sobota, 1 lutego 2014

Styczeń pod znakiem biegania


Od kiedy tylko zaczęliśmy biegać kilka lat temu, to zima zawsze była dla nas sporym wyzwaniem. Ale to przechodzi chyba każdy biegacz. Mróz, śnieg, wiatr i ciemności to nie są sprzyjające warunki. Pamiętam, że były takie zimy że biegaliśmy niewiele, szybko bowiem zniechęcały nas zaspy śniegu które zalegały na wietrznych polach po których przyszło nam biegać. Ale od jakichś dwóch lat skumaliśmy się, że dobrze przepracowana zima to klucz do sukcesu. Bo właśnie zimą trzeba sobie zrobić kondychę, natrzepać kilosów i zrobić tą siłę, żeby potem wszystko procentowało przez resztę sezonu. 

Dla wormsów nadszedł styczeń 2014. Przed nami kwietniowy, największy biegowy cel - Orlen Warsaw Marathon. STYCZEŃ BYŁ REKORDOWY pod wieloma względami. DUMA!



Już w grudniu zrobiliśmy całkiem dużo kilosów. Najwięcej Pondżol i Kosa, ja od nich miałem sporo mniej, a najmniej z naszej biegowej czwórki miał Krzyś, który grudzień przeznaczył na roztrenowanie. Postanowiliśmy mocno przycisnąć w styczniu i każdy z nas zrealizował ten cel z nawiązką!

Najwięcej kilometrów przebiegł oczywiście Kosa. Piszę oczywiście bo nie od dziś wiadomo że tego biegowego czubka na takie szalone miesiące stać - Kosa zarzynał się w styczniu na tyle, że biegał niemal tylko po 20km. Chyba tylko z trzy,cztery razy zrobił dystans mniejszy niż 20km. Czyli latał po tych lasach jak maszynka. Tempo Kosa ma powolne ale swoje robi i stąd też dla niego styczeń był rekordowy bo przebiegł aż 476km! Przekalkulujcie to sobie i wyobraźcie teraz ile trzeba na to bieganie poświęcić sił, czasu i ile determinacji i samozaparcia włożyć w to żeby taki wynik uzyskać. Za ten kilometraż szacun i tylko żeby Kosa się nie zarżnął do wiosny no i trochę popracował nad tempem bo czasem jest ono tak zamulaste.

Krzyś, który z nami nie biega ale za to forsuje górki w oliwskim lesie, zrobił 383 kilosy. Szacun za to tym większy bo Krzychu biega po takich górach o jakich się fizjologom nie śniło. Tempo ma jeszcze gorsze od Kosy, a nawet dużo gorsze ale te przewyższenia są dla niego usprawiedliwieniem. Zresztą nie o szybkość tu się rozchodzi, a o biegową siłę a wszystko wskazuje na to że do harpagana Krzyś siłę będzie miał przepotężną niczym conan barbarzyńca!


Troszkę mniej od Krzysia miał nasz szalony Pondżol rakietowiec. 376 kilosów i również jego miesięczny rekord! To jest diament do oszlifowania jakiś! Bo wszyscy przecieramy oczy ze zdumienia, że Pondżol jeszcze z trzy miesiące temu nie biegał nigdy w życiu 20km, a teraz 20tka to dla niego bułka z masłem. Bo dwudziestki potrafi przebiec w takim czasie, że Kosa i ja możemy tylko pomarzyć o takim wyniku! A Pondżol niemal każdy trening w takim tempie przeprowadza, istna torpeda. No i nigdy też takiego miesięcznego kilometrażu nie robił, a teraz od tak sobie tyle km przebiega i nic sobie z tego nie robi! Teraz jak spadł śnieg i tydzień nie biegamy razem (bo praca to uniemożliwia) to często po śladach na śniegu obserwujemy czy Pablito biegał. Zazwyczaj ślady są i widać po nich że Pondżol wali takie susy po śniegach jak sarenka!

No i na koniec ja, z najmniejszym kilometrażem ale i tak dla mnie rekordowym! Bo w tym miechu ja zrobiłem 314km i bardzo jestem z tego powodu dumny! Nigdy w życiu tyle nie biegałem i teraz sam na własnej skórze wiem jaki to ciężki kawałek chleba. Ale jest dobrze, jest dobrze! I wierzymy że będzie jeszcze lepiej. Tym bardziej super dla mnie że też często biegam dwudziestki, a najdłuższy dystans jaki w ogóle w tym miesiącu zrobiłem to 26km! W śniegu na przełajach i jest to dla mnie super wynik!


Styczeń był więc dla nas rewelacyjnym miesiącem. Żyjemy teraz bieganiem niemal tak bardzo jak robi to Kosa. I właśnie tak upłynął nam miesiąc, na bieganiu po zaśnieżonych ciemnych mroźnych szlakach. Ogólnie był to super miesiąc bo z początku śniegu nie było, były za to ciągle ciemności. Potem spadł śnieg i razem z nim przyszły wielkie mrozy, nawet 20 stopniowe! Biegaliśmy dalej mobilizując się wzajemnie:)
Był taki jeden piękny dzionek, w którym zachód słońca trwał chyba z godzinę i mieliśmy wtedy niesamowite widoki. Bo śnieg zaróżowił się od promieni, a niebo miało kolor galeretki  i budyniu - taki różowato pomarańczowy. CO TO BYŁA ZA PIĘKNA CHWILA! I my niestrudzeni biegacze, na 18 kilometrze biegu - uśmiechnięci, przymarźnięci i cali biali od mrozu i lodu śmigamy sobie po tych lodowych polach, a między nami pomykają sarenki! Tego w tym styczniu nie zapomnę!
A oprócz tego atrakcji dorzucają nam dziki, które ostatnio bardzo często spotykamy (i to nawet w większych grupach z małymi). Oj chyba trzeba będzie podkręcić tempo tak w razie jakby dzikom przestało się podobać, że się tam kręcimy. Bardzo fajnie, że mieliśmy też okazję pobiegać z Krzyśkiem jednego dnia który przyjechał do nas. Co jeszcze w styczniu? hmm... A, no właśnie! Obkupiliśmy się w sprzęt! Nowa bielizna termo, Kosa to już w ogóle kupił chyba wszystko włącznie z plecakiem. Takie rzeczy jak rękawiczki, czapy, kominiara są już w naszym zimowym zestawie i biega się w tym wszystkim znacznie bardziej komfortowo!
No i najlepsze w tym wszystkim ciągle jest to, że to bieganie często wygląda tak jak spotkanie towarzyskie. Czyli spotykamy się tylko że nie przy herbatce czy piwku tylko że na bieganiu. I TO DAJE POWERA!


Oby do wiosny bo ostatnio coraz bardziej musimy się mobilizować do wyjść, a jeszcze sporo przed nami. Zima już trochę daje się we znaki i chciałoby się już tej wiosny:) A tym czasem jeszcze luty przed nami i znowu zamierzamy ostro trenować bo maraton tuż tuż!

4 komentarze :

  1. Wspaniale to ująłeś Dżeki. Na prawdę chyba każdy z nas jest zadowolony z tego miesiąca, bo był rewelacyjny.

    OdpowiedzUsuń
  2. na dzień dzisiejszy nie ma innej opcji jak nadać status " STYCZEŃ najlepszym miesiącem 2014 roku"...w tym urojonym "plebiscycie" mając do dyspozycji tylko jeden miesiąc jest to porownywalne do... nagrody wójta gminy "Z" czy nagrody dyrektora hah (kto kojarzy te klimaty i przegląda kuriera wie o co chodzi) ...ale jak nie mowic o styczniu, że to super miesiąc skoro działo się naprawde wiele, urodziny Szoguna, trzydzietolecie Kosy, emocje na ściankach (...jaki ja nabuzowany byłem haha), łyżwy...nawet siedem nowych smaków, i te przepiękne kilometraże;-) to jest właśnie to...WCIĄŻ SIĘ DZIEJE i oby tak dalej☆☆☆☆☆
    P. Pondżol

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzeczywiście, w styczniu dopadła Wormsów jakaś biegowa gorączka, która można już nawet nazwać biegową epidemią... żeby tylko na nas jakiejś kwarantanny nie nałożyli i nie odizolowali od reszty społeczeństwa:) Zresztą okazuje się, że nie tylko Wormsy biegają, bo RL też ostro pakuje, tak więc zapowiadają się niezwykłe rzeczy na wiosnę. Punkt kulminacyjny przyjdzie w kwietniu, kiedy to odbędzie się maraton warszawski i harpagan. Tam się okaże, co te treningi dały. Póki co, luty zaczął się ciężko, bynajmniej dla mnie, bo się zaziębiłem i treningi w tą chlapę to okropność, brrr...

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets