wtorek, 13 stycznia 2009

Jedyny koncert Illusion



Ten dzień 13 grudnia 2008 roku był wielkim dniem dla wszystkich bolilolowców. Właśnie w ten cudowny mroźny i zimny dzień, we Wrocławskiej hali stulecia miało miejsce niezwykłe wydarzenie - reaktywacja na jeden jedyny koncert legendarnej grupy ILLUSION.

To był dzień, w którym iluzja stała się rzeczywistością i ziściły się nasze marzenia. My z Czępą jako świadkowie tej wiekopomnej chwili postanowiliśmy opisać te wydarzenia z naszej perspektywy. Wyszedł nam z tego tekst - rozmowa, w której oboje wspominamy ten dzień. Słowa Czępy wyróżniłem kolorem mocno niebieskim. W tym tekście chcemy opisać to co przeżyliśmy razem. Wszystko co tu będzie opisane będzie prawdziwym faktem. A więc usiądźcie wygodnie. Bo tekst będzie długi. Przeczytajcie bo naprawdę warto. Chociaż nie da się tego w słowach opisać. Po prostu trzeba to przeżyć. O to jest właśnie kolor Czępy. Tak więc zaczynamy.

O koncercie dowiedzieliśmy się jakieś 2 miesiące wcześniej. To był prawdziwy szok. Z początku nikt nie wierzył w tą informację. A jednak niemożliwe stało się możliwym, a słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami. Illusion po 9 latach przerwy reaktywuje się by zagrać dla swoich fanów. Postanowiliśmy, że nie może nas tam zabraknąć, to była dla nas wielka okazja i głupotą byłoby z niej nie skorzystać. Padły takie słowa - "Pojedziemy i choćbym się zesrał to tak będzie!". Mimo problemów finansowych udało się nam kupić bilety. Kupiliśmy bilety! Mogliśmy już tylko czekać, aż nam je przyślą. Po tygodniu nieustannego wyczekiwania w stresie bilety doszły! Ale to była radocha. Zrobiliśmy kolejny krok naprzód. Wiedzieliśmy, że już nic nas nie zatrzyma. A jednak jak to w życiu bywa zawsze coś po prostu musi być chujowe. No niestety stała się taka rzecz że bolilol Dżeki skręcił staw kolanowy i trochę mu to pokrzyżowało plany. No ale chuj się nie załamał. No pewnie że nie! Nawet przez moment nie myślałem że może mnie tam zabraknąć. Jak to mówią - dla chcącego nic trudnego. Ok dość już o tej nodze bo to nudne. Dzień przed wyjazdem Czępa zorientował się jak wygląda sytuacja z pociągami. Musieliśmy wyruszyć już w piątek. Wzięliśmy ze sobą plecak pełen żarcia i szachy żeby pyknąć jakąś partyjkę. Wyruszyliśmy o 20:52 ze Zblewa i już nic nie było w stanie nas zatrzymać. Dojechaliśmy do Tczewa. Poszliśmy coś zjeść. Pociąg miał być spóźniony więc Czępa zamówił pizzę. Wtedy dali komunikat że pociąg już czeka. Wtedy Czępa jak zwykle mnie zadziwił i wszamał całą pizzę w niecałe 3 minuty skurczybyk jeden. Weź Mariusz to skomentuj. Gdy już jadłem tą pizzę to kurwa mać nie dali mi spokoju i byłem zmuszony ją wjebać w niecałe 3 minuty. Gdy tak szybko tą pizzę już wjebałem to tak nam się chciało pić, że musieliśmy iść do automatów po gorące czekolady. A że trafiliśmy tak chujowo że było zimno to pijaliśmy ją duszkiem. Ale tak łatwo nie było i nie mogłem tego automatu uruchomić. Jakiś gość czekał za mną aż wyciągnę czekoladę. A ja mówie do niego: Poczekaj bo coś tu sie nie chce uruchomić. Weź zobacz co tam jest z tym bo kurwa nie moge tego ten. Chłopak się wkurwił i powiedział że szybciej. A ja mu powiedziałem no kurwa nie mogę. To po chwili ja powiedziałem do niego to weź ty sobie wlej a ja za chwilę. No i wziął sobie i potem uruchomił mi. A ja podziękowałem. Poszliśmy w końcu do pociągu. Te goście od automatów skumali się że właśnie uciekł im ostatni pociąg, pewnie przez to że tyle czasu przy automacie czekali. My poszliśmy do naszej ciuchci. I tak musieliśmy jeszcze z godz. czekać na jakieś wagony z Kalingradu. Po jakiejś godzince wywalili nas z przedziału bo siedzieliśmy w 1 klasie. Ale na pierwszą klasę to za diabła to nie wyglądało. Poszliśmy do 2. Rozwaliliśmy się na całego, zeżarliśmy prawie cały prowiant, zagraliśmy w szachy, dwa remisy były i ok. 3:30 poszliśmy spać. Czępa jeszcze trochę wariował. Pospaliśmy jakieś pół, może godz. Do bani takie spanie jak ciągle ktoś włazi i patrzy czy wolne, za diabła się wyspać nie idzie. Jeszcze jakiś debil konduktor jak sprawdzał bilety w środku nocy to ogrzewanie nam wyłączył, a my się nawet nie skumaliśmy. Rano było zimno jak w psiarni. Co za palant wyłącza komuś ogrzewanie?! No weź skumaj Czępa bo ja tego nie jarzę. No ty, gdy ja się przewracałem z boku na bok to poczułem że kurwa zimno się zrobiło. Podejrzenia padły na konduktora który w środku nocy sprawdzał sprawdzone(!) bilety i zamiast zostawić ogrzewanie to po prostu je wyłączył. Kurwa powinni takiego wypierdolić. No bo sobie śpisz, a tu nagle jakiś chuj ci ogrzewanie wyłączy. No kurwa mać. Ok wystarczy już tych bulwersacji.

O 6 rano gdzieś tak, nie pamiętam dokładnie, byliśmy we Wrocławiu. Nie do końca przytomni ale byliśmy. Poszliśmy na gorącą czekoladę, porozglądaliśmy się za fajnymi laskami, potem do mcdonalda i KFC poszliśmy. A tam sprzedawca uczył Mariuszka obsługiwać automat z napojami. Bo kurwa to jest tak. yyyy trochę techniki i człowiek się gubi. No bo jestem pierwszy raz w tak dużym mieście i po prostu za dużo technologii dla mnie. Potem poszliśmy do toalet. Płatnych!!! Trochę się tam z tego bolilola naśmiałem bo pierdział jak słoń. No bo byliśmy nażarci a srać się chciało jak chuj. Mi jakoś nie... To tylko tobie się chciało. No i musiałem skorzystać z toalety. Zesrałem się jak dziecko. Trochę się jeszcze pośmieliśmy i ok. 8 poszliśmy na miasto. Na świeżym powietrzu się trochę ocknęliśmy i jeszcze bardziej rozglądaliśmy się za fajnymi laskami. A wiadomo jak to w takim mieście ich jest pełno. Po prostu zagadać i tyle. Najpierw chcieliśmy iść do hali pieszo ale to było za daleko bo 4km. A więc dla mnie - człowieka przemieszczającego się o kulach to by było samobójstwo. No ale wiadomo wariacje trzeba robić. Wpadliśmy na genialny pomysł, że będziemy zaczepiać fajne dupy i pytać się je o drogę. A ile ich tam się kręciło ho ho! Trzeba się tam kiedyś trzeba wybrać czysto rekreacyjnie. Jednak klient nigdy nie ma racji bo zaczepialiśmy dupy, a one nam wskazywały złą drogę. Natomiast dobrą drogę pokazał nam starszy miastowy. Musieliśmy się cały kawał cofnąć na dworzec. Jak to z Dżekim było kontuzja go tak osłabiła że był ledwo żywy i to było dla nas okropieństwo cofać się. Tym bardziej że było zimno. Gdy byliśmy na dworcu to wpadliśmy na pomysł, aby dla pewności kupić mapę miasta. No i dzięki tej mapie dotarliśmy na przystanek tramwajowy. Teraz ty opowiadaj Dżeki. Wymarźliśmy na knupel. Trochę się na tym przystanku naczekaliśmy. Ale wreszcie wsiedliśmy w tzw. zerówkę. Wsiadając do tramwaju nie skumaliśmy się że nie mamy biletów i chcieliśmy kupić u maszynisty. Ale niestety nie miał biletów bo mu się skończyły. Aż tu nagle... Opowiadaj Dżeki. Jakaś kobieta widziała, że jesteśmy bolilole i to słabo kumate i nie mamy biletów. To dała nam swoje. Podziękowaliśmy i dojechalśmy w ten sposób pod halę. Hala była wielka i stara. Ktoś chyba nazwy pomylił - nie hala stulecia ale stuletnia chyba. Czępa jak zwykle musi coś odpieprzyć. Zachciało mu się lać i poszedł się odlać na most. Przy okazji trochę powariował. Poszliśmy w stronę hali. Było trochę po 10 rano. Wszystkie wejścia pozamykane, ale było słychać ostre dźwięki dochodzące ze środka! To był nóż! Chłopaki mieli akurat próby! Myśleliśmy że jakieś wejście może będzie otwarte ale ja zostawiając na chwilę Dżekiego poszedłem do wejścia gdzie wchodzą ochroniarze i spytałem się czy można wejść. Odpowiedź chyba wiecie jaka była. Po prostu mnie wyjebał ale w delikatny sposób. Postanowiliśmy więc że zostaniemy pod halą aż do samego koncertu . Tylko że kurde zimno było. Ale szczęście sprzyja bolilolom. O 11 otwierali kawiarnię "Iglica", która była usy usty utsyt usytasy usytasy usytasy he he he była w drugiej części hali usytuowana. Zanim otworzyli to trochę się namarźliśmy bo było trochę po 10. Gdy już dochodziła 11 to przyjechał szef kawiarni i spytaliśmy się czy możemy wejść. I tutaj jest pewna ciekawostka gość był po prostu super. Oczywiście nas wpuścił. Z kawiarni wszystko było idealnie słychać to trzeba podkreślić, a jeszcze do tego było ciepło i dawali jeść. Idealne miejsce by przeczekać kilka godz. Nie żałowaliśmy sobie - zamówiliśmy pożądne obiady za 40zł, capuccino, cole, herbatę i to kilka razy. A że się nie skumaliśmy ile to wszystko kosztowało bo każde picie po 5zł, tylko capuccino 50gr taniej. No kasy to tam ładnie poszło. Ponad stówa. Ale co sobie będziemy żałować? Po to braliśmy tą kasę żeby ją wydać. Chuj raz się żyje. Siedzieliśmy tak przez kilka godzin. W tym czasie Czępa był w kiblu 8 razy - wiem bo liczyłem. Wiadomo jedzenia było dużo to nie dość że się chciało srać to jeszcze lać. Nie no pewnie ja nic nie mówie. Ale przyznaj gościu że ewidentnie się rozszalałeś. Jo tutaj masz rację. Bo gdy ty spałeś to ja se myśle czemu by tu nie zagadać kelnerki i trochę z nią pobajerowałem. Gadałem trochę z nią o illusion i pytałem czy zna ten zespół. Powiedziała że tak. A że fajna laska to była to po prostu ją pochwaliłem za tak miłą obsługę. Szkoda że Dżeki spałeś bo był taki fajny moment. No właśnie ja się obudziłem, patrzę a ty przy barze siedzisz i wkręcasz bajery. Co za kozak z niego sobie myśle. Potem ty przyszedłeś i też zasnąłeś. Na dworzu kręciło się coraz więcej bolilolów. Czępa dowiedział się że po koncercie chłopaki z illusion i acid przyjdą tu coś zjeść. O 3 zamykali lokal więc wyszliśmy trochę wcześniej. Przed wyjściem jeszcze świrowaliśmy z taką fajną rudą sex bombą o czarującym uśmiechu. Fajna ona była. Szkoda że tak mało czasu mieliśmy bo coś mogło z tego być... Masz na myśli romans z jakąś? A czemu by nie? Ty z tą twoją barmanką, ja z tą rudą i gra muzyka. Ok jedziemy dalej. Byliśmy więc wyspani, najedzeni, ugrzani i gotowi na koncert. Pod halą czekało już pełno bolilolów. Po chwili zrobiło się zimno. Ale atmosfera była gorąca. Pogadaliśmy z takimi dwoma sztuczniakami i potem z takimi dziewczętami. Było wesoło. Zanim nas ochrona wpuściła to pewna kobieta mieszała się z kartkami, to zdejmowała, to obracała, taka była zakręcona. A zanim oni nas wpuścili to jeszcze organizacja nie była dobrze przygotowana bo chyba sami nie wiedzieli kiedy wpuszczać. Ochrona hali wreszcie nas wpuściła i dokładnie nas przeszukali czy nie mamy noży i łomów. Weszliśmy na halę.

Zaraz w wejściu pierwsze zderzenie z niezwykle agresywną ścianą dźwięku. To jest to! Co za moc! Już wtedy wiedzieliśmy że to będzie rzeźnia na maksa. Gdy usłyszeliśmy pierwsze dźwięki strun gitar i ostre dźwięki perkusji to odrazu wiedzieliśmy że to jest to czego chcemy - ostre dźwięki. Zajęliśmy miejsca. Najpierw na dole ale mi z tą nogą to było niewygodnie więc poszliśmy nieco wyżej. Nidaleko sceny było i widok idealny. Jeden z bolilolów ,najwyraźniej wysokoprocentowy, krzyczał i ryczał jak silnik od robura. Niezły luzak z niego był. Potem krzyczał "pokaż dupę!" i pokazał oczywiście. Po tym incydencie nie mieliśmy wątpliwości że to będzie ostra jazda. Jako pierwszy zagrał wrocławski Clon. Zespół praktycznie nieznany. Na wokalu kobieta. Grali mocno, ona też widać było że ostra sztuka jest. Średnio nam się to podobało, ale na rozgrzewkę może być. Gdy kończyli grać to Dżeki wpadł na pomysł aby kupić sobie koszulki Illusion. Dżeki powiedział, że tak do ok.25 zł. Dżeki został bo z tą nogą to mu ciężko było. No i gdy wyszedłem to się motałem jak dziecko bo tyle przejść że kurwa nie wiadomo którędy iść. Po drodze spotkałem ochroniarza i zapytałem gdzie sprzedają koszulki? On mi powiedział. No i chuj poszedłem. Kupiłem, zapłaciłem i wyszedłem. Veni, vini, vici normalnie można powiedzieć. I znowu jak to ja dalej się motałem i nie wiedziałem za chuja jak dojść do Dżekiego. Po chwili jakoś kurwa trafiłem. Aha zapomniałem tylko dodać że koszulki były droższe o 5zł niż myśleliśmy. No ale chuj. No i w końcu dotarłem do Dżekiego i powiedziałem mu czy mogą być za trzy dychy? Odpowiedziałem no pewnie, że tak. Najwyżej do domu nie wrócimy. Bynajmniej zostaniemy tu i będziemy laski wyrywać. Zakup tych koszulek był strzałem w dziesiątkę. Bo nigdy taka okazja się już nie trafi. To są po prostu unikaty. Następny był Hunter. I oni pokazali jak się gra! Chłopaki się nie oszczędzali. Wokalista to był niezły szajbus, fajnie szalał na scenie, darł ryja jak trzeba. Dodatkowym plusem ich występu był skrzypek - Jelonek. Metal w połączeniu z szybkim graniem na skrzypcach to świetny pomysł. Gdy chłopaki z Huntera wchodzili na scenę to odrazu wiedziałem, że to będzie ostra jazda bo gdy zagrali pierwszy utwór to było widać, że chłopaki się starają i zagrali bardzo ostro. Typy pod sceną już powoli zaczynali szaleć na całego. Skakanie i tzw. pogo na całego. Hunter pozostawił po sobie dobre wrażenie. Tak dobre, że po ich występie Czępa postanowił iść na dół pod scenę. Opisz Czępa twoje wrażenie spod sceny. Właśnie gdy skończył grać Hunter to myślałem, że kolejny z zespołów jakim była Coma pokażą też coś dobrego. No ale nie spodziewałem się, że aż tak słabo im to wyjdzie, ale pomimo tego starali się. Rzeczywiście Coma dała ciała i to na całej lini. Strasznie przynudzali. Publika nie była tym zachwycona, sporo ludzi opuściło halę, żeby czasem nie przysnąć. Nudy nieziemskie. Mi się chciało spać na tym ich występie. No rzeczywiście oni tak słabo grali, że mnie też muliło na spanie. Kolejnym zespołem były kwasożłopy czyli ACID DRINKERS!!! I tu zapowiadała się niezła zadyma. Publika szalała zanim Acidzi weszli na scenę. Ale jeszcze zanim zaczeli to znowu Coma się wepchała i zagrała jeszcze jeden utwór. I gdy byłem na dole to tłum krzyczał Wypierdalać! Ludziom tak się to nie podobało, że nawet szły butelki w ich kierunku. Ja widząc Acidów na scenie wyraźnie się ożywiłem bo czułem w kościach że teraz będzie się działo. I tak też było! Acids zagrali bez zmarłego kilka dni wcześniej Olassa. To był szczególny koncert ku jego pamięci. Pomimo iż tylko we trzech to chłopaki zrobili taki szoł jakiego w życiu nie widziałem. Bo jeszcze nigdy nie byłem na żadnym koncercie :) Prawdziwa jatka na scenie. Świetny był przede wszystkim Titus. OK????????? Ja będąc na dole widziałem to z innej perspektywy niż Dżeki bo będąc tak blisko można sobie pomyśleć co to jest za szoł. Mam tu na myśli gdy już byli na scenie to w ich kierunku szły takie słowa od fanów Kurwa mać! Acid grać! A Titus najwyraźniej posłuchał fanów i tak napierdalał że myślałem, że zaraz gitarę rozpierdoli. Od razu polubiłem ten zespół i powiem szczerze, że są to zajebiści goście. Takich kwasożłopów więcej! Będąc tam w tłumie szalałem ze wszystkimi chociaż to już nie było to gdyż zabrakło Dżekiego. Ale była normalnie rzeźnia na maksa. Ja też żałowałem, że nie mogę iść na dół ale oni by mnie tam zatrampali, więc musiałem zostać... Acid udowodnili że jeśli chodzi o trash metal to wymiatają, a koncerty to ich specjalność. Na koniec na telebimach puścili (blues beatdown) w wykonaniu Olassa i zrobiło się momentalnie smutno. Acidzi pięknie się zachowali. Postawili jego gitarę podłączoną do wzmacniacza i każdy po kolei oddawał cześć zmarłemu kumplowi. Nie wiem jak ty Czępa, ale mnie to autentycznie wzruszyło. Rzeczywiście zrobiło to na wszystkich wrażenie i na mnie też gdyż było widać piękne zachowanie zespołu oddając hołd Olassowi. To było po prostu piękne, że stać niektórych na takie coś. Wyczuwalny był na hali smutek i żal ale to nie trwało długo... bo już za chwilę na scenie miał się pojawić gwóźdź programu - legendarni ILLUSION!!!

Przed rozpoczęciem Illusion postanowiłem w tak ważnym momencie nie zostawić Dżekiego samego bo sobie pomyślałem czemu nie mamy się razem bawić gdyż może to być nawet lepsze i przyszedłem do Dżekiego aby przeżywać te chwile razem. Coś tak czułem, że na Illusion wrócisz. Na ten koncert wszyscy w hali wstali z miejsc bo to było coś wielkiego. Illusion wyszli na scenę witani burzą oklasków i chóralnych krzyków. Sala wypełniona była po brzegi. Światła zgasły i zrobiło się ciemno. Zaczęło się! Najpierw Intro. Ależ to były emocje. Cała hala aż drżała. Jak zwykle intro pięknie przeszło w nóż. Gdy szły pierwsze dźwięki intro to od razu zaczęły się wariacje w stylu kręcenia głową i różnych okrzyków, które były tak głośne, że Lipę po prostu przekrzyczeli, gdyż zamiast niego ludzie śpiewali noża. He he noża to śpiewali wszyscy a Lipy to kompletnie nie było słychać bo był zagłuszony. To co się tam działo nie da się opisać słowami. Tam trzeba było być i to przeżyć na własnej skórze. Co za atmosfera! Bolilole skakali aż pod sufit! 10000 ludzi podobno było i każdy wariował ile wlezie. Chłopaki dawali czadu aż miło. Na naszych oczach grała legenda. My z Czępą śpiewaliśmy praktycznie wszystkie piosenki, oprócz tych po angielsku. A najfajniejsze było 140 - każdy śpiewał po swojemu. Co prawda słów 140 się nie znało ale śpiewało się na maksa. Darliśmy gęby na całego. Zagrali praktycznie wszystko co chcieliśmy tylko że 3 razy ostrzej niż na płytach. Vendetta, Kły, Skoczny, Trzy Ptaki, Na Luzie, Fame, Nikt, B.T.S. wszystko śpiewaliśmy! Po Lipie widać było, że ma wielką radochę z tego koncertu. Oczywiście nie zabrakło jego świetnych tekstów i komentarzy! Np. o tym samochodzie, że trzeba przestawić, następna piosenka jest następna itp. Lipa był w formie jak za starych dobrych lat. Przeżywał swoją drugą młodość. Ludzie byli tym wprost zachwyceni. Największe wariacje były na koniec. Utworem Na luzie chłopaki poprostu zmiażdżyli wszystko. To był hardkor! Gdy grali Na luzie to wszyscy oczywiście domagali się protestu przeciwko przemocy - Pierdolę przemoc. Gdy fani nie wytrzymali napięcia ze strony Lipy to po prostu wskakiwali na scenę. A Lipa jak to Lipa po prostu zaśpiewał tak jak chcieliśmy. To było piękne. Trzeba jeszcze wspomnieć, że od początku występu Illusion słychać było pojedyncze okrzyki - Wojtek! Zresztą my też domagaliśmy się Wojtka. I zagrali! To było niezłe zaskoczenie, bo jak wiadomo Lipa tego utworu nie śpiewa ale przy okazji dowiedzieliśmy się kto udziela się przy tym przeboju. Gdy mówiliśmy między sobą, kto śpiewa Wojtka to po chwili podszedł do nas wychudzony, w długich włosach metal, który chyba nic nie jadł, i powiedział że śpiewa to Guzik z Flapjacka. My słuchając Wojtka szaleliśmy a ten rudy gość powiedział, że my pasujemy na dół, a ja powiedziałem do niego że kolega ma chorą nogę, a on powiedział dobra, ok, spoko. Po części elektrycznej koncertu nastąpiła część akustyczna. Wielkie zaskoczenie po raz kolejny. Metal obok nas powiedział - Illusion akustycznie? Tego jeszcze nie było. Klimat zrobił się zupełnie inny. Teraz było spokojnie. Zagrali Cierń, Choćby Jęk, Tylko... dedykowane Olassowi. Aha na gitarze grał już teraz Śmigel bo wcześniej zastępował go Sivy z Tuff Enuff. Illusion akustycznie też brzmiało rewelacyjnie, świetnie brzdąkali. No i wokal Lipy - perfekcja. Na tym panowie chcieli zakończyć ale fani im na to nie pozwolili. Illusion zagrali jeszcze raz Noża na bis i to był mocny akcent na zakończenie tego niesamowitego koncertu. Na zakończenie Lipa pięknie podziękował wszystkim i... to by było na tyle niestety. Czas wracać do domu, a to nie było wcale takie łatwe, nie Czępa?

Przy wejściach kłębiły się tłumy metali i żelaza, a my nie mogliśmy znaleźć szatni. Wreszcie udało się. Wyszliśmy, byliśmy ogłuszeni jakby ktoś nam przypierdolił w łeb. Dokładnie. Rozmawiać też za bardzo nie szło bo gardło bolało. Poszliśmy na przystanek a tam ludzi w pip i jeszcze trochę. Jeżeli chodzi o nas w wielkim mieście to jesteśmy zakręceni jak ogony świń bo zamiast patrzeć jaki tramwaj gdzie jedzie to się gapimy jak szpaki w pizde. No bo praktycznie wszystkie tramwaje nam pouciekały. Jednak została ostatnia deska ratunku. Gdyż jeden z tramwaji jechał gdzieś tam to po prostu do niego wsiedliśmy. W tramwaju poznaliśmy gościa o imieniu Tomek. I okazało się, że wysiada tam gdzie my. No i chuj. Wysiedliśmy z tramwaju gdzieś tam i spytaliśmy Tomka jak dojść do dworca. Oczywiście powiedział, a do dworca mieliśmy kilometr. Jednak zanim tam doszliśmy to po drodze wpierdalaliśmy stare frytki. Byliśmy wymarźnięci jak chuj. Dżeki koło rzeczki poszedł się odlać bo nie mógł wytrzymać. Długo mu to trochę zajęło. Ale biedak miał przejebane z nogą. Dobrze to ująłeś Włodku bo przez tą nogę to byłem wykończony na maksa. Noga bolała, druga też, łapy odpadały, spać się chciało i zimno jeszcze było. Ale myślimy se tak - dojdziemy do dworca to posiedzimy w Mcdonaldzie i odpoczniemy. Jak to w wielkich miastach bywa sklepów w chuj, a wszystko pozamykane jakby zrobili nam to specjalnie. Pierdolone chuje. Okazało się, że wszystkie bary zamykają już o 24:00. Byliśmy więc zmuszeni czekać 5godz 30min na dworcu. To był koszmar. Nie wiedzieliśmy co mamy ze sobą zrobić. Iść gdzieś? Siedzieć tu? Leżeć czy co? Zimno było, ciągle wiało bo jakieś przewiewy były, pełno ćpunów i degeneratów. My też tak zresztą wyglądaliśmy. Usiąść nie było gdzie, żadnej poczekalni tam nawet nie było. Kilka krzesełek tylko i wszystkie zajęte. Ja z tym gipsem na nodze nie miałem już kompletnie sił. Ręce mi wysiadały od tego człapania o kulach. Kolano bolało jakby mi ktoś młotkiem przywalił chyba raczej przypierdolił. Dotknął nas prawdziwy kryzys. Za ostatnie grosze kupiliśmy jakieś buły i gorącą czekoladę. Czas mijał wolniej niż w szkole. Ja w akcie kompletnej desperacji położyłem się na podłodze przy ścianie obok jakiegoś pijaka. Czępa siedział obok mnie. Trochę tak posiedzieliśmy ale zimno było od tej podłogi. Ledwo wstaliśmy. Poszliśmy się położyć w inne miejsce. Tam tak nie wiało. Jak tam było zimno! Trzy koszulki miałem, bluzę, kurtkę i zamarzałem. A z Czępą było jeszcze gorzej. Rzeczywiście jeśli chodzi o pobyt na dworcu to po prostu był prawdziwy hardkor. Było zimno niczym jakby ktoś wyłączył ogrzewanie. Dobre porównanie Czępa. Dawno nie pamiętam żeby tak było zimno. Nie wiedzieliśmy co się dzieje. Byliśmy tacy przymuleni, że nie wiedzieliśmy co to za dzień. I po raz kolejny użyję tego słowa. Prawdziwy hardkor. Ludzie patrzeli na nas z politowaniem. Nie pamiętam nawet co my do siebie gadaliśmy. Coś tam mamroczyliśmy. Po jakimś czasie zwolniły się krzesełka. Bynajmniej od podłogi tak nie ciągnęło. Zasnęliśmy. Budziliśmy się. Zasnęliśmy. Budziliśmy się. I tak w kółko. Za każdą pobudką Czępa szedł do informacji pytać się, o której pociąg jedzie bo byliśmy tak nie kumaci. Pytałem się chyba czterokrotnie z którego peronu pojedzie nasz pociąg. Co każdym podejściem informatorka powiedziała, że jedzie z czwartego. A jak to ja byłem tak nie kumaty, że kilka razy pytałem i w końcu zrozumiałem. Gdy nie szło wytrzymać już z zimna to poszliśmy do automatu po gorące czekolady, które i tak na długo nie wystarczały jeśli chodzi o ciepło. Za każdym razem gdy robiło się zimno to podchodziliśmy do automatu. I tak ok. 3:00 patrzymy że jakiś bar otworzyli. To była szansa, żeby się wygrzać. Była... Resztkami sił wczołagaliśmy się do środka i usiedliśmy przy stoliku. My nie mając już zbyt wiele kasy. Bo trzeba jeszcze było w Tczewie bilety kupić. Nie chcieliśmy nic zamawiać, ale żeby głupio nie było to chcieliśmy kupić bułki, które jak się okazało były dokładką do zupy. Gdy chciałem kupić bułki to pewna facetka wredna kurwa powiedziała, że to są właśnie dokładki do zup i nas opierdoliła, że chcemy zająć miejsce przy stoliku aby tylko się ugrzać. Jednak była ona na tyle wredna, że wyjebała nas - co za wredna kurwa. Na dodatek krzesełka były znowu zajęte. I weź teraz tyle czasu stój o kulach. Już nawet nie myśleliśmy o tym żeby znowu się kłaść na te zimne kafelki. Musieliśmy tak czekać aż do 5:00 kiedy to otwierali McDonalda. Razem z nami wepchało się tam pełno ludzi. Usiedliśmy i przysypialiśmy. Do pociągu zostało niecałe pół godziny. Trochę się ugrzaliśmy i poszliśmy na peron. Wreszcie pociąg nadjechał. Usiedliśmy, włączyliśmy ogrzewanie na całą parę i od razu zasnęliśmy. Obudziliśmy się gdzieś przed Laskowicami. Wykończeni na maksa ale zadowoleni w 100%. Po jakiejś godzinie ockneliśmy się jako tako i dojechaliśmy do Tczewa. Chcąc oszczędzić na bilecie Dżeki się skumał, że ma legitymację i od razu to wykorzystaliśmy i kupiliśmy bilety z legitymacją. Gdy kupowaliśmy bilet z legitymacją myśleliśmy że trochę zaoszczędzimy a okazało się, że zaoszczędziliśmy bagatela 18gr. Reszta kasy co do grosza wydaliśmy jak to my po prostu na słodycze. Gdy byliśmy przytłumieni to jednak jeszcze na tyle myśleliśmy żeby się spytać z którego peronu wyjeżdżamy. Ja będąc już zupełnie niekumaty pytałem się kilkakrotnie z którego peronu ruszamy. Gdy poszedłem już chyba 4 raz to zapytałem po raz kolejny - Przepraszam bo jestem nie kumaty, z którego peronu ruszamy? A kobieta mi powiedziała z czwartego chłopcze. Wsiedliśmy do pociągu, jedliśmy kupione słodycze i po ok. pół godz dojechaliśmy do Bytoni. I to by było na tyle.

To był nasz pierwszy koncert ale już teraz wiem, że był on niepowtarzalny i drugiego takiego nie będzie. Warto było zdychać, marznąć i zdychać na przemian dla tych 7,5 godz spędzonych na koncercie. Widzieliśmy legendarny Illusion na żywo! Gdybym mógł cofnąć czas nie wahał bym się ani chwili i nawet gdybym miał 2 nogi w gipsie to i tak bym jechał. Ten koncert to była jedna jedyna okazja w życiu i wykorzystaliśmy ją. Kurde dla takich chwil się żyje! ILLUSION! ILLUSION!! ILLUSION!!! Od teraz z dumą możemy nazywać siebie prawdziwymi bolilolami!
Co by było gdyby nie było takich chwil jak ta? Co by było gdybyśmy tego nie przeżyli? Co by było gdybyśmy się nie poświęcali? Co by było gdyby koncerty nie były takie świetne? Co by było gdyby nie było tak wspaniałych ludzi? Po prostu byśmy się zanudzili. Ten koncert jest dowodem tego, że takie chwile jak ta nie powrócą. Gdyby do dziś ten zespół istniał to możecie sobie wyobrazić, że tam byśmy zawsze byli. Niech ten koncert będzie naszą pamiątką, która zapisze się do pięknych dni których i tak jest mało. Mówiąc po prostu to był strzał w dziesiątkę. Jadąc na ten koncert udowodniliśmy, że jeśli bardzo chcesz coś osiągnąć to choćby świat się zawalił - zrobisz to. Piękne słowa na koniec Czępa. A teraz...

Raz BOLILOL!!!!!

0 komentarze :

Prześlij komentarz

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets