sobota, 28 sierpnia 2010

Wormsy autostopem przez Europę cz.2


Wstaliśmy wcześnie rano. Ja nie bardzo wyspany, bo gałęzie jak się na nich śpi to kłują w plecy. Kosa to już w ogóle, jak mumia (czy też jakby to Chylon określił - jak z dupy wyjęty:)), nic chyba nie spał. Nawet mówił, że jak te Niemcy tam chodzili to kombinował co by im tu powiedzieć. I wymyślił, że gdyby do nas przyszli to by krzyczał "Don't kill me!" Powoli się zbieraliśmy, Kosa mi stękał że długo się grzebie. A zresztą o to, to on ciągle stękał. Zwinęliśmy manatki, szybki skok w bok przez płot i wróciliśmy do Kostrzynia. Chcieliśmy zrobić małe zakupy. Ale te nasze plecaki nam ciążyły! Do granicy było jakieś pół km a my ledwo je wlekliśmy. Czępa to już w ogóle, tempo żółwia w wieku emerytalnym. Ale jakoś dotarliśmy do marketu. Tam kupiliśmy trochę żywności, nawet niezłe zakupy tam zrobiliśmy. Pogadaliśmy trochę z woodstokowiczami. Pełno się ich tam kręciło. Tacy jedni to nawet też jechali w podróż, tyle że do Hiszpanii. Długo tam siedzieliśmy. Gdzieś tak koło 11 poszliśmy na granicę łapać stopa. No i kicha. Samochodów mało. Nikt się nie zatrzymuje. Stoimy pół godziny i nic. A miejsce nawet dobre było. Poszliśmy dalej, i jeszcze dalej, i jeszcze dalej. I nic. Czępa z tymi dwoma plecakami to się aż przewracał pod tym ciężarem. I już tam się wkurzał. Postanowiliśmy się cofnąć. Pogadaliśmy z takimi jednymi, którzy doradzili nam aby pojechać najpierw do Słubic i tamtędy dostać się do Niemiec. No dobra, nie zaszkodzi nam spróbować - pomyśleliśmy. Znowu cofnęliśmy się do Kostrzynia. Zrobiliśmy sobie krótką przerwę na jedzonko.

I tak sobie fajnie siedzimy na trawniku aż tu nagle przywlukł się jakiś podejrzany gościu. Od razu widać było że degenerat, w dodatku z podbitym okiem. Na pierwszy rzut oka - koleś z woodstocku, pewnie chce nas spytać o fajki. Takich tam było pełno. W ogóle cały Kostrzyń zawalony Woodstockiem. No i typek się nas pyta:
- "Nie wiecie chłopaki jak się dostać do Niemiec?"
- "100 metrów stąd jest granica. A za granicą Niemcy"
- "aa a a a a ja chce jechać do Holandii, bo mnie z domu wywalili i się tu szwędam i chce jak najszybciej do Holandii"
- "hm no to najlepiej jedź do Słubic tak jak my, i stamtąd na Holandie"
No i gościu poszedł łapać stopa. Wyglądał jak z mordowni czy innej masarni, a tymczasem sprawił wrażenie pozytywnego typa. Dojedliśmy śniadanie i poszliśmy szukać miejsca do łapania. Stanęliśmy się zaraz za rondem. Staliśmy może z trzy minuty i zatrzymał się samochód. Taki tam przeciętny rakietowiec-odrzutowiec. Jechali nim woodstockowicze. Ogólnie to tam było łatwo o stopa bo wiele ludzi wracało z Woodstocku. Chłopak i dwie dziewczyny, całkiem spoko ludzie. Trochę pogadaliśmy, ogólnie bez rewelacji., taka typowa przejażdżka stopem. Przejechaliśmy z nimi jakies 40km. Wysiedliśmy w Słubicach.

Słubice to takie dziwne miasto trochę bo jest przedzielone na pół. Pół miasta jest po stronie polskiej (Słubice), a druga część po niemieckiej (frankfurt). Przekroczyliśmy granicę i znowu byliśmy w Deutschland! Postanowiliśmy trochę połazić po mieście. Ładnie tam było nawet. Zadbane miasto. Po stronie niemieckiej ładniej to wygląda. Mniej śmieci i w ogóle. No ale w Niemczech to jest ordung. Pokręciliśmy sie po mieście i postanowiliśmy szukać miejsca do łapania stopa. I to jest właśnie najgorsza sytuacja, szukanie miejsca na stopa gdy jest się w środku miasta. Musieliśmy więc wyjść aż na obrzeża Frankfurtu. A to zajęło nam spoooro czasu. I tak łaziliśmy i łaziliśmy. Zaczepiliśmy dwóch dziadków żeby wskazali nam drogę. A dziadki starali się pomóc, tyle że stworzyli taką mieszankę językową że mało co kumałem. Jakieś nowe esperanto chyba. Mieszanka angielskiego, niemieckiego, rosyjskiego i coś tam po Polsku. I jeszcze z dziadkami to jest tak, że jak się rozgadają to nie mogą przestać. Taki słowotok. I trajkoczą. Mało co skumaliśmy, więc poszliśmy spytać do hotelu. Tam przecież obsługa powinna znać angielski. Zagadałem do gościa po angielsku (to był właściwie, jak dotąd pierwszy dialog po angielsku także miałem lekkie obawy co do mojego englisza). Coś tam sobie przypomniałem I am, you am i pytam się czy wie jak wydostać się na drogę prowadzącą w stronę Drezna (bo chcieliśmy kierować się na południe). W odpowiedzi usłyszałem "I don't understand" Momentalnie zwątpiłem w mój angielski... Trochę mnie zmroziło bo przez głowę przeszła mi taka myśl "a co jeśli nie będę potrafił z nikim się dogadać?" ajjjććć... I układałem sobie w głowie, takie różne rozmówki. No ale ejj! Dobrze do tego niemca gadałem, niby czemu on nie rozumiał? Jakieś dziadki wytłumaczyli nam jak dojść do dworca. Do dworca szliśmy torami... bo nam się pokićkało. Ale do torów to już przywykliśmy, nie raz błądziło się po torach na InO. Na dworcu zaczepialiśmy ludzi, bo chcieliśmy się dowiedzieć jak wyjść z miasta. Ale tam po angielsku nikt nie potrafił. To mnie trochę podbudowało "hej, no to nie każdy po angielsku potrafi!" W końcu spotkaliśmy Polaka, gdzieś nas tam naprowadził. Potem taki koreańczyk nam pomógł. Też ni hu hu po angielsku ale ale! Okazało się, że wspaniałym sposobem na porozumiewanie się może być również język migowy! W końcu wyszliśmy na odpowiednią drogę. Szliśmy, szliśmy, szliśmy.

Wreszcie dotarliśmy do stacji benzynowej na krańcu miasta. Było już coś koło 18. Ehh praktycznie cały dzień tu spędziliśmy... A mieliśmy nadzieję, że będziemy już gdzieś dalej. No trudno. Czas na kolację. Wyjęliśmy jedzonko, Kosa próbował rozmawiać z chłopakiem pracującym na stacji benzynowej. Nawet nie słuchałem co on tam próbuje skleić. I tak sobie siedzimy aż tu nagle, patrzę przed siebie a przede mną pojawia się ten koleś który zaczepił nas w Kostrzyniu! Gościu aż przetarł gały na nasz widok! Też się nas tu nie spodziewał. Dosiadł się do nas. Przywitaliśmy się jak starzy kumple z wojska, którzy 20 lat się nie widzieli. To była szybka integracja. Gościu przedstawił się "tak w ogóle to Morda jestem!" haha Morda! Mordziak opowiedział nam trochę o sobie. Okazało się że to swój chłop. Krótko postaram się przytoczyć historię Mordy: "Wiecie chłopaki, u mnie w rodzinie to patologia jest, jak byłem mały to mnie rodzice to poprawczaka wysłali, najpierw jeden potem drugi, z jednego mnie wy***li, i tak byłem w czterech poprawczakach, potem wiece alkohol, dragi, piguły brałem i takie inne, wiece to jest niby fajne ale tylko na chwile, to nie jest dobry sposób bo to tylko chwile sie robi fajnie a potem znowu ch*** i to nie ma sensu, trafiłem do kicia i trzy lata tam siedziałem, a to obraca człowieka o 180 stopni, mówie wam, wychodzisz jako inny człowiek, tam też głupi byłem bo sobie pełno tatuaży zrobiłem, nie wiem po co chciałem szpanować a teraz mam ich pełno na łapach i do roboty mnie nie chcą bo patrzą że mam tatuaże i myślą że ich zabić chce albo złodziej jestem, ale ja potrafie kraść i kradłem ale już nie chce bo po co, lepiej zarobić i mieć swoje nie, no i kilka dni temu wyszedłem z kicia, wracam do domu i ojciec mnie wyp**** on jest po**** jak sie nachleje i mnie wywalił z domu, tak jak jestem, bez kasy, bez dokumentów bez niczego, i tak od 10 dni sie tułam po Polsce, az trafiłem na woodstock i spotkałem was" Nie no Morda to był koleś pierwsza klasa, the Best! Zobaczcie jak się ładnie zresocjalizował! Mówię wam, Morda to był taki luzak że drugiego takiego nie spotkacie. Podzieliliśmy się z nim naszą kolacją, a Morda "Ku*** chłopaki dobrze, że was spotkałem bo już chciałem krzaki wpie*****lać!" haha! Ale ogólnie to Morda pełna kultura, nic od nas nie żebrał. Kosa dał mu jedną bluze bo nic nie miał, ja mu wytłumaczyłem jak ma po angielsku mówić że do Holandii chce bo tam chciał pracy szukać. Posiedzieliśmy sobie z jakieś 1,5h. Zaczepili nas jacyś Niemcy, dziwni tacy ale też spoko chłopaki raczej. Pytali się jak po polsku mówi się "prostytutka" nie wiem po co im to i nie chce wiedzieć. Przetłumaczyłem Mordzie, a on od razy rzucił kilkoma synonimami tego słowa. Potem niemcy pochwalili się swoją znajomością polskiego "dziękuje, dzień dobry, dowidzenia, prosze, ku**a" No jo... i z tego są znani polacy...

Poszliśmy razem z Mordą łapać stopa. Super gość z niego był. Daliśmy mu namiary na niego, teraz czekamy na pocztówkę z Holandii bo Morda powiedział "jak dostaniecie pocztówkę z Holandii to ode mnie! hy hy" Zrobiliśmy sobie pamiątkowe foty i Morda poszedł swoją własną drogą. Morda bracie! Powodzenia, żebyś tam trzepał kase w tej Holandii wariacie!

Morda zniknął, a my zatrzymywaliśmy stopa. Jeden Niemiec się zatrzymał ale jechał do Berlina, potem drugi też do Berlina. A my chcieliśmy na Drezno. Zatrzymał się trzeci samochód, pytam gościa "are you going to Drezno?" A on na to "wsiadajcie chłopaki, wezme was do Berlina" O! Ja nie wiem skąd on wiedział, że z Polski jesteśmy. Polak polaka wyczai czy jak to jest? Czy ja mam taki polski akcent? No ale teraz to było mało ważne, wreszcie ruszyliśmy się w głąb Niemiec!

Paweł był rewelacyjnym kierowcą. Świetnie się nam z nim rozmawiało, widać było że to inteligenty facet z głową na karku. Opowiadał nam trochę o tym co i jak w Niemczech. Dał też kilka wskazówek, gdzie jechać, jak się kierować, gdzie łapać. No fajnie, starał się nam pomóc. Z Pawłem dojechaliśmy aż pod sam Berlin. Gdzieś w okolice Poczdamu. Wypuścił nas na takim wielkim parkingu. Robiło się już ciemno więc postanowiliśmy zostać tu do następnego dnia. Na tym parkingu to był prawdziwy luksus. Zrobiliśmy sobie drugą kolacje, posiedzieliśmy. Stało tam pełno tirów i ruch był duży więc nie obawialiśmy się o kolejnego stopa. Rozbiliśmy namiot. Tym razem perfekcyjnie! Wzór! Potem poszliśmy pod prysznic, facetki na stacji nie mówiły po angielsku. Musiałem się z nimi dogadywać w różny sposób, przypomniałem sobie też trochę niemieckiego. Ogólnie to chyba z 4 razy się tam wracałem, raz kasy nie wziąłem, potem szamponu, potem ona chciała ode mnie fant, potem kluczyki czy coś tam. Wesoło było. Pomimo że mało się rozumieliśmy to sytuacja była na tyle zabawna że te facetki i ja byliśmy tym wszystkim uhahani. Humor łączy!

Tym razem Czępa wyspał się bez problemu. Chociaż po stacji kręciły się nie tylko Niemcy ale już teraz się nie bał. Co prawda planowaliśmy tej nocy być już gdzieś dalej no ale i tak nie mieliśmy na co narzekać. Byliśmy w świetnym miejscu startowym, złapać stopa w takim miejscu to żaden problem! I z takim nastawieniem wygodnie usnęliśmy...

cdn...

0 komentarze :

Prześlij komentarz

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets