Jest już prawie połowa lutego i jeszcze żaden koncert nie zaliczony. A plany były takie żeby jeździć jak najwięcej. Tylko, że z początku roku to trochę niemrawo wygląda. Raczej nic ciekawego nigdzie się nie działo, a jak działo to działo się hen daleko. I tak mijał czas na koncertowym detoxie aż do dnia 13 lutego. Dzień przed Walentynkami więc trzeba było nacieszyć serducho szatańskimi dźwiękami. A okazja trafiła się wyśmienita bo tego właśnie dnia do chojnickiego Kornela zawitał heavy metalowy potwór o nazwie - Turbo.
Miażdżonych ludzi przenikliwy krzyk
łamanych kości trzask
Zbliża się ognisty miecz!
Szatańska kawaleria – czarna śmierć!
Z rozdartym krzykiem
Wciąż przed siebie mknie – zbliża się!
Jakieś tam plany wcześniej były żeby ruszyć gnaty na ten koncert. I te plany miały wziąć już prawie w łeb, aż tu nagle jakoś tak skontaktowaliśmy się ze znanym tu i ówdzie Radkiem. I Radek też miał ochotę zobaczyć na żywo szatańską kawalerię. Razem z nami jechali też znajomi Radka - Danka i Tomek. No to ruszyliśmy.
Klub był wypełniony po brzegi. Igłę by tam się jeszcze dało wcisnąć na chama ale już nic więcej. Metalowa brać nie zawiodła i kornel tętnił życiem. Sporo było też metalowców z długim stażem, takich starych hevi metalowców. Ogólnie towarzystwo bardzo podzielone - od młokosów w wieku niepozwalającym na mocne driny, skórowców i rokendrolowców po starą gwardię pamiętającą jeszcze debiut "Kawalerii Szatana". Koncert rozpoczął się planowo, co nie często się zdarza. Może tam był kilku minutowy poślizg ale to tylko zaostrzyło smak na danie główne. Na scenie pojawili się panowie z Chainsaw. Szoł czas zacząć!
spalić, zgnieść spalić, zgnieść – szatańska kawaleria – czarna śmierć
spalić, zgnieść spalić, zgnieść – dokona się okropna rzeź
spalić, zgnieść spalić, zgnieść – ludzie, ludziom niosą śmierć
Od razu zaczęło się od mocnego uderzenia. Zamierzałem czym prędzej wbić w pogo ale tak właściwie to pogo samo mnie wciągnęło. Pod sceną aż takiego ścisku nie było, spora część dzikusów została przy stolikach bądź barze czekając na główną gwiazdę. Od samego początku było szybko i mocno, momentami bardzo mocno. I duszno. Wiatrak na krawędzi sceny służył raczej temu by włosy wokalisty powiewały jak Leosiowi Dicaprio na czubie Tytanica. Ale czad był. Chainsaw grał chyba z jakąś godzinę i nie oszczędzali się ani trochę. Ja tam żadnych kawałków nie znałem ale ani trochę nie przeszkodziło mi to w świetnej zabawie (czyt. skakaniu i odbijaniu się od wszystkiego co również skacze). A na koniec rypnęli jeszcze z grubej rury cover Breakin the Law i Will We Rock You. I to był świetny akcent na zakończenie. Zmachałem się tam jak wiatrak w Holandii. A tu jeszcze Turbo mnie czekało. Chyba trochę za bardzo zabalowałem z początku, wiedziałem że w końcówce mogę skonać jak conan. Prześlizgnąłem się w tym tłumie dzikich ciał i uzupełniłem płyny.
Płonących ludzi przenikliwy krzyk
A przedtem wybuch, straszny błysk
Wielki grzyb!
Szatana histeryczny słychać śmiech
Dokonał swego dzieła – cieszy się
Kipi gniew!
Kilka chwil i na maleńkiej scenie zjawiło się Turbo. Zrobiło się dużo ciaśniej. Zrobiło się głośniej, szybciej, mocniej. Szatan był tu obecny. To było czuć. I to pod każdym względem. Wokalista momentalnie porwał ludzi do wspólnego szaleństwa pod sceną. Ale tam była kosa! Rzeźnia na maksa jak to pewien fan Iron Maiden zwykł mówić. W tak intensywnym pogo to już dawno nie uczestniczyłem. Na dzień dobry pocisnęli mi z glana po nogach, potem kilka sierpów w szczenę. A szczena to i tak mi opadła bo Turbo nie zamierzało zwalniać tempa. Wręcz przeciwnie, było coraz szybciej i mocniej. Grali mieszankę swoich kawałków ze swojej bogatej dyskografii. Ja znam tylko kawalerię i oczywiście tych utworów nie mogło zabraknąć. W końcówce pojawiło się kilka szlagierów z tego płyciwa i to zmiotło całkowicie! Ogień! I jeszcze jak tam było duszno! Momentami ciężko było tam wytrzymać w tym kotle ale wokalista nie dawał ani chwili na głębszy oddech. Jak ludziska zwalniali to Turbo jeszcze bardziej dorzucało do pieca. Trochę też pozmieniało się towarzystwo pod sceną. Pojawili się starzy wyjadacze. To dopiero byli skórowcy! Duchota jak diabli, a te typy w kurtkach. Ale lepiej tak niż odbijać się od obślizgłych jaszczurów bez koszulek. Turbo grało i grało. Publika też dawała z siebie wszystko. Po niektórych widać już było oznaki zmęczenia. Ale było tam na prawdę wariacyjnie. Ja na koniec też już zdychałem. Końcówka była niesamowita ale ja już przyglądałem się temu z boku bo myślałem że padnę trupem. Finisz był doprawdy mistrzowski. I to był już koniec. Jakieś niecałe 3 godziny metalowego łojenia i jazdy bez trzymanki. Turbo pokazało klasę. I zostawili po sobie zgliszcza.
W błagalnym geście wyciągnięta dłoń
Diabelski tabun – zgniata ją,
Zgniata ją,
Ostatni podryg i ostatni krzyk –
Zniknęła ludzkość
Nie ma nic,
Nie ma nic!
Wykulałem się spod sceny. Łyknąłem wody. Poczułem się na kilka sekund orzeźwiony. Pogadałem trochę z wokalistą Chainsaw. I nawet autograf wziąłem! A co tam! Przez kilka najbliższych minut starałem się dojść po rozum do głowy. Ale jakoś mi to nie wychodziło więc po prostu siedziałem i zdychałem. Trzeba się było już zwijać. Na dworzu zimno jak pies. Ach te uroki zimy. Nabuzowałem w samochodzie jak w kotłowni i śmigaliśmy do domu. Radek prawie wyparował z tego ciepła. Występ Turbo zgodnie oceniliśmy jako rewelacyjny. Ja oczywiście jeszcze trochę pobłądziłem po Chojnicach ale po takim praniu mózgu to była normalka. To był pierwszy koncert w roku i od razu taki reczital że klękajcie narody i proście o litość! Oby więcej takich koncertów w tym roku!
spalić, zgnieść spalić, zgnieść – szatańska kawaleria – czarna śmierć
spalić, zgnieść spalić, zgnieść – dokona się okropna rzeź
spalić, zgnieść spalić, zgnieść – ludzie, ludziom niosą śmierć
Miażdżonych ludzi przenikliwy krzyk
łamanych kości trzask
Zbliża się ognisty miecz!
Szatańska kawaleria – czarna śmierć!
Z rozdartym krzykiem
Wciąż przed siebie mknie – zbliża się!
Jakieś tam plany wcześniej były żeby ruszyć gnaty na ten koncert. I te plany miały wziąć już prawie w łeb, aż tu nagle jakoś tak skontaktowaliśmy się ze znanym tu i ówdzie Radkiem. I Radek też miał ochotę zobaczyć na żywo szatańską kawalerię. Razem z nami jechali też znajomi Radka - Danka i Tomek. No to ruszyliśmy.
Klub był wypełniony po brzegi. Igłę by tam się jeszcze dało wcisnąć na chama ale już nic więcej. Metalowa brać nie zawiodła i kornel tętnił życiem. Sporo było też metalowców z długim stażem, takich starych hevi metalowców. Ogólnie towarzystwo bardzo podzielone - od młokosów w wieku niepozwalającym na mocne driny, skórowców i rokendrolowców po starą gwardię pamiętającą jeszcze debiut "Kawalerii Szatana". Koncert rozpoczął się planowo, co nie często się zdarza. Może tam był kilku minutowy poślizg ale to tylko zaostrzyło smak na danie główne. Na scenie pojawili się panowie z Chainsaw. Szoł czas zacząć!
spalić, zgnieść spalić, zgnieść – szatańska kawaleria – czarna śmierć
spalić, zgnieść spalić, zgnieść – dokona się okropna rzeź
spalić, zgnieść spalić, zgnieść – ludzie, ludziom niosą śmierć
Od razu zaczęło się od mocnego uderzenia. Zamierzałem czym prędzej wbić w pogo ale tak właściwie to pogo samo mnie wciągnęło. Pod sceną aż takiego ścisku nie było, spora część dzikusów została przy stolikach bądź barze czekając na główną gwiazdę. Od samego początku było szybko i mocno, momentami bardzo mocno. I duszno. Wiatrak na krawędzi sceny służył raczej temu by włosy wokalisty powiewały jak Leosiowi Dicaprio na czubie Tytanica. Ale czad był. Chainsaw grał chyba z jakąś godzinę i nie oszczędzali się ani trochę. Ja tam żadnych kawałków nie znałem ale ani trochę nie przeszkodziło mi to w świetnej zabawie (czyt. skakaniu i odbijaniu się od wszystkiego co również skacze). A na koniec rypnęli jeszcze z grubej rury cover Breakin the Law i Will We Rock You. I to był świetny akcent na zakończenie. Zmachałem się tam jak wiatrak w Holandii. A tu jeszcze Turbo mnie czekało. Chyba trochę za bardzo zabalowałem z początku, wiedziałem że w końcówce mogę skonać jak conan. Prześlizgnąłem się w tym tłumie dzikich ciał i uzupełniłem płyny.
Płonących ludzi przenikliwy krzyk
A przedtem wybuch, straszny błysk
Wielki grzyb!
Szatana histeryczny słychać śmiech
Dokonał swego dzieła – cieszy się
Kipi gniew!
Kilka chwil i na maleńkiej scenie zjawiło się Turbo. Zrobiło się dużo ciaśniej. Zrobiło się głośniej, szybciej, mocniej. Szatan był tu obecny. To było czuć. I to pod każdym względem. Wokalista momentalnie porwał ludzi do wspólnego szaleństwa pod sceną. Ale tam była kosa! Rzeźnia na maksa jak to pewien fan Iron Maiden zwykł mówić. W tak intensywnym pogo to już dawno nie uczestniczyłem. Na dzień dobry pocisnęli mi z glana po nogach, potem kilka sierpów w szczenę. A szczena to i tak mi opadła bo Turbo nie zamierzało zwalniać tempa. Wręcz przeciwnie, było coraz szybciej i mocniej. Grali mieszankę swoich kawałków ze swojej bogatej dyskografii. Ja znam tylko kawalerię i oczywiście tych utworów nie mogło zabraknąć. W końcówce pojawiło się kilka szlagierów z tego płyciwa i to zmiotło całkowicie! Ogień! I jeszcze jak tam było duszno! Momentami ciężko było tam wytrzymać w tym kotle ale wokalista nie dawał ani chwili na głębszy oddech. Jak ludziska zwalniali to Turbo jeszcze bardziej dorzucało do pieca. Trochę też pozmieniało się towarzystwo pod sceną. Pojawili się starzy wyjadacze. To dopiero byli skórowcy! Duchota jak diabli, a te typy w kurtkach. Ale lepiej tak niż odbijać się od obślizgłych jaszczurów bez koszulek. Turbo grało i grało. Publika też dawała z siebie wszystko. Po niektórych widać już było oznaki zmęczenia. Ale było tam na prawdę wariacyjnie. Ja na koniec też już zdychałem. Końcówka była niesamowita ale ja już przyglądałem się temu z boku bo myślałem że padnę trupem. Finisz był doprawdy mistrzowski. I to był już koniec. Jakieś niecałe 3 godziny metalowego łojenia i jazdy bez trzymanki. Turbo pokazało klasę. I zostawili po sobie zgliszcza.
W błagalnym geście wyciągnięta dłoń
Diabelski tabun – zgniata ją,
Zgniata ją,
Ostatni podryg i ostatni krzyk –
Zniknęła ludzkość
Nie ma nic,
Nie ma nic!
Wykulałem się spod sceny. Łyknąłem wody. Poczułem się na kilka sekund orzeźwiony. Pogadałem trochę z wokalistą Chainsaw. I nawet autograf wziąłem! A co tam! Przez kilka najbliższych minut starałem się dojść po rozum do głowy. Ale jakoś mi to nie wychodziło więc po prostu siedziałem i zdychałem. Trzeba się było już zwijać. Na dworzu zimno jak pies. Ach te uroki zimy. Nabuzowałem w samochodzie jak w kotłowni i śmigaliśmy do domu. Radek prawie wyparował z tego ciepła. Występ Turbo zgodnie oceniliśmy jako rewelacyjny. Ja oczywiście jeszcze trochę pobłądziłem po Chojnicach ale po takim praniu mózgu to była normalka. To był pierwszy koncert w roku i od razu taki reczital że klękajcie narody i proście o litość! Oby więcej takich koncertów w tym roku!
spalić, zgnieść spalić, zgnieść – szatańska kawaleria – czarna śmierć
spalić, zgnieść spalić, zgnieść – dokona się okropna rzeź
spalić, zgnieść spalić, zgnieść – ludzie, ludziom niosą śmierć
Trochę zdjęć z koncertu można znaleźć tu i tu. I nawet ja się na jednym pojawiłem! Ha!
0 komentarze :
Prześlij komentarz
Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)