środa, 7 grudnia 2011

Chcieli jak nigdy wyszło jak zawsze czyli relacja z XXXVI Darżluba


Miało być pięknie, miała być walka o dobre lokaty (nie chodzi tu o lokaty bankowe), miała być koncentracja i determinacja choćby nie wiem co. Bo stać nas było na to wszystko, bo jesteśmy doświadczeni już, bo nie raz się szwędało po ciemnych lasach, bo teraz mieliśmy do tego podejść jak profesjonaliści bo... w końcu trzeba kiedyś zmazać tą wielką czarną plamę z poprzednich występów na Manewrach/Darżlubach! Tak właśnie! Miało to nastąpić tym razem, to nasze przełamanie złej passy!

A tymczasem... Ta wielka, czarna plama po naszym ostatnim występie stała się jeszcze większa i jeszcze czarniejsza. Czas zamoczyć pióro w tej ciemnej, gęstej plamie i napisać jakże gorzką dla nas relację z ostatniego XXXVI Darżluba.


No to zacznijmy od początku. Kosa, Zidek i ja Dżeki. Skład identyko jak na ostatnich Manewrach. Do pokonania mieliśmy jakieś 120km bo do Pucka to my daleko mamy. Było to dla nas jakieś dwie godziny jazdy podczas której co chyba normalne w towarzystwie Kosy - mogliśmy przeżyć huśtawkę nastrojów. Począwszy od wariacyjnie rozśpiewanych klimatów, poprzez znużenie jazdą i omawianie taktyki na Darżluba, a na facepalmie kończąc (Kosa nie wziął ze sobą kasiory żeby zrzucić się na wachę i istniało ryzyko że się nie dokulamy). W sumie mniejsza o to. Po drodze oczywiście Kosa wskoczył na zakupy żeby nakupować sobie pół kartona grześków, czekolad, snikersów, cukierków oraz dwu litrową pepsi. To są mikołajkowe zakupy? Nie - to standardowy prowiant Kosy na MnO.

Do bazy wbiliśmy o spoko porze, mieliśmy jeszcze jakąś godzinkę do startu. Rozejrzeliśmy się wkoło, pokręciliśmy się to tu to tam, spotkaliśmy kilka nowych twarzy jak i również sporo twarzy nieznanych. Frekwencyjnie to oczywiście było oblężenie. To również nas nie zaskoczyło, tak więc po kilku chwilach spoczęliśmy pod ścianą żeby nabrać trochę tchu przed najważniejszym, zrelaksować się i... powcinać trochę smakołyków sponsorowanych przez Kosę. 

Jest Pepsi, jest papier - można ruszać.
A potem był start. Na szczęście otrzymałem latarkę, którą zostawił mi Krzysiek (dzięki jeszcze raz za latarę!) przy stoliku trasy BT1. Jak widać poczta Darżlubowa również działa całkiem sprawnie. Nasza minuta wybiła (ale walki o czołowe lokaty nam jeszcze wtedy z głów nie wybiła), otrzymaliśmy mapy, koszulki, naklejki duperelki i... grześki. A jak. Grześków nigdy za wiele jak się okazuje. Rzut okiem na mapkę, szelest papieru przy wkładaniu go w koszulki i zgryźliwy komentarz w stronę Kosy "dobrze, że wzięliśmy dla ciebie papier toaletowy bo mapki są na śliskim papierze" To taka aluzja byłą do problemów jelitowych Kosy na jednym z Darżlubów kiedyś tam. No i ruszamy w te wichury, deszcze i zawieje opatuleni czym się da i zakapturzeni jak eskimosi. 

Z początku to nawet nie padało. Było tylko ciemno i wiało jak to przy morzu. A może jak na pełnym morzu. Pierwsze metry za nami, potem wejście w błotko żeby oswoić się z terenem i już buciory mokre i już jesteśmy brudni. No to się zaczęło. Wchodzimy w las. 

Z początku ruszyliśmy jak z procy. Tempo niemalże sportowe! Na pewno nie było to tempo turystyczne bo było szybkie a więc było to tempo sportowe. Coś o tym wiemy. Dzięki temu, że Kosa miał ze sobą stoper (bo Kosa nosi go na swej szyi niczym jakiś Medalion Czterech Żywiołów Mocy) wiedzieliśmy jak stoimy z czasem. Atakujemy pierwszy punkt. Kroki pięknie odliczone, latarek wszędzie pełno. Ruszamy w jakiś tam śmieszny wąwóz. Trafiliśmy nawet. Najpierw mijamy stowarzysza, drwiąc z niego stwierdzamy "nie ze mną te numery Kloss" i podbijamy prawidłowy PK stojący nieopodal. Czas operacyjny 22min - jesteśmy szybcy i wściekli. No i zaliczamy udany start. 

Miłe złego początki.
Lecimy dalej. Jedna przesieka, druga. A może wejdźmy w tą przesiekę? Ale którą? No tą tutaj. Toć to nie jest przesieka tylko siatka kartograficzna łosiu. AAaaAAaa. Czasem były problemiki z odczytaniem mapy ale wzorowo jak profesorzy i stare leśne dziadki wyszliśmy na tą przecinką, na której chcieliśmy być. I nawet taka zarośnięta wcale nie była. No to teraz odliczamy kiedy trzeba odbić - okej wszystko wiadomo, spoko luzik, co to dla nas. 700m na zachód, potem odbijamy 300m na południe i znowu jakieś 125 na zachód czy ileś tam, czy gdzieś tam. Udaje nam się bez problemu. Jesteśmy diablo skuteczni i trafiamy tam gdzie trzeba. Punkt drugi za nami, Kosa oznajmia - "czas operacyjny 55min" Śmigamy ja messerszmity przez te lasy. 

Czas na trójkę. Wyznaczenie kierunku, ciach, obliczenie metrów, trzeba uważać na przecinki i pomykamy dalej. Uppppssss to nam się coś te przesieki rozmywają. Jest tutaj coś takiego czy nie? A któż to wie, może jakaś tu przesieka idzie - nasze nogi utaplane w jakiejś mazi czy błotku utwierdzają nas jednak w tym, że stoimy w jakimś bagnie. A jego na mapie nie ma. Ahaa no to żarty się skończyły czas przejść do gwoździa programu Darżluba czyli "tu idzie droga ale jej nie ma na mapie, ona idzie tutaj gdzie powinna iść ta przesieka obok tej drogi której nie ma ale tu jest inna tylko że odbija pod innym kątem po stu metrach i dochodzi do skrzyżowania którego też nie ma ale za to jest tutaj jakiś stary jar i on jest na mapie tylko że na zachodzie bardziej a tu jest na północnym wschodzie" Dla nas oczywiście był to gwóźdź do trumny.

Gdzieś tam wyszliśmy. Mało tego - dobrze wyszliśmy. Byliśmy idealnie na skrzyżowaniu przesiek. Teraz tylko walimy azymuta i szukamy trójeczki. Azymut jest, cel namierzony, mała górka pomiędzy większymi górkami. A to spoko, da się zrobić. Ale się jednak nie dało.

Przy PK3 spędziliśmy trzy godziny. Myśleliśmy, że to stoper Kosy się pomylił ale nie. Ten stoper się nie myli. W międzyczasie oczywiście padało. Z przerwami na ulewę i wiatr. A jak nie padało to wiało i nas suszyło. Super. Najpierw próbowaliśmy z jednej strony, potem z drugiej. Próbowaliśmy z każdej strony. Potem wracaliśmy na asfalt. A potem "eeee my tu już byliśmy" - "tak byliśmy tutaj pół godziny temu wtedy jak wyszliśmy z tej drogi na której byliśmy już 3 razy" I tak w koło macieju. Jakby w kolekturach lotto losowali twój nieszczęśliwy numerek to wiemy jaki numerek byśmy zakreślili. Zdecydowanie nr3. Przy trójce jak takie ciołki kręciliśmy się 3h! Sam nie wiem czemu i po co ale tak nas męczyła i wkurzała, że za wszelką cenę chcieliśmy ją mieć. Szkoda, że nie mamy śladu gps ale on by tam chyba szału dostał przy tej trójce. To było jak trójka bermudzka albo coś takiego. 

A lasy też tak zarośnięte jak brodate wikingi, drzewa poobalane że ja nie wiem co tam się działo. Jak w dżungli, tylko tam lian brakowało i małp skaczących. Chociaż im by się pewnie nie chciało w taką pogodę. Co za diabeł siedzi w tych umysłach że w taką pogodę i ciemnice ponad 800 ludzi szwęda się po nocach w lesie? Tego nie wiem ale za to w Kosę też wstąpił w końcu jakiś diabeł bo tak go wszystko zaczęło wkurzać, że powinienem w sumie napisać że jego to nie wkurzało tylko w****. Jakby ktoś tam przypadkiem słyszał takie różne niecenzuralne wiązanki to to byliśmy my w pobliżu - wormsy z Kosą na czele, wyładowującym złość na każdej napotkanej gałęzi. Ale te poprzewracane, nie do przejścia momentami drzewa na prawdę wkurzały. Takie negatywne nastroje trwały do jakiegoś momentu.

Wiedzieliśmy już że nasz blamaż i wielka poracha. WIELKA PORACHA już teraz stały się faktem ale jakoś postanowiliśmy ratować tyłki. To chodźmy chociaż po 11,12,13,14. Noooo dobra - nikomu się nie chciało ale nawzajem się zmusiliśmy.

Szukaliśmy tej głupiej 11 i też nic. A tam, pff tam. Czy to było szukanie? Wchodzimy gdzieś tam w pobliżu, nie ma. Nie to nie idziemy. Olewka. A deszcz w tym momencie też olewka i lunął na nas jak z rynny. Bogowie muszą być szaleni! Okej, no cóż takie z nas cieniasy to dobra - idziemy na metę i zgarniemy jeszcze 14 na koniec. Była gdzieś jakaś 5 godzina naszego błąkania się po lesie, naszej wielkiej klęski i katastrofy. Nie pozostało nam więc nic innego jak pośmiać się z samych siebie. Przyznaliśmy zgodnie że poszliśmy jak łajzy. Dokładniej to jak Łajza Minelli. I to też bawiło nas do samego końca.

Łajza minelli
Bo jak zaliczasz taki blamaż i katastrofę to nie pozostaje ci nic innego jak śmiać się z siebie i to tak głośno.

14 zgarnęliśmy. Później się okazało, że to był punkt mylny. Jakim cudem nie wiemy - zresztą ja tam i tak już nic nie widziałem bo wyłączyłem latarkę - taka to była olewka. 

Doszliśmy na metę. 3 PK zaliczone. Klęska i PORACHA. Po prostu taka poracha, że żal ściska ale to nic. Tu się nie ma czym przejmować bo to przecież zabawa. Nie zawsze ta zabawa wychodzi tak jakby to się chciało ale co tam - wspominki jakieś są!

Tak to już jest czasem w życiu co nie Kosa?

Szybko się przebraliśmy i śmigaliśmy do samochodu. W drodze do samochodu tak wiało i było tak zimno, że myślałem że odgryzę sobie język - tak bardzo szczękały mi zęby. Ale doszliśmy. I do domu też dojechaliśmy. Chociaż to nam się udało.



Mamy dość Darżlubów. 



















Przynajmniej na rok. 


















A po drodze przecież są jeszcze Manewry...
















Czyli najbliższa okazja aby przerwać tą przeklętą, beznadziejnie słabą passę będzie już w marcu! Ha!

19 komentarzy :

  1. A więc niestety jak to z tekstu idzie wyczytać, zła passa na Darżluby trwa. Tak samo jak Polska Niemcy - nigdy ze zwycięstwem. Ten Darżlub pokazał jak bardzo byliśmy daleko od zajęcia jakiegokolwiek dobrego miejsca. Co prawda mówiłem, że już na tego typu marszach nie będę brał udział, ale może po prostu żeby być lepszym trzeba trochę dostać lanie i brać udział w więcej imprezach tego typu. Jednak niestety na tego typu marszach zawsze dostajemy porządne lanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. CHŁOPAKI LICZY SIĘ SERCE DO WALKI
    A TAKIE MIELIŚCIE
    DARŻLUBY WAM NIE IDĄ- ALE NIE NA DARŻLUBACH ŚWIAT SIĘ KOŃCZY
    TRZYMAM KCIUKI ZA WASZ START W MANEWRACH
    pozdrawiam
    marian:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma co się poddawać. Mnie także poszło słabo. Na następnej edycji się zrehabilitujemy :)

    Pozdrawiam, Piotrek (z LOSTA ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki ci Marian. Jednak musimy się liczyć na to, że na Manewrach nie będzie nic lepiej, ale może po tej porażce przyjdzie jakiś cień nadziei. Kto wie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Może i Piotrek masz rację, bo ile można dostawać lania. Od razu pozdrowienia dla ciebie. A jak bieganie idzie? Bo mi dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Haha, kocham wasze relacje! Czyta się to z wielką frajdą. I te duże odstępy na koniec! Ha!

    Ja też powinienem popełnić orientacyjne harakiri - już mi proponowali zgubić się w parku oliwskim w centrum Gdańska i umrzeć z głodu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hah ty Piotrek zaliczyłeś i tak w swoim debiucie lepszy występ niż my na jakimkolwiek Darżlubie czy Manewrach :)

    Bo wisi nad nami DIABELSKIE FATUM!

    Ale i ono kiedyś się skończy i ukręcimy rogi temu diabłu co to się zwie Darżlub/Manewry!

    OdpowiedzUsuń
  8. My dostajemy na razie kopa od Darżluba, a kiedyś w końcu on od nas dostanie i wtedy role się odwrócą i diabeł pójdzie tam, skąd przyszedł.

    OdpowiedzUsuń
  9. E tam.... passa. Proponuję następną imprezę tego rodzaju pójść oddzielnie. Każdy na własną rekę. I samodzielnie rozliczyć się z własnymi słabościami. Potem może być lepiej. Jak się wnioski wyciągnie oczywiście ;) pzdr. TJ

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wiem co o tym sądzisz, ale ja myślę, że skoro nie możemy wspólnie rozwiązać tego kłopotu, to co mi da iść samemu. Mam się gorzej pogrążyć?

    OdpowiedzUsuń
  11. Po prostu pik pik i idę spać.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie ma bata, następnym razem idziemy na inną trasę. Jak nie idzie na BT to trzeba spróbować o szczebel niżej.

    A jakby tak nam się kiedyś udało wygrać ekstramalną(!) to będzie z tego dobry materiał na film w holywoodzkim stylu "od cieniasów do mistrzów" :)

    OdpowiedzUsuń
  13. @Czępa - ...bo za dużo Was przy tym kłopocie! Na InO trzeba być decydentem: podejmować decyzje i ponosić za nie odpowiedzialność. A nic nie daje bardziej w skórę jak świadomość, że dostajesz w d... za własne (!) błędy. Stąd moja sugestia - pójść samodzielnie, skupić się w 100% i wyciągać wnioski z błędów.

    No chyba, że bardziej liczy się romantyzm nocnej eskapady. Ale wtedy nie patrzymy na wynik. ;) Powodzenia! TJ

    OdpowiedzUsuń
  14. Czępa dzięki za pozdrowienia. Z bieganiem u mnie słabo, zdecydowanie gorzej niż u was. Ze względu na ból kolana, a ostatnio skręconą kostkę nie trenuję, ale marszów nie odpuszczam. Wystartuję teraz w marszach Neptuna, to niezły trening nawigacyjny i na koncentrację, bo tego ostatnio chyba zabrakło :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Mi bieganie idzie dobrze Piotr, ale chyba będę musiał odpocząć, bo odczuwam zmęczenie. Chociaż jeszcze pobiegam jakiś czas, a jeżeli polepszy się to nie zrobię przerwy. Dopuki będę się jako tako trzymał, to będę biegał. A jeżeli chodzi jeszcze raz o marsz Garczyn, to cały czas podziwiam Was organizatorów za zorganizowanie takiego fajnego marszu. Oby więcej takich sukcesów jak ten.

    OdpowiedzUsuń
  16. No, to widzę, że było Wam do śmiechu. :) Ale przemarsz odbił swoje piętno na waszych nogach i umysłach. :)

    Głowy do góry, powodzenia w kolejnych InO. Pozdrawia, Paweł. :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Hej Wormsy. Spotkaliśmy się na początku drogi do PK3 na tej przecince. To właśnie Ja się Was pytałem czy to Wy :D
    My po znalezieniu słupka oddziałowego postanowiliśmy olać tą lichą przecinkę biegnącą (lub nie biegnącą) wśród bagien. Poszliśmy na Pn. do drogi asfaltowej i dalej do przecinki między oddziałami 161/162. Dalej na Pd. aż do końca górek i początku płaskiego,potem krótkim azem ze styku przecinki i ścieżki już na sam PK3. Powodzenia w kolejnych MnO SKPT. Dacie radę. Do zobaczenia na leśnym szlaku.

    Maciek S.

    OdpowiedzUsuń
  18. uwielbiam Was:D bez kitu:D
    tez bylam na BT1 i 3PK znalazlam z moja ekipa podchodzac do niej od poludnia (szlismy na azymut ale i tak sie znalezlismy na wzniesieniu obok buk, sosna, swierk - zeszlismy z niego jakims dziwnym azymutem i jakos sie udalo ;) )
    z tym ze moja ekipa totalnie sie zgubila przy PK6 i wtedy stwierdzilismy ze zlapmy chociaz 10-14, ktorych w sumie i tak nie zlapalismy :D (no nie liczac 11 ;)
    pozdrawiam Anka :}

    ps dzieki za duza dawke smiechu;}

    OdpowiedzUsuń
  19. @Maciek S.
    No to lepiej byśmy wyszli na tym wszystkim gdybyśmy się z wami stramwaili wtedy albo coś:) Do zobaczenia na kolejnym InO kiedyś tam!
    @Anka
    No to chociaż jeszcze ktoś miał problemiki prócz nas! Dzięki za miłe słowa i również do zobaczenia gdzieś tam kiedyś tam!

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets