wtorek, 7 maja 2013

Marzenia o Badwater Ultramarathon

Jest w każdym z nas pewna siła i pewna granica, która mówi do nas - dość tego, nie mogę dalej, jestem już zmęczony. Jednak i jest też siła, która mówi do nas - dasz radę, tylko uwierz w siebie. Pamiętaj wszystko jest do przezwyciężenia. Wszystko możesz pokonać. Wiadomo - same chęci nic nie wskórają. No, ale jeżeli do tych chęci dołożysz sporo ciężkiej pracy to sukces murowany.

  Jednak czasami musi coś rozpalić tę iskierkę żeby coś zaczęło się dziać i zmieniać bieg historii. Zapożyczę sobie wspaniałe słowa z serialu "The X-files" - "Nie ma przyczyny bez skutku i nie ma skutku bez przyczyny". Tutaj miałem akurat na myśli to, że nic nie dzieje się z przypadku. Po prostu jak się coś dzieje, to wiadomo, że coś było tego przyczyną. Dobrym tego przykładem jest to, że pracując na komisie samochodowym przyszedł do nas człowiek, który miał ukończone 44 maratony wtedy, czyli 21.05.2011 roku. Czy to przypadek, czy po prostu los mi tego dnia sprzyjał? No i właśnie tutaj zatoczmy pewną historię. A więc gdybym nie pracował na tym komisie, to kto wie, czy bym wystartował na jakiś zawodach. Czyżby znowu przypadek? Czy znowu los mi sprzyja? Właśnie to był dowód na to, że NIE MA PRZYCZYNY BEZ SKUTKU I NIE MA SKUTKU BEZ PRZYCZYNY. No i mówiąc to wyraźniej jeszcze raz, że nic się nie dzieje z przypadku. Musi zawsze być tego jakiś cel. No i wspominając wyżej tego Pana, który ma ukończone te 44 maratony dał mi sygnał do tego, żebym zaczął biegać. Co prawda biegałem wcześniej, ale dzięki niemu zacząłem jeździć na zawody. No i od tego czasu bieganie zaczęło dla mnie mieć jeszcze większy sens. Jeszcze tego samego roku biegałem swój pierwszy półmaraton na zawodach i pierwsze moje zawody w życiu poza dwoma biegami w Kaliskach na 2.4 km. Kontakt do już nazwałem go moim trenerem miałem tylko przez telefon, lub widzieliśmy się przed zawodami, w których braliśmy udział. Powiedział mi co mam jeść przed bieganiem i po bieganiu i co pić. Dlatego rad jego posłuchałem i zmieniłem trochę dietę na inną. Zrezygnowałem z mięsa. Co prawda za dużo nigdy w domu nie jadłem mięsa. Jednak jeszcze bardziej zadbałem o to by w mojej kuchni doszło więcej zdrowych rzeczy, czyli pokarmy roślinne. Zrezygnowałem na dobre z jedzenia zup chińskich i tego typu jedzenia. Rok 2012 przyniósł spore sukcesy na 10 km. Po pierwsze w trzech zawodach poprawiłem się o 10 minut. Najpierw 10 km w 50:00, potem 45:13 i 40:27. Ten ostatni, właśnie w Gdyni zrobiłem czas, w Nocnym Biegu Świętojańskim. Wcześniej przed tą pierwszą dyszką był start w Biegu Szpęgawskim, ale słabo mi tam poszło. Następnie po między drugą a trzecią dyszką był start po raz drugi w półmaratonie, gdzie wykręciłem czas 01:38:51, będąc czasem lepszym od tego z przed roku o 18 minut. Wtedy ponad miesiąc później po rekordzie tym 07.07.2012 roku, czas na mój debiut w maratonie. Maraton był bardzo ciężki i byłem bardzo zmęczony. Jednak ukończyłem go w bardzo dobrym czasie, bo w 03h 32m 40s. Wtedy kolejne zawody, to półmaraton, gdzie też wykręciłem bardzo dobry czas, bo 01h 41m 45s. No i wtedy nadszedł czas porażek. Pierwsza, to w czasie choroby startowałem w Biegu Kociewskim, gdzie na pewno nie byłem zadowolony, tym bardziej, że robiłem straszne błędy typu za szybkiego startu i braku sił na koniec. Defektem tego było spadanie pozycji. Wtedy 8 dni później startowałem w moim drugim maratonie. Tutaj byłem też zmęczony, ale już nie aż tak jak w sierpniu. No i czas był o wiele gorszy, bo 03h 47m 08s. Jednak ten maraton przeszedł do historii, gdyż tego właśnie dnia wracając do domu miałem cholernego pecha, przez którego nie wydostałem się do domu i łapałem stopa. Powiedziałem sobie, że skoro dałem radę przebiec maraton, to muszę dać radę jakoś się wydostać. I w głowie chodziła mi myśl, że powiedziałem tak do siebie: "Dałem radę przebiec dwa maratony, to i dam radę biegać ultra maratony". Ta myśl zrodziła się po tym jak po maratonie nie miałem odpoczynku i szedłem pieszo po maratonie. To też się wkurzyłem i mówiłem, że stać mnie na więcej niż maraton. I to był taki motor napędowy, który obudził we mnie coś nowego - bieganie ultra maratonów. Zacząłem biegać wszystko pod ultra i już w listopadzie wpadłem na pomysł biegać ponad 50 km. Plan się udał i biegałem 54 km w czasie 05h 54m 30s. Byłem bardzo zadowolony z tego występu. Zanim się z tego cieszyłem, to w trzeci weekend startowałem w Harpaganie 44 w Redzikowie. To był dla mnie ostatni występ w tej imprezie. Powiedziałem sobie, że koniec z tym i nigdy nie chcę startować już w w Harpaganach. Ukończyłem tylko jedną pętlę i byłem bardzo załamany. Na szczęście otuchy przyniósł mi kolejny bieg na 10 km. Ponownie pobiegłem w Gdyni, gdzie już mam swój rekord. Tym razem może i rekordu nie było, ale za to jestem zadowolony, bo przebiec 10 km w 43:33 jesienią, to jest spory sukces. Jeśli chodzi o harpagany, to nie mam zamiaru już startować i jak na razie słowa dotrzymuję, bo kwietniowy Harpagan 45 - Kolbudy, opuściłem i nie miałem nawet na chwilę myśli, żeby startować w tym roku w tej imprezie. Rok 2013 był ciężki pod względem zimy. Skończyła się dopiero w kwietniu. Jednak dobre treningi zimą zaowocowały czego efektem było pokonanie 10 km... Gdzie? Oczywiście, że w Gdyni i czas był bardzo bliski rekordu wynosząc 41:16. Następnie marzec był miesiącem, gdzie doznałem gorycz porażki i w miesiącu mało km. Długo to nie trwało, bo już kwiecień był miesiącem, w którym o ponad 100 km pobiłem rekord miesiąca i pobiłem rekord tygodnia, oraz poprawiłem życiówkę w maratonie. Ogółem 3 korony w jednym miesiącu. No i od jakiegoś czasu krążą mi na myśli start w Badwater Ultramarathon. Jednak pomysł nie zrodził się z nikąd, bo już w tym roku zamierzam wystartować w naszym kraju w trzech ultra maratonach - 147 km - Szczecin Kołobrzeg - to już 7.06.2013r, wtedy w nazwanej przeze mnie "Polski Badwater Ultramaraton", czyli Bieg 7 Szczytów, który odbędzie się 18-21 lipca, tj właśnie w tym czasie co Badwater Ultramarathon. No i wreszcie kolejny ultramaraton, czyli Bieg 7 Dolin mający 100 km. Wszystko to po to by zobaczyć czym są ultra maratony.

Moim marzeniem jest wystartować w kilku zagranicznych imprezach ultra. Są to - Spartathlon liczący 246 km, UTMB, czyli Ultra Trail di Mount Blant mający 166 km oraz właśnie Badwater Ultramarathon. Jednak zanim wystartuję kiedykolwiek w jakimś z tych biegów, to najpierw muszę do nich zdobyć kwalifikację. A to daleka droga. Najpierw muszę ukończyć jakikolwiek ultra maraton w Polsce, a następnie mogę mówić o starcie w zagranicy. Plany są ambitne, ale jeszcze na to wszystko jest czas i jeśli uda mi się ukończyć jakieś ultra w naszym kraju, to jest szansa, że i uda się za granicą. Tylko trzeba po prostu uwierzyć w siebie. Trzeba po prostu ciężko pracować na loterię i na to, żeby w końcu dostać się do jakiejś z tych imprez. Myślę, że już za jakieś 5 lat będzie już to osiągalne. A więc czasu jest dość na wytrenowanie i sprawdzenie siebie do czego jest się zdolnym i po prostu pokazać, że to do czego dążę ma jakiś sens. A piękne słowa z serialu Z Archiwum X niech są tym motorem napędowym i dodają skrzydeł: "NIE MA PRZYCZYNY BEZ SKUTKU I NIE MA SKUTKU BEZ PRZYCZYNY". I dodam kolejne świetne słowa, które uderzają do głowy jak głowa w ścianę - NA WSZYSTKO PRZYJDZIE CZAS. Trzeba być po prostu cierpliwym i poczekać "na swoją" szansę. Słowa te [NA WSZYSTKO PRZYJDZIE CZAS] nie wypowiedział byle kto, ale sąsiadka ze Szkolnej Pani Iwona Landowska. No i szczerze mówiąc - święte słowa. Teraz tylko realizować swoje plany i dążyć do tego co chcę osiągnąć a sukcesy będą na pewno. Samą gadką nic się nie osiągnie, ale realizacją tych planów.

2 komentarze :

  1. Brawo Czępa, trzeba walczyć o swoje!

    OdpowiedzUsuń
  2. Racja. Ja te wszystkie teksty piszę nie po to by pokazać jaki ze mnie kozak, że tyle mówię a do czynu nie dochodzi, ale piszę po to, bo chcę to wszystko z siebie wydobyć. To są moje myśli, to pragnę osiągnąć. To jest moje życie. Wokół mnie wszystko dzieje się nie po mojemu, bo chciałbym być idealnie w porządku dla wszystkich. Wiem, że mam u kilku osób długi, wiem, że czasami brakuje czasu spędzenia z przyjaciółmi i wiem też do czego dążę. Jestem człowiekiem, który chce w życiu coś osiągnąć, ale zawsze są jakieś przeszkody. Jednak pomimo tego - robię swoje i tyle. Także moje myśli i słowa nie są przypadkowe, bo robię to co uważam za rozsądne - to nic, że rodzina tego nie akceptuje. Ważne, że akceptujecie to Wy - moi przyjaciele. to dzięki Wam się zmobilizowałem. Podziękować mógłbym wszystkim, bo każdy z Was dał mi "swoją cegiełkę" do sukcesów. Zaczęło się od Ciebie Dżeki. To ty mnie zmotywowałeś do biegania. Potem kolejną osobą, która stwierdziła, że bieganie, to jest to - jest Radek Literski. Następnie zwariowany Jaskot Jurek. Kolejne podziękowania dla Krzyśka Nowaka, który wszczepił mi walkę do końca. Jest jeszcze wiele innych osób, które dołożyły swoje cegiełki. Nie będę wymieniał z imienia i nazwiska, bo sporo by tego było, ale też są takie same podziękowania jak dla tych wyczytanych. Jeszcze raz wielkie dzięki wszystkim - za wszystko.

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets