poniedziałek, 5 lipca 2010

KoneCON3. Hej Przygodo!


Ohayō!

Domyślam się, że mało kto wie, czym jest KoneCON, a więc już wyjaśniam. Jest to konwent mangi i anime, impreza dla wszystkich wielbicieli Japonii. Konwent odbył się w Szczecinie i trwał od 1-3.07. Po uzbieraniu ekipy (Ania, Julia, Monika, Martyna, Aliks, Magda, Angelika, Paweł, Marian i ja) ruszyliśmy w drogę. Okazało się, że tym samym pociągiem jedzie cała masa konwentowiczów. Łatwo było ich rozpoznać->kolorowe włosy, gothic lolity, wachlarze i inne kabaretki. Całą drogę w zasadzie przespałam, ale ponoć dużo się działo. Słyszałam, że ktoś wystawił głowę za okno, a ktoś inny w tym czasie pryskał włosy tej osoby lakierem. Na co ludzie nie wpadną...
Stacja Szczecin Dąbie: Konwentowicze w jednej kupie czekają na autobus. Bilety wszystkie wysprzedane, więc dużo osób jechało na gapę. Ja też. Dodam, iż nasza ekipa+kilka innych osób musiała czekać na kolejny autobus, ponieważ do pierwszego się nie zmieściliśmy. Ale i tak było wesoło pomimo upału i dźwigania ciężkich plecaków.
Po wejściu do szkoły każdy uczestnik otrzymał plan szkoły(istny labirynt...dopiero ostatniego dnia mogłam bez problemu trafić do sleep rooma) oraz plan atrakcji. Pokój do spania dzieliliśmy z jakimiś obcymi mi ludźmi. Już na samym początku spodobało mi się to, że ludzie są tacy otwarci, tolerancyjni i...przytulaśni! Wielu chodziło z tabliczkami „free hugs”. Takie pozytywne to bardzo. Sama czasami korzystałam z takich usług. Były też rzeczy, które nie przypadły mi do gustu. Łazienki były straszne! Może i dzieci z podstawówki(konwent odbywał się w szkole podstawowej) nie muszą zamykać drzwi, ale ja mimo wszystko czuję taką potrzebę bo jednak trzymanie drzwi rękoma jest nieco kłopotliwe. Nie mówię, gdyby nie można było ich zakluczyć bo to chyba by był szczyt marzeń, ale zamknąć już by można było... Prysznic sobie odpuściłam. Worki na śmieci w roli zasłonek to pomysłowy wynalazek, ale kolejki były za dłuuuuugie.
Dnia pierwszego czasu konwentowego pozaznaczałam sobie atrakcje, które chcę zaliczyć. Oglądałam animacje do polskich piosenek(przywołała mnie tam piosenka EWR, którą usłyszałam przechadzając się po korytarzu), byłam na panelu o muzyce japońskiej, na panelu o gejszach->tam było bardzo ciekawie, ale tłoczno i duszno. Oczy mi się zamykały i walczyłam sama ze sobą, żeby nie zasnąć. Teraz inaczej postrzegam gejszę. To artystka!:) Potem poszłam spać...Obudziłam się akurat na koncert zespołu Raiza. Grali j-rock. Na początku ciągle powtarzałam do Mariana: nie czuję tego klimatu, nie podoba mi się ten zespół... itd. No ale starałam się dobrze bawić, więc zaczęłam popychać no i było pogo. Jakiś koleś skoczył mi na stopę i zrobił mi się wielki siniak, a inny pogował w sposób, który nazwałam „na łokietka”. Wywijał łokciami i wszystkich przy tym bił. O 23:00 odbył się fire show. Jak ludzie potrafią się bawić ogniem! Coś wspaniałego. Później oficjalne rozpoczęcie. Organizatorzy przygotowali zabawną scenkę z postaciami z Cartoon Network. Jakoś po rozpoczęciu wybrałam się na wspólne oglądanie Pokemonów. Niestety nie wytrzymałam tam długo i poszłam spać. Raniutko pobiegłam razem z Anią na warsztaty para para dance. Spóźniłyśmy się (lenistwo wzięło górę) i tylko oglądałyśmy tańczących ludzi. Trochę żałuje, że nie tańczyli do Caramel Dance. Uuuuuwielbiam to! Później kilka prelekcji, pokazy sztuk walki(przezorny zawsze ubezpieczony)...Byłam również na lekcji japońskiego. Wyniosłam z niej bardzo wiele...wiem jak jest jabłko-ringo(zapiszcie albo zapamiętajcie). Później COSPLAY. Ludzie przebierali się za różne postacie z anime. Zrobiło to na mnie wielkie wrażenie. O 22;00 znowu fire show. Godzina przygotowywania i 5min pokazu. Uczestnicy byli zawiedzeni...Potem potańcówka w stodole. Jaka wiksa! Tańczyliśmy do różnych znanych piosenek, a co jakiś czas był występ gwiazdy. Odwiedziła nas Hanna Montana(tak to się pisze?), pani od „i kissed girl” (?) i ktoś tam jeszcze. Jakiś koleś chyba bardzo chciał tam mnie poznać. Miał dziwny sposób na podryw. „Fajne miśki na skarpetkach...i super dready masz! Zrobimy sobie razem zdjęcie?”. No luuudzie złoci! Do piosenki „Całuj mnie” wszyscy zaczęli się cmokać w policzki. Istne wariacje. Później policja przyjechała i impreza się skończyła. O 1;00 poszłam na jakieś animacje. O 3:00 na japońskie horrory, które bardziej mnie śmieszyły, niż straszyły. Jak można bać się dyszącego faceta i szczekającego psa? Nigdy nie zrozumiem Japończyków... Niestety zasnęłam i od razu po przebudzeniu poleciałam do sleepa. O 9;00 poszłyśmy na rozmowę z jakimś metalem o wpływie komercji na muzykę. Każdy jeszcze wczorajszy. Nikt nie miał ochoty myśleć i mówić. Chyba lepiej, że ta policja przyjechała... W innym wypadku do rozmowy by pewnie wcale nie doszło. Potem robiłam sałatkę z Marianem i z kolegami jakimiś. Koledzy karmiący się nawzajem papryką byli przesłodcy! Później walki w kostiumach sumo. Jakaś dziewczyna walczyła z kolesiem, który filigranowy mimo wszystko nie był. Ona się już poddawała, aż tu ktoś zaczął krzyczeć „pokonasz go! On jest tylko gruby!”. Podnoszące na duchu...Później pakowanko i dzida na pkp.
Miło wspominam ten konwent. Wybierając się na tego typu imprezy radzę zabrać energy drinki i paprykarz szczeciński. Okazują się bardzo pomocne. Ja np. podkradałam innym jedzenie, ale tego nie polecam. Podsumowując: nabyłam wiele umiejętności i jestem przesycona wiedzą na temat Japonii. Jeśli ktoś jest zainteresowany wyjazdem na konwent to niech da znać. Nasza ekipa każdego przyjmie pod swoje skrzydła.

Shitsurei shimasu!

1 komentarz :

  1. Aligatoooor!

    Namawiałem, namawiałem i wreszcie się doczekałem! W końcu nasza SW4 Gosia się tu udzieliła! Brawo!

    A teraz kilka spostrzeżeń i pytań na temat konwentu (wszakże i ja w pewnym momencie byłem brany pod uwagę jako uczestnik tej wyprawy).

    Pociąg musiał wyglądać na prawdę barwnie. A kto to jest gothic lolita? Czego ci japończycy nie wymyślą. My kiedyś w pociągu pluliśmy się przez okna no ale chwały nam to nie przynosi. W każdym bądź razie w dobrym towarzystwie nawet podróż PKP jest ekscytująca.

    Z tym planem szkoły to tu jest wstyd! Tyle razy byłaś z nami na marszach to tam powinnaś w tej szkole na azymuty chodzić a nie!

    Free hugs - fajny motyw.

    J-rocka to ja nigdy nie skumam. Ciekawe jak to pogo tam wyglądało. Ale nazwa "na łokietka" jest bardzo trafna bo rzeczywiście niektórzy tak pogują. I potem niektórzy uczestnicy po takim pogo wyglądają jak Bolesław Krzywousty bo nie jeden po pysku dostanie.

    Ej a ten sposób na podryw to co w nim dziwnego? Jakbym zobaczył kogoś w skarpetkach z misiami to też bym pewnie o tym właśnie zagadał.

    Ogólnie to widać fajnie było, atrakcji tyle że spokojnie mogliby to rozłożyć nawet na tydzień.

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets