wtorek, 2 kwietnia 2013

Biegowy rachunek sumienia - marzec 2013



Marzec, to miesiąc, gdzie już każdy myśli o pierwszych startach w różnych zawodach i szykuje się do pięknej wiosny i pięknego słoneczka. Jednak niestety w tym roku pozory mylą, bo wiosna jest, ale niestety tylko kalendarzowa, bo po pogodzie niestety tego nie widać - mało tego - wygląda to raczej na środek zimy niż na wiosnę.

Początek marca był wyśmienity i myśleliśmy wszyscy, że będzie dobrze jednak niestety wszystko się potoczyło nie po naszych myślach. Jedyny wyjątek to Krzysiek, który trenuje ostro i takie pogody jego wcale nie ruszają. Nie dziwię się, bo jego motto przewodnie, to zwyciężyć harpagana, a jeżeli się myśli o jakimś zwycięstwie, to trzeba ostro trenować. My z Dżekim mamy gorzej, bo nas niestety ta pogoda poruszyła, a szczególnie mnie, gdzie niestety mam aż 11 dni biegowych opuszczone, to jest taka porażka, że już nie wiem, czy w ogóle da się z tego podnieść. No, ale nic sam sobie jestem winien, gdybym był stanowczy, to bym poszedł biegać i tyle. Jednak kolejny moment, to ten, że zachorowałem. A przecież jeszcze w lutym mówiłem - że mnie choroby nie łapią i mnie to nie rusza - nic bardziej mylnego - 5 dni bez biegania i tylko 7.2 km w tygodniu, to jest właśnie finał choroby. No, ale cóż życie toczy się dalej swym torem i nie ma co się załamywać. Jednak to tam jest jeszcze nic, bo to jakbym był tylko chory, to rozumiem - ale jak do tego dochodzi jeszcze nie wzięcie udziału w zawodach, które opłaciłem 2 dni przed tanim wpisowym, bo się zastanawiałem czy jechać czy nie, ale niestety przepadło wszystko i kasa i start w zawodach - to tego już za wiele. Nie wiem jak Dżeki i Krzyś, ale ja z marca w ogóle nie jestem zadowolony, ani nawet 0.00000000000000000000000000000000000000000000000000001%. Już nawet miałem taką załamkę, że chciałem zrezygnować z biegania, ale jakoś powiedziałem sobie - nie po to tyle trenowałem, żeby teraz to rzucić, wolałbym umrzeć niż z biegania zrezygnować. Mamy ostatni dzień tego przeklętego marca i nawet dzisiaj nie szedłem biegać, a przecież za tydzień zawody mam i jeżeli na te nie pojadę, to nie ma sensu dalsze bieganie, ale na te to raczej pojadę bez gadania, więc spoko luz. No i powróćmy do marca. Miesiąc ten na prawdę pokazał, że idzie wszystko spieprzyć, że można w jednej chwili stracić zupełnie wszysko. Może i też to może być przez to, że za dużo od siebie wymagałem, albo nawet za mało, bo gdybym się wziął, to bym nie opuścił i nie zachorował. No ale nic - było minęło. Jutro mamy pierwszy dzień kwietnia i myślę, że nowy miesiąc przyniesie jakieś olśnienie, albo powie piękne słowa - nie poddawaj się już doszedłeś tak daleko i nie przejmuj się wiosna już w kwietniu będzie na pewno i tylko bądź cierpliwy - wszytko w swoim czasie. Jeżeli chodzi o marzec to by było takie podsumowanie opisowe a w statystykach wygląda to tak:

Krzysiek w tym miesiącu pobił rekord biegania jeśli chodzi o bieg miesięczny i jest lepszy od poprzedniego o 23 km, wynosząc teraz 357 km biegu i 144 km marszu. Krzysiek może na prawdę być zadowolony z marca, bo dopiął swego i swoją motywacją oraz zaparciem zmiażdżył mnie. Strata do Krzyśka wynosi u mnie już ponad 100 km, a dokładniej o 133.9 km, bo ja mam zaledwie 223.1 km, a Krzysiek 357 km samego biegu, a marszu ma aż 144 km. Także Krzysiek na prawdę ma być z czego zadowolony, bo przebiegł samego siebie.
Dżeki jak to Dżeki nie tylko bieganiem żyje, ale zajmuje się też innymi sprawami oprócz biegania stąd jego kilometraż wynosi 120.5 km. No w zasadzie to też może być zadowolony, bo to już troszkę jest kilosów więc spoko luz majonez.
Jeśli chodzi o moje bieganie, to nie ma sensu pisać, bo tylko się ośmieszę tym, ale tradycję trzeba podtrzymać. No i u mnie to wygląda, że mam tylko 223.1 km. Przepadły mi zawody i marzec niech idzie w cholerę, bo nie mogę być ani z jednego dnia zadowolony, bo zawsze będzie w myślach ten pojebany okres, gdzie nie jechałem na zawody i te pojebane 11 dni straconych w jednym miesiącu. Ogółem jeśli chodzi o moje straty to wynoszą one tyle - 14 dni * 17.2 km + 2 dni * 27.4 km daje nam wynik 295.6 km strat. Także mówcie co chcecie, ale marzec to mogę określić mianem dnem i wodorostów do potęgi N-tej. Mam nadzieję, że kwiecień będzie o wiele lepszy i nic już mnie nie powstrzyma przed bieganiem, oraz przed ukończeniem dwóch maratonów. No i też jeszcze bardzo ważna informacja - trzymajmy kiciuki za naszego Wormsaka Krzyśka, bo właśnie w kwietniu będzie chwila prawdy, czy będzie w stanie wygrać harpagana. Jeśli to zrobi, to ja nawet już nie rywalizuje z Krzyśkiem na maratonie, bo nie będzie sensu. Ja muszę po prostu się odbudować i wtedy mogę dopiero cokolwiek planować. Na razie myślę o kwietniu reszta to dodatek. Także na zakończenie jeszcze raz życzmy Krzyśkowi wszystkiego najlepszego i oby udało mu się zrealizować operację harpagan. Zobaczymy co przyniesie kwiecień, bo może to być spektakularny miesiąc i może to być zarazem przełom u mnie. Dożyjemy zobaczymy i może w końcu wiosna ta "prawdziwa" przyjdzie, bo już dość tego wszystkiego.


PS - wrzucam ten tekst bardzo późno, bo mam problemy z komputerem. Proszę o wyrozumiałość i do zobaczenia po siódmym kwietnia, kiedy to zrelacjonuję swój pierwszy z pięciu w tym roku maraton liczący się do Korony Maratonów Polskich. Myślę, że będzie dobrze.
Nie zapominamy o etykietach, są bardzo ważne!

3 komentarze :

  1. Tak jest, niekończąca się zima która zbrzydła już chyba wszystkim to jakiś ponury żart. Dwa miesiące temu żyłem nadzieją, że już w kwietniu będziemy sobie biegać na krótkich spodenkach, a tu tymczasem dalej brniemy w śniegu po kolana.

    Ja np. bardzo lubię takie hardkorowe warunki. Jak wiem, że jestem dobrze przygotowany, a tu nagle pogoda tak daje w kość - wieje, pada, jest błoto, lód, burza, a za każdym corner czai się danger. Ale ile można, od listopa już się w ten sposób katujemy i ja mam tego po dziurki w nosie.

    Warunki na naszej trasie mamy mordercze. Nikt tam nie odśnieża, sami przecieramy szlaki. Mamy takie fragmenty trasy, że biegniemy po przeoranym polu bo biegnie się nieco lepiej niż po zawianej po kolana śniegiem drodze, której... w ogóle już nie widać. No hoRRor jakiś.

    Krzysiek to już jest po prostu maszyna nie do zatrzymania. Jak perpetum mobile - raz ruszył i już tylko zwiększał kilometraż. Wszyscy będziemy ci mocno kibicowac Krzychu!

    Ja jestem i tak zadowolony. Bo to kolejny miesiąc gdzie zaliczam ponad stówę. Wiem, że to malutko ale na moje obecne wymagania jest ok. Chociaż liczyłem, że w marcu będzie z jakieś 40,50km więcej ale ciężki okres w pracy, a potem Manewry (tak sobie poobcierałem kostki przez lód na butach, że wyglądało to jakbym jakieś stygmaty miał) mi pokrzyżowały plany.

    Byle do wiosny!

    OdpowiedzUsuń
  2. zima zima zima pada pada śnieg !!!!
    to co się dzieje to przechodzi ludzkie pojęcie

    ja się aż trzęsę ze złości
    nie wiem jak Krzysiek zrobił tyle km- on chyba górą sadzi czy jak?
    Oczywiście życzę Krzyśkowi sukcesów na Harpie
    będę trzymał kciuki
    Mariusz - co nas nie zabije to nas wzmocni
    ja już zgubiłem sie totalnie w moim bieganiu- raczej więcej chodzę z psem niż biegam ale coś tam człapię

    Pozdrawiam zimowych przecieraczy szlaków

    na fali

    marian

    OdpowiedzUsuń
  3. Dodam to, że zima na prawdę daje w kość. Masz rację trzeba iść dalej pomimo iż mamy jak mamy, ale nie ma co się łamać i trzeba swoje robić. Kwiecień chcę by był dla mnie miesiącem sukcesów. Dwa maratony, to nie są już żarty trzeba trenować. Życzę sukcesów i Tobie Marian i Tobie też Krzyś. Dajcie czadu na harpaganie panowie. Chociaż może wy jesteście jakoś odporni na te warunki, a w szczególności Ty Krzychu, bo ja już nie mam sił na tę pogodę. Myślę, że już druga połowa kwietnia będzie bez śniegu i w końcu doczekamy się ciepła.

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets