Nadrabiamy zaległości! I pamiętajcie kolor Mariuszka to czarny, Dżekiego to niebieski na zielonym się idzie, a na czewronym stoi jak wryty.
Jeśli ktoś, chciał spędzić miło czas, to powinien być w Tczewie na Bulwarze (tj. przy Wiśle). Z góry podkreślam, że koncert był darmowy co było nam bardzo ale to bardzo na rękę.
Na koncert jechalismy w składzie:
Dżeki - driver, Kosa - wariat i operator paliwa, Gosia - fanka Strachy na lachy i dwie koleżanki Gosi. Te dwie koleżanki to Nat i Marianna ale wiadomo skleroza nie boli.
Gdy wyjeżdżaliśmy, to już było śmiechowo i wariacyjnie. Po chwili, dojeżdżamy na stację benzynową i jak zwykle coś musiałem zrobić (to cały ja) - oblałem się benzyną. Bo źle włożyłem wąż do wlewu. I powiedziałem do Dżekiego tak: "A jak dam dziewczynom cześć skoro się oblałem?" A Dżeki na to: "To idź się umyj" - I poszedłem. Po chwili do samochodu wchodzą dwie dziewczyny - koleżanki Gosi, które też z nami chcą jechać na koncert i się bawić. No i jedziemy dalej. Dojeżdżamy do Tczewa i jak zwykle Dżeki się zakręcił i wjechał nie w tą drogę co trzeba. To ja dostarczam ci dodatkowej rozrywki podlanej szczyptą adrenaliny i gwarantuje dodatkowe zwiedzanie Tczewa, a ty mi tu marudzisz? Przynajmniej trochę miasta zobaczyliśmy. Po chwili odnalazł się i trafiliśmy na miejsce. To było dokładnie w Bulwarze przy Wiśle. Gdy tam wchodzimy, to Dżeki z Gosią i jej koleżankami poszli na plac zabaw, a ja sobie poszedłem pod scenę, bo grał jakiś fajny zespół. Plac zabaw to masz w Bytoni. To było wesołe miasteczko! Tamte supporty coś tam smęcili i słabo to wyglądało, więc korzystając z okazji postanowiliśmy trochę się pobawić na karuzelach. Na pierwszy ogień poszedł młot (pneumatyczny). Po kilku minutach wahań wreszcie poszliśmy. Zajęliśmy miejsca i przez jakieś 10min musiałem znosić nieustanne krzyki dziewczyn (oprócz Gosi). A przecież ten młotek nawet nie ruszył. Gdy ruszyło to nawet swoich myśli nie słyszałem, więc postanowiłem pluć na ludzi znajdujących się na dole i prawie sam bym się opluł. 2 minuty wariacji i wyszliśmy nieco wstrząśnięci i lekko zmieszani. Dycha za 2min? Ehh.. Poszliśmy pod scenę posłuchać trochę tych zespołów. Nuuuuda... Grali fajnie czasem trochę ostrzej czasem spokojniej. Po chwili podchodzi do mnie jeden koleś (był chyba naćpany) i trochę ze mną pogadał. I coś tam pytał. Pytał czy na pewno gra zespół "Strachy na lachy". A ja mu odpowiedziałem, że tak. Ten ćpun wyglądał na spoko kolesia. Dorobił się nawet ksywki Salad, ale nie ma się co dziwić skoro w naszych szeregach była osoba, która nazywa praktycznie wszystko co się rusza i nie rusza. Fajne było jak skakał przez barierki i spadnoł na glebe. On gadał chyba z każdym. Heh, a Czępę nazwał dzikusem. I trafił z tym określeniem prosto między oczy. No i później przeszedłem na drugą stronę bariery i trochę wariowałem. Po chwili koło mnie zakręciły się trzy dziewczyny. Były jakieś dziwne, bo miały kolorowe włosy. Dlatego nie bajerowałem z nimi.
My w tym czasie spotkaliśmy niejakiego Spadika, który też tam się kręcił. Pogadaliśmy trochę o jutrzejszym Castri i Spadik musiał się zmywać na zmywak. Tego kolesia się tu nie spodziewaliśmy. No proszę. Usiedliśmy. I tak patrzymy na tych wszystkich ludziów. Mieszanka kulturowa jak we Francji. Metale, punki, orzechy, majonezy, discopolowcy, całe rodziny z dziećmi, żule, dzike węże i jak to później określiliśmy zupełnie odrębna grupa społeczna: Spadik. No i my robale. Dziwnie taka mieszanka wyglądała. Ale w końcu to festyn był.
Po jakimś czasie zagrał jakiś inny zespół, który też zostawił po sobie dobre wrażenie. Chłopaki też zagrali super i było fajnie.
Postanowiliśmy trochę odetchnąć (albo raczej nie zasnąć...) i postanowiliśmy przejść się w stronę Wisły. Udaliśmy się na most. Dobrze, że nikt za sobą nie palił mostów bo byśmy nie wrócili. Ktoś wpadł na genialny pomysł: "Ej! Naplujmy do rzeki i zobaczmy czy wypłynie z drugiej strony mostu!" Wróciliśmy pod scenę.
No i wreszcie nadeszła ta chwila i ten oczekiwany zespół - Strachy na lachy. Tutaj mogę powiedzieć, że pomimo iż nie znałem tego zespółu, to muszę powiedzieć, że było fajnie, gdyż zagrali super. Pokazali na co ich stać. I gdy grał ten zespół, to po chwili trafiła mi się miła niespodzianka. Zaczęło się od tego, że zwariowana dziewczyna Gosia popchnęła mnie i ja wpadłem na jakąś dziewczynę. Tak się robi pogo Mariuszek. Chociaż trzeba przyznać, że to odepchnięcie było z premedytacją. I gdy wstaliśmy, to ona powiedziała do mnie - Jestem Asia. A ja do niej - Jestem Mariusz. No i tutaj zabawa zaczęła się na całego. Po chwili chciałem zobaczyć jak zareaguje, gdy ją pocałuję. Brak reakcji złej. Odwdzięczyła mi się i też mnie pocałowała i szaleliśmy i się przytulaliśmy. Asia znała prawie wszystkie piosenki i śpiewała. Ja niestety nie znałem żadnej. Ale póki co było super. Kosa świrował na całego. Nie myślałem, że taki szybki jest. Normalnie sex, drugs & rokendroll. Co chwile mnie szturchał i krzyczał: "ej Dżeki patrz!" i ją całował...
Wracając do samego koncertu to mimo iż też nie znałem piosenek to bawiłem się świetnie. Pogo było wyśmienite. Co chwila ktoś leżał nam pod nogami. "Ej Gosia podnieś go!" A Gosia kopie kolesia:) Tłum mocno napierał do przodu więc trzeba było walczyć o dobrą pozycję i odpychać natrętów od siebie. Szczególnie wkurzający okazał się Salad, który później dostał z liścia od Gosi:) Kolejny plus dla niej. Jakoś tak w połowie koncertu za moimi plecami pojawił się Spadik "ale tu ciepło!" Skorzystałem z okazji i mówie: "Weź mnie do góry!" Spadik bez zastanowienia wyrzucił mnie w powietrze i trochę popływałem. Fajne uczucie. Długo to nie trwało bo spadłem, kopiąc jeszcze przy okazji jakiegoś mordziaka w mordę. Strachy zagrały swoje największe hity: "Czarny chleb, czarna woda (lub kawa jak kto woli)", "Piła tango", "Raissa" (tutaj dziewczyny tak nalegały, że zagrać po prostu musieli). Trochę skopane było nagłośnienie. Szkoda też że koncert rozpoczął się tak wcześnie. Po zmroku był by lepszy klimat. Ale ogólnie bardzo pozytywnie. Poszaleliśmy sobie, a o to przecież chodziło. Pozostał nawet lekki niedosyt, że już skończyli.
