Po kolejnym miesiącu czas na kolejne podsumowanie biegania. Tym razem trafiło na kwiecień, a wiadomo przysłowie kwiecień plecień, bo przeplata trochę zimy trochę lata jakby tu nie miało nic wspólnego z poprzednimi latami kiedy to przysłowie się sprawdzało. Teraz to było tylko ciepło. Kwiecień był na ogół bardzo słoneczny. Co prawda były dni chłodniejsze, ale zarówno śniegu jak i lodu to już w ogóle nie było. Jakby po zimie nie zostało żadnego śladu. To też jest wtedy lepiej, bo gdy jest dużo słońca, chce się biegać i jest człowiek taki ożywiony. No i właśnie. Tutaj sytuacja pasuje do całości tego tekstu. Powiem inaczej - miesiąc kwiecień to jest dla nas (dla mnie i Dżekiego) miesiąc rekordów. Zacznę od Dżekiego. Dżeki w poprzednim miesiącu miał pracę więc miał mało czasu na bieganie i nie miał nawet 100 km, natomiast teraz to się zemściło i Dżeki ma teraz 130.3 km, więc pobił swój rekord, z czego jestem dumny z tego robala, ale to nie wszystko, bo w piątek jak biegaliśmy razem, to on w 44m30s zrobił 10 km, a ja zaledwie 8km. Widziałem, że był bardzo zmotywowany i szedł na rekord. Widziałem jak szalał. Co prawda ja miałem gorszy dzień, ale strata ogromna. Jednak nie wkurzyło mię to, że tak słabo było, ale zmotywowało do dalszego biegania. Nie zamierzam się poddawać - ba nawet mam zamiar jeszcze bardziej biegać. Też chcę przecież wystartować na półmaratonie w Bytowie 4 czerwca i to już na 100% bez wahania chcę spróbować swoich sił. Wracając do Dżekiego, to muszę przyznać, że powiedział mi coś ciekawego po bieganiu: "Ty Kosa uważaj żebyś się nie zajechał tym bieganiem, bo wiem, że jak się nastawisz to idziesz jak rakieta i nic cię nie zatrzyma, ale jak się zajedziesz to szkoda tego wszystkiego". A ja powiedziałem mu tak: "Co by nie było postaram się trzymać to co robię, ale jak się zajadę to ci podziękuję". No i ja sobie powiedziałem, że chcę pobić swój rekord i to zrobię. I tak rzeczywiście było, bo w kwietniu pobiłem chyba wszystkie rekordy jakie mogłem pobić. Zacznę od rekordu tygodniowego. A więc w jednym tygodniu miałem 52.775 km. Jest to rekord, który został pobity tydzień przed tym wynoszący 49.1 km. Kolejny rekord, to w jednym dniu miałem 13.7 km. Jest to też wielki wynik, bo już dawno nie pamiętam żeby tak dużo zrobiłem w jednym dniu. No i też w jednym dniu miałem rekord jeśli chodzi o ilość km w tym samym czasie co zwykle, bo biegałem 40 minut i miałem 8.45 km i jest to synchronicznie dostosowane do biegania 30 minut kiedy to też nie miałem dobrego czasu, bo najlepszy wynosił 6.15 km. A więc w te 40 minut jest nawet 300 m lepiej. No i ostatni rekord to rekord miesiąca, który wynosił 175.5 km we wrześniu 2009 , został pobity po 20 miesiącach i wynosi teraz 197.5 km. A więc to już jest różnica 22 km, a to już jest sporo. Podsumowując miesiąc kwiecień, to był to miesiąc rekordów dla nas. Nie wiem jaki będzie maj, może lepszy, może gorszy, ale w każdym bądź razie nie mamy zamiaru zrezygnować z biegania, tym bardziej, że już w tym roku mamy przebiegnięte ja (Kosa) 490.8 km, a Dżeki 400.7 km, więc jesteśmy w dobrej formie i coraz bardziej się zbliżamy do 1000 km w tym roku. A więc do zobaczenia na Wormsaku.
niedziela, 1 maja 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Wielkie brawa dla Czępy, który cały czas jest w gazie! Ja już myślałem, że w kwietniu spuchnie i opadnie z sił, a tym czasem Kosa jeszcze tylko dorzucił do pieca i jakby nigdy nic zrobił prawie 200km!
OdpowiedzUsuńTylko tak jak ci mówiłem i nawet mnie tu zacytowałeś "uważaj żebyś się nie zajechał" Zresztą ja też muszę uważać i spokojnie sobie wszystko dawkować:)
Masz Mordziak - kawałek z dedykacją dla ciebie
http://www.youtube.com/watch?v=W_PH_gtw3kY
kosa - biegnij
OdpowiedzUsuńkosa - biegnij
analogia do filmu FOREST GUMP- FOREST RUN!
marian