ROK 2004
Można by powiedzieć, że był to przełomowy rok dla inowców z naszego środowiska naturalnego. No dla nas to tak średnio. W tym właśnie roku powstał pierwszy na naszych terenach puchar w MnO. Puchar Kociewia - tak właśnie się nazywał. Jak się później potoczyły losy pucharu to każdy wie ale trzeba zaznaczyć, że kiedyś były to na prawdę świetne marsze. Imprez na orientację w naszych terenach było coraz więcej więc było tylko kwestią czasu, aż ówcześni organizatorzy połączą siły i zorganizują wspólne przedsięwzięcie. Głównym koordynatorem pucharu został SIT TRAMP z Tczewa. Puchar doczekał się również oficjalnej strony. Stronka nadal zalega w czeluściach internetu, możecie ją zobaczyć pod tym adresem. A tak a propos pooglądajcie sobie te stare zdjęcia. Co niektóre to prawdziwe perełki fotografii.
Kalendarz imprez w roku 2004 wyglądał następująco:
3 kwietnia - VII Wiosenne Marsze na Orientację ŁOZINA
24-25 kwietnia - VI Kociewski Marsz na Orientację WANDRÓWKA
29 maja - IV Borowiacki Marsz na Orientację
19 czerwca - III Nocne Marsze na Orientację KWIAT PAPROCI
9 października - VII Kociewski Marsz na Orientację WANDRÓWKA
23 października - V Jesienne Marsze na Orientację BUCZYNA
Pomimo iż za bardzo się w tym wszystkim nie orientowaliśmy, internetu też nie mieliśmy więc dostęp do informacji był ograniczony. No takie kiedyś było zacofanie technologiczne. Oczywiście braliśmy udział w pucharze. Nie byliśmy w to jednak jakoś mocno zaangażowani. Tak frywolnie to traktowaliśmy. Chodziliśmy od tak sobie "ooo jest marsz? no to sobie pójdziemy" Wystartowaliśmy jednak w kilku marszach choć nasz skład wyglądał różnie. Chodziliśmy zwykle razem ale zdarzały się wyjątki. Nie było jeszcze tak, że zawsze chodzimy razem. Jak ktoś znalazł sobie kogoś innego to z nim szedł. No ale zwykle raczej staraliśmy się startować razem bo przecież byliśmy już robalami.
Od tego roku w marsze wkręcił się również Kosa co miało rzecz jasna ogromny wpływ na nas. Wtedy nie podpisywaliśmy się jeszcze jako STAR WORMS ale jako UKS Bytonia. Nie wiem w sumie czemu. Może dlatego, że do takich decyzji trzeba dorosnąć.
Pierwszym marszem w 2004r. były styczniowe Zimowe Harce. Nie znam dokładnej daty. Marsze te nie widnieją nawet w kalendarzu Pucharu Kociewia. Domyślam się iż była to najwyraźniej impreza towarzysząca. Był to nasz pierwszy nocny i zarazem dwuetapowy MnO. A do tego jeszcze zimowy. Organizował go UKS Bytonia w okolicach Czechowa i Bytoni. Startowaliśmy w kategorii szkolnej (tak to się wtedy nazywało) w składzie: Kosa, Rafał, Szogun, taki jeden koleś z jego ojcem, który był naszym opiekunem a raczej piątym kołem u wozu. Wrażenia po tym marszu są niezapomniane. Do dziś wspominamy go bardzo miło i brakuje dziś takich marszy jak ten. Tym bardziej, że zima tego roku była śnieżna i mroźna jak na Alasce. Kilka rzeczy z II Zimowych Harców szczególnie zapadło mi w pamięć. To że Rafał był krótko po tym jak miał złamaną rękę, to że baliśmy się w ciemnym lesie odejść od siebie na kilka metrów (bo nigdy nie wiadomo gdzie czai się zobojętniała buka przecie). Zamarźnięte na kamień spodnie, a najbardziej to chyba to jak ten nasz opiekun pijus jeden w tym mrozie zamiast pić ciepłą herbatę z termosu to chlał zimne piwsko. Że też mu to bebechów nie wymroziło, no ale najwidoczniej miał już doświadczenie. Na noc poszliśmy się przespać do domów bo woleliśmy spać w swoich wygodnych łóżkach i ruszyliśmy na drugi etap. Pijak zamierzał robić przekręty i się rozdzielać... Chyba jednak procenty z tego zimnego specjala poprzewracały mu trochę w bani. To nam się nie podobało. Od tego czasu postanowiliśmy nie chodzić już z żadnymi opiekunami. Zresztą Kosa był już pełnoletni, pełnowartościowy i nad wyraz odpowiedzialny. Tak czy siak tamten marsz był rewelacyjny. Brakuje dziś takich MnO.
