czwartek, 12 września 2013

Taternicy na szlakach 2013

Dejw w drodze na krzyżne, niesie swój krzyż.
Dwa lata temu jak byliśmy w górach to miałem coś napisać o tym wyjeździe. Tak się ociągałem, że temat pozostał nietknięty. Pozostały wspomnienia i zdjęcia z górskich wędrówek, ale nie jest to wormsowa dokumentacja w stu procentach bo brakuje słownej relacji! Teraz drugi raz tego samego błędu nie popełnię i przysięgam na ogon, że ta relacja się pojawi. Ba, tak w zasadzie to to jest właśnie ta relacja. A jak.

Korzystając z kilku dni urlopu wybraliśmy się w Tatry. Nasze polskie Tatry. Były inne plany. Mi już po głowie chodziły góry ale jakieś zagraniczne - o Alpach myślałem (ale to trochę za mało czasu), o ukrainskich bieszczadach (tu już miałem nie lada dylemat ale jednak odstawiliśmy to na kiedy indziej). W końcu po burzy mózgów padło na Tatry. Trzeba dokończyć dzieło, które zaczęliśmy w roku 2011. Wtedy to podczas naszej wormsowej wyprawy obeszliśmy niemal całe Tatry zachodnie. Teraz nadszedł czas na Tatry Wysokie. Tak zrobiliśmy.


Plan był bardzo ambitny. Nie chcieliśmy się za dużo cykać, tylko brać garściami co najlepsze. A najlepsze dla nas oznacza w tym przypadku: długie wędrówki, całodzienne wędrówki, najwyższe górskie szczyty i przełęcze, sypianie w schroniskach.

pogoda była idealna, temperatura w sam raz
na łażenie, widoczność też niczego sobie
Muszę wam przyznać, że jeśli już stawiamy sobie jakiś cel (a mówię to po 10 latach w star worms) to niemal zawsze w końcu go realizujemy. Na prawdę. Było wiele takich wyzwań, większych i mniejszych. Czasami pierwsze, drugie czy trzecie podejście kończyło się fiaskiem, czasami te cele odkładane były na później w nieskończoność ale ostatecznie... zazwyczaj dochodzimy do celu! Tutaj przypomina mi się akcja właśnie z poprzedniej wyprawy w Tatry. W Kuźnicach krążyła ekipa telewizyjna TVNu i robili z ludźmi wywiady. Poszliśmy więc z Kosą i mówimy im żeby zrobili z Kosą wywiad. Kosa oczywiście przelewał w słowach i chyba z 15min nawijał, a oni do wiadomości wrzucili tylko króciutki fragment "no już są teraz plany żeby w Alpy jechać i tam sobie pochodzić po górach"

Wszyscy pukali się w czoło jak dzięcioły, co on papla, znowu go bierze. A TYMCZASEM historia tak się ułożyła że niecałe dwa miesiące później pojechaliśmy na kolejny eurotrip, wylądowaliśmy w Szwajcarii no i oczywiście nie mogliśmy sobie odmówić górskich wędrówek po alpejskich szlakach!

To gdzieś tam w hali gąsienicowej czyli
tzw GĄSCE
NIE RZUCAMY SŁÓW NA WIATR!

A wspominam o tym dlatego bo tym razem plan nie wypalił do końca. To znaczy, mieliśmy kilka celów przed tym wyjazdem, a dwa główne z nich to: wejście na Rysy, przejście Orlej Perci. Pierwszy osiągnęliśmy w pięknym stylu, powinniśmy dostać same 10tki za styl! A z Orlą percią to.. no właśnie, odkładamy na przyszły rok!

Tym razem, NIESTETY, wybraliśmy się tylko w dwójkę. Ale za to cóż to był za duet. Zidek i ja Dżeki, niczym Bolek i Lolek na szczytach. Była to więc wormsowo okrojona podróż. Również pod względem czasowym bo na wędrowanie przeznaczyliśmy tylko 5 dni.

