wtorek, 16 listopada 2010

GromInO - relacja, 12.11.2010

W tym roku bardzo szybko, bo już jesienią zaczęliśmy nasz wspólny minipuchar ZIMnO. Śniegu może jeszcze nie ma ale zimno jest. Zamiast śniegu mamy za to padający deszcz (swoją drogą śnieg to przecież zmrożony deszcz, można tak powiedzieć, więc to już prawie śnieg!). Ulewny deszcz, wiatr, zimna temperatura, ciemność, kilka minut po 6 rano, wszechogarniająca wilgotność i dokładnie 13 osób zgromadzonych na starcie drugiej rundy ZIMnO czyli GromInO. Tak właśnie wyglądał początek tego marszu. 

Ci którzy pukają się w czoło na myśl o bieganiu z mapą po lesie w celu szukania zawieszonych na drzewie lampionów (są tacy! ale to sztywniaki są!) na nasz widok za pewne puknęli się ze zdwojoną siłą. Albo młotkiem. No bo co też kazało tym ludziom wygramolić się z ciepłych łóżek po to żeby latać od rana w takiej paskudnej pogodzie po lesie? W imieniu innych uczestników wypowiadał się nie będę ale ja wygrzebałem się z łóżka z jednego prostego powodu. To był marsz Gromusia, a marsze Gromusia prezentują tak wysoki poziom, że grzechem ciężkim byłoby je przegapić. 

Na starcie jak wcześniej wspomniałem 13 osób. Dwóch organizatorów, jedenastu uczestników. I tylko my spoza luks polu. Estekowcy trzymają się mocno, ich też takie warunki pogodowe nie zrażają. Razem z nami w naszej ekipie wystartowała również Kaja, którą zaprosiliśmy do wspólnego maszerowania. 

Przed nami były 4 etapy. Zaczynamy w ciemnościach i w ciemnościach skończymy. Tak to wyglądało. My jednak, nad czym niemiłosiernie ubolewaliśmy, nie mogliśmy zostać do końca... ehh no szkoda nam tego było! 4 etapy, 4 mapy, niezliczona ilość kombinacji, kilkanaście kilometrów do zrobienia, kilka godzin w lesie, a w lesie pełno drzew. A im dalej w las tym tych drzew było więcej. Takie się przed nami kroiły perspektywy na ten dzień.

Ale najpierw jeszcze na dzień dobry otrzymaliśmy zestaw pytań z etapu zadaniowego. Pytań przyrodniczych. To jest to co my jako ekoludki uwielbiamy i tutaj mogliśmy się tym wykazać. Pytania głównie dotyczyły ptaków. Wszystkie pytania i odpowiedzi braliśmy na logikę czego przykładem było polecenie: "wypisz trzy gatunki jaskółek" Wpisaliśmy tam oczywiście "jaskółka która wiosny nie czyni" bo to przecież najpopularniejsza jaskółka jest, każdy ją chyba zna. Koniec końców całkiem nieźle wypadliśmy w tym quizie. 
Dotarliśmy na start etapu pierwszego. Trochę się już przejaśniło. Na szczęście nie pada. Gromuś ujawnia mapy. Piękne mapki, ręcznie rysowane. Z niesamowitą dbałością o szczegóły. Każde drzewko było na nich wyrysowane. Te mapki były szalenie sympatyczne i przypadły nam do gustu. Dodatkowo przy każdym lampionie był przyczepiony liść, który trzeba było zidentyfikować. Fajny ekologiczny pomysł, to się ceni. Muszę też wspomnieć tu o ultrafioletowych lampionach (tzn. biało-fioletowych), które może i były z lekka ekstrawaganckie ale prezentowały się w lesie bardzo elegancko.

Już od samego początku się zagadaliśmy i przeszliśmy z jakieś dobre trzysta metrów za daleko. Potem uderzyliśmy azymutem. Nawet znaleźliśmy ten lampion. Potem był popis mojego azymutu, nazwałbym go stylem łukowym bo właśnie w ten sposób szedłem azymutem. Reszta ekipy poszła normalnie. Ja po prostu chciałem podejść punkt z drugiej strony no i w sumie to prawie się udało. Trochę się zagmatwaliśmy ale nie tylko my bo również Filip chyba się trochę zakręcił. My zaufaliśmy swojemu instynktowi (dobrze, że były z nami również przedstawicielki płci pięknej, wszak kobiety mają bardziej wyczulony instynkt) i poszliśmy po swojemu. Okazało się, że nawet dobrze. Czasem warto jednak dać sobie szanse i zaufać sobie. Dalej śmigaliśmy azymutami i co najlepsze, trafialiśmy praktycznie bezbłędnie! Coraz lepiej nam te nieszczęsne azymuty wychodzą. Wiedzieliśmy, że tego dnia jesteśmy w niezłej formie i czuliśmy, że idzie nam świetnie. Nasze przeczucia potwierdził na mecie Gromuś. Etap pierwszy zakończyliśmy ze świetnym wynikiem, w dobrym czasie i wiedzieliśmy że będzie dobrze.

Teraz czas na etap drugi. Jak zapowiadał Gromuś był to etap mokry. My i tak byliśmy już cali mokrzy więc było nam wszystko jedno. Wiecie jak to jest, najgorszy jest pierwszy kontakt z wodą, a potem to się można pluskać. Tak właśnie było. 
Drugi etap to był majstersztyk! Jak dla mnie był to jeden z najlepszych etapów na jakim kiedykolwiek byłem! To był idealny przykład doskonałego wykorzystania terenu plus znakomita koncepcja mapy. Muszę to powiedzieć, ten etap był idealny! A jak to wyglądało? Mapka wyglądała tak. Praktycznie przez cały ten etap chodziliśmy wzdłuż rowów, od jednego do drugiego. Należało tylko wpasować w mapkę te rowy. A potem już śmigać wzdłuż tych cieków i cieszyć się z każdego mokrego metra! Bagna to jest coś co lubią chyba wszyscy. No bo kto nie lubi się wkaczać? Radocha jest niesamowita, a tutaj było tak przez cały marsz. Na tym etapie były wariacje, były kombinacje z mapą, było trochę myślenia. Tu było genialnie! Już przy pierwszym cieku musieliśmy się naskakać ze sto razy, raz na jedną raz na drugą stronę. A dalej było jeszcze weselej. A to Zidek ugrzązł, a to Beata biegała po wodzie i w wodzie też, a to ktoś kogoś ochlapał. Ciągle coś, zabawa bez końca. Chętnie przeszedł bym ten etap raz jeszcze. A te rówki to też momentami wcale nie wyglądały jak rówki tylko jak wielkie moczary. I też tam łaziliśmy. I było jeszcze fajniej niż przy ciekach! A do tego punkty poobstawiane w rewelacyjnych miejscach! Zdecydowanie to był jeden z najlepszych etapów na jakich było dane mi startować.

Doszliśmy do mety pod takim daszkiem. Tam czekali już na nas organizatorzy, herbatka i ciasto. Miami. Smaczności. My niestety wiedzieliśmy, że będziemy musieli już teraz odpuścić. Jeszcze trochę i musieliśmy zbierać się do domu... Ale wykombinowaliśmy, że zbierzemy pierwsze punkty z dwóch ostatnich etapów. I tak zrobiliśmy. A szkoda nam tego było ogromnie tym bardziej, że po dwóch etapach prowadziliśmy! Z etapu trzeciego (tutaj bez kalki ani rusz) zebraliśmy tylko jeden PK oraz lopkę. Szybko doszliśmy do mety i ruszyliśmy na etap czwarty. Z tego etapu zebraliśmy zaledwie trzy punkty bo musieliśmy już się zwijać. A tak było pięknie! Padało, wiało, było mokro i tak dalej, ale tak nam się podobało! A do tego byliśmy w takiej formie! Ehhh pozostał wielki niedosyt. 

Wyniki GromInO prezentują się następująco:
I miejsce - Piotry dwa czyli Piotr Nowak oraz Piotr Czarnowski
II miejsce egzekwo - Natalia Bruska, Karol Fidurski; Filip Fierek; oraz nasza robacza ekipa (gdybyśmy tylko zebrali z trzy punkty więcej z ostatniego etapu to może byśmy wygrali! łeeeeee łeeeee łeee)
III miejsce - Plichcik i Junior (ci dwaj to ładnie zaszaleli tego dnia! Gdzie ci panowie się kręcili to wiedzą tylko oni)

Podsumowując. My czujemy wielki niedosyt. Zwycięstwo było w naszym zasięgu, a było warto wygrać bo nagrodą był fantastyczny puchar. Trzeba przyznać, że te puchary Gromusia to prawdziwe dzieła sztuki.
No ale najważniejsze przecież są wariacje, a tych było tutaj od groma! Pomimo, że nie zaliczyliśmy wszystkich etapów od deski do deski to i tak pokuszę się o stwierdzenie, że był to jeden z najlepszych marszy w tym roku. A etap drugi był jednym z najlepszych etapów w ogóle!

Dziękujemy Gromusiom za marsz (nie zapominajmy również o wkładzie Aliny oraz Agnieszki!). Już teraz wyczekujemy kolejnej waszej imprezy. Choćby nie wiem jaka była pogoda, my będziemy!

1 komentarz :

  1. Rewelacyjny marsz! Jak dla mnie każdy etap był doskonały. Warto było wstać wcześniej (mimo paskudnej pogody), by przeżyć coś takiego. Gratuluję zwycięzcom. ;)
    Cieszę się, że mogłam pójść z Wami. Jeszcze raz wielkie dzięki! ;D

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets