1 Maj
Przychodzi taki czas, że ma się ochotę na wszystko. Myśli się, że chciałbym robić to co chcę, ale zawsze są granice. Jednak czasami zdarza się tak, że w człowieku siedzi coś takiego, iż pomimo, że są granice, to zrobi to. Jednak gdy człowiek ma w sobie moc KASHIRI, to jest w stanie zrobić wszystko. Można sobie powiedzieć, że ktoś chce biegać szybko. Można powiedzieć też, że ktoś chce biegać raczej na odległość. I tutaj się koło zamyka, gdyż niestety nie można tych dwóch treningów połączyć, bo to jest tak jakby się chciało połączyć wodę z ogniem w sensie współpracy. Pewnie każdy się zastanawia o czym ja mówię. A mi chodzi o wczorajsze zawody w bieganiu. Jeśli chodzi o zawody, to jestem zupełnym amatorem, bo to były pierwsze w moim życiu zawody. No i sobie myślałem jak będzie się biegało, bo ja biegam na odległość, a nie na czas. Więc nie wiem jak będzie. Natomiast w tych zawodach brali udział ludzie, którzy są mistrzami Polski w maratonach. A ja dalej myślę - Skoro są to ludzie, którzy biegają na odległość, a biorą udział w tego typu zawodach, to jak to jest możliwe aby uzyskać dobre czasy. No i chcę tu nawiązać ten początek, gdy jeśli człowiek uwierzy w siebie, to jest w stanie zrobić zupełnie wszystko. No i chwilę przed naszym startem poczułem się jak Son Goku i pomyślałem, że dam z siebie wszystko. Ale zanim startowalismy, to najpierw startowało kilka drużyn podzielonych na chłopaków i dziewczyn. I przed dziewczynami z kategorii open startowali chłopaki z młodzieżówki. A w nich brał udział członek STAR WORMS - Baczagi. I też biegł 2 okrążenia jak my każde po 1200m. No i Baczagi zajął 3 miejsce na 6. A więc powtórzył swój sukces z poprzedniego roku, bo też miał medal za trzecie miejsce. No i oczywiście my z Pondżolem pogratulowaliśmy mu. Bo się należą mu brawa. Oby jak najwięcej miał tych sukcesów. Po chwili zaczął się nasz start ( mam tu na myśli mnie i Pondżola, bo braliśmy udział w tej samej kategorii) i miałem jakąś dziwną moc, która mnie prowadziła i przez chwilę byłem najszybszy. Po chwili pomyślałem - Czemu oni tak wolno biegają? No bo ja myślałem, że każdy wystartuje ostro. I po chwili stało się coś dziwnego - Miałem wrażenie jakby ta moc mnie opuściła. I miałem lekką tremę i pomyślałem - Co ja zrobiłem? Dlaczego zacząłem tak ostro? I czemu się poddałem? No i gdy straciłem tą moc, to każdy zaczął mnie wyprzedzać. I od razu moja kochana świadomość powiedziała mi, że popełniłem błąd, bo za szybko startowałem. I gdy wychodziłem juz na prostą, to byłem jeszcze 10 i ostatnie 100m mnie wykończyło tak, iż jeszcze wyprzedziły mnie dwie osoby. No i ostatecznie zająłem 12 miejsce na 14. A Pondżol zajął 6 miejsce co jest też dobrym wynikiem. No i chwilę po bieganiu byłem trochę załamany, że zrobiłem świadomy błąd. A to jest najgorsze uczucie. Z drugiej strony powiedziałem sobie - To nie jest moje bieganie. Ja biegam na odległośc, a nie na czas. Można by sobie powiedzieć dobrze jest, bo nie ważny jest wynik, a prestiż. No bo z Pondżolem pomysleliśmy, że to jest zaszczyt biegać w kategorii open z weteranami. Padły też takie słowa z ust Pondżola - Wolę startować w tej kategorii open niż w gimnazjum, bo lepiej biegać z weteranami i zebrać jakieś doświadczenia. Rzeczywiście ma chłopak rację, bo od młodych lat trzeba zbierać doświadczenia. Trzeba być zawsze na wszystko przygotowanym, bo nie jest sztuką myśleć, że coś osiągnę i cwaniakować tylko trzeba sobie po prostu postawić cel - mam zamiar zająć jak najlepsze miejsce, ale nie załamać się, gdy coś nie wyjdzie. No i zawsze trzeba wierzyć w to, że kiedyś osiągnę jakiś cel. Bo jeśli ktoś trenuje regularnie, to w końcu osiągnie stan SEFIROTA. I gdy już szliśmy do domu, to miałem trochę niedosyt, bo zająłem 12 miejsce. Z drugiej strony przecież to były moje pierwsze zawody w życiu i nie ma co się załamywać, bo sztuką jest być dobrym w starszym wieku, a nie za młodego.
To było o mojej drodze z Baczagim i Pondżolem. Natomiast druga grupa wybrała sprawdzanie trasy. A więc Dżeki postanowił, że z Rafałem i Michałem pójdą trasę zobaczyć i zwiedzić okolice - jak ma przebiegać trasa WORMSAKA.
2 Maj
Dzisiejszy dzień traktowalismy jako luzik guzik. No, ale jak to się mówi - Swoje trzeba zrobić. A więc gdy wstałem o godzinie 10:00, to sobie pomyślałem, że zaraz pójdę biegać i będę miał później już z głowy. No i powiedziałem sobie tak - Skoro wczoraj po zawodach biegałem i bolały mnie nogi, to dlaczego mam sobie dzisiaj odpuścić i powtórzyć błąd, który popełniłem w grudniu gdzie to kilka razy biegałem 14 km i nie ukańczałem. No, ale to też było jakieś doświadczenie, że mam się wziąć i tyle. I gdy poszedłem biegać, to początek był taki słaby, że moje czasy były takie słabe, że na 700m miałem najgorszy 04'08". No, ale skoro biegam na odległość, to tak naprawdę czas jest drugorzędną sprawą, bo liczy się odległość. No i biegając te 14 km nie patrzałem na te czasy, bo myślałem sobie, że w końcu będą lepsze. I po ósmym okrążeniu mięśnie zaczęły inaczej pracować i przestały mnie nogi boleć i wtedy biegało się lepiej. To było też fajne wydarzenie tego biegania, bo byłem zmotywowany na maksa. I tu też się sprawdza to przysłowie - Człowiek dwa razy nie wpada do tej samej rzeki. A to oznacza, że kiedy miałem kłopoty z bieganiem 14 km, to w końcu teraz chcę tego. To tyle o bieganiu. No i gdy wracałem do domu, to dzwoniąc do Baczagiego dowiedziałem się, że jest u Zidka i poszedłem się przejść. Oczywiście nie brakowało śmiechowych tekstów. Czas na kolejne wydarzenia dnia. Gdy wróciłem do domu po bieganiu, to po chwili zapisywałem sobie czasy z biegania i poszedłem do Dżekiego na mecz Manchesteru United z Midles'borough. I później się dowiedziałem, że Dżeki dostanie samochód i pojedziemy do Czerska pogadac sobie ze Sprinterem. Po chwili wpadł mi pomysł superowy. Powiedziałem do Dżekiego, że zadzwonimy do Baczagiego i pojedziemy razem. Dżekiemu spodobał się pomysł i zaraz gdy wyjeżdżalismy, to wjechaliśmy po Baczagiego i się spytał - Czy jego siostra może też jechać. My oczywiście bylismy za tym. No i wzięliśmy ich. Już w samochodzie były wariacje, bo ja waliłem różne teksty. No i po chwili gdy dojechalismy, do Czerska podjechaliśmy po Sprintera i poszlismy do takiej fajnej knajpki i tam se zamówilismy pizze. Ja i Dżeki. Rozmawialismy sobie na rózne tematy np. o NITOS SALIVI o Historii z Basią Palbach. I nawet też były wspomienia o mojej fance, że będzie na Borowiackim. No i aż tu nagle ni stąd ni z owąd Sprinter powiedział do mnie, że ma do mnie sprawę. Nie wiedziałem o co chodzi, ale oki. I poszlismy... A tu nagle Mareczek pokazuje mi moją fankę. Od razu mnie przedstawił z nią i sobie pomyślałem co mam mówić. A Sprinter powiedział coś powiedz. I ja wtedy zacząłem gadać do niej, że to ja jestem twoim fanem czy jakoś tak. I gadałem różne rzeczy. Padały takie słowa: "Ty musisz być zwariowana i nie rób sobie granic. Nie możesz sobie powiedzieć, że tego nie moge, tego też nie. Ty masz robić, to co ty chcesz i bez żadnych granic. Ty masz być szczęśliwa. Zobacz mnie. Ja biegam i trenuję i to jest mój dobry sposób na życie. Kiedyś ja byłem inny. Miałem złe dzieciństwo i miałem głupie myśli. Teraz, gdy zacząłem trenować, to mam lepsze myśli i jestem z tego zadowolony. Lubię robic, to co robię. Jestem zwariowany i tyle. Czuję się wolny od wszystkiego. Nie mam żadnych granic. Ja nie lubię patrzeć na to, jak ktos kogoś krzywdzi. Ja chcę ci pomóc i chcę żebyś była szczęśliwa. I powiedz twojemu chłopakowi, że ma dbać o ciebie. Po prostu rób, to co chcesz i tyle." Po chwili Sprinter powiedział chodź Kosa idziemy, bo ja muszę lecieć do domu. No i pożegnałem się z koleżanką i pobieglismy do stacji paliw i stamtąd pojechaliśmy zawieść Sprintera do domu. Opowiedziałem Dżekiemu co i jak i pojechalismy zawieść Marka. Późnie zawieźliśmy Baczagiego i jego siostrę do domu. I aż tu nagle Baczagi nas zaprosił do siebie i przez 2- 3 godziny bylismy u Baczagiego. Jak zwykle nie brakowało wariacji. Ja próbowałem udawac, że gram na perkusji. Potem próbowałem grać na gitarze kręcąc moją bujną czupryną. Było bardzo wesoło. Takich dni się nie zapomina.
PODSUMOWANIE
Te dwa dni pokazały jak można się świetnie bawić. Dlaczego nie robić czegoś co się lubi i chce. Po prostu trzeba mieć ochotę na to co się lubi i chce robić. A więc tak spędziliśmy te dwa piękne dni majówki. Oby było więcej takich fajnych dni jak te dwa. Czego sobie i wam życzę.
PS. KOSA
Przychodzi taki czas, że ma się ochotę na wszystko. Myśli się, że chciałbym robić to co chcę, ale zawsze są granice. Jednak czasami zdarza się tak, że w człowieku siedzi coś takiego, iż pomimo, że są granice, to zrobi to. Jednak gdy człowiek ma w sobie moc KASHIRI, to jest w stanie zrobić wszystko. Można sobie powiedzieć, że ktoś chce biegać szybko. Można powiedzieć też, że ktoś chce biegać raczej na odległość. I tutaj się koło zamyka, gdyż niestety nie można tych dwóch treningów połączyć, bo to jest tak jakby się chciało połączyć wodę z ogniem w sensie współpracy. Pewnie każdy się zastanawia o czym ja mówię. A mi chodzi o wczorajsze zawody w bieganiu. Jeśli chodzi o zawody, to jestem zupełnym amatorem, bo to były pierwsze w moim życiu zawody. No i sobie myślałem jak będzie się biegało, bo ja biegam na odległość, a nie na czas. Więc nie wiem jak będzie. Natomiast w tych zawodach brali udział ludzie, którzy są mistrzami Polski w maratonach. A ja dalej myślę - Skoro są to ludzie, którzy biegają na odległość, a biorą udział w tego typu zawodach, to jak to jest możliwe aby uzyskać dobre czasy. No i chcę tu nawiązać ten początek, gdy jeśli człowiek uwierzy w siebie, to jest w stanie zrobić zupełnie wszystko. No i chwilę przed naszym startem poczułem się jak Son Goku i pomyślałem, że dam z siebie wszystko. Ale zanim startowalismy, to najpierw startowało kilka drużyn podzielonych na chłopaków i dziewczyn. I przed dziewczynami z kategorii open startowali chłopaki z młodzieżówki. A w nich brał udział członek STAR WORMS - Baczagi. I też biegł 2 okrążenia jak my każde po 1200m. No i Baczagi zajął 3 miejsce na 6. A więc powtórzył swój sukces z poprzedniego roku, bo też miał medal za trzecie miejsce. No i oczywiście my z Pondżolem pogratulowaliśmy mu. Bo się należą mu brawa. Oby jak najwięcej miał tych sukcesów. Po chwili zaczął się nasz start ( mam tu na myśli mnie i Pondżola, bo braliśmy udział w tej samej kategorii) i miałem jakąś dziwną moc, która mnie prowadziła i przez chwilę byłem najszybszy. Po chwili pomyślałem - Czemu oni tak wolno biegają? No bo ja myślałem, że każdy wystartuje ostro. I po chwili stało się coś dziwnego - Miałem wrażenie jakby ta moc mnie opuściła. I miałem lekką tremę i pomyślałem - Co ja zrobiłem? Dlaczego zacząłem tak ostro? I czemu się poddałem? No i gdy straciłem tą moc, to każdy zaczął mnie wyprzedzać. I od razu moja kochana świadomość powiedziała mi, że popełniłem błąd, bo za szybko startowałem. I gdy wychodziłem juz na prostą, to byłem jeszcze 10 i ostatnie 100m mnie wykończyło tak, iż jeszcze wyprzedziły mnie dwie osoby. No i ostatecznie zająłem 12 miejsce na 14. A Pondżol zajął 6 miejsce co jest też dobrym wynikiem. No i chwilę po bieganiu byłem trochę załamany, że zrobiłem świadomy błąd. A to jest najgorsze uczucie. Z drugiej strony powiedziałem sobie - To nie jest moje bieganie. Ja biegam na odległośc, a nie na czas. Można by sobie powiedzieć dobrze jest, bo nie ważny jest wynik, a prestiż. No bo z Pondżolem pomysleliśmy, że to jest zaszczyt biegać w kategorii open z weteranami. Padły też takie słowa z ust Pondżola - Wolę startować w tej kategorii open niż w gimnazjum, bo lepiej biegać z weteranami i zebrać jakieś doświadczenia. Rzeczywiście ma chłopak rację, bo od młodych lat trzeba zbierać doświadczenia. Trzeba być zawsze na wszystko przygotowanym, bo nie jest sztuką myśleć, że coś osiągnę i cwaniakować tylko trzeba sobie po prostu postawić cel - mam zamiar zająć jak najlepsze miejsce, ale nie załamać się, gdy coś nie wyjdzie. No i zawsze trzeba wierzyć w to, że kiedyś osiągnę jakiś cel. Bo jeśli ktoś trenuje regularnie, to w końcu osiągnie stan SEFIROTA. I gdy już szliśmy do domu, to miałem trochę niedosyt, bo zająłem 12 miejsce. Z drugiej strony przecież to były moje pierwsze zawody w życiu i nie ma co się załamywać, bo sztuką jest być dobrym w starszym wieku, a nie za młodego.
To było o mojej drodze z Baczagim i Pondżolem. Natomiast druga grupa wybrała sprawdzanie trasy. A więc Dżeki postanowił, że z Rafałem i Michałem pójdą trasę zobaczyć i zwiedzić okolice - jak ma przebiegać trasa WORMSAKA.
2 Maj
Dzisiejszy dzień traktowalismy jako luzik guzik. No, ale jak to się mówi - Swoje trzeba zrobić. A więc gdy wstałem o godzinie 10:00, to sobie pomyślałem, że zaraz pójdę biegać i będę miał później już z głowy. No i powiedziałem sobie tak - Skoro wczoraj po zawodach biegałem i bolały mnie nogi, to dlaczego mam sobie dzisiaj odpuścić i powtórzyć błąd, który popełniłem w grudniu gdzie to kilka razy biegałem 14 km i nie ukańczałem. No, ale to też było jakieś doświadczenie, że mam się wziąć i tyle. I gdy poszedłem biegać, to początek był taki słaby, że moje czasy były takie słabe, że na 700m miałem najgorszy 04'08". No, ale skoro biegam na odległość, to tak naprawdę czas jest drugorzędną sprawą, bo liczy się odległość. No i biegając te 14 km nie patrzałem na te czasy, bo myślałem sobie, że w końcu będą lepsze. I po ósmym okrążeniu mięśnie zaczęły inaczej pracować i przestały mnie nogi boleć i wtedy biegało się lepiej. To było też fajne wydarzenie tego biegania, bo byłem zmotywowany na maksa. I tu też się sprawdza to przysłowie - Człowiek dwa razy nie wpada do tej samej rzeki. A to oznacza, że kiedy miałem kłopoty z bieganiem 14 km, to w końcu teraz chcę tego. To tyle o bieganiu. No i gdy wracałem do domu, to dzwoniąc do Baczagiego dowiedziałem się, że jest u Zidka i poszedłem się przejść. Oczywiście nie brakowało śmiechowych tekstów. Czas na kolejne wydarzenia dnia. Gdy wróciłem do domu po bieganiu, to po chwili zapisywałem sobie czasy z biegania i poszedłem do Dżekiego na mecz Manchesteru United z Midles'borough. I później się dowiedziałem, że Dżeki dostanie samochód i pojedziemy do Czerska pogadac sobie ze Sprinterem. Po chwili wpadł mi pomysł superowy. Powiedziałem do Dżekiego, że zadzwonimy do Baczagiego i pojedziemy razem. Dżekiemu spodobał się pomysł i zaraz gdy wyjeżdżalismy, to wjechaliśmy po Baczagiego i się spytał - Czy jego siostra może też jechać. My oczywiście bylismy za tym. No i wzięliśmy ich. Już w samochodzie były wariacje, bo ja waliłem różne teksty. No i po chwili gdy dojechalismy, do Czerska podjechaliśmy po Sprintera i poszlismy do takiej fajnej knajpki i tam se zamówilismy pizze. Ja i Dżeki. Rozmawialismy sobie na rózne tematy np. o NITOS SALIVI o Historii z Basią Palbach. I nawet też były wspomienia o mojej fance, że będzie na Borowiackim. No i aż tu nagle ni stąd ni z owąd Sprinter powiedział do mnie, że ma do mnie sprawę. Nie wiedziałem o co chodzi, ale oki. I poszlismy... A tu nagle Mareczek pokazuje mi moją fankę. Od razu mnie przedstawił z nią i sobie pomyślałem co mam mówić. A Sprinter powiedział coś powiedz. I ja wtedy zacząłem gadać do niej, że to ja jestem twoim fanem czy jakoś tak. I gadałem różne rzeczy. Padały takie słowa: "Ty musisz być zwariowana i nie rób sobie granic. Nie możesz sobie powiedzieć, że tego nie moge, tego też nie. Ty masz robić, to co ty chcesz i bez żadnych granic. Ty masz być szczęśliwa. Zobacz mnie. Ja biegam i trenuję i to jest mój dobry sposób na życie. Kiedyś ja byłem inny. Miałem złe dzieciństwo i miałem głupie myśli. Teraz, gdy zacząłem trenować, to mam lepsze myśli i jestem z tego zadowolony. Lubię robic, to co robię. Jestem zwariowany i tyle. Czuję się wolny od wszystkiego. Nie mam żadnych granic. Ja nie lubię patrzeć na to, jak ktos kogoś krzywdzi. Ja chcę ci pomóc i chcę żebyś była szczęśliwa. I powiedz twojemu chłopakowi, że ma dbać o ciebie. Po prostu rób, to co chcesz i tyle." Po chwili Sprinter powiedział chodź Kosa idziemy, bo ja muszę lecieć do domu. No i pożegnałem się z koleżanką i pobieglismy do stacji paliw i stamtąd pojechaliśmy zawieść Sprintera do domu. Opowiedziałem Dżekiemu co i jak i pojechalismy zawieść Marka. Późnie zawieźliśmy Baczagiego i jego siostrę do domu. I aż tu nagle Baczagi nas zaprosił do siebie i przez 2- 3 godziny bylismy u Baczagiego. Jak zwykle nie brakowało wariacji. Ja próbowałem udawac, że gram na perkusji. Potem próbowałem grać na gitarze kręcąc moją bujną czupryną. Było bardzo wesoło. Takich dni się nie zapomina.
PODSUMOWANIE
Te dwa dni pokazały jak można się świetnie bawić. Dlaczego nie robić czegoś co się lubi i chce. Po prostu trzeba mieć ochotę na to co się lubi i chce robić. A więc tak spędziliśmy te dwa piękne dni majówki. Oby było więcej takich fajnych dni jak te dwa. Czego sobie i wam życzę.
PS. KOSA
0 komentarze :
Prześlij komentarz
Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)