Po koncercie ja poszedłem z Asią nad Wisłę i sobie pogadaliśmy. Gdy wróciliśmy, to Dżeki mi się zgubił i nie wiem, gdzie poszedł, to ja sobie poszedłem obok samochodu i sobie z Asią pogadaliśmy i się przytulaliśmy. I dalej szedłem szukać Dżekiego i znowu nici. My poszliśmy znowu na karuzele. Tym razem na coś innego ale nie wiem jak się to czarostwo nazywało. Powiem tylko tyle, że dziewczyny znowu dały czadu. No to potem poczekałem sobie przy samochodzie, a z Asią się rozstaliśmy i podaliśmy sobie nr.-y telefonów. A ja się wkurzyłem i szukałem dalej Dżekiego znowu bez skutku. Po chwili przyszedł w pełnym składzie, czyli on, Gosia i jej koleżanki. Okazało się, że samochód cały czas był otwarty, a ty jak taki paterak stałeś i marzłeś stojąc obok.
Aha jak już jechaliśmy do domu, to Dżeki już się aż tak nie zakręcił, chociaż troszkę tak. Musiałeś o tym wspomnieć nie?
Wróciliśmy do domu cali i zdrowi i z uśmiechem na twarzy, że po raz kolejny dobrze się bawiliśmy. Szczególnie Czępa miał radość na uśmiechu. Relacjonował nam swój flirt krok po kroku. I tak nam upłynęła droga powrotna.
Ten koncert jest świetnym dowodem na to, że nawet przy muzyce której się nie zna można się świetnie bawić. Można poznać ciekawych ludzi (vide Czępa lub Salad). Okazuje się, że nawet na festynie idzie miło spędzić czas. Więcej takich koncertów (darmowych znaczy się!).
Na dokładkę filmiki z jutuba.
Czarny chleb i Moralne Salto.
Trochę zdjęć można zobaczyć pod tym adresem.
Jeśli ktoś, chciał spędzić miło czas, to powinien być w Tczewie na Bulwarze (tj. przy Wiśle). Z góry podkreślam, że koncert był darmowy co było nam bardzo ale to bardzo na rękę.
Na koncert jechalismy w składzie:
Dżeki - driver, Kosa - wariat i operator paliwa, Gosia - fanka Strachy na lachy i dwie koleżanki Gosi. Te dwie koleżanki to Nat i Marianna ale wiadomo skleroza nie boli.
Gdy wyjeżdżaliśmy, to już było śmiechowo i wariacyjnie. Po chwili, dojeżdżamy na stację benzynową i jak zwykle coś musiałem zrobić (to cały ja) - oblałem się benzyną. Bo źle włożyłem wąż do wlewu. I powiedziałem do Dżekiego tak: "A jak dam dziewczynom cześć skoro się oblałem?" A Dżeki na to: "To idź się umyj" - I poszedłem. Po chwili do samochodu wchodzą dwie dziewczyny - koleżanki Gosi, które też z nami chcą jechać na koncert i się bawić. No i jedziemy dalej. Dojeżdżamy do Tczewa i jak zwykle Dżeki się zakręcił i wjechał nie w tą drogę co trzeba. To ja dostarczam ci dodatkowej rozrywki podlanej szczyptą adrenaliny i gwarantuje dodatkowe zwiedzanie Tczewa, a ty mi tu marudzisz? Przynajmniej trochę miasta zobaczyliśmy. Po chwili odnalazł się i trafiliśmy na miejsce. To było dokładnie w Bulwarze przy Wiśle. Gdy tam wchodzimy, to Dżeki z Gosią i jej koleżankami poszli na plac zabaw, a ja sobie poszedłem pod scenę, bo grał jakiś fajny zespół. Plac zabaw to masz w Bytoni. To było wesołe miasteczko! Tamte supporty coś tam smęcili i słabo to wyglądało, więc korzystając z okazji postanowiliśmy trochę się pobawić na karuzelach. Na pierwszy ogień poszedł młot (pneumatyczny). Po kilku minutach wahań wreszcie poszliśmy. Zajęliśmy miejsca i przez jakieś 10min musiałem znosić nieustanne krzyki dziewczyn (oprócz Gosi). A przecież ten młotek nawet nie ruszył. Gdy ruszyło to nawet swoich myśli nie słyszałem, więc postanowiłem pluć na ludzi znajdujących się na dole i prawie sam bym się opluł. 2 minuty wariacji i wyszliśmy nieco wstrząśnięci i lekko zmieszani. Dycha za 2min? Ehh.. Poszliśmy pod scenę posłuchać trochę tych zespołów. Nuuuuda... Grali fajnie czasem trochę ostrzej czasem spokojniej. Po chwili podchodzi do mnie jeden koleś (był chyba naćpany) i trochę ze mną pogadał. I coś tam pytał. Pytał czy na pewno gra zespół "Strachy na lachy". A ja mu odpowiedziałem, że tak. Ten ćpun wyglądał na spoko kolesia. Dorobił się nawet ksywki Salad, ale nie ma się co dziwić skoro w naszych szeregach była osoba, która nazywa praktycznie wszystko co się rusza i nie rusza. Fajne było jak skakał przez barierki i spadnoł na glebe. On gadał chyba z każdym. Heh, a Czępę nazwał dzikusem. I trafił z tym określeniem prosto między oczy. No i później przeszedłem na drugą stronę bariery i trochę wariowałem. Po chwili koło mnie zakręciły się trzy dziewczyny. Były jakieś dziwne, bo miały kolorowe włosy. Dlatego nie bajerowałem z nimi.
My w tym czasie spotkaliśmy niejakiego Spadika, który też tam się kręcił. Pogadaliśmy trochę o jutrzejszym Castri i Spadik musiał się zmywać na zmywak. Tego kolesia się tu nie spodziewaliśmy. No proszę. Usiedliśmy. I tak patrzymy na tych wszystkich ludziów. Mieszanka kulturowa jak we Francji. Metale, punki, orzechy, majonezy, discopolowcy, całe rodziny z dziećmi, żule, dzike węże i jak to później określiliśmy zupełnie odrębna grupa społeczna: Spadik. No i my robale. Dziwnie taka mieszanka wyglądała. Ale w końcu to festyn był.
Po jakimś czasie zagrał jakiś inny zespół, który też zostawił po sobie dobre wrażenie. Chłopaki też zagrali super i było fajnie.
Postanowiliśmy trochę odetchnąć (albo raczej nie zasnąć...) i postanowiliśmy przejść się w stronę Wisły. Udaliśmy się na most. Dobrze, że nikt za sobą nie palił mostów bo byśmy nie wrócili. Ktoś wpadł na genialny pomysł: "Ej! Naplujmy do rzeki i zobaczmy czy wypłynie z drugiej strony mostu!" Wróciliśmy pod scenę.
No i wreszcie nadeszła ta chwila i ten oczekiwany zespół - Strachy na lachy. Tutaj mogę powiedzieć, że pomimo iż nie znałem tego zespółu, to muszę powiedzieć, że było fajnie, gdyż zagrali super. Pokazali na co ich stać. I gdy grał ten zespół, to po chwili trafiła mi się miła niespodzianka. Zaczęło się od tego, że zwariowana dziewczyna Gosia popchnęła mnie i ja wpadłem na jakąś dziewczynę. Tak się robi pogo Mariuszek. Chociaż trzeba przyznać, że to odepchnięcie było z premedytacją. I gdy wstaliśmy, to ona powiedziała do mnie - Jestem Asia. A ja do niej - Jestem Mariusz. No i tutaj zabawa zaczęła się na całego. Po chwili chciałem zobaczyć jak zareaguje, gdy ją pocałuję. Brak reakcji złej. Odwdzięczyła mi się i też mnie pocałowała i szaleliśmy i się przytulaliśmy. Asia znała prawie wszystkie piosenki i śpiewała. Ja niestety nie znałem żadnej. Ale póki co było super. Kosa świrował na całego. Nie myślałem, że taki szybki jest. Normalnie sex, drugs & rokendroll. Co chwile mnie szturchał i krzyczał: "ej Dżeki patrz!" i ją całował...
Wracając do samego koncertu to mimo iż też nie znałem piosenek to bawiłem się świetnie. Pogo było wyśmienite. Co chwila ktoś leżał nam pod nogami. "Ej Gosia podnieś go!" A Gosia kopie kolesia:) Tłum mocno napierał do przodu więc trzeba było walczyć o dobrą pozycję i odpychać natrętów od siebie. Szczególnie wkurzający okazał się Salad, który później dostał z liścia od Gosi:) Kolejny plus dla niej. Jakoś tak w połowie koncertu za moimi plecami pojawił się Spadik "ale tu ciepło!" Skorzystałem z okazji i mówie: "Weź mnie do góry!" Spadik bez zastanowienia wyrzucił mnie w powietrze i trochę popływałem. Fajne uczucie. Długo to nie trwało bo spadłem, kopiąc jeszcze przy okazji jakiegoś mordziaka w mordę. Strachy zagrały swoje największe hity: "Czarny chleb, czarna woda (lub kawa jak kto woli)", "Piła tango", "Raissa" (tutaj dziewczyny tak nalegały, że zagrać po prostu musieli). Trochę skopane było nagłośnienie. Szkoda też że koncert rozpoczął się tak wcześnie. Po zmroku był by lepszy klimat. Ale ogólnie bardzo pozytywnie. Poszaleliśmy sobie, a o to przecież chodziło. Pozostał nawet lekki niedosyt, że już skończyli.
Po koncercie ja poszedłem z Asią nad Wisłę i sobie pogadaliśmy. Gdy wróciliśmy, to Dżeki mi się zgubił i nie wiem, gdzie poszedł, to ja sobie poszedłem obok samochodu i sobie z Asią pogadaliśmy i się przytulaliśmy. I dalej szedłem szukać Dżekiego i znowu nici. My poszliśmy znowu na karuzele. Tym razem na coś innego ale nie wiem jak się to czarostwo nazywało. Powiem tylko tyle, że dziewczyny znowu dały czadu. No to potem poczekałem sobie przy samochodzie, a z Asią się rozstaliśmy i podaliśmy sobie nr.-y telefonów. A ja się wkurzyłem i szukałem dalej Dżekiego znowu bez skutku. Po chwili przyszedł w pełnym składzie, czyli on, Gosia i jej koleżanki. Okazało się, że samochód cały czas był otwarty, a ty jak taki paterak stałeś i marzłeś stojąc obok.
Aha jak już jechaliśmy do domu, to Dżeki już się aż tak nie zakręcił, chociaż troszkę tak. Musiałeś o tym wspomnieć nie?
Wróciliśmy do domu cali i zdrowi i z uśmiechem na twarzy, że po raz kolejny dobrze się bawiliśmy. Szczególnie Czępa miał radość na uśmiechu. Relacjonował nam swój flirt krok po kroku. I tak nam upłynęła droga powrotna.
Ten koncert jest świetnym dowodem na to, że nawet przy muzyce której się nie zna można się świetnie bawić. Można poznać ciekawych ludzi (vide Czępa lub Salad). Okazuje się, że nawet na festynie idzie miło spędzić czas. Więcej takich koncertów (darmowych znaczy się!).
Na dokładkę filmiki z jutuba.
Czarny chleb i Moralne Salto.
Trochę zdjęć można zobaczyć pod tym adresem.
zrobiliście ze mnie potwora xD heh ale rzeczywiście było zacnie:)musimy ejszcze sie kiedys wybrac na SnL...pośpiewałabym;)
OdpowiedzUsuńNo może znowu mnie popchniesz na kogoś. To ci pasuje taka wariacja.
OdpowiedzUsuńOj tam oj tam. Zaraz potwór. Po prostu jesteś sobą, a jak ktoś nie wie to niech się domyśli.
OdpowiedzUsuńtak, dokladnie. i sie nie zmienie!;p
OdpowiedzUsuń