poniedziałek, 8 kwietnia 2013

40 Maraton Dębno - relacja

"Zaraz, zaraz ja jestem wegetarianinem i jem mięso, coś tu nie gra?
Wszystko było ok, bo byłem taki głodny i zmęczony,
że ta parówka smakowała jak pyszne owoce."
Dnia 07.04.2103r. odbył się 40 Maraton Dębno. Jest to najstarszy i najbardziej utytułowany maraton w Polsce, gdyż w tym maratonie odbyło się sporo mistrzostw Polski w maratonach, a mianowicie były to 32 Mistrzostwa Polski Kobiet, 11 Mistrzostwa Polski Policjantów oraz 5 Międzynarodowy Maraton Strażaków.

Historia tego maratonu sięga roku 1966 kiedy to odbył się pierwszy maraton zwany Mały Maraton "O Błękitną Wstęgę Granicy Pokoju" dla uczczenia 1000 lecia Państwa Polskiego. Pomysłodawcą tej imprezy był Henryk Witkowski - inicjator i twórca tej imprezy. Bieg odbył się 22 lipca na trasie z Cedyni do Siekierek. Kolejne lata to były coraz to lepsze i coraz więcej uczestników startowało. W roku 1990 odbył się ostatni Maraton, gdyż władze samorządowe Dębna podjęły decyzję o zaprzestaniu organizacji dębnowskiego maratonu od 1991. Jednak po ośmiu latach przerwy Dębno powraca do grona miast maratońskich. Decyzję tę po konsultacjach społecznych podjęły nowe władze samorządowe gminy Dębno. Od tej pory już Dębno nie zostało zdegradowane z organizacji maratonu i do dnia dzisiejszego jest organizowane co roku. Od 1986 roku rekordzistą trasy jest Antoni Niemczyk z czasem 02:10:34, którego rekord do dzisiaj nie jest pobity. Nawet w ramach motywacji jest premia 10 tys. zł za pobicie tego rekordu, ale niestety do dzisiaj nikt tego nie dokonał, więc nadal do 2014 roku nadal jest Pan Niemczyk rekordzistą tego maratonu. Ciekawostką jest też, to, że w Dębnie rozegrano Mistrzostwa Polski mężczyzn aż 32 razy i w kategorii kobiet 21 razy. Dlatego nie na darmo Dębno jest stolicą Polskiego Maratonu. To tyle informacji z historii, więcej można poczytać pod tym linkiem: http://www.maratondebno.pl/ w zakładce historia. Przejdźmy teraz do tego jak się uporałem z klasycznym dystansem maratonu i jak to wszystko wyglądało...

  A więc do Dębna ruszałem już w sobotę o 14:32 pociągiem z Bytoni. Zanim poszedłem na pociąg, to wpadłem do Mariana po karimatę i wtedy już tylko ruszałem na pociąg, bo już miałem mało czasu i nawet chwilami biegałem. Jeszcze tego samego dnia dałem opis na facebooku "Dzisiaj ruszam na maraton. Wszystko zostawiam w domu, a ze sobą biorę formę i radość na uśmiechu". Jednak okazało się, że zostawiłem na dworcu pożyczoną karimatę od Mariana. Znowu się wkurzyłem, bo to wyglądało jakbym to specjalnie zrobił, ale nawet prosiłem konduktora, czy by nie mógł się zatrzymać bo zostawiłem karimatę pożyczoną. Jednak już takiej opcji nie było i pociąg ruszył punktualnie o 14:32, czyli planowo co do sekundy. Wsiadłem do pociągu i kupiłem bilet do Kostrzyna, bo w Dębnie nie ma stacji, więc kupiłem do Kostrzyna. Z Bytoni pociągiem jechałem do Chojnic, potem w Chojnicach czekałem na pociąg chyba tylko 10 minut i wsiadłem do pociągu, który jechał w kierunku Krzyża tj. miejscowość gdzieś ok 60 km za Piłą. Tutaj czekałem trochę dłużej, bo prawie godzinę. Do tego pociągu wsiadł jeden starszy pan, który leciał też do Kostrzyna, ale aż z Krakowa, czyli około 10h już był w pociągu i 3 przesiadki. To tak właściwie tylko z tym panem sobie rozmawiałem, bo wcześniej jakoś tak było słabo z rozmową, bo byłem sam, albo po prostu nie miałem ochoty rozmawiać z nikim, bo byłem zmęczony. No i na moment się cofnę, bo jak jechałem z Bytoni do Chojnic, to wyjąłem sobie poduszkę i się położyłem. Byłem jakiś taki zamulony, a może o tej karimacie też myślałem za bardzo. Aha jednak z kimś rozmawiałem i mówiłem, że jadę na maraton i że zostawiłem karimatę na dworcu kolegi. I ta osoba mówiła, że nie ma co się martwić to jest rzecz do nabycia i to można odkupić. Gorzej jakbyś zgubił portfel z pieniędzmi, albo ważnymi dokumentami. No i po chwili ta osoba wysiadła, a ja się położyłem i przytuliłem do poduszki i się tak ocknąłem i już były Chojnice. Z Chojnic do Krzyża było nudno, ale zleciało jakoś. No i powracając do momentu rozmowy z tym Panem, to rozmawialiśmy o wszystkim. No i ten pan był gościem, który sobie w górach chodził pracował w Holandii i do jakiegoś czasu był samorządowcem, czyli taki trochę polityk jakby. Też rozmawialiśmy o polityce, że nasz rząd jest słaby. Mówił, że wcześniej było też lepiej niż teraz, bo za czasów komuny, to kto mógł, to sobie nakradł z państwa, a dzisiaj mamy jak mamy i tyle. Tak sobie rozmawialiśmy no i był czas wysiadać, to mi właśnie powiedział, gdzie jest dworzec PKS, bo stamtąd do Dębna miał jechać o 21 autokar do biura zawodów. Na miejscu byliśmy punktualnie o 20:21 i trochę sobie poczekałem chwilę. Widziałem troszkę ludzi, którzy czekali też, to zobaczyłem jednego gościa, który też czeka na ten autokar, to chwilę z nim pogadałem i wsiedliśmy do autokaru przed 21. Z Kostrzyna do Dębna jest jakieś 17 km, więc pogadaliśmy sobie troszkę. I też był super gość. Rozmawialiśmy sobie o zawodach i mówiłem jemu, że będę startował w 3 ultramaratonach i też się tak trafiło, że właśnie on też będzie startował w jednym z ultra. Co prawda nie w tym co ja, bo on w Biegu Rzeźnika, ale powiedział mi fajnego coś. Otóż on od jakiegoś czasu zapisał się do klubu morsów. No i ja go pytam, czy takie coś jest zdrowe, bo ja szedłem na boso biegać i zaraz zachorowałem. On powiedział, że morsowanie polega na tym, że od razu nie siedzisz w wodzie nie wiadomo ile czasu, ale zasada jest taka, że temperatura powietrza musi wynosić -15*C, a wodu 0,2*C i jeżeli temperatura wody jest "cieplejsza" , to tobie się wydaje, że jest ciepło i wchodząc do takiej wody musisz mieć rękawiczki na rękach i czapkę na głowie. Pierwsze morsowanie w takiej wodzie nie powinno być dłuższe niż minutę. I z biegiem czasu to zwiększać. To jest tak samo jak z bieganiem, że nie przebiegnie się maratonu bez treningu, to działa na tej samej zasadzie. No i powiedziałem, że będę właśnie na tych ultra startował, to też mi powiedział ciekawostkę, że takie właśnie morsowanie jest bardzo zdrowe, a szczególnie po takim wysiłku, gdyż bardzo regeneruje ciało szybko i na drugi dzień można się poczuć "jak ryba w wodzie". No i po chwili dojechaliśmy do Stolicy Maratonów Polski [Dębna] i wysiedliśmy z autokaru i poszliśmy do biura odebrać swoje pakiety. Ja miałem numer 1008, a kolega 1009. Następnie dziewczyny z organizacji powiedziały jak mamy się udać do noclegu, który był w Gimnazjum im. Jana Pawła II. To było ok 300 m, więc spoko luz. Szliśmy obok rzeczki do tej szkoły i tam każdy z nas rozstawił się w innych miejscach. Rozłożyłem swoje rzeczy i szukałem swojego pudełka z kluczami od domu i bibułki do okularów. Okazało się, że i to też zgubiłem, no cóż taki ze mnie człowiek. Rozłożyłem swoje rzeczy i poszedłem sobie wziąć prysznic. Wróciłem z prysznicu i wtedy zanim się położyłem wyszedłem na korytarz i rozrobiłem sobie Iso Fit - napój energetyczny. Po chwili kolejna miła niespodzianka, bo poznałem też super kolesi z Krakowa, którzy też chcą jak ja w tym roku koronę zdobyć. No i też im opowiadam o moich startach w ultra i że też na Kierat się wybieram. No i też właśnie ten koleś się tam wybiera, to wymieniłem się z nim numerem i mam kontakt do niego. Pogadaliśmy o startach też mówi, że się wybiera na ultramaratony, także też się spotkam pewnie z nim na biegu 7 szczytów. Wtedy poszedłem pod prysznic i gdy wróciłem, to jeszcze sobie pogadaliśmy i poszedłem spać. Nastawiłem sobie zegar na 7:15, ale obudziłem się przed czasem, bo o 7. Wstałem i patrzę przez halę, a na dworze już słoneczko świeciło i zapowiadało się fajnie. Powolutku myślałem o ubiorze na maraton. No i tak się rozgrzebywałem i sobie posiedziałem, pogadałem jeszcze z kumplami z Krakowa. No i czas fajnie zleciał, że było już po 10 rano, więc powolutku się poszedłem rozgrzewać i porozciągać. Następnie udaliśmy się do miejsca startu życząc sobie powodzenia. Ustawiłem się gdzieś na czas 03h 30m, ale baloników nie widziałem, więc nawet nie wiem, czy było tyle czy może lepszy czas, ale tam się ustawiłem i zaraz po chwili padł strzał i wystartowaliśmy o 11 rano w 40 Maratonie Dębno. Ruszyłem spokojnie i nie za szybko no i od razu dołączyłem do Marka, który leciał na czas 03h 30m i tak razem sobie biegliśmy. Trasa miała dwie pętle po mieście i dwie pętle na obrzeżach miasta. Także razem były 3 jakby okrążenia. Ja jestem przyzwyczajony do okrążeń, więc mi to nie robiło różnicy, ale na zawodach lepiej jak jest jednolita trasa. Z drugiej strony rozumiem organizatorów, bo miasto nie jest duże, więc inaczej nie szło poprowadzić trasy. Fajne też było, to, że część trasy szła lasem i to było fajne. Co jakiś czas były pomiary czasów i mi wychodziło niecałe 12 km/h, jednak tempo utrzymywało się dobrze, bo biegałem z Markiem i czasy w tych granicach tak wychodziły. Do półmetku biegliśmy razem i Marek trochę zwolnił i od tego czasu ja już biegałem sam. Jeszcze jak biegliśmy z Markiem, to dołączył do nas super gość z Holandii i kawałek razem biegliśmy. Jego to był 7 maraton i 4 w Dębnie, także chyba mu się podoba u nas. No i jeśli chodzi o Marka, to był jego pierwszy maraton. Kolega z Holandii nieco przyspieszył a ja się nie wyrywałem do przodu, lecz biegłem swoje i powolutku coraz to bardziej zbliżałem się do tempa 12 km/h. Wtedy nawet jakoś leciutko przyspieszyłem i dogoniłem Holendra i chwilkę biegliśmy razem. Potem się rozstaliśmy, gdyż musiał się załatwić, a ja biegłem dalej. Na trasie też były wariacje, bo w jednym miejscu byli dzikusy, którzy nam kibicowali. Dosłownie dzikusy, bo mieli na sobie futra i mieli brody niczym Stachu Oller. W sumie mówiąc większość chyba trasy była w lesie, bo były dwa okrążenia po mieście i dwa w lesie, które miały po 15 km. No i gdy już miałem 36 km, to byłem bardzo zadowolony, że tak mi dobrze idzie i cały czas myślałem o ultra, że tam będzie takich maratonów (w pierwszy moim ultra) aż trzy i ponad połowę. Dokładnie od momentu jak przekroczyłem most, to właśnie tam była tabliczka - Dębno 5. To był właśnie gdzieś 36 km i zaczął mnie pierwszy kryzys łapać, ale i tak się dobrze biegało. Do punktu odżywiania było "daleko", bo aż 4 km, czyli był to wg mnie 40 km, ale nic bardziej mylnego, bo 40 km był jeszcze dalej, a ja tu happy, że jeszcze tylko 2.195 km i już meta. Okazało się, że 40 km był dalej, a ja patrząc na swój czas mówię - kurde lecę na rekord, bo na 03h 30m i jest dobrze. Jednak okazało się, że to był pomiar czasu 38.2 km i było ups. No, ale cóż mówiłem sobie i tak jest dobrze, więc trzeba dalej biec. No i w końcu dobiegłem do 40 km i to był czas 03:29:36, to se mówię - ej kurde leciałem na 03h 30m i to jeszcze nie meta, bo przekraczałem pomiar czasu, gdzie był wcześniej półmaraton, więc myślałem, że to już koniec, ale nie widzę, mety więc biegnę dalej, myśląc sobie, że może to był 40 km dopiero i rzeczywiście tak było. To obliczyłem sobie i mówię no to jeszcze około 10 minut i już meta, więc spoko. Ale te ostatnie 2.195 km trwały normalnie "rok świetlny", bo było najgorzej, chociaż pod koniec nawet przyspieszyłem. Dotarłem na mecie z podniesionymi rękoma w górze, w geście triumfu, bo spiker czytał czas przede mną 03:42, więc byłem bardzo uradowany. Było mi zimno i byłem zaopatrzony w bluzę, którą miałem przy sobie od startu do mety. Spiker jeszcze się śmiał i mówił jak wcześniej przekraczałem 2 pętlę, że z numerem 1008 pozdrawia nas Mariusz Kowalewski ze Star Worms, czy może Star Wars, ale niech będzie Star Worms, który ubiera się gdzieś w lesie i rozbiera. No i w momencie, gdy spiker czytał moje nazwisko, to ja krzyknąłem to ja! Ale takiego czegoś nie robiłem, bo miałem tę bluzę zawiązaną na sobie, ale biegłem cały czas na koszulce, chociaż były myśli, że ją ubiorę, bo momentami było zimno, ale to by dużo czasu zajęło. Byłem bardzo szczęśliwy wbiegając na metę. Zaraz potem ubrałem tę bluzę i z tego wszystkiego poszedłem od razu do szkoły i zapomniałem oddać chipa, ale po chwili cofnąłem się do miejsca, gdzie dawali medale i poprosiłem jedną dziewczynę pytając gdzie się oddaje chipy, a ona powiedziała, w które miejsce i wtedy już oddałem ten chip i podziękowałem bardzo i poszedłem do stołówki, gdzie wydawali jedzenie, ale najpierw szedłem po kopertę, w której było potwierdzenie posiłku. Poszedłem odebrać swój depozyt i szedłem zjeść. Dziewczyny z kuchni były bardzo miłe i dostałem jedzonko oraz dosyć bogaty pakiet, w którym były: ciasta jeżyki, 2 jabłka, jedna pomarańcza, 2 Grześki, gorzka czekolada i 2 piwa. No i zupa z parówką oraz dwie bułki. Wszystko było takie dobre, że nawet ta parówka była pyszna. Zaraz, zaraz ja jestem wegetarianinem i jem mięso, coś tu nie gra? Wszystko było ok, bo byłem taki głodny i zmęczony, że ta parówka smakowała jak pyszne owoce. Po tym jak już zjadłem, to poszedłem na halę, gdzie miałem zostawiony swój depozyt i poszedłem pod prysznic. Było jedno wolne miejsce i skorzystałem. Poczułem się jak rybka w wodzie i normalnie coś wspaniałego. Spotkałem też kupli z Krakowa i pogratulowali mi czasu. Ja pytając jak wam poszło? Powiedzieli, że zajęło im to 05h i 01m, to mówię co tak słabo? A oni mówili, że potraktowali lajtowo i nawet z jednym panem szli, którego ja też w stołówce widziałem i z nim rozmawiałem. No i ci chłopcy mu pomogli, bo czuł się słabo i wzięli od lekarzy zamrażacz i wzięli go w ramię i do mety podciągnęli tego pana. Wtedy ja poszedłem jeszcze do stołówki sobie jeszcze coś zjeść i dostałem jeszcze zupy, ale już bez kiełbasy bo nie chciałem tylko wziąłem zupę oraz dwie bułki i herbatę. Zjadłem i pytałem po kolei kogo spotkałem, czy ktoś nie jedzie w stronę Starogardu Gdańskiego lub Chojnic. No i niestety nikogo takiego nie spotkałem. Wtedy poszedłem już w kierunku biura zawodów i poszedłem do miejsca, gdzie czekał autokar, który o 18 ma wyjeżdżać na dworzec PKP Kostrzyn. Chcąc już prawie wchodzić do autokaru zobaczyłem gości wyjeżdżających samochodem z rejestracją samochodową GA. Zatrzymałem i spytałem "Czy jedziecie w kierunku Starogardu Gdańskiego" - Odpowiedzieli, że tak. Potem powiedziałem, czy bym mógł z wami jechać, bo pociąg co prawda mam, ale w Chojnicach bym musiał czekać aż 4h na pociąg. I powiedzieli, że miejsce się znajdzie i pojechałem z nimi. Z początku myślałem, że są tacy goście, że tak nie są odważni do rozmowy, ale klient nie ma nigdy racji. To była bardzo wariacyjna załoga G. Spytali mnie jak mi poszło, to odpowiedziałem, że 03:42, to śmiejąc się mówili o to wysiadaj jak taki byłeś dobry, ale oczywiście jechaliśmy dalej. Oni pytając dalej jak to zrobiłeś? To ja mówię, że biegam po 17 km dziennie 5x w tygodniu, ale nie zawsze to się udaje, bo zawsze coś. I dalej mówię, że po prostu biegnę, nie rozciągam się przed treningami i nie robię interwałów no i nie jem mięsa, chyba, że jestem już głodny i jeszcze z dzisiejszym maratonem będę miał w tym tygodniu prawie 112 km. To jeden z nich mówił do kierowcy - Widzisz co za gość nie rozciąga się nie biega interwałów i nie je mięsa chyba że głodny jest i robi tygodniowo 100 km, a czas ma lepszy. My chyba też tak zrobimy, ale z mięsa i picia nie zrezygnujemy. Powrót z nimi był fajny bo se fajnie pogadaliśmy i było super. Jechaliśmy ok 5h, ale było super. No i około 23 byłem w domu.

Podsumowując był to mój 3 maraton, w którym po raz kolejny pokazałem, że potrafię biegać dobrze i mądrze. Wystartować powolutku i spokojnie, po to by później przyspieszyć, no ale wiadomo końcówka zawsze jest ciężka, więc i czas słabszy, ale za to wszystko było w porządku. I mogę śmiało powiedzieć, że po raz kolejny udany maraton.

1 komentarz :

  1. Wielkie gratulacje Kosa za ten trzeci maraton!

    Emocje były bo wyniki można było śledzić na żywo w internecie i kilka osób mocno ci kibicowało.

    Szczerze mówiąc to myślałem, że zaliczysz znacznie gorszy występ ale znowu pokazałeś charakter mistrza.

    I jak zwykle nie zabrakło wariacji. Ta karimata na dworcu to jest dosłownie esencja tego wszystkiego! Ja byłem powalony jak się o tym dowiedziałem :) Nie ma takiego drugiego człowieka jak ty, zdecydowanie.

    No i wyjaśniło się jak wygląda ta twoja cud dieta! "Zaraz, zaraz ja jestem wegetarianinem i jem mięso, coś tu nie gra? Wszystko było ok, bo byłem taki głodny i zmęczony, że ta parówka smakowała jak pyszne owoce."

    no i znowu leżę, bo nie mogę :)

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets