niedziela, 12 sierpnia 2012

Witamy w piekle


Taki właśnie napis widniał na jednym z budynków, gdzieś zaraz po przyjeździe do Polski. A chwilę później przejeżdżaliśmy przez miejscowość o swojsko brzmiącej nazwie Las, do której ktoś sprayem dopisał pod dołem - vegas, z czego wyszło nam Las Vegas. I można by sobie wtedy pomyśleć po co wyjeżdżać z tej naszej polskiej rzeczpospolitej nie tak bardzo przecież pospolitej skoro tutaj nawet las vegas jest, a gdyby tak poszukać na mapie to można i Szwecję znaleźć, Chiny czy Amerykę. 


Nas jednak te nazwy nie zdołały zatrzymać i po raz kolejny (dla mnie już czwarty, Beata ruszyła po raz pierwszy) duch podróży wezwał nas w drogę. A teraz już wróciliśmy i mamy wam sporo do przekazania, opowiadania, pokazania i jak zwykle oczywiście zamierzamy się tym wszystkim z wami podzielić. 

W naszym tripie odwiedziliśmy 9 państw (może 10 ale nie jesteśmy pewni czy my przejechaliśmy kawałek przez kraj pepików czy nie). Byliśmy w kraju miliona stu tysięcy 500 rond, cienia szukaliśmy pod palmami, a czasem pod palmami odbijała nam palma przez to słońce, zjechaliśmy Lazurowe Wybrzeże, delektowaliśmy się włoskim spaghetti na balkonie w centrum Turynu, wcinaliśmy cienką jak barszcz włoską pizzę, słodziliśmy się francuskim śniadaniem, kosztowaliśmy różnej maści alkohole (pojawił się nawet 99% spiritus ale on do spożycia akurat nie był przeznaczony), załapaliśmy 6 noclegów u osób, które postanowiły nas przygarnąć. Odwiedzaliśmy casino i to nie jedno nawet, byliśmy na party na jachcie, spaliśmy na ulicy, spaliśmy na rondzie, spaliśmy na polu golfowym. Na szalony rajd tirem zabrał nas Elvis (tak tak on jednak żyje!), udowodniliśmy że z każdym idzie się dogadać (jak już nie idzie na migi to z pomocą przychodzi... google translator!), piliśmy wodę z stopionego śniegu z alpejskich szczytów, wcinaliśmy winogrona świeżo zrywane z krzaczków, odwiedziliśmy największy w europie bazar, mieliśmy propozycję pracy, poznaliśmy wiele rewelacyjnych osób, Beata omal się cała nie połamała, byczyliśmy się na plaży i pluskaliśmy się w krystalicznie czystym morzu Jońskim oraz Adriatyku, dobrze, byliśmy na imprezie na Słowacji, złapaliśmy najkrótszego i najbardziej wariacyjnego stopa w historii, wstrzymaliśmy ruch w Lyonie i Monaco, spaliśmy na plaży, znaleźliśmy się w mieście widmo, jeździliśmy też na gapę, sporo drogi też przespaliśmy, byliśmy żywieni przez ludzi, a na sam koniec złapaliśmy jednego z dziwniejszych stopów bo od Łodzi prawie aż do Starogardu busa dostawczego prowadził... Szogun:)

I to nie wszystko bo było tego wszystkiego znacznie, znacznie więcej! Dajcie nam czas na selekcję zdjęć bo mamy ich razem ponad 1600. Skleimy też filmik. Będzie relacja, opowieści z trasy i zdjęcia. Bo było genialnie i była to najlepsza podróż. 

I pamiętajcie o dwóch rzeczach, które nam towarzyszyły w tej podróży. Tzn takich rzeczy i sentencji towarzyszyło nam jeszcze więcej ale akurat teraz te dwie na wstępie chcemy wam przekazać:

"We are the same, only speak in different languages"


STAY HUNGRY, STAY FOOLISH



Ciao, czekajcie na więcej!

3 komentarze :

  1. A ja myślałem, że takie przygody to InO na filmach Hollywood:)) Teraz to się normalnie czuję takim zaściankiem z tymi moimi wycieczkami za miedzę, że nie przymierzając, jak szlachta zagrodowa. Poznawanie świata, odmiennych kultur i zwyczajów od kuchni gorąco popieram, mimo, iż sam nie mam odwagi tego postulatu wprowadzić w życie!

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja powiem, że to był dla mnie najgorszy pech, że nie jechałem bo kasy nie było. Z tym, że ja teraz żyję maratonem.

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets