wtorek, 22 grudnia 2009

WicInO II - Zima Edyszen

22 grudnia każdemu kojarzy się z pierwszym dniem zimy. Zresztą mi też. Jednak dokładnie tego dnia odbył się II marsz pucharu ZiMnO. Organizatorami byli bracia (Marcin "Wicia" i Wojtek Junior) Witkowscy. Chłopaki mieli fajny pomysł by najkrótszy dzień w roku zoorganizować marsz. Frekwencja marszu nie była zła bo było 13 osób. A w porównaniu do pierwszej edycji to jest dobry wynik. A więc nie jest źle. No i my z Dżekim będąc na starcie, to se pogadaliśmy z wszystkimi, których długo nie widzieliśmy. My z Dżekim mieliśmy 15 minutę startową, a więc startowaliśmy po Gromusiu, Sundayu i Sprinterze, Ostrymi Laskami. Natomiast po nas startowali Radek, a potem chyba Luks Pol Czersk. Gdy już była nasza kolej, to Wicia nam wytłumaczył co i jak i wtedy wyruszyliśmy. Szliśmy tak jak większość drużyn, czyli braliśmy najpierw te punkty:
7, 4, 15, 9, 2, 5, 12, 3, C, 1, 8, 14, 11, 10. Można by powiedzieć, że aż tak źle nam nie poszło bo mieliśmy dużo punktów. Jednak zostały nam do zebrania 4 punkty. Najlepszą wariację zrobilismy idąć do 10 punktu. Gdy szliśmy przez zamarznięte bagienka, to po drodze Dżeki się wyrąbał kilka razy, a ja rozmawiając przez telefon z Ber "Szymona mamą", wpadłem prosto na słupek i się rąbnąłem o niego. Wogóle to przy każdym punkcie jakieś wariacje były. To raz Dżeki wpadł na ryja, a ja różne głupie i śmieszne teksty do niego walę. Było po prostu wesoło. No i gdy doszliśmy do 10 punktu, to niestety czas już się kończył a i ciemno też się robiło, więc poszliśmy na metę. Gdy doszliśmy na miejsce, to oprócz organizatorów siedzących w samochodzie był tylko Gromuś. Po chwili dostaliśmy ciepłą herbatkę, którą przygotowała mama braci Witkowskich. No i gdy już czasu było mało, to po chwili musieliśmy iść na dworzec kupić bilety i czekać na obciąg. Po drodze przed nami szła jakaś dziewczyna, a ja do niej powiedziałem dobry wieczór. A ona odpowiedziała i ja powiedziałem przepraszam pomyliłem panią z kimś i poszliśmy z Dżekim dalej do kiosku z zabawkami i nie tylko, bo nawet kupilismy coś do jedzenia paluszki i kiti kat (nie mylcie z jedzeniem dla kota). Gdy się spieszyliśmy na obciąg, to się okazało, że ma 20 minut opóźnienia. Trochę nas to wkurzyło, ale nic, czekaliśmy. No i po chwili Dżeki dzwonił do Sundaya, żeby się bujnął, bo jeszcze zdąży na obciąg i pojedzie z nami. Jednak nie dodzwonił się do niego, to po chwili zadzwonił do Wici, aby przekazał, żeby Sunday bujał się. No i po chwili patrzymy, a na dworzec wchodzi ten rudowłosy chłopiec. No i po chwili przyjechała nasza ciuchcia i pojechaliśmy do Bytoni. A więc podsumowując, chłopaki zrobili fajny marszyk, wszystko na luziku, fajne tereny, ekstremalna pogoda no i wariacje, które są głównym programem marszy. Dzięki chłopaki za fajną imprezkę. Można - a nawet trzeba - powiedzieć, że marszyk udany na 100% jako organizatorzy. Gratulujemy!!! I jeszcze raz dzięki!!!

6 komentarzy :

  1. Tak jeszcze co do samego marszu to trzeba tu dopisać, że pogoda była wprost bajkowa. Biały, śniegowy szał i zawierucha taka, że ho ho! Barszczowa mapka też świetna. Więcej o samym marszu na forum STK.

    A jeśli chodzi o wariacje to jeszcze tu muszę dorzucić swoje. A więc tak. Na trasie wariacje były non stop ale tak działa na nas ten biały proszek. Śnieg mam na myśli. I tak były trzy większe wariacje, które trzeba tu wyróżnić:

    1. Jak Czępa szukał PK przy mostku to ja wrzuciłem do wody jakiś kamlot i krzyknąłem "aaaa wpadłem" A Kosa na to: "jo? He he, ty głupku" także jakby co to wiem czego mogę się spodziewać w ekstramalnych sytuacjach.

    2. Spotkaliśmy Radka i teraz nie wiedzieliśmy czy chce nas wykiwać czy nie (byliśmy czujni niczym ważka) więc się scwaniliśmy i zaufaliśmy instynktowi. Tym razem się opłaciło. Krótka scenka z Radkiem, który szedł naszym tropem:
    R - Kosa próbuję iść po twoich śladach i jakoś nie potrafię
    K - Bo ja tak dość szeroko chodzę
    S - Kosa robi zmyłkę i robi ślady jak traktor

    3. I absolutny hit wieczoru! Tekst po którym zwykły LOL nie wystarczył i zaliczyłem klasycznego ROTFLa w śnieżnej zaspie. Jeden z najbardziej szokujących tekstów mijającego roku. Zaskakujący telefon kobiety o jakże demonicznie brzmiącej ksywce - Ber. Patrzę, że ktoś do mnie dzwonił, numer którego nie znam. Myślałem że to może Chylon dzwonił więc oddzwaniam i mówię:
    S - Siema tu Szogun, ktoś dzwonił tu z tego nr, Chylon to ty?
    Wtedy okazało się, że była to mama Kosy (czyli tzw. Ber). I Ber mówi do mnie tak:
    B - Nie, nie. Ja jestem MAMĄ SZYMONA.

    ...

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak najlepszą bekę miałem z tego, że wyrąbałem się o slupek, bo Ber dzwoniła i ja się zagapiłem i rąbnąłem się o niego. Wogóle fajnie, że byliśmy. Nie żałuję, bo warto było wpaść.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wpaść do tej rzeczki? Ty też się wkaczyłeś nie? A ja to co? Też rąbnąłem kaskiem w drzewo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale przez całą drogę chodziłeś jak pokraka, bo zawsze o coś się rąbnąłeś, albo się wywalałeś.

    OdpowiedzUsuń
  5. Odezwał się człowiek-traktor.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja bynajmniej traktor, a ty czołg bez gąsienic.

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets