niedziela, 7 listopada 2010

IV RnO Wygoniec - relacja


Wszystko zaczęło się od mojego oczekiwania na Zidka, który miał przyjechać po mnie o 21:00. O 21:05 dostaję smsa „będę o 21:30”. Grr no dobra, ale czemu tak późno? Zero kontaktu do 21:46. Właśnie wtedy wyjechaliśmy z Bytoni. Wszechogarniająca mnie złość na Zidka minęła, gdy dojechaliśmy na miejsce. Szybko odebraliśmy kartę startową i poszliśmy do autobusu wraz z innymi uczestnikami. W autobusie ‘poprosiłam’ o wytłumaczenia ze strony Zidka. Okazało się, że musiał wstawić okna ze swoim tatą…Wybaczone. W autobusie trochę zerkałam sobie za okno, aby zobaczyć, czy jest ciemno ciemno, umiarkowanie ciemno, czy strasznie ciemno. Niektóre krzaki wyglądały jak Boogie Man, a inne jak czarownice. Jak powiedziałam wcześniej Dżekiemu „trzeba zacząć walczyć ze strachem”.
Dojechaliśmy na miejsce startu, a Zidek ciągle powtarzał, że będziemy mieli ostatnie miejsce(finalnie proroctwo Zidka spełniło się). Po jakimś czasie wyposażeni w czołolatarki wyruszyliśmy w trasę. 4pkty zaliczone, idziemy do E. Idziemy. Idziemy. Idziemy. Czy my za długo nie idziemy? Które to było skrzyżowanie? Cofnijmy się. Nie, coś tu nie pasuje. Idźmy dalej. Hmm nie ma skrzyżowania. Cofnijmy się. Może chodźmy do jeziora i potem jakoś coś ogarniemy? Kompas szalał, ale mimo to szliśmy w kierunku, który wskazywał. O, słupek! Niestety wartości przedstawionej na nim nie było na mapie… Idziemy dalej prosto i spotykamy kolejny słupek. To samo. To może prosto? Ok. Widzimy tablicę! Cieszymy się, że jesteśmy już w domu bo jak dotąd nie mieliśmy pojęcia, po jakich drogach wędrujemy.
NADLEŚNICTWO BARTEL MAŁY. -_- Obok na kamieniu napisane „Wojtal->; Kaliska<-”. Zidek: Chodźmy do Wojtala. Ja: Gdzie jest Wojtal? Z: nie mam pojęcia, ale chodźmy tam. Ja: Napisz do Kuby i zapytaj. Okazało się, że mamy iść do Kalisk (tak właśnie podejrzewałam). Po długiej drodze w Kaliskach zrobiliśmy sobie przerwę na herbatkę z termosu i familijne. Zidek po drodze do Cieciorki mnie straszył, ale chyba zrozumiał, co robi i przestał. Oddaliśmy kartę startową i poszliśmy spać. Ah jak dobrze było się położyć! Nie trwało to długo bo o ok.6:45 harcerze zaczęli nam grać piosenkę na dzień dobry. „Jeszcze 5min!”- powiedziałam w myślach i schowałam głowę do śpiwora. Grają dalej. Kolejna moja myśl to „o pół tonu ciszej!”. Ładnie śpiewali, ale mimo wszystko chęć wyspania się przebijała wszystko. Zidek powiedział, że na etapie dziennym na pewno znowu się zgubimy. Ja w to wierzyć nie chciałam. Kiedy wszyscy poszli na śniadanie, mi Beata przyniosła do „łóżka” jajecznice i bułkę:D Ale to już swoją drogą.
Na etapie dziennym szło nam z początku dobrze. Zidek poślizgnął się na krowim placku, deszcz rozmiękczył kartę startową, ja wpadłam po pas do strumyko-rzeczki. Mieliśmy ok. 12pktów chyba. Doszliśmy do jakiejś wioski. Kazub nareszcie! Niestety niet. Lipy. Zapytaliśmy gościa, jak dojść do Kazuba. „Prosto. 2km i jesteście. Idziemy. Idziemy. Jezioro! Ale za małe… Chodźmy dalej. Jezioro! Hmm skądś je znam… „Zidek… Chyba jesteśmy w Cisie…” Zidek „nie załamuj mnie!”. Cofnęliśmy się do Starej Lipy i weszliśmy na podwórko jakiegoś faceta.
Ja: Jak dojść do Kazuba?
On: To wy nie wieta jak do Kazuba dojść?
Ja: No nie.
On: To je blisko hehehe.
Facet rozgląda się na boki zamiast udzielić konkretnej odpowiedzi.
Ja: Pan powie, jak dojść do Kazuba bo nam się spieszy!
Szybko wytłumaczył i poszliśmy.
W Kazubie jesteśmy już nad jeziorem i szukamy mety. W końcu Zidek spojrzał na mapę: „Meta jest po drugiej stronie jeziora”. Zamiast iść na krótszą drogą, przeszliśmy całe jezioro… Zawsze musimy robić sobie pod górkę… Ja już prawie byłam sucha, bo cała woda ściekła do kolan. Na mecie oczywiście byliśmy ostatni… Ale i tak nam się podobało! W obawie, że będę chora, szybko pojechaliśmy do domu.


Wielkie dzięki dla kdh za wspaniały marsz i rodzinną atmosferę panującą w świetlicy!

2 komentarze :

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets