środa, 15 sierpnia 2012

Maraton - mój debiut i rewelacja Krzyśka

To zdjęcie starczy jako komentarz do wszystkiego! 
Dzisiejszy dzień dla mnie przejdzie do kolejnej historii biegania. Tych historii można wymieniać co każde zawody, bo z zawodów na zawody staję się coraz lepszy. Jednak dzisiaj byłem nieco gorszy od poprzednich zawodów (ale o tym za chwilę). Natomiast dzisiaj dobre było, to, że razem z Krzyśkiem startowaliśmy na tym maratonie. Krzyśka to był 4 występ na maratonie i jakieś już doświadczenie ma. Natomiast ze mnie zupełny amator, bo po raz pierwszy brałem udział w maratonie. Opowiem jak to było wszystko od początku:


A więc dzisiaj rano wstałem o 6 rano by się przygotować i coś zjeść lekkiego przed bieganiem, potem potem dzwoniłem do Dżekiego, bo byliśmy umówieni na wyjazd, gdyż Dżeki jechał ze mną z Jurkiem i Markiem (naszym kierowcą - synem Jurka), po to by nam pokibicować i porobić kilka foci. W Gdyni byliśmy po godzinie 08. Zaraz na miejscu poszliśmy do biura zawodów, by odebrać pakiet. Tzn ja odbierałem tylko pakiet, bo reszta już mięli odebrane wczoraj. Po chwili dzwoni do mnie Krzysiek i pyta, gdzie jesteśmy. Byliśmy praktycznie niedaleko siebie i się spotkaliśmy. Po chwili poszliśmy się przejść i wypiliśmy ciepłą herbatkę Jurek, a ja gorącą czekoladę. Następnie poszliśmy się przebrać i przygotować robiąc małą rozgrzewkę, potem doszedłem do miejsca startu, bo było kilka minut przed startem i o dziwo spotkałem Krzyśka i trochę z nim potrenowałem szybkie przbieżki. 

Sprinterska końcówka Krzyśka - poszedł jak
perszing!
Gdy już wybiła godzina startu, to Krzyśka troszkę zatrzymałem by nie ruszył za szybko. No i po około 500 m bieliśmy jednym tempem. Biegało nam się bardzo dobrze i co chwilę jeden drugiego kontrolował, żeby nie iść za szybko. Krzysiek mówił do mnie, żebym mu nie gadał czasu na 5 km, bo wolał nie wiedzieć, ale i tak wiedział, bo ktoś tam powiedział, że 22 minuty i ileś tam sekund. Następnie biegało nam się razem dalej bardzo dobrze i pierwszą dziesiątkę zrobiliśmy w 00:46:34. Dopiero od 10 km wzięliśmy coś do picia i od tego momentu braliśmy przy każdym kolejnym 5 km. Biegając drugą dziesiątkę czuliśmy się nadal bardzo dobrze i mi to tempo też odpowiadało. Drugą dziesiątkę zrobiliśmy w 00:48:27 chyba. W każdym bądź razie pierwszą część marataonu, czyli półmaraton zrobiliśmy w 01:40:04. Biegało nam się nadal dobrze i gdy spotkaliśmy Marka i Dżekiego, to ja wziąłem od nich isostara i biegłem z nim do najbliżego punktu odświeżania i to chyba był błąd, bo dobiegając do 25 km, Krzysiek pozostawił mnie samego, gdyż mnie dopadł kryzys. A Krzysiek jeszcze przyspieszył. Wtedy poczułem się z tym źle i różne myśli wpadały i pytanie dlaczego jestem taki słaby. No, ale po chwili uswiadomiłem sobie jedną rzecz, że muszę uspokoić tempo i biec tak jak się da. Nieważne jaki to będzie czas, ale muszę ukończyć. No i tak sobie pomyslałem i kryzys przechodził. Gdy już byłem za 30 km, to spotkałem Krzyśka, który był już ponad km przede mną. No i te km były znowu najgorsze, bo strasznie się to już dłużyło. Tempo było bardzo wolne już, a do 40 km, dłużyło się bardzo. Wziąłem sobie picie, bo byłem już padnięty i te ostatnie 2.195 km, były dobre w moim wykonaniu, ale niestety, 500 m przed metą skórcz mnie w nodze złapał i już przez chwilę szedłem, ale dopingowali mnie wszyscy kibice, a wśród nich Dżeki Marek oraz Krzysiek, który już był na mecie. Po chwili bardzo szybko przyspieszyłem i przbiegłem sprint, a wszyscy dawali mi oklaski, to było takie motywujące, że naprawdę było miłe. Dobiegając na metę padłem na ziemię i przez chwilę leżałem. podszedł do mnie lekarz i pytał czy wszystko w porządku. Odpowiedziałem, że tak i otworzył mi wodę, oraz wafelka, ale nie miałem ochoty jeść. 

Czępa w glorii i chwale wbiegający na metę!
Po chwili było mi bardzo zimno i Krzysiek użyczył mi koszulki z biegu, a Dżeki swojej koszuli z długim rękawem. Następnie było radio eska i przeprowadzili ze mną wywiad. Trochę tam się pokręciliśmy, bo czekaliśmy za Jurkiem, ale stało się coś, co nas zaskczyło i przez jakiś czas Jurka nie było. A my poszliśmy do kawiarni wypić herbatę z Krzyśkiem. Herbatka była bardzo dobra. I w tej kawiarni mnie mocno złapali skórcze. Jak wypiliśmy herbatę, to poszliśmy do jakiejś restauracji zjeść zupę pomidorową - ja miałem ochotę. Potem zrobiło mi się niedobrze i zwróciłem ją zaraz po wyjściu na dwór. Nie mogłem tego powstrzymać, samo poleciało. Gdy już wyszliśmy, to poszliśmy na dworzec i tam się przebraliśmy w czyste rzeczy i pożegnaliśmy z Krzyśkiem, który poszedł do siebie, a my z Dżekim, Markiem i Jurkiem pojechaliśmy do domu. A na koniec powiem, że dzisiaj Krzysiek pobił swój rekord maratonu, oraz rodzinny, w ramach małej rywalizacji ze swoim tatą, osiągając czas 03:22:29. Natomiast mój wynik, to 03:32:38, czyli też bardzo dobry. To był mój pierwszy maraton i teraz bynajmniej wiem jak przygotować się następnym razem.

10 komentarzy :

  1. Przeogromne gratulacje dla chłopaków! Obaj dali dzisiaj z siebie wszystko, a pamiętać trzeba że te sukcesy są wynikiem nie tylko genialnej postawy podczas zawodów ale również w dużej mierze codziennej tytanicznej pracy! Gratulacje raz jeszcze! Podziwiam was ludzie!

    Krzysiek to był pewniak. Wiedzieliśmy z Kosą, że diabeł jest mocny, a jedno co może mu przeszkadzać to presja wyniku. Ale Krzysiek byłeś tak cholernie zdeterminowany, że po prostu nie mogło być inaczej. A końcówka to był prawdziwy pocisk!

    Kosa natomiast jak to określił Krzysiek był "bez instynktu samozachowawczego" i niczym Filipides za pierwszego maratonu biegł ile sił, do upadłego. A przy tym jeszcze odwalał wariacje. Cały Kosa! Tak właśnie Kosa spełnił swoje marzenie - wielką determinacją, walką i ciężką pracą. Ukłony również dla niego!

    STAR WORMS ma dwóch maratończyków!

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję wyniku. Sam przybiegłem z dużo gorszym czasem, ...ale tego się czytać nie da. Brak znaków interpunkcyjnych. Składnia, powtórzenia. Oczy bolą...

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzeczywiście Szogun, tak jak napisałeś, ten sukces w znacznej mierze urodził się już na treningach. Od miesiąca prowadziliśmy z Kosą korespondencyjny pojedynek kto ile przebiegł i w jakim czasie. Byliśmy solidnie przygotowani. Co do samego biegu to dla nas obu to było wielkie zwycięstwo taktyczne. Współpraca na trasie układała się wyśmienicie no i był też luz, bo sobie nawet żartowaliśmy i się śmialiśmy, pozdrawialiśmy kibiców, po 20 km śmiechów już nie było, ale wiadomo - zmęczenie robi swoje:) Właściwie najgorsze było dla mnie ostatnie 10 km, gdzie już biegłem sam i jak się okazało za wcześnie przyspieszyłem. Po odłączeniu się od Kosy miałem piątki w czasie: 23 minuty, 24 minuty i 25 minut, czyli słabłem dramatycznie, no ale suma sumarum sukces jest, o tych kilka minut, które moglem jeszcze urwać, gdybym mądrzej finiszował kopii kruszył nie będę. Żeby biegać lepiej trzeba trenować po 20 km dziennie. Czyli jeszcze więcej potu i łez.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie Krzysiek. Tutaj nie wygraliśmy tylko dlatego, że sobie poszliśmy bo poszliśmy na maraton, ale tutaj jest coś silniejszego - wygrała owocna praca na treningach. Tobie treningi dawały chyba bardziej w kość niż mi, bo ja na treningach nie biegam szybko - chyba, że trafię w taki dzień, ale to są nieliczne dni. Natomiast u ciebie sprawa wygląda inaczej - ty jesteś silniejszy pod względem moich treningów. Chociaż nie ukrywam, że z zawodów na zawody jestem coraz lepszy. Najbliższy półmaraton, który będę biegał 09.09.2012 w Pile, to mam zamiar zejść około 01h30m, ale jak będzie, to się okaże.

    OdpowiedzUsuń
  5. gratuluje chłopakom
    ukłony, ukłony i jeszcze raz ukłony
    wielki szacunek za wolę walki
    fotki wspaniałe
    widać zmęczenie, satysfakcję i ból
    jest radość i szczęście spełnienia marzeń
    zazdroszczę
    pozdrawiam

    marian
    p.s- żeby nie było -z komentarzem na temat interpunkcji nie mam nic wspólnego :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Spoko i tak tym razem nie podejrzewałem ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak nawet wpadłem na pomysł, że skoro maraton przebiegłem, to dlaczego by nie spróbować przebiec ultramaratonu jakiegoś. Np 50 km. To by było wzmocnienie na kolejne maratony. Wtedy bym już na maratonach nie zdychał. Bo u mnie jest coś takiego, że jak po raz pierwszy biegam jakąś odległość na zawodach, to nie wiem jak biec, ale drugi raz i kolejny jest coraz lepszy. Czuję, że kolejny maraton będzie jeszcze lepszy. I mam taką wolę determinacji, że nawet na 10 km, "nie boję się Kenijczyków" - zobaczycie jeszcze uda mi się namieszać w czołówce. Możliwe to będzie na odległość 10 km, bynajmniej jak na razie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Najpierw gratulacje, które Kosie miałem okazję przekazać osobiście, K. Nowakowi niniejszym. Treningi Kosy mam możliwość śledzić i jego bardzo dobry wynik mnie nie dziwi. A najbardziej fascynujące są Wasze przeżycia, które towarzyszą świeżości i młodości - których zazdroszczę:)

    Z innej strony: na olimpiadzie Henryk Szost zajął 9 miejsce - wynik genialny w dobie afrykańskiej dominacji. Otóż ten gość biega 180-200 km miesięcznie. Gdy biegał 250 czuł przeciążenie.

    I już całkiem z innej beczki. Jedną z komentarzowych dyskusji na tym forum czytało się przykro. Jeśli Wasz blog ma być ogólnodostępny, komentarzy nie chcecie banować, to musicie akceptować również te krytyczne. Inaczej będzie tu jak w "Misiu": łubu dubu prezes klubu.

    RL

    OdpowiedzUsuń
  9. wielkie graty dla chłopaków!!! tutaj link z wynikami: http://www.maratonypolskie.pl/wyniki/2012/gdasol2op.pdf

    RaFi

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeszcze do RL odpiszę coś - wielkie dzięki Radek za wczorajszy gest. Poczułem się wczoraj super, jak na komis przyszedłeś, żeby mi pogratulować. Dzięki jesteś super gość.

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets