Fyt fyt fyt fristajlo!
8 sierpnia odbyła się II Runda Letniego Pucharu w MnO LATInO - PLInO (Piesza Letnia Impreza na Orientację). Nie zabrakło oczywiście przedstawicieli naszego teamu, ale pojawiliśmy się w zaskakująco wąskim gronie, bowiem pojechał tylko Dżeki (piszący kolorem mocno niebieskim) i ja (Zidek). Spowodowane było to bardzo różnymi i dziwnymi powodami, które oczywiście podam ;D.
Beata - pilny wyjazd w sprawach duchowych :P
Gosia - całodobowe zrywanie wiśni oraz spotkanie rodzinne (które ostatecznie się nie odbyło) :D
Baczagi - pojechał do lasu ścinać drzewa...
Pondżol - ktokolwiek widział, ktokolwiek wie... Od czasu, kiedy Monika Olejnik sprzedawała w Bytoni jagody, słuch po nim zaginął.
Czępa (C) - kapitan Star Worms - nie pojechał, ponieważ się obraził. Dżeki i SW4_Gosia zrobili mu śmieszny kawał (długa historyja, której nie będę opowiadał), a Czępiński oczywiście "dał się wrobić" jak małe dziecko i przez 2 dni się do nikogo nie odzywał...
Fyt fyt fyr fristajlo!
Zidek nie rozdrapujmy ran, które jeszcze nie do końca się zagoiły. Nie dzielmy szat na niedźwiedziu jak mawiali nasi dziadkowie! A nieobecni nie mają racji więc nie ma się co tu o nich rozpisywać. Bo to my tu jesteśmy najważniejsi.
I tak właśnie większość robali wykręcała się z wyjazdu do Swarożyna, a dwaj żołnierze (mowa tu o Dżekim i Zidku) dzielnie maszerowali na pkp. 5 minut przed przyjazdem InterCity, w którym 2 bułki kosztują 10 złotych, dołączył do nas Sunday (dla niektórych znany bardziej jako Mateusz Dorawa). Okazało się, że oprócz niego jadą jeszcze jego kuzyni (Michał, Sebastian i Szymon). Jeden z jego kuzynów nie jest jego kuzynem, lecz tylko kolegą kolegi kolesia, który ma brata, którego kolega zna Sunday'a. No ale tak czy inaczej to prawie rodzina ;) Sytuacja pogmatwana niczym w rodzinie Foresterów. Ostatnio umarłem gdy zobaczyłem że Brooke znowu kręci z Ericem. W obciągu panowała wariacyjna atmosfera, którą podgrzewała konduktorka pkp. Miała ona bowiem bluzkę zapięta na ostatni guzik (ten dolny)... (heh ostatni bastion) Nie była to może jakaś miss piękności, ale zauważyłem, że gdy przechodziła to Dżeki był "lekko" podekscytowany. Robił pewnie sobie chłopak nadzieję na coś ale niestety dojechaliśmy do Swarożyna i trzeba było wysiadać. Pfu! Przysięgam na ogon, że choćbym nie wiem jak bardzo był ochoczy to nawet kijem bym jej nie tknął... I na dolny guzik tylko powiadasz? Ja tylko mimochodem rzuciłem okiem w jej stronę, aż tak to jej się nie przyglądałem... A nadzieję to miałem... na to żeby ktoś okno uchylił bo waliło rybami i watą cukrową. Choć muszę przyznać, że pewna istota płci żeńskiej (i nie chodzi tu o konduktorkę) lekko zwróciła moją podzielną uwagę. Na starcie dostrzegliśmy Gromusia z małżonką, których o dziwo nie widzieliśmy w pociągu.
Fyt fyt fyr fristajlo!
Powitał nas organizator Spadik i jego kuzyn Spadik. Na początku trudno było ich rozróżnić (chyba rozluźnić) ale okazało się, że organizator to ten, który ma pomarańczową koszulke i arbuza w prawej rece. ;) Frekwencja nie powalała na kolana. Zaledwie 9 osób. A szkoda, szkoda... Mati wyjaśnił wszystkim co i jak, przeprowadził losowanie i Kamil Spadik mógł wyruszać. Numerek startowy numer 2 wylosowali nieustraszeni poszukiwacze przygód Star Worms Łaka Maka. Nasza godzina startowa - 16:05... Fotoreporterzy mieli wreszcie swoje 10 minut - błyskały flesze, rozdawaliśmy autografy, udzielaliśmy wywiadów. W końcu czego nie zrobi się dla naszych fanów :) Hej koleś nie zapędzaj się tak, co 10min to wychodziły kolejne drużyny. Fotoreporterów też nie dostrzegłem no chyba, że masz na myśli Spadika z jego aparatem ale wątpię, żeby on myślał o dzinnikarstwie. Bo w takim razie po kiego grzyba studiuje budowanie okrętów i robienie przekrętów? O właśnie grzyby. Mapka była prawie pełna, prawie ponieważ w 8 miejscach widniały sobie grzybki i w te oto właśnie miejsca trzeba było dopasować wycięte elementy. Pomysł, który był wykorzystywany już setki razy wypalił i tym razem. Może i mało oryginalne ale świetnie wykonane. Bez wątpienia mapka wyglądała lepiej niż na naszej Baji. A zresztą sami zobaczcie co się będę produkował. O 16:05 otrzymaliśmy mapę (a w zasadzie dwie - bo było ich dużo), a o 16:06 koszulkę do mapy. Około 16:09 byliśmy koło 1PK, którego ominęliśmy, bo był odwrócony, a my - chłopaki luzaki - nigdy nie oglądamy się za siebie. Ja tylko pale za sobą mosty dla pana starosty. Nie będę opisywał całej trasy - osoby, które były, wszystko widziały, a te, które nie przyjechały, niech żałują. Z tego miejsca mogę napisać tylko tyle, że trasa była bardzo malownicza. Piękne krajobrazy, "bunkry wodne", pagórki i góry, a wreszcie najlepsze - trasa bogata w pokrzywy. Było to coś wspaniałego dla osób w hawajskich spodenkach. A ja się pokuszę o opis trasy. Dla mnie rewelka, na prawdę. Rewelka niczym w vivce. Trasa była ciekawa, tereny na marsze idealne. Coniektóre drogi rzeczywiście nie ten tego ale i tak git majonez. Tereny pierwsza klasa, aż sam bym z chęcią zorganizował tam jakiś marszyk. Z podstawianiem wycinków map w odpowiednie miejsca nie mieliśmy większych problemów. Warto wspomnieć, że Spadik ładnie kombinował i w miejscu gdzie było można się zakręcić była lustrzanka. A w jeszcze innym obrót. Miejsca na kombinacje wybrane wzorowo. Fajny był motyw z kolejnością potwierdzania PK. I np. taki Sunday z załogą tak się pokićkali, że całą trasę przeszli od tyłu. Raki nieboraki. W muzyce fachowo to się nazywa backmasking ale w MnO to ja nie wiem. No ale tak to jest jak się nie czyta instrukcji obsługi mapy. Hmm co by tu jeszcze... A! Stowarzysze! PK razem było 14, a stowarzyszy o ilę się nie mylę 23 czyli trochę ich się w tym lesie czaiło. I po raz kolejny wzór bo te cwaniaki były umiejętnie poustawiane i można się było na nich rąbnąć. Długość trasy w sam raz, czas również. No Francja elegancja. Nie ma się do czego przyczepić. Spadik zaskoczył również swoimi zdolnościami manualnymi i PK wykonywał własnoręcznie z bloku i czerwonych kartek, które następnie składał niczym origami. A na koniec jeszcze zacfaniakował lisek chytrusek jeden! Mianowicie ostatni PK należało podbić dwa razy, a ten szmugler podczas naszej nieobesności podmienił kredkę! Dobry motyw. Podsumowując - wzór, lajcikowo, skowyrnie, bez zgrzytów i na fristajlu. I tak właśnie miało być. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Poznaliśmy wesołego i wariacyjnego kolesia, który od czasu do czasu biega po lesie z karabinem. Ta gra/zabawa/sport nazywa się Airsoft, być może i my (robaki i wszyscy przyjaciele robaków) weźmiemy kiedyś w tym udział... Moim zdaniem bardzo fajna zabawa, ale diabelsko kosztowna i na ten moment nie na moją kieszeń niestety. A tak bym sobie posiedział w okopach... i poszczelał...ehhh... No ale samo poznanie nowych ludzi nie wynagrodzi nam chodzenia po pokrzywach, my pragnęliśmy więcej! O wiele więcej! Gdy dotarliśmy na metę nasze pragnienia zostały zaspokojone!!! Niezawodne robaki, potocznie zwane Core 2 Duo, wygrały! Tak, tak! To nie jest żart, pierwsza impreza w tym składzie i od razu zwycięstwo... Zapowiada się nam długa, świetlana kariera. Tego to się niespodziewałem. Zwycięstwo cieszy, no i od razu imprezka zyskuje jeszcze bardziej w moich oczach. Jak to mówią "zwycięstwa chodzą po ludziach." i tym razem zwycięstwo chodziło sobie po nas.
Fyt fyt fyr fristajlo!
Po oficjalnym ogłoszeniu wyników chwilkę jeszcze pogadaliśmy, kupiliśmy bilety w "kasie z szufladką" i pojechaliśmy do domu.
"Największym szczęściem człowieka jest nigdy się nie narodzić, a jak już jesteś takim pechowcem że żyjesz to musisz każdy dzień spędzać ze Star Worms, żeby ten pech przeżyć jak najszczęśliwiej" <== Moje motto życiowe z minuty na minutę utwierdza mnie w przekonaniu, że warto robić wariacje, mieć radość na uśmiechu i jeździć na pizzę do Barbadosu. Ciekawe jest to twoje motto...
A mnie PLInO utwierdziło w przekonaniu, że Spadik robić marsze potrafi i ma do tego dryg jak hydraulik do przeczyszczania rur. To jak stary? Rozumiem, że za rok robisz imprezkę w PBT? Do odważnych świat należy!
Fyt fyt fyr fristajlo!
8 sierpnia odbyła się II Runda Letniego Pucharu w MnO LATInO - PLInO (Piesza Letnia Impreza na Orientację). Nie zabrakło oczywiście przedstawicieli naszego teamu, ale pojawiliśmy się w zaskakująco wąskim gronie, bowiem pojechał tylko Dżeki (piszący kolorem mocno niebieskim) i ja (Zidek). Spowodowane było to bardzo różnymi i dziwnymi powodami, które oczywiście podam ;D.
Beata - pilny wyjazd w sprawach duchowych :P
Gosia - całodobowe zrywanie wiśni oraz spotkanie rodzinne (które ostatecznie się nie odbyło) :D
Baczagi - pojechał do lasu ścinać drzewa...
Pondżol - ktokolwiek widział, ktokolwiek wie... Od czasu, kiedy Monika Olejnik sprzedawała w Bytoni jagody, słuch po nim zaginął.
Czępa (C) - kapitan Star Worms - nie pojechał, ponieważ się obraził. Dżeki i SW4_Gosia zrobili mu śmieszny kawał (długa historyja, której nie będę opowiadał), a Czępiński oczywiście "dał się wrobić" jak małe dziecko i przez 2 dni się do nikogo nie odzywał...
Fyt fyt fyr fristajlo!
Zidek nie rozdrapujmy ran, które jeszcze nie do końca się zagoiły. Nie dzielmy szat na niedźwiedziu jak mawiali nasi dziadkowie! A nieobecni nie mają racji więc nie ma się co tu o nich rozpisywać. Bo to my tu jesteśmy najważniejsi.
I tak właśnie większość robali wykręcała się z wyjazdu do Swarożyna, a dwaj żołnierze (mowa tu o Dżekim i Zidku) dzielnie maszerowali na pkp. 5 minut przed przyjazdem InterCity, w którym 2 bułki kosztują 10 złotych, dołączył do nas Sunday (dla niektórych znany bardziej jako Mateusz Dorawa). Okazało się, że oprócz niego jadą jeszcze jego kuzyni (Michał, Sebastian i Szymon). Jeden z jego kuzynów nie jest jego kuzynem, lecz tylko kolegą kolegi kolesia, który ma brata, którego kolega zna Sunday'a. No ale tak czy inaczej to prawie rodzina ;) Sytuacja pogmatwana niczym w rodzinie Foresterów. Ostatnio umarłem gdy zobaczyłem że Brooke znowu kręci z Ericem. W obciągu panowała wariacyjna atmosfera, którą podgrzewała konduktorka pkp. Miała ona bowiem bluzkę zapięta na ostatni guzik (ten dolny)... (heh ostatni bastion) Nie była to może jakaś miss piękności, ale zauważyłem, że gdy przechodziła to Dżeki był "lekko" podekscytowany. Robił pewnie sobie chłopak nadzieję na coś ale niestety dojechaliśmy do Swarożyna i trzeba było wysiadać. Pfu! Przysięgam na ogon, że choćbym nie wiem jak bardzo był ochoczy to nawet kijem bym jej nie tknął... I na dolny guzik tylko powiadasz? Ja tylko mimochodem rzuciłem okiem w jej stronę, aż tak to jej się nie przyglądałem... A nadzieję to miałem... na to żeby ktoś okno uchylił bo waliło rybami i watą cukrową. Choć muszę przyznać, że pewna istota płci żeńskiej (i nie chodzi tu o konduktorkę) lekko zwróciła moją podzielną uwagę. Na starcie dostrzegliśmy Gromusia z małżonką, których o dziwo nie widzieliśmy w pociągu.
Fyt fyt fyr fristajlo!
Powitał nas organizator Spadik i jego kuzyn Spadik. Na początku trudno było ich rozróżnić (chyba rozluźnić) ale okazało się, że organizator to ten, który ma pomarańczową koszulke i arbuza w prawej rece. ;) Frekwencja nie powalała na kolana. Zaledwie 9 osób. A szkoda, szkoda... Mati wyjaśnił wszystkim co i jak, przeprowadził losowanie i Kamil Spadik mógł wyruszać. Numerek startowy numer 2 wylosowali nieustraszeni poszukiwacze przygód Star Worms Łaka Maka. Nasza godzina startowa - 16:05... Fotoreporterzy mieli wreszcie swoje 10 minut - błyskały flesze, rozdawaliśmy autografy, udzielaliśmy wywiadów. W końcu czego nie zrobi się dla naszych fanów :) Hej koleś nie zapędzaj się tak, co 10min to wychodziły kolejne drużyny. Fotoreporterów też nie dostrzegłem no chyba, że masz na myśli Spadika z jego aparatem ale wątpię, żeby on myślał o dzinnikarstwie. Bo w takim razie po kiego grzyba studiuje budowanie okrętów i robienie przekrętów? O właśnie grzyby. Mapka była prawie pełna, prawie ponieważ w 8 miejscach widniały sobie grzybki i w te oto właśnie miejsca trzeba było dopasować wycięte elementy. Pomysł, który był wykorzystywany już setki razy wypalił i tym razem. Może i mało oryginalne ale świetnie wykonane. Bez wątpienia mapka wyglądała lepiej niż na naszej Baji. A zresztą sami zobaczcie co się będę produkował. O 16:05 otrzymaliśmy mapę (a w zasadzie dwie - bo było ich dużo), a o 16:06 koszulkę do mapy. Około 16:09 byliśmy koło 1PK, którego ominęliśmy, bo był odwrócony, a my - chłopaki luzaki - nigdy nie oglądamy się za siebie. Ja tylko pale za sobą mosty dla pana starosty. Nie będę opisywał całej trasy - osoby, które były, wszystko widziały, a te, które nie przyjechały, niech żałują. Z tego miejsca mogę napisać tylko tyle, że trasa była bardzo malownicza. Piękne krajobrazy, "bunkry wodne", pagórki i góry, a wreszcie najlepsze - trasa bogata w pokrzywy. Było to coś wspaniałego dla osób w hawajskich spodenkach. A ja się pokuszę o opis trasy. Dla mnie rewelka, na prawdę. Rewelka niczym w vivce. Trasa była ciekawa, tereny na marsze idealne. Coniektóre drogi rzeczywiście nie ten tego ale i tak git majonez. Tereny pierwsza klasa, aż sam bym z chęcią zorganizował tam jakiś marszyk. Z podstawianiem wycinków map w odpowiednie miejsca nie mieliśmy większych problemów. Warto wspomnieć, że Spadik ładnie kombinował i w miejscu gdzie było można się zakręcić była lustrzanka. A w jeszcze innym obrót. Miejsca na kombinacje wybrane wzorowo. Fajny był motyw z kolejnością potwierdzania PK. I np. taki Sunday z załogą tak się pokićkali, że całą trasę przeszli od tyłu. Raki nieboraki. W muzyce fachowo to się nazywa backmasking ale w MnO to ja nie wiem. No ale tak to jest jak się nie czyta instrukcji obsługi mapy. Hmm co by tu jeszcze... A! Stowarzysze! PK razem było 14, a stowarzyszy o ilę się nie mylę 23 czyli trochę ich się w tym lesie czaiło. I po raz kolejny wzór bo te cwaniaki były umiejętnie poustawiane i można się było na nich rąbnąć. Długość trasy w sam raz, czas również. No Francja elegancja. Nie ma się do czego przyczepić. Spadik zaskoczył również swoimi zdolnościami manualnymi i PK wykonywał własnoręcznie z bloku i czerwonych kartek, które następnie składał niczym origami. A na koniec jeszcze zacfaniakował lisek chytrusek jeden! Mianowicie ostatni PK należało podbić dwa razy, a ten szmugler podczas naszej nieobesności podmienił kredkę! Dobry motyw. Podsumowując - wzór, lajcikowo, skowyrnie, bez zgrzytów i na fristajlu. I tak właśnie miało być. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Poznaliśmy wesołego i wariacyjnego kolesia, który od czasu do czasu biega po lesie z karabinem. Ta gra/zabawa/sport nazywa się Airsoft, być może i my (robaki i wszyscy przyjaciele robaków) weźmiemy kiedyś w tym udział... Moim zdaniem bardzo fajna zabawa, ale diabelsko kosztowna i na ten moment nie na moją kieszeń niestety. A tak bym sobie posiedział w okopach... i poszczelał...ehhh... No ale samo poznanie nowych ludzi nie wynagrodzi nam chodzenia po pokrzywach, my pragnęliśmy więcej! O wiele więcej! Gdy dotarliśmy na metę nasze pragnienia zostały zaspokojone!!! Niezawodne robaki, potocznie zwane Core 2 Duo, wygrały! Tak, tak! To nie jest żart, pierwsza impreza w tym składzie i od razu zwycięstwo... Zapowiada się nam długa, świetlana kariera. Tego to się niespodziewałem. Zwycięstwo cieszy, no i od razu imprezka zyskuje jeszcze bardziej w moich oczach. Jak to mówią "zwycięstwa chodzą po ludziach." i tym razem zwycięstwo chodziło sobie po nas.
Fyt fyt fyr fristajlo!
Po oficjalnym ogłoszeniu wyników chwilkę jeszcze pogadaliśmy, kupiliśmy bilety w "kasie z szufladką" i pojechaliśmy do domu.
"Największym szczęściem człowieka jest nigdy się nie narodzić, a jak już jesteś takim pechowcem że żyjesz to musisz każdy dzień spędzać ze Star Worms, żeby ten pech przeżyć jak najszczęśliwiej" <== Moje motto życiowe z minuty na minutę utwierdza mnie w przekonaniu, że warto robić wariacje, mieć radość na uśmiechu i jeździć na pizzę do Barbadosu. Ciekawe jest to twoje motto...
A mnie PLInO utwierdziło w przekonaniu, że Spadik robić marsze potrafi i ma do tego dryg jak hydraulik do przeczyszczania rur. To jak stary? Rozumiem, że za rok robisz imprezkę w PBT? Do odważnych świat należy!
Fyt fyt fyr fristajlo!
hehe, a wszystkich tych, którzy chcieliby dowiedzieć się więcej o AirSofcie zapraszam na www.wmasg.pl ogólnopolska baza wiedzy wraz z forum.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie i do zobaczenia w lesie :P
No ty! Ja jestem zainteresowany. Dzięki za linka. Gdyby to tyle kasy nie kosztowało to już bym siedział z karabinem w lesie.
OdpowiedzUsuńAaa! I wpadnij jeszcze kiedyś na jakiś marsz jak będziesz miał czas
OdpowiedzUsuńNo Zidek po raz kolejny fajny tekst. Super, super. Oby tak dalej. Jeśli chodzi o karabiny to też bym sobie poszczelał
OdpowiedzUsuńxd.
czytając relację załuje ze nie było mnie(bo marszyk był pewnie super)...no ale byłem w tym czasie w pracy ;/
OdpowiedzUsuńZałuj synu, załuj ;]
OdpowiedzUsuń