Kolejnymi marszami były VII Łozina (tam to chyba tylko Rafał od nas był) oraz dwuetapowa VI Wandrówka (tutaj to już wgl nie pamiętam czy był ktoś z SW4).
29 maja 2004 roku wystartowaliśmy (Rafał i Szogun) w naszym pierwszym (a tak ogólnie to już IV) Borowiackim MnO. Organizacja tego marszu była dla nas czymś jak dotąd niespotykanym. "Olympic Games" tak brzmiało hasło przewodnie tych marszy. Mapka była zrobiona w klimatach olimpijskich, nieco pokombinowana, do tego jeszcze zagadki. To była dla nas nowość. Byliśmy tym wszystkim na prawdę pozytywnie zaskoczeni jak fajne rzeczy można wymyślać podczas MnO. Nasz występ w kategorii dla Średnio zaawansowanych nie należał do najlepszych. "- w pewnym momencie trzeba będzie iść kawałek asfaltem więc trzeba uważać" tak powiedział jeden z organizatorów (Billy lub RL, których jeszcze wtedy nie znaliśmy). A my tymczasem kilka km szliśmy sobie nie wiedząc czemu asfaltem. Słuchanie odpraw techniczcnych nigdy nie było naszą mocną stroną i po dziś dzień chorujemy na tą przypadłość. Zanim weszliśmy na dobrą drogę było już za późno by liczyć na dobre miejsce. Marsz jednak i tak bardzo nam się podobał. Po raz pierwszy widzieliśmy taką pomysłowość na InO.
19 czerwca 2004 roku stanęliśmy przed wielkim dylematem. Tego właśnie dnia w TV pokazywali mecz EURO 2004 pomiędzy Holandią, a Czechami. I był to najlepszy mecz tych mistrzostw. My jednak oglądaliśmy go tylko kilka minut dlatego bo podjęliśmy męską jak dezodorant decyzję i postanowiliśmy wystartować w III MnO Kwiat Paproci. Start był w Goku w Zblewie, meta w Lubichowie. Marsz ten organizowali Trampy. Szliśmy w trójkę: Kosa, Rafał, Szogun. To był bez wątpienia jeden z najlepszych marszy na jakich byliśmy. Przede wszystkim ze względu na wariacje jakie tam się działy. Szliśmy znowu w kategorii dla średnio zaawansowanych, poszliśmy w stronę Gapiej Góry. Tam oczywiście pobłądziliśmy, skumaliśmy się z jakimś kolesiem, wystraszył nas ogromny ptak, szukaliśmy punktu widmo (wszyscy z nas widzieli na bagnach ambonę, której nie było! Przysiągłbym na ogon, że ona tam była!), kosa latał przez żyto na gaciach, chciał nas skopać jakiś dres. Pierwszy raz zetknęliśmy się z czymś takim jak stopczas. Bardzo nam się to podobało. Przypadkowo zakosiliśmy organizatorom ciastka, wafle i cremonę(!). Od tego momentu zaczęły się problemy żołądkowe Kosy. Kosa zaznaczał teren gdzie popadnie, jak dziki rex. A odgłosy, które dochodziły z pewnego stosu kamieni gdzie Mariuszek znalazł ustronną kryjówkę były z biologicznego punktu widzenia wręcz nieprawdopodobne. Kosa najwyraźniej zrobił ze swojej d**y jesień średniowiecza. To był niesamowicie zwariowany marsz. Pierwszy raz odwalaliśmy takie wariacje. Przede wszystkim to Kosa oczywiście odwalał. I to było coś! Nie liczy się miejsce, a wariacje. Taka już wkrótce stała się nasza taktyka. Pamiętam też nasz powrót z tego marszu. Szliśmy z PKP w Zblewie torami do Bytoni. Nigdy dotąd raczej nie łaziliśmy torami. To było dla nas coś fajnego. Tym bardziej że znowu widzieliśmy widmo w postaci pociągu tym razem. Ale to pewnie zmęczenie dawało o sobie znać. Ja postanowiłem jak najdłużej wytrzymać bez snu. Udało mi się to przez 40 godzin. Do dziś to mój rekord. To były szalone, niezapomniane, wariacyjne dni. Jeden z najlepszych MnO jakie pamiętamy. No i pierwszy, na którym działy się wariacje.
Następnym marszem była VII Wandrówka organizowana przez UKS Bytonia. Mało co z tego marszu pamiętam. Szliśmy wtedy w kategorii szkolnej i zajęliśmy nawet 3 miejsce! To był sukces. Pamiętam, że mapka jak na ten czas była trudna. No i coś mi się kojarzy, że Kosa tego dnia miał problemy ze swoją astmą... I chyba ktoś z nami jeszcze szedł. Nie wiem, no zaćmienie umysłu, nic więcej nie pamiętam. Taki trochę marsz bez historii.
Ostatnim naszym marszem w tym roku była V Buczyna organizowana przez Trampów w Gniewie. Też za wiele tam nie pamiętam ale w pamięci utkwił mi widok tamtejszego zamku z wodnistych, gniewskich pól. Robił wrażenie. W tym marszu wziął udział tylko Rafał i Szogun. Hah i to co jeszcze pamiętam, to to że jakiś kolo wrzucał Rafałowi, że wygląda jak zielona żaba czy coś takiego bo był cały na zielono. I rzeczywiście tak wyglądał. Na koniec nastąpiło podsumowanie całego pucharu. Teraz już wiedzieliśmy kogo na co tu stać.
Oprócz tego odbyła się również I edycja Pucharu UKS, którą to organizował pan Irek. Mało co z tego już pamiętam ale startowaliśmy oczywiście. Był to taki cykl kilku małych marszy.
Podsumowując był to dla nas wspaniały rok. Powoli coraz bardziej wkręcaliśmy się w MnO. Uczestniczyliśmy w kilku świetnych imprezach. Zwykle ruszaliśmy cała fajną ekipą z panem Józkiem Ossowskim na czele. To były czasy. Wtedy to był niesamowity klimat. Hah a zamiast lampionów liczyło się szczeble w ambonach i spisywało nr. transformatorów. Wszystko było nowe, nieznane, ciekawe, a wielką frajdę sprawiały nam najdrobniejsze szczegóły choćby takie jak podróż pociągiem. Przygoda z MnO rozpoczęła się na całego.
Marsze w których uczestniczyliśmy:
Można by powiedzieć, że był to przełomowy rok dla inowców z naszego środowiska naturalnego. No dla nas to tak średnio. W tym właśnie roku powstał pierwszy na naszych terenach puchar w MnO. Puchar Kociewia - tak właśnie się nazywał. Jak się później potoczyły losy pucharu to każdy wie ale trzeba zaznaczyć, że kiedyś były to na prawdę świetne marsze. Imprez na orientację w naszych terenach było coraz więcej więc było tylko kwestią czasu, aż ówcześni organizatorzy połączą siły i zorganizują wspólne przedsięwzięcie. Głównym koordynatorem pucharu został SIT TRAMP z Tczewa. Puchar doczekał się również oficjalnej strony. Stronka nadal zalega w czeluściach internetu, możecie ją zobaczyć pod tym adresem. A tak a propos pooglądajcie sobie te stare zdjęcia. Co niektóre to prawdziwe perełki fotografii.
Kalendarz imprez w roku 2004 wyglądał następująco:
3 kwietnia - VII Wiosenne Marsze na Orientację ŁOZINA
24-25 kwietnia - VI Kociewski Marsz na Orientację WANDRÓWKA
29 maja - IV Borowiacki Marsz na Orientację
19 czerwca - III Nocne Marsze na Orientację KWIAT PAPROCI
9 października - VII Kociewski Marsz na Orientację WANDRÓWKA
23 października - V Jesienne Marsze na Orientację BUCZYNA
Pomimo iż za bardzo się w tym wszystkim nie orientowaliśmy, internetu też nie mieliśmy więc dostęp do informacji był ograniczony. No takie kiedyś było zacofanie technologiczne. Oczywiście braliśmy udział w pucharze. Nie byliśmy w to jednak jakoś mocno zaangażowani. Tak frywolnie to traktowaliśmy. Chodziliśmy od tak sobie "ooo jest marsz? no to sobie pójdziemy" Wystartowaliśmy jednak w kilku marszach choć nasz skład wyglądał różnie. Chodziliśmy zwykle razem ale zdarzały się wyjątki. Nie było jeszcze tak, że zawsze chodzimy razem. Jak ktoś znalazł sobie kogoś innego to z nim szedł. No ale zwykle raczej staraliśmy się startować razem bo przecież byliśmy już robalami.
Od tego roku w marsze wkręcił się również Kosa co miało rzecz jasna ogromny wpływ na nas. Wtedy nie podpisywaliśmy się jeszcze jako STAR WORMS ale jako UKS Bytonia. Nie wiem w sumie czemu. Może dlatego, że do takich decyzji trzeba dorosnąć.
Pierwszym marszem w 2004r. były styczniowe Zimowe Harce. Nie znam dokładnej daty. Marsze te nie widnieją nawet w kalendarzu Pucharu Kociewia. Domyślam się iż była to najwyraźniej impreza towarzysząca. Był to nasz pierwszy nocny i zarazem dwuetapowy MnO. A do tego jeszcze zimowy. Organizował go UKS Bytonia w okolicach Czechowa i Bytoni. Startowaliśmy w kategorii szkolnej (tak to się wtedy nazywało) w składzie: Kosa, Rafał, Szogun, taki jeden koleś z jego ojcem, który był naszym opiekunem a raczej piątym kołem u wozu. Wrażenia po tym marszu są niezapomniane. Do dziś wspominamy go bardzo miło i brakuje dziś takich marszy jak ten. Tym bardziej, że zima tego roku była śnieżna i mroźna jak na Alasce. Kilka rzeczy z II Zimowych Harców szczególnie zapadło mi w pamięć. To że Rafał był krótko po tym jak miał złamaną rękę, to że baliśmy się w ciemnym lesie odejść od siebie na kilka metrów (bo nigdy nie wiadomo gdzie czai się zobojętniała buka przecie). Zamarźnięte na kamień spodnie, a najbardziej to chyba to jak ten nasz opiekun pijus jeden w tym mrozie zamiast pić ciepłą herbatę z termosu to chlał zimne piwsko. Że też mu to bebechów nie wymroziło, no ale najwidoczniej miał już doświadczenie. Na noc poszliśmy się przespać do domów bo woleliśmy spać w swoich wygodnych łóżkach i ruszyliśmy na drugi etap. Pijak zamierzał robić przekręty i się rozdzielać... Chyba jednak procenty z tego zimnego specjala poprzewracały mu trochę w bani. To nam się nie podobało. Od tego czasu postanowiliśmy nie chodzić już z żadnymi opiekunami. Zresztą Kosa był już pełnoletni, pełnowartościowy i nad wyraz odpowiedzialny. Tak czy siak tamten marsz był rewelacyjny. Brakuje dziś takich MnO.
Kolejnymi marszami były VII Łozina (tam to chyba tylko Rafał od nas był) oraz dwuetapowa VI Wandrówka (tutaj to już wgl nie pamiętam czy był ktoś z SW4).
29 maja 2004 roku wystartowaliśmy (Rafał i Szogun) w naszym pierwszym (a tak ogólnie to już IV) Borowiackim MnO. Organizacja tego marszu była dla nas czymś jak dotąd niespotykanym. "Olympic Games" tak brzmiało hasło przewodnie tych marszy. Mapka była zrobiona w klimatach olimpijskich, nieco pokombinowana, do tego jeszcze zagadki. To była dla nas nowość. Byliśmy tym wszystkim na prawdę pozytywnie zaskoczeni jak fajne rzeczy można wymyślać podczas MnO. Nasz występ w kategorii dla Średnio zaawansowanych nie należał do najlepszych. "- w pewnym momencie trzeba będzie iść kawałek asfaltem więc trzeba uważać" tak powiedział jeden z organizatorów (Billy lub RL, których jeszcze wtedy nie znaliśmy). A my tymczasem kilka km szliśmy sobie nie wiedząc czemu asfaltem. Słuchanie odpraw techniczcnych nigdy nie było naszą mocną stroną i po dziś dzień chorujemy na tą przypadłość. Zanim weszliśmy na dobrą drogę było już za późno by liczyć na dobre miejsce. Marsz jednak i tak bardzo nam się podobał. Po raz pierwszy widzieliśmy taką pomysłowość na InO.
19 czerwca 2004 roku stanęliśmy przed wielkim dylematem. Tego właśnie dnia w TV pokazywali mecz EURO 2004 pomiędzy Holandią, a Czechami. I był to najlepszy mecz tych mistrzostw. My jednak oglądaliśmy go tylko kilka minut dlatego bo podjęliśmy męską jak dezodorant decyzję i postanowiliśmy wystartować w III MnO Kwiat Paproci. Start był w Goku w Zblewie, meta w Lubichowie. Marsz ten organizowali Trampy. Szliśmy w trójkę: Kosa, Rafał, Szogun. To był bez wątpienia jeden z najlepszych marszy na jakich byliśmy. Przede wszystkim ze względu na wariacje jakie tam się działy. Szliśmy znowu w kategorii dla średnio zaawansowanych, poszliśmy w stronę Gapiej Góry. Tam oczywiście pobłądziliśmy, skumaliśmy się z jakimś kolesiem, wystraszył nas ogromny ptak, szukaliśmy punktu widmo (wszyscy z nas widzieli na bagnach ambonę, której nie było! Przysiągłbym na ogon, że ona tam była!), kosa latał przez żyto na gaciach, chciał nas skopać jakiś dres. Pierwszy raz zetknęliśmy się z czymś takim jak stopczas. Bardzo nam się to podobało. Przypadkowo zakosiliśmy organizatorom ciastka, wafle i cremonę(!). Od tego momentu zaczęły się problemy żołądkowe Kosy. Kosa zaznaczał teren gdzie popadnie, jak dziki rex. A odgłosy, które dochodziły z pewnego stosu kamieni gdzie Mariuszek znalazł ustronną kryjówkę były z biologicznego punktu widzenia wręcz nieprawdopodobne. Kosa najwyraźniej zrobił ze swojej d**y jesień średniowiecza. To był niesamowicie zwariowany marsz. Pierwszy raz odwalaliśmy takie wariacje. Przede wszystkim to Kosa oczywiście odwalał. I to było coś! Nie liczy się miejsce, a wariacje. Taka już wkrótce stała się nasza taktyka. Pamiętam też nasz powrót z tego marszu. Szliśmy z PKP w Zblewie torami do Bytoni. Nigdy dotąd raczej nie łaziliśmy torami. To było dla nas coś fajnego. Tym bardziej że znowu widzieliśmy widmo w postaci pociągu tym razem. Ale to pewnie zmęczenie dawało o sobie znać. Ja postanowiłem jak najdłużej wytrzymać bez snu. Udało mi się to przez 40 godzin. Do dziś to mój rekord. To były szalone, niezapomniane, wariacyjne dni. Jeden z najlepszych MnO jakie pamiętamy. No i pierwszy, na którym działy się wariacje.
Następnym marszem była VII Wandrówka organizowana przez UKS Bytonia. Mało co z tego marszu pamiętam. Szliśmy wtedy w kategorii szkolnej i zajęliśmy nawet 3 miejsce! To był sukces. Pamiętam, że mapka jak na ten czas była trudna. No i coś mi się kojarzy, że Kosa tego dnia miał problemy ze swoją astmą... I chyba ktoś z nami jeszcze szedł. Nie wiem, no zaćmienie umysłu, nic więcej nie pamiętam. Taki trochę marsz bez historii.
Ostatnim naszym marszem w tym roku była V Buczyna organizowana przez Trampów w Gniewie. Też za wiele tam nie pamiętam ale w pamięci utkwił mi widok tamtejszego zamku z wodnistych, gniewskich pól. Robił wrażenie. W tym marszu wziął udział tylko Rafał i Szogun. Hah i to co jeszcze pamiętam, to to że jakiś kolo wrzucał Rafałowi, że wygląda jak zielona żaba czy coś takiego bo był cały na zielono. I rzeczywiście tak wyglądał. Na koniec nastąpiło podsumowanie całego pucharu. Teraz już wiedzieliśmy kogo na co tu stać.
Oprócz tego odbyła się również I edycja Pucharu UKS, którą to organizował pan Irek. Mało co z tego już pamiętam ale startowaliśmy oczywiście. Był to taki cykl kilku małych marszy.
Podsumowując był to dla nas wspaniały rok. Powoli coraz bardziej wkręcaliśmy się w MnO. Uczestniczyliśmy w kilku świetnych imprezach. Zwykle ruszaliśmy cała fajną ekipą z panem Józkiem Ossowskim na czele. To były czasy. Wtedy to był niesamowity klimat. Hah a zamiast lampionów liczyło się szczeble w ambonach i spisywało nr. transformatorów. Wszystko było nowe, nieznane, ciekawe, a wielką frajdę sprawiały nam najdrobniejsze szczegóły choćby takie jak podróż pociągiem. Przygoda z MnO rozpoczęła się na całego.
Marsze w których uczestniczyliśmy:
- ?? stycznia - II Zimowe Harce Czechowo (Kosa, Rafał, Szogun) kat. TJ, ?? miejsce
- 3 kwietnia - VII Wiosenne Marsze na Orientację ŁOZINA Stara Kiszewa - Zblewo (Rafał, ???) kat. TJ, ?? miejsce
- 24-25 kwietnia - VI Kociewski Marsz na Orientację WANDRÓWKA Swarożyn (???)
- 29 maja - IV Borowiacki Marsz na Orientację Czersk (Rafał, Szogun) kat. TJ, ?? miejsce
- 19 czerwca - III Nocne Marsze na Orientację KWIAT PAPROCI Zblewo-Lubichowo (Rafał, Kosa, Szogun) kat. TJ, ?? miejsce
- 9 października - VII Kociewski Marsz na Orientację WANDRÓWKA Kaliska-Bytonia (Kosa, Rafał, Szogun) kat. TJ, 3 miejsce
- 23 października - V Jesienne Marsze na Orientację BUCZYNA Gniew-Kulice (Rafał, Szogun) kat. TJ, ?? miejsce
- Puchar UKS (Szogun, Rafał)
- ??.??.2004 - II Miejskie MnO Bytonia
cdn...
tekst super:) aż się uśmiałem:) ja pamiętam to trochę inaczej ale to już parę lat wstecz!!! a tam to nie mieliśmy 3 miejsca tylko 2 miejsce przegraliśmy ze Spadikiem 1 minuta bo na naszych terenach wyszliśmy gdzieś . . . hmmm po prostu gdzieś:) faktycznie można tak raz spisać wszystkie marsze bo było ich wiele albo i więcej a co najważniejsze z każdym MnO było coraz to weselej i hardkorowo tak jak napisałeś o pewnych dziwnych przerażających dzwiękach wydobywających się z Kosy:)
OdpowiedzUsuńRaFi
e e to masz na myśli EKO Wandrówkę z 2006r. ale o tym napiszę we właściwym czasie. Pomysł też wydaję mi się fajny, niektóre marsze i wydarzenia pamiętam jak przez mgłę ale staram się jak najwierniej to oddać. Sumiennie się do tego przygotowałem i zebrałem wszystkie możliwe materiały. Ale jak coś poprzekręcam to dajcie mi znać bo kiedy to już było...
OdpowiedzUsuńCo racja to racja, z początku byliśmy takimi małymi szurami ale jak się rozkręciliśmy to na całego. Wgl przygotowując tą kronikę utwierdziłem się w tym, że pisanie relacji z MnO to wspaniała inicjatywa. Takie wspomnienia po latach... no ahhhh coś pięknego!
i pamiętaj o szkolnych pucharach gdzie wygrałem a Ty miałeś 3 miejsce a rok później to nie wiem jak się potoczyło bo byłem już w ekonomie:)
OdpowiedzUsuńRaFi
No właśnie nie pamiętam czy ten puchar był rok wcześniej też, a żadnych map nie mam.
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedno na pewno pamiętasz takie marsze: ten jeden on był gdzieś za Tczewem raczej i pamiętam, że kręcił się po lasach koleś na motorze (ksywka Topek chyba czy coś takiego) i nas wkręcił. Kiedy to było? A na koniec chyba też cały kawał torami szliśmy?
A ten drugi to jak Pałys nas wrobił i też nie wiem kiedy to. Może pamiętasz?
To była napewno Buczyna i to było w roku chyba 2004 ewentualnie 2005. Gość to nie był Topek (Nocnik):P ale Toczek:)
OdpowiedzUsuńRaFi