sobota, 25 kwietnia 2009

25.04.2009 I Chorągwiany Marsz na Orientację Wanoga - Relacja

Jeżeli chodzi o dzisiejszy dzień, to dzisiaj miał odbyć się 1 Chorągwiany Marsz na Orientację - Wanoga. Od samego rana pogoda dopisywała, gdyż było dużo Słońca. Jednak trochę chłodu odczuwało się przez wiatr i niską temperaturę. Widać było, że marsz będzie fajny, bo już od rana atmosfera była fajna. Tym razem organizatorami byli harcerze z ZHP Czarna Woda. Budową i obróbką mapy zajęli się Ireneusz Czaja - komendant ZHP i sędzia główny Bartłomniej Fotta.
No, ale zacznijmy od początku. A więc tak:

Gdy rano wstałem, to pogoda była super. Po prostu ten dzień był super. Byłem dobrze przygotowany i wiedziałem, że pójdę z Baczgim i będą wariacje. Ja z domu wyszedłem już o godzinie 08:25 i czekałem na Dżekiego. Jednak zanim doszedł. to sytałem się w sklepie czy są baterie alkaiczne te grubsze. Powiedzieli, że nie ma. Poszliśmy do Kozłowskich i tam kupiliśmy kilka rzeczy przydatnych na marsz takich jak: baterie do aparatu, jedzenie i picie. No i po chwili doszli Michał z Rafałem oraz zaskoczeniem było to, że szedł też Sunday. No i poszliśmy na pociąg. Już z daleka widzieliśmy, że na marsz idą harcerze z Bytoni i podopieczni pana Józka Osowskiego, którzy spotkają się z nim w Kamiennej Karczmie, bo przyjechał od razu na start. No i jeśli chodzi o pana Józka Osowskiego, to on jest tak zwanym "Weteranem" imprez na orientację, gdyż brał udział w wielu tych imprezach. Po chwili gdy czekamy na pociąg, to z daleka zauważyłem, że już jedzie i po chwili wsiedliśmy do pociągu byle jakiego. Zawsze biletami zajmowaliśmy się my. Tym razem pomogła nam pani Irena Czaja i już nie musieliśmy się pchać, bo było tłoczno w pociągu tak, że nie mogliśmy się dostac do konduktora. Chwilę później sam przyszedł i obliczaliśmy ile wyjdą bilety. Potem pani Irena poszła kupić bilety. A my wspominaliśmy, to jak ja przewróciłem się w pociągu i chłopaki ostrzegali mnie, abym nie wpadł znowu na jakąś laskę. No i dojeżdżamy do Kalisk i szukałem gdzie jest Baczagi. Po chwili wsiadał do pociągu i go zawołałem żeby do nas przyszedł i od tej pory był cały czas przy mnie. Gdy już dojechaliśmy do Kamiennej Karczmy, to widzieliśmy już trochę osób, które tsm czekały. Jednak chwilę trochę potrwały przygotowania zanim było rozpoczęcie. Po chwili przyjechał ksiądz wikariusz Robert i chwilę później Radek Literski. Po chwili nastąpiło przywitanie uczestników imprezy i kilka słów dodał sędzia główny Bartłomniej Fotta (mój brat). Nasz skład wyglądał nieco inaczej, gdyż Dżeki szedł z Radkiem co było zaskoczeniem, a ja z Baczagim. Gdy wiedzieliśmy, że idziemy drudzy, to przygotowywalismy się i czekaliśmy na nasz moment, bo o godzinie 0 szli Dżeki z Radkiem. No i gdy wybiła nasza pora godzina 05, to poszliśmy. I patrzę kurde nie w tą stronę idziemy. Po chwili szliśmy w drugą. Biegaliśmy i patrzeliśmy na mapę. Gdy zapoznałem się dokładniej, to już do pewnego momentu szliśmy dobrze. Gdy dotarlismy do miejsca, gdzie miał być pierwszy punkt, to trochę przestrzeliłem obliczenia i wyszedłem za daleko 50 za punkt i cofnęliśmy się do tego punktu. Potem idąc do drugiego znowu było coś nie tak, ale doszliśmy do skrzyżowania dróg i szukaliśmy punktu. Po chwili zobaczyliśmy harcerzy z Kalisk i Pieców. Znaleźliśmy drugi punkt. Robiliśmy dużo zdjęć. Ja najczęściej Baczagiemu. Do trójki też jakoś się poszło. Natomiast idąc do czwórki byliśmy przy punkcie piątym i już zostawilismy go. A w piątce siedzielismy długo. Robiliśmy se zdjęcia a na dodatek wariowaliśmy. Ja na drodze znalazłem padalca i go wziąłem do ręki. Baczagi mi zrobił z nim zdjęcie. No i w tym momencie pomyślałem sobie jak bezbronny jest ten padalec tylko przez chwilę się szarpał a później biedaczek był spokojny. Spokojnie siedział sobie na mojej dłoni. I powiedziałem do Baczagiego: To są piękne tereny Borów Tucholskich. Po chwili jakoś szliśmy do punktu szóstego i znaleźliśmy go. Potem chcieliśmy iść do siódemki i tu znowu gubiliśmy się. Straciliśmy jakieś pół godziny. I w końcu chcielismy iść na azymut, ale się nie udało i wyszliśmy nie wiadomo gdzie. Weszlismy do lasu i tam zrobiliśmy sobie piknik. I wtedy uświadamiałem Baczagiemu co to jest wolność. Bylismy tylko my otoczeni lasem i nie widać nikogo. Robiliśmy sobie zdjęcia i chwilę później się okazało, że raczej jesteśmy przy bagnach przy za siódmym punktem. Nie chciało się nam już szukać dalej punktów i szliśmy do mety. Baczagi powiedział do mnie, że słyszy jakieś basy. A ja do niego powiedziałem, że może to są dźwięki perkusji. Szlismy dalej i postanowiłem śpiewać. Po jakimś czasie spotkalismy Radka biegnącego do Kamiennej Karczmy i powiedział do nas: Stójcie - patrol policji proszę pokazać kartę startową. Pokazaliśmy mu i było wesoło bo tylko mielismy 4 punkty. No i szliśmy dalej i gdy dotarliśmy na metę, to mówiłem do księdza wikarego: jakby co, to nam dobrze poszło, a ksiądz się pytał ile było szczebli w paśniku. A ja powiedziałem, że tam nie byłiśmy i po chwili wszyscy się śmieli. Weszliśmy do środka szkoły, gdzie była meta i nawet Bartek się trochę śmiał. Ale ważne, że marsz był udany, a nie kto jakie miał miejsce. Robilismy dużo zdjęć i było bardzo fajnie. Po chwili był poczęstunek typu zupy grochowej. Ja z Baczagim byliśmy jedni z ierwszych, którzy jedlismy. Szczerze powiedziawszy była dobra. Po chwili wariowaliśmy jeszcze gadalismy sobie z każdym i było fajnie. Po chwili zawieszali wstępne wyniki marszu i już wiedzielismy, że będziemy ostatni. Chwilę później nastąpiło ogłoszenie wyników. W naszej kategorii wygrał Dżeki z Radkiem, drugie miejsce mieli Michał i Rafał, a trzecie miejsce zajęli harcerze 1 KDH Kaliska. W kategorii młodzieżowej czyli średniozaawansowanych wygrał Mateusz Dorawa. A w kategorii drużynowej wygrała drużyna, którą prowadziła pani Irenka Czaja. Wszystkim gratulujemy serdecznie. Po wręczeniu nagród ogłaszalismy WORMSAKA III, który odbędzie się 9 maja w Kaliskach. Po tym wszystkim rozeszlismy się i ja z Dżekim poszliśmy zaprowadzić Baczagiego do domu. A my idąc do domu sami przez lasy, spotkalismy kilka zwierzaków i mordziaków. Zobaczyliśmy też w lesie tubylców z Gdyni czyli harcerzy, którzy zrobili sobie biwak w Kaliskach. Chwilę ze sobą pogadaliśmy i propagowaliśmy inicjatywę. Poznaliśmy kilku kolesi, którzy byli wyraźnie zmęczeni. Jednak wesoło było, bo opowiadałem swoje historyjki. A więc warto iść czasem dłuższą drogą, bo można natrafić na coś fajnego.

Szczerze powiedziawszy marsz był bardzo udany i organizacja była świetna. Trzeba wybaczyć organizatorom za dłuższe oczekiwanie na wyniki. bo trochę osób było i to musi być dopracowane do perfekcji. I rzeczywiście tak było. Po prostu miło będę ten dzień wsominał, ale tylko ze strony zabawy, bo z miejsca nie. No ale o to tu nie chodzi. A więc do zobaczenia na WORMSAKU III!!!

Zapraszamy do oglądania i komentowania zdjęć w robaczej galerii

0 komentarze :

Prześlij komentarz

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets