bazy dotarliśmy dość liczną ekipą, razem z chłopakami z Czerska oraz rodzeństwem Buławskich. Już na wejściu spotkało nas pozytywne zaskoczenie - w bazie krzątało się sporo osób! W większości były to same młodziki. To cieszy! W końcu jakaś świeża krew na imprezach w naszych rejonach, jakieś nowe twarze, nowe zbłąkane duszyczki. I bardzo fajnie, oby po tej imprezie dzieciaki zachęciły się do częstszych startów. Trochę się pokręciliśmy po bazie i nastąpiło rozpoczęcie oraz odprawa. Długa odprawa, trzeba podkreślić. A na odprawie znowu szeroko otwieraliśmy ślepia ze zadziwienia. Najpierw na wiadomość o tym jak wygląda mapa w TZ, potem na wiadomość o dojściówce. Potem jakiś dzieciak zastrzelił wszystkich pytaniem: "a można się zgubić?" No, na koniec podcięto nam skrzydła stwierdzeniem, że "jeśli odnajdziemy połowę PK to będzie dobrze" Ale do odważnych świat należy dlatego też postanowiliśmy podjąć wyzwanie.
Już odprawa wzbudziła w uczestnikach sporo emocji jak i również wznieciła w nas niepewność. Co to z nami będzie w takim razie? Przerysowaliśmy PK z wzorcówki na naszą mapkę (nigdy za tym nie przepadałem), następnie Beata czym prędzej naszkicowała (całkiem zgrabnie) schemat dojściówki na start. Teraz tempem 5km/h mieliśmy ruszyć na start. Z takim zadaniem spotkałem się osobiście pierwszy raz, choć słyszałem że takie coś było już stosowane na InO. Ogólnie pomysł jest fajny ale sama realizacja tego pomysłu tutaj pozostawiała trochę do życzenia. Pomysł fajny ale wymaga dopracowania. W trakcie drogi na start dołączył do nas Buła oraz 4 małe dziewczynki, które były wyraźnie podekscytowane ich pierwszym startem na MnO. No i jak same twierdziły "idą dla adrenalinki" Takie podejście mi się spodobało i szybko nawiązaliśmy kontakt ze świeżakami. Ah gdzie te czasy kiedy to samemu tak intensywnie przeżywało się każdy metr trasy.
Doszliśmy na start. Tam dostaliśmy do rąk właściwą mapkę. Mapka była kartką na której nakreślono szereg poplątanych niczym DNA korytarzy i tuneli. Również poziom skomplikowania tej mapy odpowiadał złożoności kodowi genetycznemu. Trzeba być nie lada mózgowcem aby opanować taką mapkę. My tego nie potrafiliśmy. Problem był już na samym początku aby w ogóle ruszyć się w jakąś stronę. Trochę szukaliśmy nie tam gdzie trzeba. Potem postanowiliśmy wrócić na metę i wejść w taką drogę. Zadzwonił do nas Spadik, który również miał sporo problemów ze skumaniem o co tu chodzi. Po chwili spotkaliśmy się. Doszliśmy do pierwszego PK. Spróbowaliśmy też dojść do dwójki. Jakoś się udało. Już wtedy wiedzieliśmy, że będziemy na podium. Kumacie? Mieliśmy tylko dwa punkty i już mieliśmy podium. Ale zdecydowaliśmy się zgarnąć jeszcze jeden PK żeby nie było wątpliwości. Gdzieś nas tam wyrzuciło nie wiadomo gdzie... Nie było sensu żeby szukać dalszych PK więc kierowaliśmy się na metę by od mety odnaleźć jeden PK. Po drodze znowu spotkaliśmy te szalone dziewczyny. Zagubione na maksa ale jakie uradowane! To im się najbardziej podobało. Brawo dziewczyny, to jest podejście! A może one szukały kłeja? My wróciliśmy na metę, na takim ekstra moście. Teraz PK miał być gdzieś w pobliżu Wierzycy, tylko z której strony rzeki? Poszliśmy z lewej, ale po jakimś czasie już było wiadomo że to jednak po drugiej stronie miało być. Mieliśmy jednak sporo szczęścia, jacyś goście czyścili tam rzekę i zaproponowali nam przewóz motorówką na drugą stronę. No jak miło. I gościu krzyczy do nas tak: "Wy też macie tą po****ną mapkę? Chcecie na drugą stronę to was przewieziemy!" No a nam to pasowało idealnie. Przepłynęliśmy i punkt faktycznie był po drugiej stronie. Spisaliśmy go ładnie i sunęliśmy na metę.
Na mecie było już trochę ludzi. W ogóle to meta była ekstra. W takim miejscu jeszcze mety nie widziałem i był to super pomysł. Na takim wielkim moście. Widoki stamtąd były świetne. Potem było ognicho, kiełbaski, rozmowy i dyskusje na temat samego marszu. Tutaj dało słyszeć się różne głosy bo oprócz wielu plusów (przepiękne widoki, fajne ognicho) było też kilka wpadek, które zdarzyć się nie powinny. Zresztą nie będę tu o nich pisał bo pisałem już o tym na forum.
Potem były wyniki. To zawsze się chwali, jeśli wyniki są na zakończeniu imprezy. A wyniki były dla nas bardzo, bardzo zadawalające! Był to jeden z lepszych naszych występów w tym roku, zajęliśmy drugie miejsce! A przy odrobinie szczęścia mogło być jeszcze lepiej. Ale my cieszymy się z tego co mamy jak i również z fajnych nagród, które otrzymaliśmy (kolejny plus). Ja dostałem latarkę, która spadła mi niczym gwiazdka z nieba. Tego właśnie najbardziej potrzebowałem! Dzięki, przyda mi się na harpie!
Podsumowując pomimo iż nie obyło się od błędów to imprezę oceniamy pozytywnie. I zdecydowanie warto było wybrać się na Szuwary. Do zobaczenia na kolejnym marszu!
Zdjęcia możecie oglądać w naszej galerii.
0 komentarze :
Prześlij komentarz
Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)