Muppet show w komplecie!
DZIEŃ 1

Byliśmy po podróży pociągiem, więc miał to być taki spokojny dzień na zaaklimatyzowanie się w górskim klimacie. W pociągu mieliśmy sporo czasu (14 godzin! PKP niech żyje!) na rozplanowanie sobie tej eskapady. Wyszło nam tak, że pierwszego dnia ruszymy na przełęcz Krzyżne bo to tylko przełęcz, a wysokość jej jest całkiem spoko. No i niedaleko stamtąd do schroniska w pięciu stawach. Wyszumieni po tej szaleńczej jeździe PKP mieliśmy płynnie i bez katowania zaliczyć pierwszy dzień. To się przejechaliśmy!

Dżeki przedziera się przez świerkowe bory
Byliśmy zapakowani tak w miarę. Ja wziąłem jak najmniej, tylko jedne spodnie, które miałem na sobie, jedne buty, jak najmniej ciuchów, plecak też mały no i jedzenie. Zid plecak miał większy no i rzeczy też więcej, to się trochę zemściło. Najpierw spoko się podchodziło. Szliśmy z Kuźnic do Murowańca, tempo sprinterskie, byliśmy w gazie. Wyprzedzamy taką rodzinkę, ojciec mówi do syna "Adrian, nie oddalaj się" mało nie padliśmy ze śmiechu. Ach ta warszafka zawsze czymś zaskoczy. Z Murowańca dalej strumykami i lasami, aż na Krzyżne. Droga wydawała się coraz dłuższa, wkradało się lekkie zmęczenie. 

To jest czad co nie? Zobaczcie na Dawidka jak dźwiga
zgarbiony, swój ciężar na plecach
Aż w końcu doszliśmy do wielkiego kanionu i tam czekało na nas ostatnie podejście, takie strome dość, z łańcuchami. To wdrapujemy się z naszymi plecakami i wtedy to dostaliśmy trochę po tyłkach. Ale weszliśmy, nieco spuchnęliśmy od tego tempa. Szkoda, że widoczność nieco się pogorszyła w najwyższym momencie. To sobie myślimy wtedy "noooo teraz już tylko zejście i do schroniska" A tu dupa blada! Zejście to dopiero była mordownia! Z kolan to chyba nam się kisiel zrobił, tak strome zejścia były a nasze kolana takie mięciutkie już po pierwszym dniu. "No to niezła aklimatyzacja jak na początek!" Droga do schroniska, choć przepiękna, non stop z imponującym widokiem na dolinę pięciu stawów (my nazwaliśmy ją "piątką" lub też "doliną stawów kolanowych") to też niemożliwie długa. Długa w nieskończoność! A nam aż całe nogi się trzęsły po tym całym dniu! Taki sobie wycisk daliśmy. Śmieliśmy się z siebie nawzajem. Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się na jedzonko. Raz zostawiłem między skałami mój kubek termiczny, a to cenna rzecz! I musiałem wtedy dygać pod górkę. Powolutku zaczęło robić się już szarawo i trochę zimniej. Ale my wreszcie dochodziliśmy do stawów. Wyglądały bosko. Strome, ostre szczyty górskie odbijały się w czystej jak łza tafli wody. Końcówka do schroniska to jak powrót do domu po dłuuuuugiej podróży. 

Porównanie mapa vs reality
To już przy zejściu, piknie i zachwycająco!
Pierwszego dnia zrobiliśmy jakieś 14km po górach. Plus to co łaziliśmy po krupówkach, też mi atrakcja. Nic tam ciekawego. Byliśmy z siebie mega zadowoleni i nieźle wyczerpani. No ale byliśmy w schronisku i tutaj mieliśmy się ładnie wyspać. Dupa tam, nic się nie wyspaliśmy! Nie dało się! Zresztą, co to była za noc! Łuhuhu! Takiej to ze świecą szukać, prawdziwy ekstramalny nocleg w górach!

lulu w piątce

Ale o tym to w drugiej części relacji (i ostatniej bo nie mam zamiaru przeciągać w nieskończoność bo wtedy tego nie dokończę).

AHOJ!


0 komentarze :

Prześlij komentarz

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets