wtorek, 10 lipca 2012

W potrzasku Gór Stołowych

Niniejszym chciałem zawiadomić, że w miniony weekend, kiedy to Kosa święcił swój wielki tryumf na trasie Biegu Świętojańskiego, razem z Filipem Fierkiem walczyliśmy w Górach Stołowych w Marszu na Orientację "Błędny Bastion". Zawody zorganizowało Zgromadzenie Wędrownicze ze Starogardu Gd., a dokładniej Człowiek-Instytucja sławny Malo. Była to jedna z czterech imprez wliczających się do tzw. Pucharu Jaszczura. Trasa liczyła w założeniu 50 km, ale w rzeczywistości wyszło sporo więcej, myślę, że jakieś 65 - 70 km. Ciężkie podejścia, których było bez liku, azymutowanie po głazach, stromych stokach, pełnych jeżyn i innych pułapek, żar lejący się z nieba, do tego zanikające ścieżki i spora ilość podstępnie wymazanych z mapy dróżek sprawiły, że marsz był nie lada wyzwaniem, tak pod względem kondycyjnym, jak i nawigacyjnym. W dodatku niektóre punkty były chytrze ukryte. Słowem - niezły hardcor!

Zawody odbyły się w sobotę, start wyznaczono na siódmą rano, ale już dzień wcześniej musieliśmy z Filipem drałować do bazy w mieście Szczytna, z oddalonego o 16 km dworca w Kłodzku. Ciężkie plecaki i późna pora przybycia do bazy, w efekcie raptem cztery godziny snu poważnie uszczupliły nasze siły przed startem, ale nie pękaliśmy. Nie w takich tarapatach się bywało!

Od samego początku zawodów zaczęły się kłopoty. Okazało się, że punkt 1 i 3 były ustawione w innych miejscach, niż wskazywała mapa (błąd w graniach 50-100 metrów) i sporo czasu zmitrężyliśmy zanim dostaliśmy je w swoje chciwe łapska. To trochę podcięło nam skrzydła. Zaczęliśmy pędzić, żeby nadrobić starty czasowe (niestety muszę uderzyć się w piersi, bo to ja bezsensownie podkręcałem tempo, jak się okazało lepszym wariantem było maszerowanie wolniejsze, ale bardziej precyzyjne) i to się potem zemściło.

Do punktu 12 szliśmy razem, ale na stromym podejściu pod Błędne Skały, od strony czeskiej (a tak, tak! kilka punktów było zlokalizowanych za granicą, pierwszy raz dzięki temu byłem w Czechach) Filip spasował i kontynuowałem marsz w pojedynkę. Samemu szło mi się już dużo gorzej, przede wszystkim nawigacyjnie, bo do 12 punktu błądzenia nie było praktycznie w ogóle. Poza tym wiadomo, że z kompanem idzie się raźniej, o zmęczeniu tak bardzo się wówczas nie myśli. Po "dwónastce" zrobiłem kilka szkolnych błędów wynikających ze zmęczenia, niewyspania, dekoncetracji i tym podobnych atrakcji. Wpisałem 3 bepeki. Jak się okazało punkty były, lecz ja, ślepy niczym kret, nie mogłem ich odszukać. Ostatecznie na 30 punktów (z czego 8 z LOPki) spisałem 27, co dało mi drugie miejsce w stawce dziewięciu drużyn i jest to na pewno mój duży sukces, biorąc pod uwagę, że zawody miały rangę pucharu Polski. Przejście całej trasy zajęło mi 15 godzin i 49 minut, gdzie limit czasu wynosił 14 godzin + 3 godz. dopuszczalnego spóźnienia.

Walka była niesamowita, wróciłem cały poobijany, podrapany przez jeżyny, z bolesnymiobtarciami na stopach, omdlały ze zmęczenia, ale zadowolony. Cieszę się, że Filip pojechał i wystartował, samemu na pewno bym tego sukcesu nie odniósł. Jest też nauczka na przyszłość, żeby nie szarżować bez potrzeby na początku. Tu muszę przeprosić Filipa za mój owczy pęd do zwycięstwa i jakiś taki, no co tu dużo gadać, egoizm. Pluję sobie w brodę, że szedłem mało drużynowo. W następnym Jaszczurze na pewno będzie więcej pracy zespołowej.

Krytycznym momentem było przebicie się ze strony czeskiej na stronę polską, tam, gdzie zgubiłem Filipa. Podejście było strome, długie (jakieś 300-400 m różnicy wzniesień), byliśmy skrajnie wyczerpani licznymi wcześniejszymi podejściami i na dodatek wyrzuciło nas na urwiska Błędnych Skał, przez które nijak nie dało się przebić. Zaryzykowałem i trawersowałem wzdłuż nich po olbrzymich głazach tak długo, aż trafiłem na szlak, którym bezpiecznie przeszedłem na polską stronę, ale Filip nie chciał ryzykować i zszedł w dolinę, aby stamtąd dopiero szukać pewnego przejścia.

Widoki przecudne, Malo poprowadził nas przez bardzo urocze zakątki mniej znanego południa Polski i należą mu się za to wielkie podziękowania. Szczególnie ciekawe były LOPki zlokalizowane we wnętrzu dwóch tuneli nieczynnej linii kolejowej:) Drugi z nich miał chyba z 800 metrów! Zastrzeżenia mam do rozstawienia kilku punktów, które umieszczono nie tam, gdzie pokazywała mapa, ale ogólnie i tak jestem z całości bardzo, bardzo zadowolony.

Wspaniała letnia przygoda i tyle!


1 komentarz :

  1. Świetna relacja.

    Ja sam bardzo chciałem się wybrać na tego Jaszczura ale z kilku przyczyn jednak nie wyruszyłem.

    A szkoda! Po relacjach Krzyśka jeszcze bardziej żałuję, szczególnie tej lopki w tunelu! Ehhh, klimat jak z Metra Dmitryja Glukhovskiego! No i te nieznane mi również widoki gór stołowych!
    Wielka szkoda!

    Ale przynajmniej jestem zachęcony na wypad w Bieszczady gdzie również jak do tej pory nie byłem:)

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets