sobota, 17 maja 2014

Worms Cup

Nasza ekipa wraz ze sztabem szkoleniowym
Od naszego turnieju minął już niemal tydzień. Prócz kilka zdjęć i suchych informacji o tym, kto jakie miejsce zajął nic więcej nie napisaliśmy. Wiecie, nie ma to jak relacja z emocjami, taka jeszcze wrząca i strzelająca ogniami! Dlatego teraz czas na taką obszerniejszą relację z pierwszego organizowanego przez nas turnieju piłki nożnej!


Już od dawien dawna próbowaliśmy coś w tej kwestii zorganizować. Najpierw przy nalewce i innych wysokoprocentowych trunkach wskrzesiliśmy ideę grania w piłkę (mowa tu oczywiście o naszej ekipie). Pewnie nie każdy wie ale SW swoimi korzeniami sięga właśnie w futbol. Można by nawet powiedzieć, że to od piłki zaczęła się ta historia. No i nomen omen ten sport nas zwykle jednoczył. Nawet kilka miesięcy temu był przecież motyw, że szukaliśmy składu na mecz z Rowerowcami i powrócił Pondżol z dalekich światów. 

Tak więc od słów do czynów. Zaczęliśmy troszkę znowu w piłkę grać. Wychodziło oczywiście pokracznie i nieporadnie, efekt długiej przerwy, braków kondycyjnych, ogrania, czucia piłki. Po prostu dużo by się chciało, myśli się że ciągle jeszcze dużo się potrafi i jest klej w nodze ale nie. Takie bardziej kopanie się w czoło i bieganie za piłką jak pies - od lini do linii. Tak ta nasza gra sobie teraz mniej więcej wygląda no ale żeby nie było tak słabo to my nazywamy to radosnym futbolem.

z perspektywy kibiców
Potem przyszedł pomysł aby (a jakże inaczej!) rozegrać w końcu wielki mecz z STK Luks Pol. Tutaj pertraktacje trwały długo i jeszcze dłużej. Ale co najgorsze wszystkie plany wzięły w łeb i meczu zorganizować się nie dało. Tak jednak nie mogliśmy tej sytuacji pozostawić, nie nie! Wyszedł taki pomysł, żeby zorganizować turniej. Turniej organizujemy my.

Tak powstał pomysł na Worms Cup. Były dwie gotowe ekipy do grania: My oraz Luks Pol. Założyliśmy na fejsie wydarzenie i sprawa nabierała rozpędu. Zgłaszały się kolejne drużyny, potem kolejne drużyny się wycofywały, niektóre powracały znowu. Ogólnie taki bałagan że ja nie mogę. Praktycznie do 11 maja, czyli dnia w którym rozgrywaliśmy turniej nie wiedzieliśmy ile drużyn wpadnie grać. Nie wiedzieliśmy ile będzie ludzi. A do tego od samego rana taka ulewa że świata nie widać. Zawisły czarne chmury.

Ale ekipy do grania były. A niebo się rozchmurzyło, nie do końca i z przerwami na deszczowe nawałnice ale jednak. Możemy grać turniej.

Wicia kontroluje sytuacje
6 ekip: Star Worms, STK Luks Pol, FC Po Nalewce, Auto Części SEBA (wzamian za rowerowców), Borzechowo Orlik oraz składanka Czersk/Bytonia. Taki zestaw drużyn uformował nam pierwszy turniej Worms Cup.

Mogliśmy więc rozegrać to tak jak planowaliśmy. Dwie grupy, potem drabinka pucharowa. Wszystko szło zgodnie z planem.

Teraz do historii tej sympatycznej wpleciemy czarny charakter. Z grubym brzuchem, głupkowatym uśmieszkiem i buractwem wypisanym na tępym obliczu. Sędzia.

Tu nie chodzi o to, żeby tak dla tradycji ponarzekać na sędziego. Nic z tych rzeczy. Poziom sędziowania tego gbura to jedno, drugie natomiast to poziom jego zachowania a raczej brak jakiegokolwiek poziomu. Gruby jest tam w Borzechowie gościem zajmującym się Orlikiem i prawdopodobnie przylazł po to aby rozwalić nam fajną zabawę. Od samego początku (takiego wstępnego przemówienia) pokazał się z najgorszej strony, wtrącał się i dał popis buractwa i chamstwa. Potem było już tylko gorzej. Gościu non stop walił chamskie odzywki, prowokował i wszystko psuł. Ciśnienie podskoczyło wszystkim. Atmosfera momentalnie stała się nerwowa i była spina. Przez jednego grubego gnoja który wszystkich rozjuszył swoim frajerstwem. Zresztą nie będę tu na niego rzucał mięsem bo to nie ma sensu (gruby to by może chciał żeby w niego mięsem rzucać to by coś jeszcze chapnął). Ale kilka słów o głupocie najwyższych lotów: Najpierw sędzia twierdzi że nie ma wślizgów, potem że są jak są przepisowe. Potem non stop mówi że nie znamy przepisów. Że auty z ręki tak jak w piłce halowej. Że nie poda nam czasu do końca meczu bo teraz gramy. A jak Wicia krzyczy w trakcie meczu "MOJAAAA!!!!" i robi wyjazd z piłką to on przerywa nam gre mówiąc "jaka twoja? co sie drzesz? To jest twoja piłka ? Nie jest. To co sie tu wydzierasz??" A nam się łapy zaciskają w pięści a ciśnienie rozsadza skronie. *&$(*&#$%(*Y!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Tak dość niekonwencjonalnie, futbol na tak!

Tak to rozlosowaliśmy:


Grupa śmierci A: Star Worms, FC Po Nalewce, Czersk/Bytonia
Grupa śmierci B: Borzechowo, SEBA, STK Luks





To teraz co się działo z naszą ekipą. 
W pierwszym inauguracyjnym spotkaniu zmierzyliśmy się z drużyną FC Po Nalewce. Z chłopakami mierzyliśmy się już kilka dni wcześniej w treningu/sparingu więc conieco już o sobie wiedzieliśmy. Nie byliśmy tacy incognito. Ale wtedy to też, za dużo nie można było wywnioskować bo pełno knapów z nami grało i latało na wszystkie strony. Za duży bałagan. Ale wiedzieliśmy już wtedy, że ekipa jest mocna (a tym bardziej po nalewce!) i lekko nie będzie. Zrobiliśmy sobie analizę taktyczną i wyszliśmy takim oto ustawieniem. No zresztą nie mieliśmy zbyt wielu opcji do zaoferowania.


Grześ napiera

Pondżol tutaj na pełnej szarży
Zidek (GK)

Obrona: Oley, Grześ
Pomoc: Wicia, Szogun

Atak: Pondżol na szpicy!

Jeszcze kilka słów o tym jak bardzo wykruszył nam się przed turniejem skład! Jako pierwsza odpadła nasza gwiazda w składzie czyli Czępa. Niestety w meczu sparingowym nasz bramkarz nabawił się kontuzji łapy i po dziś dzień nie wiadomo co z nim będzie. Bo Kosa jeszcze się do lekarza nawet nie wybrał, a łapa dalej nie taka jak być powinna. Kosa z żalem musiał pożegnać się z grą w turnieju. Niestety. Ale za to odnalazł się w innej roli. Nasza drużyna potrzebowała przywódcy i trenera. Kogoś kto ogarnie ten zespół od strony taktyczno-motywacyjnej. Kto da nam zastrzyk wariacji. W tej roli nie mógł wystąpić nikt inny jak.... DIEGO SIMEONE KOSA NASZ TRENEIRO W GARNIAKU I NAŻELOWANYCH WŁOSACH!!!! Z dumą możemy mówić o tym, że jako jedyna drużyna mieliśmy prawdziwego trenera.

akcja bark w bark, kark w kark
Po tym samym sparingowym meczu z gry wypadł nasz harpagan Krzyś. Wszyscy stawialiśmy, że będzie walił niezmordowane susy na lewej stronie obrony niczym Patrice Evra, tymczasem Krzyś nie zagrał nawet jak Wawrzyniak bo... kontuzja wykluczyła go z gry...

Trzeci nieobecny to nasz świetny pomocnik Adrian. Tutaj sprawy zawodowe (chyba jego poprzedni klub nie wyraził zgody) zatrzymały go i musieliśmy sobie radzić bez niego.

I ostatni mohanikanin. Koleś który miał zaliczyć wielki powrót do gry... Sagan! Dla niemal wszystkich postać kompletnie nieznana - dla nas wormsów - absolutna legenda! Jeden z założycieli Star Worms miał powrócić do gry no ale... no właśnie... chyba fjordy w norwegii go zatrzymały.


Tak to wyglądało. Miało być bogactwo w składzie, a tymczasem pozostaliśmy nawet bez ławki rezerwowych. To miało duże znaczenie dla naszych poczynań ale musieliśmy sobie jakoś radzić.



KONTRA!
Przejdźmy do meczu! Nie wiem która to była? Druga trzecia minuta? Zidek kontuzjowany!!!!! Chłopak źle stanął i już zaraz na początku spotkania nabawił się kontuzji i to jakiej! Skręcony staw skokowy! Teraz to już wiemy ale wtedy wiedzieliśmy tylko, że jego noga z każdą kolejną minutą wygląda jak powiększający się balon. Na koniec balon był już gigantycznych rozmiarów. No ale Zidek okazał się takim fighterem, że grał z kontuzją od samego początku aż do ostatniego gwizdka sędziego w tym turnieju!!! Nasz bramkarz rozegrał cały turniej ze skręconą petą! I jeszcze mało tego że grał.. bo Zidek pokazał klasę wielkiego bramkarza i nie raz ratował nam skórę swoimi niesamowitymi interwencjami!

Powrót panowie!
Tak było już w pierwszym meczu. Początek mocno chaotyczny. Nikt nie wie co i jak. Jak pies do jeża. Do tego mokra nawierzchnia i piłka dostająca poślizgu. Ale w miarę upływu czasu narastała przewaga Nalewki. A potem to już zupełnie przejęli inicjatywę i tylko cudowne interwencje Zidka oraz (czasami) ich pudła w znakomitych sytuacjach ratowały nas przed klęską. W drugiej połowie jednak nasza gra wyglądała już nieco lepiej i w końcowych minutach niespodziewanie udało nam się zdobyć dwie bramki w zupełnie przypadkowych sytuacjach! Futbol bywa brutalny a niewykorzystane sytuacje się mszczą! Dowieźliśmy wynik 2-0 do końca po bramkach Szoguna oraz Pondżola. Z gry nie byliśmy zadowoleni, z wyniku jak najbardziej.

Tutaj znowu chwilowa kontrola gry
Myśleliśmy że po meczu Kosa Treneiro rozniesie nam tą szatnię w pył i drobny mak. Ale nic takiego nie miało miejsca. Kosa delikatnie zasugerował nam tylko "że tak nie powinniśmy grać bo przegramy" To jest podejście!

Na drugi mecz wyszliśmy na luzaka. Graliśmy z Czersk/Bytonią i wszystko szło idealnie. Dość szybko objęliśmy prowadzenie 2-0, strzelcami znów ten sam duet. Mecz był pod kontrolą, a my mając na uwadze że nie mamy rezerw postanowiliśmy zluzować i to się na nas zemściło. Bo popuściliśmy za dużo i pomimo cały czas dobrej gry i 100% sytuacji z naszej strony, to spotkanie przegraliśmy 3-2..

Na szczęście awans z grupy mieliśmy zapewniony!

W drugiej grupie zwyciężyła ekipa Auto Części, drugie miejsce przypadło Borzechowu. Tym samym po dwóch dotkliwych porażkach z turniejem pożegnał się STK Luks Pol. Już po fazie grupowej. Niestety nie doszło podczas turnieju do szlagierowego meczu, derbów PBT czyli STAR WORMS - STK Luks POL!!!
Turniej wiele na tym stracił, oglądalność też. 

Szarża!!!
W przerwach między meczami, w trakcie też, cały czas były spiny z sędzią. Cały czas użeranie się z tym bucem.

W półfinale zmierzyliśmy się z ekipą Auto Części SEBA i dostaliśmy od nich srogie lanie 9-2. Mieliśmy postawić w bramce autobus bo zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy od nich słabsi i bez rezerw. No ale autobus się rozjechał, taktycznie byliśmy niezdyscyplinowani i tak to się skończyło. W meczu lataliśmy jak szaleni od jednej bramki do drugiej i dawaliśmy z siebie wszystko ale to okazało się za mało. Za mało zgrania, zbyt mało umiejętności, brak rezerw. Odpadamy w półfinale!

A tutaj bronimy jak możemy

W drugiej parze Nalewka poległa z Borzechowem.


W meczu o trzecie miejsce mieliśmy więc powtórkę. Zmierzyliśmy się ponownie z ekipą Nalewki. Początek tym razem był w naszym wykonaniu doskonały. Od początku mieliśmy kontrolę, stwarzaliśmy sytuację i udokumentowaliśmy to bramką Pondżiego. Potem jednak tempo nam siadło, opadliśmy z sił a Chłopaki z Nalewki przejęli inicjatywę i już do samego końca mocno nas cisnęli. Nie obronił nas nawet Zidek (no chyba że od większej porażki) i w meczu o trzecie miejsce przegrywamy z FC Po Nalewce 5-2 (dwie brameczki Pondżola). Gratulacje dla chłopaków za świetną postawę! 

Tak Seba z Nalewki celebruje ostatnią bramkę w meczu z nami

No i ten mecz, o trzecie miejsce, to było najlepsze spotkanie turnieju bo: Poziom spotkania był na prawdę niezły, były emocje, ale przede wszystkim! Były wariacje, radosny futbol, gra fair play, śmiechy i wszystko na luzaku i na wesoło! Taki miał być cały ten turniej ale przez kilka powodów to niestety nie wypaliło.



W finale Auto Części wygrały z Borzechowem 3-1 i zostali zwycięzcami Worms Cup. Gratulujemy.


A tu MVP turnieju w swej akcji!
Potem wiadomo. Rozdawanie medali, pucharu i nagród. Na najlepszego bramkarza kapitanowie wybrali po zażartym głosowaniu (kamień,papier,nożyce) bramkarza Auto Części. Fajny koleś i bronił znakomicie ale żałujemy że nie zwyciężył nasz walczak Zidek! Należało mu się!
Królem strzelców został koleś z Auto Części.
Natomiast MVP turnieju został Łukasz Dorawa z FC Po Nalewce i należało mu się bo wymiatał! Kluczowa postać tego zespołu i meczu o trzecie miejsce:) Nasza ekipa na niego głosowała.




Po turnieju poszliśmy na pogadankę z sędzią/zarządcą orlika. Było ostro ale trzeba było przegadać dziada.






FC Po Nalewce!

Takich kilka spostrzeżeń.

Super inicjatywa z turniejem ale drużyny powinny być totalnie amatorskie. Takie sklejane zupełnie na potrzeby turnieju. Nie ma co grać z ekipami które grają gdzieś w jakichś ligach. Bo to nie dla nas. My chcemy sobie tylko na spokojnie i wesoło popykać w piłkę z kumplami. Śmiejąc się wesoło ze swoich akcji i mieć z tego super frajdę. A nie tam wielka spina, wielkie piłkarzyki i wyzwiska co mecz.

Sędzia. Nigdy więcej nie gramy w Borzechowie. A sędziego musimy znać i sami go sobie załatwiamy.

No i sprawa ostatnia. Coś czujemy, że będzie druga LEPSZA! edycja Worms Cup.



To tyle na razie. Oddaje głos do studia.

0 komentarze :

Prześlij komentarz

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets