Postanowiłem nadrobić trochę zaległości. Co prawda od koncertu Naleśnika minął już miesiąc to i tak warto o tym napisać. Swoje trzy grosze dorzucił również towarzysz Pondżol ale tylko z początku bo później mu się odechciało pisać.
joł joł tatarzy z zasiedmiogórogrodu (i wszyscy sfilcowani bolilole) 29 sierpnia w Chojnicach zdarzyło się coś nie z tej ziemi...(Ja bym powiedział, że nie z tej ziemi a z patelni). Odbył się koncert słynnego NALEŚNIKA, było ostro...bardzo ostro. Bo to był pierny Naleśnik i smakował rzeczywiście ostro. Bo na dużym ogniu to było wiesz, oj dużo tego ognia było. Ale zacznijmy po kolei. Na koncert wybraliśmy się w trójkę SW4 Gosia, Pondżol - debiutant na metalowych koncertach i ja Dżeki we własnej osobie. Z góry na dół mówię, że to właśnie ja nakręciłem resztę na Flapjacka ale co złego to nie ja! Wszyscy wiedzieliśmy, że będzie hardkorowo. Nikt jednak nie przypuszczał nawet w najbardziej ułańskich fantazjach, że będzie aż taki hardkor.
Przed koncertem kapeli Guzika wszystkich hardkorów nakręcała "muzyka" w stylu Zbyszka Wodeckiego czy Celin Dion "...parole parole parole..." Tak nastrojowej muzyki to przed koncertem jeszcze nie słyszałem. Aż mnie pety świerzbiały od tych biesiadno-weselnych przebojów rodem z przeglądu pieśni i pastorałek radzieckich. Brakowało jeszcze tylko, żeby przydrożny menel pan Zygrfyd spod warzywniaka wyskoczył i zaczął grać na akordeonie i grzebieniu do czesania owczarków alzackich. Folklor bił z głośników jak na dożynkach. Po około 40 minutowym poślizgu na ring wskoczył Flapjack i dosłownie znokautował publikę swoją energią.
Jak tam było? powiedział bym ze gdyby był tam Zbyszek poczuł by we włosach nieskazitelną moc,jego okulary z pewnością by spadły a pszczółka maja zaczęła by piekielnie mocne pogo.
Było mocno. Bardzo mocno. Po trzech kawałkach ledwo trzymałem się na nogach, a przecież to był dopiero początek. Pogo też było mocne. Chyba nawet trochę do przesady. Z początku wyglądało to trochę sztywno, co niektórzy bujali lekko głowami. Ale Guzik nakręcił towarzystwo: "Kochani wy się tu musicie trochę spocić! Jazda!" I się zaczęło. To co grają chłopaki z Naleśnika to jest prawdziwy hardkor. My zaczęliśmy szaleć. Pondżol szybko wyczaił te klimaty i dobrze się wprowadził w pogo. W tym całym zamieszaniu najbardziej trzeba było uważać na dwóch jegomości. Jeden z nich kopał i walił pięściami kogo popadnie, drugi kleił się i obmacywał kogo popadnie. Mam na to niezbite dowody w postaci zdjęć! Koleś najwyraźniej miał nadzieję na jakieś tarło w tym tłumie... Także trzeba było być ruchliwym na wszelki wypadek bo nigdy nie wiadomo czyja to ręka wędruję w okolice intymne. Flapjack nie zwalniał ani na chwilę, wprost przeciwnie nawet przyśpieszał! Jedynym wolniejszym momentem jaki pamiętam był kawałek (jeden z moich ulubionych) Troubleman. A po nim dalej rozpierducha. Tak wygląda hardkorowy koncert! Nie zabrakło skeczów. Guzik patrząc na koszulki bolilolów: "Nie no co za publika tu przyszła. Illusion, Metallica, Motorhead, Królik Buggs." Nie zabrakło motywów zaskakujących. 3 sekundowy kawałek pt. "You go!", grany był nawet dwa razy bo wszyscy domagali się bisu. No i szaleńczy śpiew Guzika: "Szumią kłaki wkoło sraki" Flapjack grał gdzieś tak ok. godzinę i 30 min i pozamiatał co się dało. Poszli jak przecinaki! Dzięki za ten koncert!
Podsumowując to na tym koncercie było wszystko czego zgłodniały metal potrzebuję. Headbanging, pływanie, pogo, full contact, śpiewanie, szumiące kłaki, tarło, trochę śmiechu, trochę gwizdu, smród papierosów, guzik, luzik, growl i francuska poezja śpiewana... To był koncert typu - czadowy. Bolało nas wszystko: nogi, szyja, głowy, gardło. I tak powinno być. eh. Kiedyś mówiłem, że lubię placki, teraz przerzucam się na Naleśnika!
Aaaaa! I co jeszcze! Przed koncertem pogadałem sobie nawet z Guzikiem! I powiem tak, że z Guzika to jest Super Koleś!
You Goooooo!
Galeria z Naleśnikowego eventu
joł joł tatarzy z zasiedmiogórogrodu (i wszyscy sfilcowani bolilole) 29 sierpnia w Chojnicach zdarzyło się coś nie z tej ziemi...(Ja bym powiedział, że nie z tej ziemi a z patelni). Odbył się koncert słynnego NALEŚNIKA, było ostro...bardzo ostro. Bo to był pierny Naleśnik i smakował rzeczywiście ostro. Bo na dużym ogniu to było wiesz, oj dużo tego ognia było. Ale zacznijmy po kolei. Na koncert wybraliśmy się w trójkę SW4 Gosia, Pondżol - debiutant na metalowych koncertach i ja Dżeki we własnej osobie. Z góry na dół mówię, że to właśnie ja nakręciłem resztę na Flapjacka ale co złego to nie ja! Wszyscy wiedzieliśmy, że będzie hardkorowo. Nikt jednak nie przypuszczał nawet w najbardziej ułańskich fantazjach, że będzie aż taki hardkor.
Przed koncertem kapeli Guzika wszystkich hardkorów nakręcała "muzyka" w stylu Zbyszka Wodeckiego czy Celin Dion "...parole parole parole..." Tak nastrojowej muzyki to przed koncertem jeszcze nie słyszałem. Aż mnie pety świerzbiały od tych biesiadno-weselnych przebojów rodem z przeglądu pieśni i pastorałek radzieckich. Brakowało jeszcze tylko, żeby przydrożny menel pan Zygrfyd spod warzywniaka wyskoczył i zaczął grać na akordeonie i grzebieniu do czesania owczarków alzackich. Folklor bił z głośników jak na dożynkach. Po około 40 minutowym poślizgu na ring wskoczył Flapjack i dosłownie znokautował publikę swoją energią.
Jak tam było? powiedział bym ze gdyby był tam Zbyszek poczuł by we włosach nieskazitelną moc,jego okulary z pewnością by spadły a pszczółka maja zaczęła by piekielnie mocne pogo.
Było mocno. Bardzo mocno. Po trzech kawałkach ledwo trzymałem się na nogach, a przecież to był dopiero początek. Pogo też było mocne. Chyba nawet trochę do przesady. Z początku wyglądało to trochę sztywno, co niektórzy bujali lekko głowami. Ale Guzik nakręcił towarzystwo: "Kochani wy się tu musicie trochę spocić! Jazda!" I się zaczęło. To co grają chłopaki z Naleśnika to jest prawdziwy hardkor. My zaczęliśmy szaleć. Pondżol szybko wyczaił te klimaty i dobrze się wprowadził w pogo. W tym całym zamieszaniu najbardziej trzeba było uważać na dwóch jegomości. Jeden z nich kopał i walił pięściami kogo popadnie, drugi kleił się i obmacywał kogo popadnie. Mam na to niezbite dowody w postaci zdjęć! Koleś najwyraźniej miał nadzieję na jakieś tarło w tym tłumie... Także trzeba było być ruchliwym na wszelki wypadek bo nigdy nie wiadomo czyja to ręka wędruję w okolice intymne. Flapjack nie zwalniał ani na chwilę, wprost przeciwnie nawet przyśpieszał! Jedynym wolniejszym momentem jaki pamiętam był kawałek (jeden z moich ulubionych) Troubleman. A po nim dalej rozpierducha. Tak wygląda hardkorowy koncert! Nie zabrakło skeczów. Guzik patrząc na koszulki bolilolów: "Nie no co za publika tu przyszła. Illusion, Metallica, Motorhead, Królik Buggs." Nie zabrakło motywów zaskakujących. 3 sekundowy kawałek pt. "You go!", grany był nawet dwa razy bo wszyscy domagali się bisu. No i szaleńczy śpiew Guzika: "Szumią kłaki wkoło sraki" Flapjack grał gdzieś tak ok. godzinę i 30 min i pozamiatał co się dało. Poszli jak przecinaki! Dzięki za ten koncert!
Podsumowując to na tym koncercie było wszystko czego zgłodniały metal potrzebuję. Headbanging, pływanie, pogo, full contact, śpiewanie, szumiące kłaki, tarło, trochę śmiechu, trochę gwizdu, smród papierosów, guzik, luzik, growl i francuska poezja śpiewana... To był koncert typu - czadowy. Bolało nas wszystko: nogi, szyja, głowy, gardło. I tak powinno być. eh. Kiedyś mówiłem, że lubię placki, teraz przerzucam się na Naleśnika!
Aaaaa! I co jeszcze! Przed koncertem pogadałem sobie nawet z Guzikiem! I powiem tak, że z Guzika to jest Super Koleś!
You Goooooo!
Galeria z Naleśnikowego eventu
0 komentarze :
Prześlij komentarz
Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)