Gdy rano wstałem pomyślałem kurde jaki mróz. No i gdy spojrzałem na termometr - patrzę -22,5*C. Pierwsza myśl była taka, ubiorę się ciepło i będzie git. Następnie sobie myślę, wezmę linijkę, bo Sunday będzie miał coś pokombinowane i mi przyjdzie błądzić po lasach samemu, bo Dżeki miał szkołę i myślałem, że go nie będzie. No i gdy wychodziłem z domu do bazy, która była w szkole w Bytonii, to o dziwo patrzę a w bazie był Dżeki (myślę sobie, hmmm co on tu robi? Miał być w szkole, no ale skoro jest to pójdę z nim). No i co mnie zaskoczyło, to to, że do uczestników przyłączył się też pan Józek Osowski. No i oczywiście przywitałem się jak należy. Po chwili się dowiadujemy, że godzina "0" jest jednak o 09:30, a nie jak miało być o 10:00. No i po chwili przyszli jeszcze chłopacy z Anarchii i potem jeszcze ich kumple ze Zblewa. Jeszcze przed marszem Sunday mówił, że ma być Malo i jeszcze kilka uczestników z Trójmiasta oraz kilka osób z harcerzy z Kalisk, między innymi Dawid Nagórski i Chyloniusz. No i gdy dostalismy mapkę, to były do wyboru dwie - pełna mapa, i lub azymutowa, czyli hardkorowa. My bolilole wzielismy tą hardkorową. No i gdy wybiła godzina 09:30, czyli godzina "0", to ruszyliśmy. Wychodząc skumaliśmy się z mapą. Po chwili Dżeki skumał jak iść i szliśmy jak po sznurku. Najpierw pierwszy punkt, który był na drodze oddziałowej przy drzewie. Drugi punkt był na górce przy głównej drodze. Do tego punktu szliśmy azymutem. Trzeci punkt był w środku lasu. Czwarty punkt był w małym lasu przy drodze główniejszej dochodzącej do drogi na jagody. Piąty punkt był na skrzyżowaniu dróg na jagody. Pamiętam, że tam rosło dużo jagód. No i tutaj mieliśmy małe kłopociki, bo nie wiedzieliśmy, czy jesteśmy na drodze pierwszej, czy tej drugiej. No i okazało się, że po obliczeniach kroków zresztą nie pierwszy raz wzięliśmy właściwy punkt, będący na tej drugiej drodze. Kolejny punkt szósty był na górce przy drodze. Do punktu siódmego też się szło bez kłopotów, bo szliśmy drogą działową i był na górce troszkę oddalonej od drogi działowej o jakieś 100m. Gdy szliśmy już do punktu ósmego, to tam straciliśmy około 20 minut, bo nie wiedzieliśmy, gdzie dokładnie wyszliśmy. Szukaliśmy tego miejsca i nam się nie zgadzało. Dopiero, gdy spotkaliśmy pana Józka, to skumaliśmy się, że jednak ten punkt, do którego nie byliśmy pewni okazał się właściwy. Do punktu 9 szło się łatwo a nawet biegało, bo był on na dużej górce przy drodze do jeziora. Ciężko się pod tą górę szło. Gdy zaliczyliśmy już ten punkt, to wychodząc z tej górki Dżeki się obalił. Kolejny punkt numer 10 był przy źródełku. Legenda głosi, że to jest gejzer, który nagrzewa wodę, bo zawsze ta woda paruje. No i ja chcąc się przekonać ile w tym prawdy napiłem się tej wody, bo myślałem, że napiję się ciepłej wody. Może była ciepła, ale na dworzu było za zimno. No ale koniec o legendzie. Czas goni. No i po chwili szliśmy do punktu 11, który był w dołku przy drodze na łące przed którą rośnie łubin. Kolejnym punktem był OL, czyli Obszar Lokacyjny, który był na rogu dwóch lasów. Spisaliśmy dwa punkty, które były w tym obszarze. No i ostatni punkt był przy ścieżce dydaktycznej przy szkole. Na mecie byliśmy drudzy, bo przed nami był pan Józek. No i gdy Sunday sprawdził naszą kartę, to okazało się, że w dwóch punktach wzięliśmy stowarzysze. Jeden to był przy słynnym "gejzerze". Drugi to jeden punkt z OL. Czasowo mieliśmy 175 minut. A więc zmieścilismy się na spokojnie, bo było 240 + 30min. No i gdy sobie siedzieliśmy trochę w bazie, to wypiliśmy ciepłą herbatkę i dostaliśmy bułeczki. Po chwili nam było ciepło tak, że jak szliśmy do domu, to ja szedłem na bluzie pod którą miałem tylko koszulkę. JESTEM HARDKOREM!!! Poszedłem do domu się umyć i przebrać i wróciłem z powrotem do bazy zawodów. Gdy przyszliśmy, to byli już chłopacy z Anarchii. Potem przychodzili kolejni uczestnicy. Gdy wrócił Dawid N. i Michał Chyloniusz, to pogadaliśmy trochę z Dawidem jak się uczyć grać na gitarce. A po chwili Dawid pożyczył gitarę i pokazywał nam różne zagrywki. A Dżeki ucząc się w domu grać pokazał, że coś już też potrafi. No i po chwili Sunday ogłaszał ostateczne wyniki. No i o dziwo i ku zaskoczeniu zwyciężyli Dżeki i Czępa, czyli my. A więc to jest nasze drugie zwycięstwo w MnO, a pierwsze w ZiMnO. No i podsumowując marszyk był fajny, nie tylko dlatego, że my wygraliśmy, bo o to tu nie chodzi, że się cieszyć tylko zwycięstwem, ale dlatego fajny, że można było sobie pogadać z innymi, że mogliśmy poczuć ostry mróz na sobie, niczym Zimowe Harce, które do dziś są legendą. Warto wspomieć też o pogodzie, która była dzisiaj super - słoneczko w pełni, mróz jak na Syberii w najcieplejszym dniu oraz dobra źródlana woda ze źródełka. Wszystko było dla wariacji i zabawy. A więc do zobaczenia na następnym marszu ZiMnO. Jak mi się uda, to pojadę do Błędna na kolejny marsz ZiMnO. Z mojej strony to tyle. Później Dżeki wrzuci wyniki, bo ja nie mam. Jednak ja wrzucam wyniki. A więc sytuacja wygląda tak:
KATEGORIA HARDKOROWA - WYCIĘTA MAPA:
1. Star Worms - Mariusz Kowalewski & Szymon Skalski 40 PK CZAS 175
2. Kuchta Michał, Wesela Michaś 85 PK CZAS 260
3. Anarchia 140 PK CZAS 235
4. Malo 231 PK CZAS 261
5. Dawid Nagórski (nie mylcie z Patrykiem) & Chylon 390 PK CZAS 290
6. Ola Golecka & Mateusz Rondlewski 930 PK CZAS 205
KATEGORIA DRUGA - PEŁNA MAPA:
1. UKS Bytonia 253 PK CZAS 243
2. Bartosz Pisarek & (tutaj są podane błędne dane więc wymieniłem tylko pierwszą osobę) NKL
No i właśnie tak wyglądają wyniki. Wszystkim gratulacje.
Na fali!!! We are the Winner!!!
gratuluje! tak wczesnie i w takim mrozie,a tu pierwsze miejsce:)
OdpowiedzUsuń