środa, 9 listopada 2011

Rozkmina nad mapą


Pierwsze skojarzenia jakie nasuwają się kiedy słyszymy termin InO to oczywiście - kompas, las, lampiony no i oczywiście mapa. Nieodłączny element InO, nieodłączny no i też kluczowy jakby nie było. No bo przecież bez mapy nikogo w teren nie puszczą, to właśnie na podstawie mapy mamy zorientować się w terenie. A mapa mapie nierówna jak wiadomo. I o mapach właśnie ten dzisiejszy post będzie. O tym czy i jak bardzo mapa wpływa na trudność marszu, frekwencję, zadowolenie i często też odbiór całej imprezy. 



Na ten moment nasuwają mi się trzy kategorie map. Nazwijmy je kolejno:
- zwykła, prosta mapa, bez żadnych udziwnień i wynalazków 
- mapa kombinacyjna z wycinkami, lustrami, obrotami, niepełną treścią, czyli coś co dla zwykłego śmiertelnika mapy raczej nie przypomina
- mapa nietypowa - na kubku, filiżance, kasecie vhs, koszulce, doniczce, mapa w formie tatuażu i wszystkie inne odjechane-wariacyjne-fantazyjne pomysły orgów.

Spojrzałem sobie na wszystkie nasze wormsowe starty w przeciągu dwóch lat. Trochę się tego nazbierało więc jakiś pogląd sobie wyrobiliśmy. I wygląda to tak, że na InO (akurat w tych których przyszło nam startować, czyli głównie te w naszym środowisku, ZIMnO, LATInO, PBT, Puchar Starogardzki) przeważają mapy kombinacyjne. I chyba już nikomu nie są obce zmagania z wycinkami, lustrami, obrotami i niepełną treścią - słowem - ze skrawkiem papieru, który mapy na pierwszy rzut oka nie przypomina. Poziom tych map zwykle jest dość zróżnicowany. Można bowiem coś tam z mapy wyciąć, coś obrócić, a mapa i tak po chwili myślenia nie sprawia wielu problemów. Można też zrobić to w drugą stronę - marsz na prostym terenie zakręcić za pomocą mapy tak bardzo, że nie wiesz w którą stronę ruszyć. Z racji tego, że nad taką mapą sporo się myśli to marsze te zwykle nie są długie, tak gdzieś pomiędzy 5 a 10km. 

Znacznie rzadziej spotykaliśmy się na InO ze zwykłą, tradycyjną mapką, bez żadnych wynalazków. Takie marsze sprowadzają się wtedy tylko i wyłącznie do orientacji w terenie. Nie ma jakiejś wielkiej rozkminy na mapie, można i nawet trzeba skupić się tylko i wyłącznie na nawigacji. My na nie mówimy "marsze w starym stylu oldschool" bo kiedyś to chodziliśmy tylko na takie właśnie. Takie imprezy zwykle są już dłuższe - trasy liczące 20km to normalka. 

No i te mapy występujące najrzadziej czyli te takie wymyślne. Raczej spotykane na niewielu InO ale pojawiają się od czasu do czasu. Często prócz tego, że te mapy są wymyślne, to organizatorzy odchodzą również od takiej tradycyjnej formy InO i oferują jakieś dodatkowe atrakcje i zabawy na trasie. 

I teraz jak się to wszystko ma np. do frekwencji na marszach? Nie trudno zauważyć, które imprezy przyciągają najwięcej uczestników. Te które oferują nam zwykłe, tradycyjne mapy. Posłużę się przykładami żeby nie było - ostatni Garczyn (ok 250 osób), Jesienny MnO Wygonin (113 osób), Nocne Manewry i Darżlub (to chyba każdy wie ile tam jest ludzi), ostatnie Szago (też chyba ze 150 ludzi), Kaszubski rajd z kompasem (prawie 100 osób), Tułacze (też sporo ludzi no ale to już rajd bardziej). 
Frekwencja na marszach z kombinacyjnymi mapami jest już mniejsza. Rzadko kiedy startuje na tych marszach więcej niż sto osób. Nie liczmy ZIMnO i LATInO które z założenia są mini pucharami, zostawmy tylko PBT. W porównaniu do tych wcześniej wymienionych imprez to frekwencja na mapach kombinowanych nie porywa - zwykle na tych zawodach startuje ok. 60-70 osób z czego większość na trasie...TD, która oferuje zwykle bardzo proste mapy. 
A frekwencję na MnO z dziwacznymi mapami ciężko określić bo występują one raczej nieczęsto. 

Trzeba też dodać, że frekwencja wpływa też na zadowolenie orgów. Bo chyba każdemu organizatorowi, który włożył w swoje InO sporo pracy, jest miło kiedy może ugościć 100 osób zamiast 50.

Spójrzmy teraz na odbiór takich imprez. Te marsze które oferują nam bardzo nietypowe mapy chyba zawsze spotykają się ze świetnym odbiorem przez uczestników. Bo każdy lubi takie nietuzinkowe pomysły, iść z popcornem do lasu (KInO) czy planszą do Monopoly (Monopoly InO) niż ze zwykłą mapą. Jest to zwykle atrakcja na tyle fajna, że każdemu przypada do gustu coś niecodziennego, pomysłowego, nowego. I ta mapa często wcale nie jest taka trudna - tutaj liczy się przede wszystkim pomysł który gwarantuje uczestnikom dobrą zabawę. Mogą być na takiej imprezie nawet pewne niedociągnięcia ale i tak dzięki świetnemu pomysłowi tak bardzo nie rzucają się one w oczy. 

Na marsze ze zwykłymi mapkami przychodzi najwięcej osób więc można wysunąć wniosek, że to właśnie one dają obu stronom (org i zawodnik) najwięcej zadowolenia. Bo często również duża frekwencja to super atmosfera dużej imprezy. Fajne jest to że tutaj zawodnik może mieć pretensje tylko i wyłącznie do swoich nawigacyjnych umiejętności - zgubiłem się to tylko i wyłącznie moja wina że się nie skumałem, a nie to że budowniczy w tym miejscu zlustrował obrócony wycinek mapy o niepełnej treści. Tutaj liczy się tylko rzeczywista umiejętność orientacji w terenie, a nie główkowanie nad mapą. I chyba oto właśnie najczęściej startującym chodzi - chcą po prostu sprawdzić swoją umiejętność orientacji w terenie. I to wszystko. Wszyscy są zadowoleni.

Najdziwniej przedstawia się sytuacja z tymi pokombinowanymi mapami. Nie rzadko bywało tak, że przyszło się na marsz, a więcej czasu spędzało się... stojąc w miejscu próbując odgadnąć o co w tej mapie chodzi. Albo ile razy doszło się do pewnego momentu, a dalej koncepcja trasy stawała się tak trudna, że potem błądziliśmy gdzieś (często nawet poza mapą) nie wiadomo gdzie i jak. A wrócić też nie było jak no bo gdzie? Na które lustro, który wycinek? Czy wtedy możemy mówić o umiejętności orientacji czy o główkowaniu nad koncepcją mapy?

No i teraz uwaga przechodzę to puenty tego całego wpisu.

Czy nie jest tak, że te kombinowane mapy często odstraszają ludzi od InO? Ludzi często zwyczajnie odtrącają te wszystkie lustra i obroty, nawet jeśli nie są jakoś szczególnie skomplikowane i po chwili zastanowienia da się to przejść. Już na samo hasło o lustrach i obrotach ludzie często się zniechęcają. Czy to właśnie nie dlatego, że ludzie boją się takich kombinacji to właśnie te zwykłe tradycyjne, oldschoolowe marsze cieszą się największą popularnością? No i o co tak na prawdę w InO chodzi? O taką czystą orientację w terenie czy rozkminianie nad tym o co chodzi w tej mapie, jak ten budowniczy to wymyślił? 

Po prawej stronie macie ankietę.

Zachęcamy oczywiście do komentowania i wyrażania swojej opinii na ten temat! 

9 komentarzy :

  1. Często pada pytanie: wolisz krótki 6-10km z mapą kombinowaną czy 20-25 z mapą pełną? Ja osobiście wole opcje "krótka" trasa kombinowana mapa, dlaczego? Nie wiem, tak już mam ;) Pamiętam mapy, które były bardzo trudne, zawsze slyszę, że do trudnych należał "barszcz z uszkami", który Wicii no i mi wydawał się wmiarę prosta, bo wiedzieliśmy co wystarczyło zrobić... to prwie tak jak z wypracowaniem, musisz trafić w klucz odpowiedzi wtedy już lecisz, jesli Ci się to nie uda załapiesz jakieś punkty, ale będziesz mial slaby wynik ;) trasy długie też mają swój urok, ale dla mnie są żmudne, na 25km spacer z mapa "pelną" to ja się mogę codziennie wybrać... pomysł orga jest uniwersalny, jedyny w swoim rodzaju, to jest piekne w mapach kombinowanych! ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam, że wtedy wam się ta impreza super udała. I idealnie mapkę rozkminił Gromuś, który tam przeleciał jak burza. No i tak a propos to tam burza też była, tylko że śnieżna:)

    Porównanie do klucza jest trafne i o to mi właśnie chodzi, że to nie o to na InO chodzi żeby się w klucz wpasowywać. W ogóle wpasowywanie się w klucz nie jest dobre o czym się pewnie nie raz przekonałeś lub też dopiero się przekonasz bo matura się zbliża:)

    No a pełna mapa to nie zawsze spacer. Choćby taki Darżlub jest świetnym przykładem, tego diabelstwa to chyba nikt spacerem nie odważy się nazwać:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Długodystansowce są męczące fizycznie i nie raz psychicznie, to samo kombinowane krótkodystansowce, to i to jest świetnym przykładem InO, nie da się czegoś wyrzucić, co najwyżej można pomyśleć nad czymś nowym, być może lepszym ;)) InO tworzą ludzie, jeśli jest chociaż jeden chętny na mapę kombinowaną, do zrobienia org się znajdzie, jeśli jest choć jeden chętny na pełną, do zrobienia org się znajdzie! InO to atmosfera, to ludzie :D zresztą to m.in. od Cb się tego dowiedziałem ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Według mnie dobrze, że są i takie i takie marsze. Imprez przybywa i uczestnicy mają już prawo wyboru.

    Ja nie ukrywam, że póki co wolę mapy proste z jej pełną treścią, bo na takich na razie sobie dużo lepiej radzę. Na kombinowanych mapach zaliczam wtopy, ale to nie znaczy, że uciekam przed imprezami z mapami tego typu. One wymagają jednak trochę innego podejścia do zawodów. Pojawia się tu nowy etap - rozkminki, który zabiera dużo czasu, a to początkujących może zniechęcić.

    Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  5. Barszcz z uszkami dla mnie nadal nie do przejścia, mimo że od tej pory upłynęło tyle czasu i w tylu InO brałem udział.
    Ja sam skłaniam się ku mapom kombinowanym - to uwalnia myślenie i umysł!

    OdpowiedzUsuń
  6. Pan z samochodu ;)18 listopada 2011 03:15

    Bąbel nas zniszczył. Mapa kombinowana, i to na ostro (przynajmniej wg nas ;). Wiem że na nic podobnego w najbliższej przyszłości się nie wybierzemy. Mało radochy, dużo frustracji. Nic to, darżlub czeka :D

    OdpowiedzUsuń
  7. I dlatego właśnie Darżlub jest tak uwielbiany. Mapa jest pozornie prosta ale orientacyjnie to... zresztą każdy kto był to wie jak to tam wygląda:)

    No to widzimy się na Darżlubie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Adrian N.
    Kohorta K.W.

    Temat rzeczywiście nie jest prosty.
    Jeśli ktoś ma olbrzymie doświadczenie w Ino, chodził na długie marsze z pełną mapą, jak i uczestniczył w dziesiątkach imprez z mapami kombinowanymi, to zawsze będzie chciał zrobić krok dalej. Prowadzi to do kreowania poziomu, który jest nieosiągalny dla normalnego śmiertelnika. Sam wielokrotnie byłem w sytuacji, kiedy przeklinałem organizatora za "nietuzinkową mapę". Pal licho, jeśli w lesie jestem sam, lub z moimi kolegami, mokniemy, jest zimno jak cholera, a my nie wiemy co dalej robić. Sprawa się zmienia, gdy ktoś porwany falą mody na Ino chce spróbować własnych sił na tego typu zawodach. Tu dochodzimy do sedna. Znam kilka osób, które tylko raz spróbowały TZ na Pucharze Borów Tucholskich i raczej tego nie powtórzą. Nie dziwi więc fakt, tak dużej frekwencji na imprezach typu Tułacze, Darżluby, Manewry, ostatni Garczyn, czy Wygonin. Na każdej z tych imprez organizatorzy proponują duży wybór tras: od rodzinnych po naprawdę wymagające. Według mnie na PBT brakuje tras lub kategorii, która wychodziłaby na przeciw trendom. Bo mamy TD (drużynówka), raczej dla dzieci lub naprawdę początkujących (zazwyczaj bardzo krótka). TJ - nieco pokombinowana, ale jako senior, nikt na niej nie zastartuje i TZ. Gdyby pojawiły się trasy dłuższe, z mapą pełną lub tylko z małymi utrudnieniami, których czas przejścia byłby porównywalny z TZ, ręczę, że frekwencja na zawodach znacznie by wzrosła. Nie dla wszystkich liczy się tylko rywalizacja i "walka z mapą". Niektórzy chcą po prostu przyjechać do lasu, zetknąć się z Ino, poznać nowych ludzi.

    Do zobaczenia na Darżlubie.

    OdpowiedzUsuń
  9. W stu procentach zgadzam się z powyższą wypowiedzią Adriana i gdybym mógł podpisał bym się pod nią obiema rękoma i nogami:)

    To właśnie takich tras brakuje w PBT aby zwiększyć frekwencję i przyciągnąć nowych uczestników. Tras na pełnych mapach ale również wymagających obeznania z mapą - jedna trasa dłuższa, druga krótsza. Tego właśnie brakuje.

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets