wtorek, 26 października 2010

Szpital wspomnień


Ten wpis zacznę nieco przewrotnie bo rozpocznę od podziękowań. Chciałbym ogromnie podziękować Danielowi z załogi Jed Team za wyciągnięcie mnie na moje pierwsze spotkanie geokeszerów, wciągnięcie na dobre w świat geocachingu, za to że dzięki temu w mojej głowie zaiskrzyły nowe pomysły, za rewelacyjną wycieczkę. Dzięki Daniel!

Zgodnie z zasadą mówiącą, że trzeba spróbować wszystkiego wybrałem się razem z Danielem na spotkanie geokeszerów aż pod Łodzią. Wcześniej do głowy by mi nie przyszło aby jechać tyle kilometrów na coś takiego. Nie wiedziałem w ogóle jak takie spotkanie wygląda ani nic.

Potem Daniel wysłał mi ten link (radzę zajrzeć, warto!) z zapowiedzią spotkania o jakże tajemniczej nazwie "szpital wspomnień"

Opuszczony szpital? Psychiatryk ciemną nocą? wariaci w kaftanach bezpieczeństwa? To są klimaty które zdecydowanie mi odpowiadają!

Dlatego grzechem byłoby nie skorzystanie z takiej propozycji.

Tak więc o godzinie 9:00 rano w sobotę, kompletnie nie wiedząc co nas czeka, ruszyliśmy w drogę ze Starogardu. Ja z moim skromnym dorobkiem zaledwie 27 skrzynek, Daniel z blisko dziesięciokrotnie większą ilością skrzynek na koncie. A że wyprawa ta miała na celu nie tylko zaliczenie spotkania to też po drodze zebraliśmy kilka skrzynek. Tak sprawnie to jeszcze nigdy mi nie szło, zaliczaliśmy kesze w ekspresowym tempie. Jedna po drugiej. Po drodze, w Świeciu odwiedziliśmy również szpital psychiatryczny. Tak dla rozgrzewki przed daniem głównym. A wyjeżdżając z tego miasta ujrzeliśmy najlepszy widok na Świecie. Potem łapaliśmy skrzynki na krajowe jedynce. Bez żadnych problemów odnajdywaliśmy kolejne kesze. Razem po drodze udało nam się zebrać aż 12! Dla mnie już w tym momencie był to rekordowy zbiór, a to dopiero początek, dopiero się zaczyna. Po drodze co nieco dowiedziałem się od Daniela jak wyglądają takie spotkania. Okazuje się, że spotkanie to nie tylko spotkanie ale również i coś w rodzaju gry terenowej. A kiedy dowiedziałem się jak takie gry wyglądają podjarałem się jak podpałka na samą myśl co może nas czekać w szpitalu wspomnień. Często jest tak, że jak się na coś bardzo czeka, to wtedy nasze oczekiwania stają się olbrzymie i gdy w końcu dostajemy to coś, to wtedy nie spełnia to naszych oczekiwań. Tak jest często z płytami muzycznymi. Czeka się na jakąś, człowiek robi sobie wielkie nadzieje, wtedy płytka wychodzi i co? I lipa bo zbyt wysoką poprzeczkę postawiliśmy. Teraz w związku z tym spotkaniem też podjarałem się i moje oczekiwania były wielkości Everestu. Z tymże tym razem moje oczekiwania zostały zaspokojone i to ze sporą nawiązką!

Dojechaliśmy do Zgierza (takie miasto przed samą Łodzią). Dziwaczne to miejsce, tramwaje jeżdżą tam po lesie. Dlatego nawet gdy jest się na grzybach trzeba być tam czujnym żeby nie zaliczyć czołówki z tramwajem. Polska nadal pozostaje dla mnie krajem dzikim i nieodkrytym i pewnie jeszcze nie raz zaskoczy mnie takimi rzeczami. Na krótko przed godziną spotkania stawiliśmy się w hotelu po czym udaliśmy się do Baru Leśnego gdzie spotkanie miało się zacząć.

Pierwsi geokeszerzy krzątali się nerwowo gdzieś po kątach. Nie trzeba kończyć studiów medycznych aby zauważyć, że coś z tymi ludźmi jest nie tak. Objawy choroby widać gołym okiem. Rozbiegane oczy wypatrujące tych odpowiednich miejsc, rozdygotane ręce gotowe kopać i macać drzewa, parapety i inne takie. Taka geokeszerska choroba nie pojawiła się od tak po prostu. Najczęściej aby odnaleźć przyczynę choroby trzeba cofnąć się do okresu dzieciństwa. Szukać podstaw choroby u źródeł. W takim też celu w liczbie około 50 osób, geokeszerzy z całej Polski zjawili się aby zmierzyć się ze swoimi traumatycznymi przeżyciami z dzieciństwa oraz przejść wstrząsającą terapię grupową.

Zrobiło się ciemno. I tylko blask księżyca delikatnie przebijał się przez powyginane gałęzie drzew, które z lekka poruszał chłodny wiatr. Wiedzieliśmy, że nieuchronnie zbliża się ta chwila. Chwila, kiedy znowu znajdziemy się w szpitalu, a nasze chore wspomnienia znowu staną się rzeczywistością.

Gdzieś w mroku pojawił się dr Darkmoor. W białym kitlu, tak samo jak za dawnych lat. Stał tam, tak jak kiedyś, z rękoma w kieszeniach pełnych pigułek, czopków i strzykawek których nigdy nie wahał się przed nami używać. To samo zimne, lodowate spojrzenie, jak kiedyś gdy wbijał we mnie swój przeszywający jak maszyna do szycia wzrok. Ten sam obojętny głos, który kazał mi dojadać zupkę chińską w stołówce, której szczerze nienawidziłem. Darkmoor powrócił, taki sam jak kiedyś. A wraz z nim powróciły wspomnienia. Złe wspomnienia.

Dr Darkmoor doprowadził nas na teren placówki. Tyle razy starałem się nie myśleć nigdy więcej o tym miejscu, wyprzeć je z mojej podświadomości. Tymczasem teraz byłem tu znowu. Szpital wydawał się jeszcze mroczniejszy niż kiedyś. Teraz to opuszczony, rozsypujący się budynek. Dla zwykłych ludzi to zwyczajny opuszczony budynek, który już dawno powinien zostać zburzony. Zarośnięty chaszczami, tutaj nawet żadna porządna roślinka nie chce urosnąć. Rozpadający się blok A. Miejsce do którego nigdy nie chciałem wrócić, które mimowolnie powracało do mnie w koszmarnych snach. Tej nocy to ja wróciłem do niego. Wspomnienia ożyły.

Płomienie. Niespokojne, maleńkie płomienie ognia nieśmiało oświetlały placówkę. Były wszędzie. Świeczki paliły się jakby ze strachem. Strachem przed tym czymś. To coś ciągle tu było, żyło razem z tym maleńkim światłem.

Dr Darkmoor przywołał nam nasze niemiłe wspomnienia. Wszystko pamiętałem. Tak jakby to było wczoraj. Koszmar powrócił. Czas aby zacząć terapię.

Dobrze, że nie byłem tam sam. Razem ze mną było jeszcze 5 byłych pacjentów. Pamiętałem ich z dzieciństwa. Jakże mógłbym zapomnieć. Kary za nieposłuszeństwo, które odbywaliśmy - wspólnie spędzone noce w zawilgoconej, ciemnej piwnicy. Wspólne, ciche płakanie po kątach. Takich chwil się nie zapomina. Teraz wszyscy znowu byliśmy tutaj razem. Dwóch z nas czym prędzej wdrapało się na dach bloku B. Na tym właśnie dachu przed laty utknął nam własnoręcznie zrobiony latawiec, który posklejaliśmy w tajemnicy przed lekarzami. Zabawka, którą w końcu zakazał nam dr Mario Boksyt, specjalista od terapii ruchowej. Na samą myśl o herbacie paskowej, którą nam zaserwowano w ramach kary przeszywa mnie dreszcz. W latawcu tkwiła wskazówka aby udać się do bloku A. Niepewnym krokiem, weszliśmy po schodach do budynku.

Trup. Rozkładające się zwłoki. Bez głowy, za to z siekierą na wysokości szyi. To był pan Henio. Szpitalny dozorca. Rozpoznałem go nawet teraz gdy stracił głowę. Pan Henio nie raz tracił głowę ale zwykle działo się to w skutek przedawkowania alkoholu. Nawet teraz trzymał w dłoni butelkę. Tym razem pan Henio dosłownie był bez głowy. Ale ubrany był tak jak zawsze, dozorcy zawsze ubierają się codziennie tak samo, w te ich uniformy. Stary kubrak noszony z jakieś dobre 20 lat, gumacze. To był jego styl. A teraz my, aby kontynuować terapię musieliśmy przeszukać ciało pana Henia w celu znalezienia wskazówki. Z odrazą przeszukaliśmy jego kieszenie i znaleźliśmy.

Zeszliśmy do piwnicy. Zawsze bałem się tego miejsca. Bez okien. Ciasna, mroczna, odrażająca, pełna insektów i nieprzyjaznych stworów piwnica. To właśnie tutaj w tych ciemnościach przebywał nasz szpitalny futrzak, mały kotek. W pomieszczeniu pełno było flakoników, małych buteleczek wypełnionych podejrzanymi substancjami. Nad wszystkim unosiły się groźnie wyglądające opary dymu. Obok stała miseczka naszego kota. Biedny kotek był faszerowany jakimiś truciznami i genetycznie modyfikowanymi specyfikami. To by wyjaśniało dlaczego to on uciekał przed myszami, a nie odwrotnie. Nawet gdy myszy cicho siedziały pod miotłą. Z piwnicy skierowaliśmy się z powrotem do bloku A aby kontynuować upiorną wycieczkę.

Już kiedyś podejrzewałem, że dr ImperatorD prowadził badania genetyczne nad zwierzętami. A to co zobaczyłem w bloku A, potwierdziło moje przypuszczenia. Znaleźliśmy tam świński ryj. Powieszony obok piły. No bo skąd by się tam wziął, jeszcze tak świńsko wisiał. Dalej skierowaliśmy się do szpitalnej kapliczki. Muzyka, z głębi pomieszczenia dochodziła do nas rytualna muzyka (brawa za Wardrune! Nie mogliście wybrać lepszego podkładu!) Był tu, tak jak przed laty nasz zakapturzony kapelan. Migające kolorowe światła, przyprawiają mnie o zawrót głowy. Kapelan na szczęście darzy nas małym sentymentem. Zadaje pytania dotyczące placówki. Dr Dreifuss miał kiedyś obsesję i dbał o to abyśmy dokładnie znali historię szpitala. Zgadujemy. Jakoś nam się udaje. Na ołtarzu stoją kielichy, tylko jeden z nich nie zawiera trucizny. Szczęśliwie trafiamy na dobry trunek. Kolejnym przystankiem w podróży po szpitalu jest... sala operacyjna.

Idziemy schodami w górę, moje nozdrza alarmują mnie o tym, że coś tu jest nie tak. Zakładam płaszcz. Jest ciemno, zimno, dr Darkmoor z szyderczym uśmiechem na twarzy wprowadza nas do sali operacyjnej. Ciało. Na stole leży maleńkie ciało. Z dziurą w brzuchu. Musimy się spieszyć. Trzeba szybko przeprowadzić zabieg. Jeden z nas chwyta skalpel, zakłada rękawiczki. W powietrzu unosi się smród. To flaki, które lekarze wypruli z byłych pacjentów. Jakiś horror. Smród unosi się w powietrzu, jest duszno. Wszystkiemu przygląda się Darkmoor, bawi go ta sytuacja. Cięcie skalpela. Wnętrzności zostały rozprute. Nacięcie jest zbyt małe. Cięcie skalpela po raz drugi. Głębiej. Krew. Obrzydliwy widok. Jeden z nas grzebie we wnętrznościach, szuka kolejnej wskazówki, którą pozostawił jeden z lekarzy. W ciele pacjenta. Wszędzie flaki. To nie jest dobry zabieg. Ale udaje się wydostać karteczkę z numerem telefonu. Dzwonimy. Idźcie na strych mówi głos. Idziemy. Ciało, a raczej to co z niego zostało pozostaje w sali operacyjnej.

Zbutwiałe schody. Wchodzimy. Sufit jest nisko. Wygląda jakby zaraz miał spaść nam na głowy. Na ścianach wiszą rysunki dzieci. Robią piorunujące wrażenie. Na strychu dosłownie jest piorunująco. Za pomocą latarki UV szukamy na ścianie kolejnej wskazówki. Wykonanej w dość niehigieniczny sposób. Znowu schodzimy w dół. Mijamy wiszącego misia. Przechodzimy przez koryto krwi. Kierujemy się do pobliskiego lasu. Jeden z nas wchodzi do studzienki. To ta sama studzienka do której wpadłem będąc małym brzdącem, spędziłem tam uwięziony kilka godzin. Ja nie wchodzę, wchodzi kto inny. Na dole kłębi się pełno robali, tam znajdujemy kolejną wskazówkę. Teraz idziemy do lasu.

Las pełen jest świateł. To małe duszki. Duszki dzięki, którym mamy uwolnić się od przykrych wspomnień. Uwalniamy jedną małą duszyczkę i wracamy do bloku B. Tam czeka już na nas dr Darkmoor. To koniec. Udało się. Cały roztrzęsiony wchodzę do pokoju doktora. Nie dowierzam, to koniec mojego koszmaru. Przeszedłem tu prawdziwe pranie mózgu ale leczenie zostało ukończone. Doktor wręcza mi wypis do rąk. Składam podpis w księdze, otrzymuję kartę leczenia.

Koniec.

Po tych mocnych i nocnych wrażeniach czekało na nas ognicho z kiełbaskami. Atmosfera była świetna. Spotkanie skończyło się gdzieś tak o 23:00. A potem razem z jedną ekipą wybraliśmy się dalej na kesze, do Łodzi. Keszowaliśmy aż do 5:00 nad ranem. Razem przez ten weekend znaleźliśmy aż 34 skrzynki! Zdecydowanie najlepszą była skrzynka założona przez lekarzy czyli "ONI" Krwiożercza sprawa! Polecam wszystkim, najlepsza skrzynka jaką zdobyłem!

Na zakończenie tej (jak zwykle długiej) relacji chciałbym wyrazić jeszcze zachwyt nad tym rewelacyjnym spotkaniem. Ogrom pracy włożony w przygotowanie tego wszystkiego powala. Cała realizacja była lepsza niż u Spielberga. Szacun dla was! 

Teraz nie pozostaje nic innego jak tylko stosować się do zaleceń lekarskich.

PS. Jeśli coś tam w tej relacji pokręciłem lub przekręciłem to musicie mi to wybaczyć. Nie sposób było to wszystko ogarnąć i zapamiętać.

Pozwolę sobie też wkleić tu kilka linków do zdjęć z tego wydarzenia:
galeria 1
galeria 2
galeria 3

A tu zdjęcia które zrobiliśmy my.

1 komentarz :

  1. Świetna relacja, super że się Ci podobało, dziękujemy za słowa pochwalne :)
    Czytałem z zapartym tchem, naprawdę uchwyciłeś wszystko (co prawda brakuje jeszcze wisielca w szybie windy :PP )i masz talent do pisania :)
    No i ja dziękuję za opinie o ONYCH ;)

    Pozdro!
    ImperatorD

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets