niedziela, 20 maja 2012

III Kwidzyński Bieg Papiernika

Ten dzień był dniem, w którym na pozór nic się nie działo. Jednak razem z Jackiem wybraliśmy się na zawody. Ten dzień wyglądał normalnie jak taki, w którym byliśmy na zawodach i zajęliśmy jakieś miejsca i spoko. Jednak historia tych zawodów jest inna. Te zawody niewątpliwie przejdą do historii biegania w moim życiu. Dzisiaj zrobiłem coś, co przeszło nawet samego mnie. Ale o tym za chwilę. Przedstawię wszystko od początku.

  Otóż rano wstałem już o godzinie 05:30 i przepłukałem się a następnie zjadłem chlebek z rybką i spoko. Posiedziałem sobie chwilę przy komputerze i słuchałem sobie muzyki. Około godziny 06:00 dzwoniłem do Jacka, bo na godzinę 07:15 byliśmy umówieni z Jurkiem na tę porę w Malborku. Z początku jak dzwoniłem Jacek nie odbierał telefonu i się dziwiłem. Jednak po chwili w końcu się odezwał i u mnie był o godzinie 06:30. Jacek wyglądał na zmęczonego i dziwnie wyglądał. Jednak sam mi jak jechaliśmy powiedział, że się przeziębił i czuł, że będzie z nim ciężko. No ja nic nie mogłem zrobić, bo jak się ktoś przeziębi, to musi jakoś się wykurować. Ja motywując go powiedziałem mu, że będzie dobrze. No i trochę sobie jeszcze pogadaliśmy i do Malborka dojechaliśmy po około 40 minutach. Tam na stacji czekaliśmy na Jurka i Jacek poszedł do sklepu, żeby coś zjeść. Ja poczekałem w samochodzie i następnie szedłem na stację, żeby kupić Powerade'a. Gdy wszystko już sobie kupiliśmy, to po chwili przyszedł Jurek i zabraliśmy go, żeby wziął nas do siebie, bo chciał pokazać jak mieszka i wypić herbatkę. Gdy chwilę posiedzieliśmy, to za chwilę pojechaliśmy do Kwidzynia w składzie ja z Jackiem, a Jurek ze swoim synem, który kupił od nas samochód. Następnie dojeżdżając na miejsce, po około 35 minutach, dojechaliśmy do Kwidzynia by się zapisać . Na miejscu było już sporo ludzi, którzy też się zapisywali. Szukaliśmy swoich numerów startowych, które były podane na liście uczestników. Z początku nie mogłem siebie odszukać i po chwili Jurek odnalazł mnie. Po odnalezieniu poszedłem do miejsca zapisów, by zweryfikować swoje dane. Błędem by było gdybym nie miał dowodu osobistego, bo mógłbym mieć problem z zapisem. Jednak miałem i wszystko było ok. Przy zapisach była fajna laska i postanowiłem do niej zagadać. Powiedziałem, że to moje pierwsze zawody w Kwidzyniu i dopytałem o chipy, które dostawaliśmy, bo była wzmianka, że nie trzeba ich oddawać. Natomiast na kopercie z numerem startowym było podane, że są do zwrotu. Będąc w niepewności poszedłem zapytać, czy rzeczywiście one będą do zwrotu. Okazało się, że jednak dostajemy je na pamiątkę. Następnie chwilę potem poszliśmy na nowo wybudowany obiekt szczypiornistów. Miejsce było bardzo superowe, tym bardziej, że jeszcze nie było nic organizowane, bo czeka na swoje otwrcie, które prawdopodobnie ma być pod koniec tego roku. Posiedzieliśmy sobie tam i pogadaliśmy z różnymi ludźmi. Niektórzy mnie kojarzyli z półmaratonu z Bytowa, w którym rok temu w czerwcu brałem udział 04.06.2011. To były moje pierwsze zawody biegowe, w których brałem udział. No i po tym jak opuściliśmy halę, to wpisywaliśmy się na tablicy pamiątkowej. Jurek napisał te słowa: "Biegam, bo lubię Tuska". Oczywiście to była ironia, bo kto by takiego debila lubił. Ja wpisałem te słowa "Biegam, bo lubię ichcę". Po wpisie poszliśmy na dwór i siedliśmy sobie na ławeczce, by sobie odpocząć i zrelaksować się. Jednak Jurek ostrzegał mnie przed swoim bratem, który jest jak to powiedział "głupio-mądry" i że chce mi dowalić. I wyzywał mnie od koni. Ja oczywiście miałem na to wylane, bo zawsze tak jest, jak ktoś cwaniakuje, to przeważnie dostaje kopa. No i po chwili zjawia się owy "Henryk Ósmy" i na początku już mówi, że mi dokopie. Ja się tym nie przejąłem, bo wiem, że chce mnie podpuszczać i wyprowadzić z równowagi. Ja tym się nie przejmowałem, bo sobie myślę co będzie, to będzie, przegram, to przegram. Chwilę później poszliśmy do miejsca, gdzie mięliśmy zostawione samochody i tam się przebraliśmy i poszliśmy zrobić małą rozgrzewkę. Potem poszliśmy na stadion, gdzie tam mają zacząć się zawody. Jeszcze było troszkę czasu na rozpoczęcie, to sobie postanowiliśmy trochę potruchtać i oczekiwać na start. Gdy wybiła godzina 11:12, to zaczął się III Kwidzyński Bieg Papiernika. Ustawiliśmy się w środku stawki i ruszyliśmy pokonywać 10 km. Początek zaczęliśmy spokojnie, ale i tak już było szybko, bo pierwszy km wynosił 00:05:19. W drugim km-rze sporo przyspieszyliśmy i czas był zdecydowanie lepszy i wynosił 00:04:31. W trzecim zwolniliśmy o ponad minutę i wynosił 00:05:34. A od 4 km, to już zacząłem szarżować i ten był najgorszy z "czwórek, bo wynosił 00:04:45. No i wtedy już czasy były tylko coraz lepsze. Jurka zostawiłem na 3 km-trze, bo wziął wodę i już nie zwracałem uwagi na nic i szedłem do przodu. Jacek też był słabszy już i nie wiem jak to dalej z nim wyglądało, ale z racji tej, że był chory, to słabe jego tempo mnie nie dziwi. Ja im dalej biegłem, tym lepsze czasy osiągałem, bo piąty km wynosił już 00:04:21. Tutaj skończyły się żarty i przez chwilę biegłem do tego km, z synem Jurka Markiem, a on powiedział, że twój rywal z przodu biegnie. To ja się jeszcze bardziej zmotywowałem i biegałem coraz to szybciej. Dlatego szósty km już był lepszy - 00:04:20. Siódmy jeszcze większa przewaga nad tym czasem - 3 sekundy bo 00:04:17. Ósmy km, to przebiłem stawkę jeszcze bardziej i doszedłem do czasu 00:04:07. Dziewiąty czas był jeszcze lepszy i wynosił 00:04:05. Ostatni czas był już tylko dopełnieniem mojej dzisiejszej formy. Czas tego km-tra, to 00:03:52, a więc kolejna życiówka na 1 km, która była lepsza od poprzedniej o 00:00:02. Także ci, którzy biegają, pewnie potwierdzą te słowa, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. A więc im więcej będę startów miał w zawodach, tym będę coraz lepszy. Nawet te słowa skierował do mnie trener Jurek. Myślę, że będę naprawdę coraz lepszy, a na pewno będę, bo jest ze mną z bieganiem coraz lepiej. Pewnie nie raz nie dwa będą chwile gorsze, ale i te chwile też mobilizują. O bieganiu w zawodach to już tyle w sumie wszystko, ale jest jeszcze jedno coś co mnie dosłownie powaliło i sprawiło, że ten dzień był jeszcze lepszy. Otóż w każdych zawodach odbywają się losowania numerów startowych i każdy ma szansę coś wygrać. No i były spore szanse, bo nagród do losowania było mnóstwo, bo aż 130, a więc po cichu myślałem, że i mój numerek coś wygra. No i ku zdziwieniu i zaskoczeniu pod koniec losowania z racji tej, że nie zgłosił się jednen numer z tej puli nagród, to losowanie było odnowione i 2 nagrody zostały. Były to pulsometry firmy Kalenji. Numeru 1082 nie było, a ja miałem 1100. Z początku losowania krążyło obok mojego numeru i myślałem, że już jak zbliżała się końcówka, to już nic nie trafię, ale... klient nie ma nigdy racji, bo właśnie jedną z tych dwóch nagród wylosowali dla numeru 1100, czyli dla mnie. To był piękny dzień o podwójnym pozytywie. Jak mnie wylosowali, to zwariowałem podobnie jak Zidek na marszu w Garczynie. Uśmiech był taki zwariowany, że hej. Nie tylko ta nagroda mnie ucieszyła, ale sam wynik już dla mnie był sukcesem, bo zrobić 10 km w 00:45:13, to nie zawsze się trafia. Dlatego na prawdę ten dzień uważam za bardzo udany i nie żałuję ani chwili, że pojechałem, ale bardzo jestem zadowolony. Wielki podziękowania dla Jacka, który mnie wziął oraz oczywiście dla Jurka Jaskota (mojego trenera).

1 komentarz :

  1. Kosa!!!
    gratulacje
    widzę że forma rośnie- wiedziałem że pokażesz na co Cię stać
    jesteś the best
    powodzenia w następnych startach

    marian

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets