sobota, 11 stycznia 2014

To są Bieszczady chłopaki. Miłego wieczoru. - Relacja z Bieszczad cz.2

Dawidek zaprasza na drugą część relacji z połoniny Wetlinskiej
Byliśmy w Wetlinie. Tak na oko z 15 domów tu stało. W rzeczywistości było ich więcej bo domki były rozsiane dość daleko od siebie. Mało tego, wiocha choć maleńka i na pierwszy rzut oka zapyziała to ciągnęła się wzdłuż asfaltu z dobre dwa kilosy.

Dopadł nas zmierzch i okolica wyglądała raczej kiepsko. Dolina, w której zatrzymał się czas. Nie pozostało nam nic innego jak szukać tutaj noclegu. Na nasze szczęście wisiało tu i ówdzie sporo tabliczek reklamujących tanie noclegi. Chodziliśmy tak więc od drzwi do drzwi, ślizgając się po lodzie. Okazało się, że na skraju drogi jest sobie taki mały, zapuszczony, rozpadający się sklepik.

A w środku światełko się tli i słychać donośne pokrzykiwania jakby to jakaś średniowieczna tawerna była. Wchodzimy. GORZELNIA. W gęstych oparach siarki i etanolu siedzą sobie chłopaki. Tutejsze, swojskie chłopaki. Pełen folkor uderza nasze nozdrza i oczyska. Chłopaki same niemal brodacze w gumiakach i ciepłych burach, z wypiekami na twarzach (czerwone moczymordy przyp.red.) siedzą nad szachami i móżdżą. Wszędzie wokół walą się butelki a i za ladą stoi dość potężny arsenał alkoholi. Oprócz tego sklep nie był już tak dobrze wyposażony, prowiantu tyle co kot napłakał. Chłopaki w ogóle nie zwracają na nas uwagi - dziwne bo na takim zadupiu pojawienie się kogoś obcego to jak ujrzenie murzyna w slipach na antarktydzie. Zbyt zaaferowani byli grą. Kupujemy, wychodzimy. Przy wyjściu siedzi jakiś ich kumpel najwidoczniej, no kwiat lotosu to to nie był co prawda ale pozycja w jakiej spał ten koleś wzbudziłaby grozę i respekt u największych senpejów.

"sklep otwarty do 22 codziennie" FEST. To tam non stop taka libacja się odbywa. Albo po prostu turniej szachowy grają.
Gosia w górach to jak na łyżwach

Po jakimś czasie znajdujemy nocleg. "Tylko, że jest taki problem bo spłuczki nie działają... I trzeba wodę do miski napuszczać żeby spuścić" Ee tam no dobrze, przymkniemy oko na taką niedogodność. Wbijamy. Nazywało się to Schronisko PTTK. My ochrzciliśmy tą budę mianem schronu. I tylko dziwne że zbudowali schron na powierzchni, no chociaż kogobytamobchodziła taka rudera. Oto nasz pierwszy bieszczadzki nocleg: Długi ciemny i wąski korytarz, smętnie tli się światło żarówki, wszystkie pokoje puste prócz naszego. Cisza jak makiem zasiał. Ściany obudowane były płytami pilśniowymi co sprawiało wrażenie jakiejś drewutni, kanciapy na graty czy po prostu schronu. ZIMNO JAK STO DIABŁÓW. Jeden plus taki że nie wieje. Komfort porównywalny z tym jakbyśmy spali na dworzu i przykryli się eternitem. Z pryszniców nie leci ciepła woda. Kobieta mówi "leci, leeeeci. Tylko trzeba długo spuszczać bo kotłownia daleko, ja to zawsze odkręcam i przytrzymuje trzonkiem od mopa. Tak z pół godzinki trzeba. Ale to zróbcie tak że jedna osoba trzyma a druga się myje" Dziewczyny zaryzykowały. I chyba w kocach się myły bo taki tam był lód. Ale co się dziwić skoro w łazience była dziura w ścianie wielkości okna przykryta jakąś płytą. Nie dość tego po schronisku kręcił się jakiś "Kacper" Kto to był? Nie wiemy. Słyszeliśmy tylko jakieś szuranie i rozmowy. A Melchior i bulbazaur też byli? I jakiś facio się tam kręcił. Czy tak wygląda nasz smutny koniec, czy w tej umieralni zamrożą nas na śmierć?

Nie no ludzie z counter-strike sie
tak łatwo nie poddają
Wtedy przypomnieliśmy sobie o ostatniej desce ratunku w tej zapadłej dziurze z płyt pilśniowych. Sklep z chłopakami! To idziemy po wino!

Szachowy pojedynek trwał w najlepsze. Wtargnęliśmy nieco jak intruzi, tym razem nas zauważyli bo przerwaliśmy im zażartą dysputę nad kielichem i gońcem.
- No k***a chłopaki kupujeta czy nie??? - słyszymy (i czujemy) za plecami, ale sklepowy staje za nami murem (wszak to jego interes) - Waldek daj panom kupić i wracamy do gry.
Aż nam się zrobiło wstyd że tak z buciorami im w prywatę wchodzimy. No ale! Że byliśmy po wino to chłopaki zrozumieli potrzebę i doradzili ekspertyzą: "Panowie jak pierwszy raz w bieszzzczadach jessteście to mussicie kuu uulawego misia spróbować" Sklepowy wyciąga spod lady okurzoną butelkę, rocznik 2013, taka siara z tego zionęła że nawet przez butelkę dało nam po oczach.
- Wiesz czczemu kulawy?? A to policz łapyy.
No faktycznie, na etykiecie był trzyłapowy miś. BIERZEMY! I ulatniamy się powoli.

Wtem odezwał się ten, który przyglądał się całej sytuacji nieco z boku. Wyciszony. Jak wódz. Winotuu. Jak głos z otchłani, pobrzemiwające echo i trzecie oko w jednym. Brodacz z winiaczem w łapie, z czachą owiniętą w bandanę jak taki rumcajs, na zgrzewce siedzący. SZERYF. Mieląc papierocha w gębie, z taką chrypą i luzem jak to na dzikim zachodzie mają kowboje przemawia:

TO SĄ BIESZCZADY CHŁOPAKI. MIŁEGO WIECZORU.

Kurde poczułem jakby mnie sieknął piorun. To było jakieś proroctwo, święte słowa objawienie w monopolowym. Z mych barków spadł cały ciężar świata a czas zakręcił koło - to są bieszczady. No kuuuuuuuuuuurde. Cała istota tego gdzie jesteśmy w tym jednym krótkim zdaniu, w tym jednym odniechcenia geście, w tej sytuacji.

Do schronu szliśmy jak na skrzydłach niosąc w łapach Kulawego misia - 80% siarki, 14%spirytusu i reszta diabełwieczego. A ten koleś co przy drzwiach spał w pozycji feng szui, nawet nie drgnął. Posąg bieszczadzki.

Dziewczyny wyglądały na bardzo uradowane widząc nasze zakupy. Gosia stwierdziła nawet iż zna smak tego wina siarczanego. Myśleliśmy, że może na chemii zawiesin Gosia bada tam podobne związki chemiczne ale nie - tak to po prostu wysmakowała wariatka jedna. Teraz sytuacja taka, sam nie wiem czy lepsza czy nie ale tak menelsko to jeszcze nie było nigdy:
Leżymy w spleśniałej ruderze posklejanej z płyt, jest tak zimno że przez nieszczelne okno zawiewa ciepłe powietrze, dziewczyny poubierane chyba we wszystko co mają włącznie z kurtkami czapami i szalami siedzą w pierzynach. Wszyscy pociągami winiacza legendę, kultowy trunek który niejednego tutaj sprowadził na manowce, a innych wprowadzał do niebios bram. ZAKAZANY OWOC kulawy miś.

Zrobiło się nam minimalnie cieplej więc usypiamy i tylko Zidek chrapie jak stary niedźwiedź.

Rano jesteśmy jak szkielety. Skostniali z grobowców powstali. Pakujemy manatki, z niedowierzaniem spoglądamy na siebie, to naokoło siebie bo nie wierzymy że tutaj się znaleźliśmy. Na dworzu wieją wiatry od rusków, plepa jak smok i wszędzie lód. I chociaż pogoda za oknem nie zachęcała do wyjścia to my nie ociągaliśmy się zbytnio. Najlepiej spalilibyśmy za sobą mosty, może w ten sposób uratowalibyśmy kilka istnień które trafią pod ten przytułek. Schron w którym uratował nas Kulawy miś i menelskie pierzyny.
w górę tyłki!

Od początku wyjazdu było pod górkę ale teraz w końcu rzeczywiście pod górkę szliśmy. Na dodatek z nielekkimi plecakami. Toteż szliśmy dość długo. Krajobraz również nieco ciężki, przygnębiający i surowy. Bo lód, błoto, szare miraże i hulający między drzewami wiatr. Dzisiejszy plan to Połonina Wetlińska - jedno z bardziej urokliwych miejsc w tym pasmie górskim. Początek naszej wędrówki to mozolne podchodzenie i ślizganie się w błocie. No i... ściąganie ciuchów bo pomimo, że wyglądało to na apokalipsę to temperatura była wysoka, a my ubraliśmy się jak na biegun północny. Szliśmy tak pod górę, powoli przez buczynowy las. Z gałęzi opadała na nas kapiąca krystaliczna woda i odgłosy tego kapania niosły się po całym lesie. Wreszcie po dość długim czasie i częstych przerwach pit stopach opuszczamy las. Za tą leśną ścianą natychmiastowo zrywa się wiatr i smaga nas po twarzach, wożąc nas razem z tobołami na prawo i lewo. Musimy podejść jeszcze kawałeczek na niewielkie wzniesienie i... jesteśmy! Stąd mamy widok na całą zaspaną i spokojną okolicę, jesteśmy na połoninie wetlińskiej!

Tak to wyglądało
Milczące góry wznoszą się z każdej strony, trwa uroczysta cisza, ostre drzewa wystają prosto ze zboczy jak włócznie. No dobra, niech będzie, my tą ciszę przerywamy bo w końcu mamy wielką radochę z tego że tu jesteśmy! Po takiej tułaczce busami i takimi tam wreszcie znaleźliśmy się tutaj i jest to moment zwycięstwa! 

Nasza wędrówka nie jest usłana różami. Śnieg jest twardy, a wyziębione deszczem i wiatrem kamienie są całe oblodzone. Do tego wiatr jak smok. Ale pomimo, że było ciężko, pomimo że nie były to góry opatulone śniegiem, a wręcz aura była brzydka to wszystko to miało w sobie swój surowy, złowieszczy i naturalnie dziki klimat. To było to :) Zresztą nie ma się co rozpisywać, chyba lepiej wrzucić tu fotki.

Tutaj to sobie dzielnie kroczymy
Zmierzch. Dobrze że bez wampirów
Nie wiem czemu na zdjęciu to tak żółto wyszło.
W realu był to czerwony blask szkarłatnego oka (to tak poetycko)
Tutaj to tak trochę puchato jakby
Tego dnia zrobiliśmy 14km. Z plecakami. To dużo, a nawet bardzo dużo. SW4Gosia zaliczyła chyba z 500 upadków, już potem nie liczyliśmy. Zdobyliśmy w tym czasie górę Smerek oraz przeszliśmy calutką połoninę Wetlińską. Całkiem nieźle jak na pierwszy dzień, oj nawet może trochę za ostro było bo końcówka była już dość męcząca. Ale nawet wtedy trudy wędrówki wynagrodził nam krwawy zachód słońca, który spłynął czerwienią na otaczające nas lodowe, czarne wzgórza. To był kolejny uroczysty moment i dobrze było tam być. 

Nagrodą za całodzienną, wyczerpującą wędrówką miał być ONIEBOLEPSZY nocleg niż dnia poprzedniego. O zmierzchu trafiliśmy do jedynego budynku położonego tutaj tak wysoko, ahhhh i jego nazwa brzmiała tak potulnie/przytulnie - Chatka Puchatka. Ale ciężko powiedzieć żeby w tym schronisku było miodzio, no ale to  w kolejnej części.


CDN....

2 komentarze :

  1. Jak kilka lat temu byliśmy zimą w chatce Puchatka to w środku było -3. Śnieg zawiewał do środka a każdy oddech powodował parowanie okularów. Jeżeli nic się tam nie zmieniło to mieliście .... ciekawy nocleg! Już nie mogę doczekać się kolejnej części relacji;)
    Pozdrawiam
    szybel

    OdpowiedzUsuń
  2. Oryginalna (ta książkowa) chatka Puchatka, czyli dom Kłapuchego, była zwykłym szałasem z patyków, a więc w bieszczadzkiej Chatce musiały panować przeciągi i mróz. Naturalnie o tyle, o ile schronisko miało w zamierzeniu nawiązywać do klimatów chatki oryginalnej...

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets