niedziela, 19 maja 2013

Warszafka!


W Star Worms zawsze stawialiśmy na spontaniczność i wariacje, a jeśli wymieszać te dwa składniki ze sobą i mocno wstrząsnąć to wtedy wychodzi nam tzw. mieszanka wybuchowa. W ten weekend doszło właśnie do takiego odlotowego wybuchu bo zrobiliśmy sobie taki bardzo niespodziewany (nawet dla nas samych) wypad wormsowy do... naszej stolicy! Tak się super fajnie składało, że wczorajszej nocy w wielu miastach Europy działa się akcja zwana "Noc w muzeum" Planowaliśmy więc coś z tym fantem zrobić no i na wariata ruszyliśmy na podbój Warszawy!

Sprawy potoczyły się szybko i niespodziewanie. Wszystko tak jak lubimy. Szybka akcja, trochę śmiechu, intuicyjne decyzję, szczypta wariacji. I tak oto zapada decyzja. Najpierw chcieliśmy jechać na Jaszczura. Tak to sobie wymyśliliśmy. Potem jednak wyszło kilka spraw, między innymi finansowe. Więc postanowiliśmy obrać nieco inny kierunek. Gdzie? Sami nie wiedzieliśmy. Było coś po 22 w piątek, kiedy ruszyliśmy. I nikt z nas nie wiedział z początku gdzie jedziemy!

Po drodze klamka zapadła (swoją drogą klamka od szyby w samochodzie też gdzieś.. przepadła) - jedziemy do Warszawy zamiast na Jaszczura! A czemu tam? A czemu nie? :)


To była świetna pora na to aby wybrać się do stolicy. Noc muzeów to przecież fantastyczne wydarzenie! A w Warszawie jest milion pięćset muzeów. Tej nocy wszystkie za free! Taka okazja trafia się raz na rok, a teraz właśnie trafiliśmy na ten moment i postanowiliśmy go wykorzystać. No to zaskoczyliśmy sami siebie i pojechaliśmy odwiedzić syrenkę warszawską i zobaczyć co tam u niej! 


Po drodze jak zwykle trochę przygód. Zatrzymaliśmy się na noc na stacji benzynowej, tam rozbiliśmy namiot jak prawdziwi rasowi autostopowicze. Tylko, że tym razem to my jechaliśmy sobie autem. Aż dziwnie było momentami. Włóczył się tam po tej stacji taki wielki Czarny Pies. To może właśnie taki pies jak z tej piosenki Led Zeppelin? Chociaż chyba nie bo ten był jakiś głupi i nam do namiotu właził. Nie pospaliśmy więc długo i koło 6 rano dalej ruszyliśmy w drogę bo przecież Kolumna Zygmunta, Syrenka, Pamięć bolesna naroduuu. To wszystko już czekało na nas w Warszawie!


Wjechaliśmy do Warszawy. Emocje jak na rodeo. Widać gdzieś tam w oddali tego kolosa, pałac kultury i muskulatury jak to nazwał Zidek. Wszędzie tzw warszawka. Słońce pali nas przez szyby samochodu, muza gra z głośników, jest wesoło! Gdzieś tam za Żoliborzem (żoliborz, pieprzony żoliborz) zostawiamy samochód i idziemy na zwiady. Najpierw trafiamy na jakiś uliczny bazar jak w Indiach. Same wapniaki, jeden drugiemu nawzajem wciska jakieś śmieci typu - stara para kozaków, plus bukiet bzu i 10 orzechów włoskich. Co to ma być u diabła? Stolica? To jest jakiś indyjski bazar! 

Pierwsze wrażenie fatalne i zraziliśmy się zaraz na wejściu. Potem nie było nic lepiej. Jakaś tam fontanna, wrażenia na nas nie robi bo co, tylko sobie woda leci. Nic nowego. Grób nieznanego żołnierza też nieciekawy. Plac z betonowych płyt, to już by chociaż kostkę brukową wyłożyli jak na placu 700 lecia w Zblewie. No chyba że tak ma być. Mundurowi przy grobie też się jakoś chwieją niepewnie. Wkoło wielkie butynki. Żel beton, szare smutne kloce. Słabo jak na stolicę. 


Wpadamy na stare miasto i dalej słabo. Coś nie ma klimatu. Gdzie tu jakaś starówka? A jest, nie większa niż w Starogardzie. Uliczki takie se, budynki też, klimat słaby. Od rana strasznie gorąco w czachę. Wszędzie wokół stare dziadki i dinozaury. To jest stolica? To stolica Mołdawii chyba ma lepszy klimat, na razie kiepskawo. 

Tak nie może być dłużej. Dlatego wzięliśmy sprawę w swoje ręce. Poszliśmy do informacji (też w sumie ciężko było ją znaleźć) żeby wypytać o Noc muzeów i dowiedzieliśmy się tyle co nic. Tyle to my sami wiedzieliśmy. Nawet programu żadnego nie ma! I bądź tu mądry człowieku! To my tu pół świata jedziemy, z Bytoni aż, a nawet programu nam nie dadzą. Zabraliśmy pełno ulotek, mapki i śmignęliśmy sobie gdzieś na jakiś murek na starym mieście rozpisać plan na dalszą część dnia. 


Plan jako taki był no to teraz trzeba się w końcu jakoś rozkręcić bo po to tu przyjechaliśmy. Warszawa powoli budziła się z tego letargu. Na ulicę wyszło coraz więcej turystów, wszędzie jeździły bryczki z końmi, słychać było wszystkie języki świata, ktoś tam grał na gitarze. Wreszcie powoli wszystko nabierało kolorów! Nam też coraz bardziej zaczęło się podobać kiedy to miasto w końcu zaczęło żyć. Ruszyliśmy na całego, kręciliśmy gdzie się da, obeszliśmy wszystko wzdłuż i wszerz, tak sobie fajnie zwiedzając i chłoniąc stołeczny klimat starego miasta. Połaziliśmy po sklepach, weszliśmy do antykwariatów, coś sobie wszamaliśmy po drodze, wszystko oczywiście upamiętniając na fotografiach! Beata ma teraz taki nowy super sprzęcior że aż chce się robić foty! Zrobiło się na prawdę fajnie.


Poszliśmy sobie też pod pałac kultury. Ale to jest gigant, ja nie mogę. Chcieliśmy wjechać sobie na górę, ale kolejka długa tak jak wysokość pałacu i cena przewyższająca wszystko skutecznie nas zniechęciły. Zadowoliliśmy się samym byciem w tym miejscu.


Potem ruszyliśmy z buta na stadion narodowy. Wyglądał ekstra, no ale w końcu to najdroższy stadion świata. Chociaż, ten w Gdańsku jest bardziej wypasiony i wygląda dużo lepiej. Przede wszystkim te biało czerwone barwy na stadionie, są zrobione z takiej kolorowej siatki po prostu. Z daleko wygląda fajnie, z bliska tandetnie. Pokręciliśmy się pod tym wielkim stadionem, byliśmy na kiermaszu książek i czekaliśmy na darmowe wejście z okazji Nocy Muzeow. Przed jednym z wejść ustawiła się gigantyczna kolejka. Ale tak w sumie to nikt nie wiedział czy stoimy w dobrym miejscu bo tam kompletny brak organizacji był. Okazało się że stoimy nie tam gdzie powinniśmy to nagle ludzie ruszyli biegiem pod odpowiednie wejście. Jeny co to było, jak jakieś bydło wszyscy polecieli. STOLICA. A kultury zero.


A na stadion weszliśmy wszyscy razem jak jeden mąż. To nie wiem po co oni biegli. Weszliśmy sobię na płytę boiska i WOW! Ale bajer! Wyglądało to jak taka wielka biało czerwona hala. Robiło to super wrażenie. Całość była zadaszona i nigdzie nie było ani kropla wody. Jak na basen narodowy to trochę słabo ale nam i tak się podobało. Pokręciliśmy się, wypiliśmy trochę kawy za friko, posiedzieliśmy na trybunach i spadaliśmy zwiedzać dalej.

Super było to że akurat na Noc muzeów kilka lini tramwajowych i autobusowych było zupełnie darmowych. Znacznie ułatwiało nam to w przemieszczaniu się :) Brawo. 

Następnie pojechaliśmy do Muzeum Żydowskiego. Klimat tak tajemniczy, mroczny, muzealny, nocny i gęsty że można nożem kroić. W tle muzyka żydowska. Na ścianach puszczane czarno białe filmy sprzed stu lat. Wszędzie żydowska symbolika. My idziemy sobie pomalować żydowskie symbole, które potem wyświetlane są na ścianach za pomocą rzutnika. Po prostu psychoza! Wszystko jest super!


Potem wracamy na stare miasto. Do ASP spóźniamy się cztery minuty. łeee szkoda. Wpadamy na Uniwerstytet i gdzieś tam jeszcze ale nic ciekawego tam nie było. Ludzi jak mrówków. Warszawa ożyła nocą! Samochody ledwo się przemieszczały tylu tam było ludzi! Lampy świecą, gra muzyka, jest gwar, są śmiechy, budynki majestatycznie oświetlone. Jest pięknie! Teraz już jesteśmy całkowicie przekonani, jesteśmy na tak - fajna jest ta Warszawka!

Czym prędzej lecimy jeszcze do centrum nauki Kopernik. Tam kolejka jak za komuny ale w końcu udaje nam się wejść. Niestety tylko na jakąś godzinę bo potem już zamykają. A szkoda! Moglibyśmy siedzieć tam do rana, tak tam fajnie. No ale jest to niestety tylko "Noc muzeów"
Do naszego samochodu wracamy pieszo, idziemy spory kawał miastem ale jest spoko. Cieplutko, taka bardzo miła noc. Jesteśmy zmęczeni ale bardzo zadowoleni z dzisiejszego dnia. Jesteśmy od 5 rano na nogach a tu już dochodzi godzina 3. Prawie 24h wypełnione akcjami, wariacjami i wrażeniami! This is this!


Wyjazd zaliczamy na do bardzo udanych. Wszystko było na spontana i warto było jechać do stolicy. Noc muzeów była ekstra i szkoda, że organizują to tylko raz do roku. W przyszłym roku też chyba ruszymy do Warszawy bo przecież tyle jeszcze zostało tam miejsc do odkrycia i zobaczenia! W naszych snach wciąż Warszawa! Worsmy zdobyły w końcu razem stolicę Polski! A na koniec jeszcze rzucimy tutaj hasłem: ""POLSKA MISTRZEM POLSKI!"

2 komentarze :

  1. Mi też kilka miejsc w Warszawie się podobało, ale zawsze na wszystkiego zobaczenie nie ma szans. No i w Warszawie będę we wrześniu jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh, to się nazywa spontan :D Super sprawa.

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets