środa, 15 września 2010

Wormsy autostopem przez Europę cz.4


Bezpośrednio na nas nie padało bo jednak spaliśmy pod mostem (aż mi się przypomniało Under the Bridge red hotów). No ale w miarę czasu zaczęło przeciekać. I komfortu to też tam wysokiego nie było, jednak chodniki są twarde, a deszczowa noc nie należała do najcieplejszych. W dodatku przeciekało coraz bardziej. I samochody chlapały. 

Obudziliśmy się gdzieś tak około 5 nad ranem. Ciągle było jeszcze szarawo, gdzieniegdzie chodnikami przechadzali się ludzie idący do pracy. A my tam rano na chodniku, pod mostem, w śpiworach. Trzeba było wstawać. Niezbyt ogarnięci zwinęliśmy z tego miejsca. Pomimo, że wygodnie tam nie było to i tak świetnie wspominamy ten nocleg. Dla takich właśnie noclegów chodzi się spać! A nie tam zawsze smacznie w swoim łóżku. 

Rano nadal lekko sączył deszcz. Przynajmniej nie lało tak jak w nocy. Ruszyliśmy w miasto. Szybko się ocknęliśmy, w sumie to i tak nie zaliczyliśmy twardego snu. Uroki miasta tak szybko na nas wpłynęły, że raz dwa odzyskaliśmy w pełni świadomość. Jak tam było fajnie! Nawet o 5 nad ranem po takiej nocy! Salzburg był niesamowicie czysty! Taki jakby aż wypolerowany na glanca. Sterylnie czysty, tak jakby tam dentyści zajmowali się sprzątaniem ulic. Coś takiego jak śmieci to tam chyba nie istnieje bo nie zauważyliśmy tam ani jednego leżącego na ulicy papierka, puszki, butelki, czegokolwiek. Tak czyste jak to miasto to nawet zakonnice po ślubach czystości nie są. Ale nie tylko tym zaskoczyło nas to miasto. Wszędzie panował taki bajkowy wręcz klimat, wszędzie roiło się od starych kamienic, budowanych w takim fajnym starym stylu. Ale to że były to stare kamienice nie oznaczało bynajmniej, że co kilka metrów istnieje ryzyko że cegła spadnie nam na dynkę. Nie, nie. Wszystkie kamienice były w fantastyczny sposób odrestaurowane, tak że można było poczuć klimat lat w których były budowane. I tak wygląda tam praktycznie całe miasto! Byliśmy tym wszystkim zachwyceni. Oprócz tego oszołamiająco wyglądał dworzec, czysty, schludny, wręcz elegancki. Autobusy i tramwaje wydawały się jakby przeniesione z jakiegoś snu o przyszłości. Wszystko tam było jak z obrazka. I tak te zdjęcia nie oddają tego jak było tam ładnie. To trzeba po prostu zobaczyć samemu!

Poszliśmy na śniadanko. Do jakiejś piekarni. Potem dalej ruszyliśmy w głąb miasta. A im dalej w głąb miasta tym piękniej. Najpierw szliśmy takimi bocznymi uliczkami. Bardzo wąskimi. Niczym z jakiegoś XIX horroru. Wąska wyłożona kostką brukową uliczka, ciemność, sączący z nieba deszcz, słabe migoczące światła latarni. Klimat nie z tej ziemii. Tylko czekać aż zza rogu pojawi się kuba rozpruwacz. Wszystkie kamienice były pięknie zadbane. Żadnych graffiti ani innych takich tam na murach. Widać że ludzie dbają o swoje domy. Bardzo fajne były tam okna oraz okiennice. Obowiązkowo na parapetach ludzie wystawiali kwiaty. Wszystko to sprawiało fantastyczne, bajeczne wrażenie. Fajne też było to, że część tych kamienic była jakby wyryta w skałach. Wiele kamienic budowanych było tak jakby w ogromnych, pionowych skałach. I garaże też tak często były budowane. A w garażach zaskakująco często stały takie autka jakie my tylko w gazetach możemy oglądać. Chyba co trzeci samochód to był porszak. Nie wiem, może akurat w takiej bogatej dzielnicy się kręciliśmy ale same luksusy tam były, skarpetą czy warburgiem nikt tam nie jeździł. 

W oddali cały czas widać było majestatycznie wznoszący się na górze zamek. Zamek był ogromny! A to że stał na tej wielkiej górze jeszcze bardziej potęgowało jego wielkość. Oczywiście postanowiliśmy tam iść. Szliśmy długo, specjalnie jak najbardziej kręcąc się po tych wszystkich uliczkach aby zobaczyć jak najwięcej. Uliczki cały czas trzymały klimat. Dodatkowo było tam tak fajnie bo wszędzie wokół miasta były góry! Widoki wspaniałe! Praktycznie cały Salzburg otoczony był górami, które akurat tego dnia otoczone były chmurami i mgłą na samych czubkach. I człowiek w takich momentach czuję się malutki. Kręciliśmy się tak jakiś czas, ciągle powolutku zbliżając się do zamku. Po całym Salzburgu łazikowało pełno wycieczek. Przodowali w tym azjaci. Więcej ich tam było niż miejscowych. Ogólnie to w Salzburgu można było usłyszeć dowolny język świata, taka tam była mieszanka. Pomyśleliśmy, że miasto musi być wielką atrakcją skoro tu tyle sztuczniaków przyjeżdża. Potem doszliśmy na taki wielki plac ze straganami i skumaliśmy się, że Salzburg jest przecież miastem Mozarta. I na każdym straganie był jakiś motyw związany z Mozartem. Ale to były drogie pierdołki, nie na naszą kieszeń. Byliśmy już bardzo blisko podnóża tej zamkowej góry, ujrzeliśmy przed sobą dłuuuuugie schody. Powolutku wspinaliśmy się w górę. Mieszkańcy Salzburga z pewnością mają już dość tych wszystkich wzniesień, górek i schodów. Tego jest tam pełno. Nam to się akurat podobało ale gdybyśmy tak mieli taszczyć np. torby z zakupami to byśmy inaczej mówili. Wreszcie wdrapaliśmy się na tą górę, aż do zamkowych murów. Zamek był wielki. Widoki z tego miejsca również były ekstra. Widać było sporą część Salzburga, prezentował się rewelacyjnie. Wszystkie te kamienice, stare budowle, małe domki, wzniesienia, w oddali wielkie góry, płynąca przez miasto rzeczka. Cudownie! Ta zamkowa góra była o tyle fajna, że można było nią okrążyć cały zamek. Tak też zrobiliśmy. Po drugiej stronie zamku naszym oczom ukazało się przeogromne monstrum. Monstrualnie wielka góra! Jak jakiś potwór! Ani w połowie nie było jej widać bo przykrył ją płaszcz chmur, taka była wielka! Idziemy tam, idziemy idziemy idziemy! Tak sobie wykrzykiwaliśmy. Ale ta góra była jak wielka czarna ściana! Byliśmy niesamowicie podjarani tym że pójdziemy na tą górę, ale to była radocha. Ale było jeszcze wcześnie rano, a my chcieliśmy połazić jeszcze po mieście.

Zeszliśmy znowu na dół. Pięknymi krętymi uliczkami. Większość ulic tam, to ulice jednokierunkowe. Bo takie one wąskie są. A jakie strome! I cały czas wszędzie te piękne kamienice. Ale to jeszcze nic, bo równie piękne są tam ogrody! Każdy taki mały ogród, obejście wokół domu to małe dzieło sztuki i prawdziwy las botaniczny. Tam chyba jakaś wewnętrzna rywalizacja jest między ludźmi o najpiękniejszy dom i ogród. Pełno wszędzie krzaczków, kwiatów a chyba najpopularniejszą rośliną tam jest bluszcz wijący się na co drugim domu. I nie tylko. Bluszcz był tam w każdym miejscu: na domach, płotach, murach, słupach. Miasto dzięki temu zyskuje na wyglądzie. Kręciliśmy się tak jakiś czas i niestety znowu zaczęło padać... I to mocno... A to pech, akurat dziś jesteśmy w Salzburgu a tu deszcz. Zdecydowaliśmy się przeczekać. Była tam taka stroma góra, taki jakby park cały porośnięty drzewami. I w tym parku był taki mostek. No to my znowu rzuciliśmy się pod most. Zjedliśmy coś i czekaliśmy aż wyjdzie słońce. Ale zrobiło się zimno więc wskoczyliśmy pod śpiwory. I zasnęliśmy.

cdn...

1 komentarz :

  1. i kolejna część niesamowitej przygody!
    ludzie wy to powinniście opublikować normalnie
    hicior taki że hary poter sie nie umywa
    marian

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets