poniedziałek, 28 czerwca 2010

Coś się kończy, coś zaczyna czyli relacja z koncertu w kajakarni


Kończy się rok szkolny. W zasadzie to już się skończył. No dla mnie to rok szkolny skończył się raz na zawsze w roku ubiegłym i przez ten cały czas, za każdym razem budząc się rano powtarzam w duchu "jest, jest jest!" Ale dla innych mordziaków rok szkolny skończył się z dniem 25 czerwca. Koniec z porannymi pobudkami i codzienną harówką (bo przecież przygotowanie ściąg to też spory wysiłek) oraz nieustannym stresem (np. czy psor nie zauważy tego wzoru nabazgranego na ławce?). Rozpoczęły się wakacje! Aby godnie rozpocząć ten czas przedstawiciele tzw. czerskiego grania postanowili zorganizować koncert. Dodam, że był to darmowy koncert. My takich okazji nie przepuszczamy (nawet na Comie byliśmy choć ich muzyka wywołuje u mnie efekt niemalże wymiotny, ale grunt że za darmo było) i w wakacyjnych nastrojach zjawiliśmy się na tym evencie.

Miejscówka świetna. Chwilami czułem się jak w operze. W operze leśnej bo całość działa się w plenerze. Woda, las, śpiew ptaków, muza. Czego chcieć więcej? Ludzi zebrało się całkiem sporo. Tak na moje oko na maroko gdzieś jakaś stówa. Albo i więcej. Pojawiło się dużo znajomych. Byli też inni znajomi i ich znajomi razem ze znajomymi znajomych. Towarzystwo raczej znane, sami swoi. Fajnie jest spotkać tylu znajomych. To uczucie trochę jak w programie zerwane więzi "twoja ciotka Jadzia jest dzisiaj z nami w studio" I wiecie, to uczucie miłego zaskoczenia. No wiecie o co chodzi. Z naszej star wormsowej ekipy pojawiły się cztery osobistości tj. Beata, SW4 Gosia, Kosa oraz Szogun - ten który ujarzmił Painkillera. Gosia to akurat z nami tylko wracała bo przez cały koncert kuźlowała w mdr-owskim fanklubie. Można ich było poznać po koszulkach z napisem "I love MDR" Kto wie, być może w przyszłości w asortymencie fanklubu pojawią się również mdr-owskie smycze, bryloczki, naklejki, czapeczki, frytkownice, spinki do mankietów i inne tego typu fanowskie gadżety.

Zajęliśmy, kulturalnie miejsca na ławeczce. Dołączyli do nas Paticha z Malinkiem i w takim oto niesamowicie sympatycznym towarzystwie, uwaga podkreślam jeszcze raz, niesamowicie sympatycznym towarzystwie  wyczekiwaliśmy występu USB. Do tego koncertu byliśmy oczywiście odpowiednio przygotowani tzn. uśmiechnięci tak jak trzeba.

USB zaczęło grać. Na wstępie ciężko było rozruszać ludzi ale po jakimś czasie pierwsze osobniki z koncertową nadpobudliwością wparowały na scenę. Przez chwilę można też było poczuć się jak w domowym przedszkolu. Widocznie maluchy najbardziej potrzebowały tej zabawy po ciężkim roku szkolnym i nie zamierzały leżakować. Biedne dzieciaki.. jeszcze tyle lat edukacji przed nimi... No ale nic. Potem zrobiło się już trochę bardziej pogowo. Zespół również się rozkręcił. Chłopaki zagrali m.in. covery Myslovitz. W nieco mocniejszej wersji. Nigdy nie myślałem że przy tych piosenkach da się skakać czy pogować, a jednak. Da się. Niektórych nawet poniosło i kręcili czachami, wiecie headbanging, taka prymitywna forma suszarki. Można więc powiedzieć, że co niektórzy na tym koncercie kręcili głowami. Najbardziej przypadł mi do gustu pierwszy kawałek, w którym tekst szedł jakoś tak "jest dobrze, basik gra więc dobrze jest" Jakoś tak chyba. Fajny kawałek. Covery też wypadły dobrze. Na uwagę zasługują kawałki "Obiad" oraz "Rower" ze śmiechowymi tekstami. Słuchając roweru przypomniała mi się przykra sytuacja kiedy nie tak dawno zakosili mi przyjęcinowy rower. Także ta piosenka miała dla mnie niestety smutny wydźwięk. Śmiechowy był też motyw z tekstem, że jakaś pani prosi o przeparkowanie samochodu bo do garażu nie może wjechać. Od razu przypominają się zajawki Ilużyn z bolilola. Śmiechowe to nawet było, ukartowaliście to wcześniej panowie? O ile się nie mylę, w takim składzie zespół zagrał pierwszy raz. To w takim razie był to debiut. Mnie ciekawi w jakim kierunku pójdzie ta muzyka bo chłopaki zaserwowali nam mieszankę stylów: alternatywa, rock, reggae było i nawet coś przy czym można było szaleć jak na biesiadzie. Albo tańczyć jak na Lednicy. Siostra Petera (jakoś się dowiedziałem że to twoja siostra bracie:)) robiła tzw. haczyki więc szaleństwo było na maksa. Nawet na filmiku to mamy! 

Następnie na scenę weszli chłopaki z MDRu. Ekipa USB dołączyła do pogo pod sceną. W ogóle zrobiło się bardziej tłoczno. My też wskoczyliśmy poskakać. Widać USB to już uznana marka na tych terenach. Podczas występu MDRu było chyba trochę bardziej żywiołowo, więcej ludzi się bawiło. Wszyscy byli już odpowiednio rozgrzani. Mnie zaskoczyły fajnie zagrane covery The White Stripes i Franza Ferdinanda. Wyszły na prawdę świetnie. Dalej chłopaki grali już swoje kawałki. Ja akurat tych piosenek nie znam ale widok tych wszystkich ludzi skaczących i śpiewających razem z zespołem robił wrażenie. Dzieciaki nadal ostro tańcowały. Ta ich zabawa to bardzo fajny akcent tego wieczoru. MDR grał tak długo aż zrobiło się ciemno. Fani byli jednak ciągle nie usytasy usytasy więc nie obyło się bez bisów. A po bisach koncert dobiegł końca. Potem jeszcze tylko błyski fleszy, ostatnie autografy i każdy robił co tam chciał bo przecież są już wakacje!

To było świetne rozpoczęcie wakacji. Bardzo sympatycznie, fajna atmosfera i taki jakiś klimat. No nie wiem jak to napisać, to są jednak te czerskie klimaty:) Brawo panowie, tak trzymać! Początek wakacji udany. Ale przecież jak staropolskie przysłowie mówi "faceta nie rozpoznaje się po tym jak zaczyna ale po tym jak kończy" Więc może warto pomyśleć o jakimś koncercie na zakończenie wakacji?

0 komentarze :

Prześlij komentarz

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets