piątek, 1 lutego 2013

Biegowy rachunek sumienia - styczeń 2013

Za nami rok 2012 - rok emocji, rok walki o każdy zdobyty kilometr i też rok debiutów oraz pięknych wspomnień, które na pewno zagoszczą do Kroniki Biegania. Rok 2012 był dla nas Wormsów bardzo udany. Rok, który otworzył nam wszystkim nowe możliwości oraz wspaniały sposób na spędzenie wolnego czasu poza domem.

Nie tylko mam tutaj na myśli bieganie. Do tego też zalicza się podróże po Europie. Różne wyjazdy na ciekawe imprezy, no i też pięknie udany debiutancki mój maraton, na którym z Krzyśkiem walczyliśmy o każdy kilometr. Bardzo wspaniały rok dla Dżekiego jeśli chodzi o obydwa ukończone Harpagany. Wspaniałe trzecie miejsce Krzyśka w jesiennym Harpaganie. Oj sukcesów w tym roku minionym można by wymieniać na prawdę sporo, bo jeśli coś się pisze, to na prawdę jak jest o czym, dlatego dzisiejszy tekst będzie troszkę dłuższy niż zwykle. Jeszcze mogę dodać do tego udany Wormsak oraz wspaniałe występy pozostałych Wormsów w pucharze PBT. Dużo zaliczonych koncertów, no i w to wpisać można moje przełamanie 4 okrążenia w bieganiu, gdzie dotąd robiłem tylko 3 i wychodziło to 36 km, bo trasa miała 12.107 km. Teraz po modyfikacji i dodaniu kilkuset metrów oraz dwie porządne górki te 3 okrążenia nie mają 36.321 km, ale już 40.5 km, bo każde okrążenie ma teraz 13.5 km. No i nie dość, że już 3 okrążenia były rekordem, to na dodatek dochodzi 13.5 km, czyli mamy 54 km. Taak! 54 km!! Powtarzam pięćdziesiąt cztery kilometry! Wtedy już nie pozostawiłem sobie już żadnych złudzeń - stałem się ultra maratończykiem, ale na razie tylko treningowym, bo żeby to potwierdzić muszę jakiś ukończyć na zawodach, to wtedy będę dopiero tym "właściwym" ultra maratończykiem. Po prostu super był ten 2012 rok. Wiele odniesionych sukcesów. Mniej porażek. Jeśli chodzi o "nasze dziewczyny", pozwolę sobie tak je nazwać, bo są w SW4, to spisują się bardzo świetnie. Fajne jest to, że w SW4 mamy wspaniałą Beatę, która pięknie rysuje. Właściwie dwie osoby są super rysownikami - Dżeki no i w/w Beata. SW4 Gosia jak to Gosia jest sobą i postępuje dobrze wg zrobaczonego regulaminu. Zidek to jest normalnie naszym robakiem, który poszukuje rosiczki, ale w bagnach. Gość jest taki wariat, że na małe bagna się nie pcha, bo twierdzi, że po co ma się zamaczać lekko na małych bagienkach, jak można od razu wkaczać się po pas, albo wyżej. I jeszcze Zidek ma w sobie coś takiego, że zawsze jak go widzę, to ma radość na uśmiechu, czyli widać, że zawsze jest pozytywnie nastawionym gościem. Do składu od chyba kwietnia doszedł do nas koleś, który zmienił podejście do wszystkiego, podejście do odnoszenia sukcesów. Tym iksem jest nasz zwariowany przez zwariowanie - Krzysiek. To jest taki gość, który mówi sobie - "A dzisiaj jadę do Chojnic i stamtąd idę sobie gdzieś pieszo. Ile się da to się da". Po prostu nawigacja z mapą, to jego żywioł, no ale bardzo dobrze, że się nie oszczędza, bo bynajmniej ma w tym jakiś swój cel - chce osiągać lepsze wyniki i to się udaje. Dżeki to jest koleś, którego znam od dzieciństwa i z którym połowę życia spędzaliśmy razem. Działo się dużo - graliśmy w piłkę, jeździliśmy na marsze no i sporo sporo więcej się działo, że już nie pamięta się tego, znaczy pamiętałoby się, ale ten tekst by był wtedy na 150 stron kartki formatu A 4. Siebie nie lubię opisywać, ale powiem tak, od kiedy Krzysiek do nas dołączył, to toczymy ze sobą przyjacielską rywalizację. Nie jest ona złośliwa, że jeden drugiemu zazdrości, tzn w pewnym stopniu taak, ale każdy z nas ma inne dziedziny - ja lubię biegi i zawody z bieganiem związane, a Krzysiek lubi marsze na orientację. Jednak wspólnym celem jaki nas łączy, to - Maraton Solidarności. Tylko tam zmierzamy siebie oraz swoje treningi, które tam wychodzą. To właśnie tam pada powiedzenie - niech wygra lepszy. Rok temu Krzysiek był lepszy. Czy tym razem to ja nim będę? A może już na Krzyśka nie ma mocnych, bo jego zaparcie i determinacja jest silniejsza niż moja? Albo ja muszę bardziej popracować nad sobą i wtedy powiedzieć tak - ja też należę do tej grupy! No i opisałem wszystkich robaczków oprócz Rybaka, z którym nie wiem co się dzieje. Ale Rybak jest gościem bardzo sympatycznym i też często uśmiechniętym, więc do naszego składu nie wziął się przypadkiem, ale był ku temu powód, bo taki koleś zasługuje na to.

No dobrze to skoro już wiadomo co i jak to przejdźmy do podsumowania pierwszego miesiąca 2013 roku, czyli stycznia. Styczeń jak i ten Nowy Rok zaczął się dla nas bardzo wspaniale jeśli chodzi o bieganie. Plany z nim związane dosięgnęły wielu ciekawych rozwiązań - Otóż to wygląda tak:
Krzysiek - jego cel w tym roku to wygrać Harpagana
Dżeki - po ukończonych trzech Harpaganach czas podjąć nowych wyzwań - czyli wystartować w Kieracie
Kosa - uczestniczyć chcę w 16 zawodach z czego 3 to są ultra maratony - 147, 215 oraz 100 km (te dwa ostatnie, to są górskie, a ten pierwszy uliczny), jeden marsz na 100 km, 4x zawody po 10 km, 6 maratonów (42.195 km dla mniej zorientowanych) jeden półmaraton (21.097 km) no i jedne zawody chyba na 15 km zamiast na półmaraton do Żywca.

Nasza statystyka w tym miesiącu wygląda następująco:
Zacznę od Krzyśka. Krzysiek oprócz nas wszystkich zaczął fatalnie bieganie, gdyż zaraz pierwsze dni stycznia zachorował, a ja uciekałem mu bardzo w bieganiu. Jednak pomimo tego Krzysiek w tym miesiącu [styczniu] przebiegł 311 km, co daje jemu nowy rekord, który miał zdobyty w 2012 chyba we wrześniu 294 km, czyli widać jak ostro bierze się do pracy, bo to różnica jest już 17 km. Także bardzo pięknie Krzysiek kończy ten miesiąc. Na pewno mogło być lepiej, gdyby nie choroba. Jednak może mieć powody do zadowolenia. Także Krzysiek w styczniu przebiegł 311 km. Bravo! Bravo!!
Dżeki też zaoferował sporą dawkę biegania, bo w styczniu przebiegł aż 171.1 km. Bardzo, ale to bardzo musi czuć się wspaniale, kiedy zdobywa się takie wyniki. Tym bardziej, że od września 2012 roku, nie zdobył takiego wyniku. Był taki moment, że moje przebiegnięte 54 km w jednym dniu było więcej, co Dżekiego w miesiącu, ale za to teraz jest super, bo jeśli Dżeki tak będzie ładnie biegał, to może w roku przebiec ponad 1200 km.
A więc Dżeki w styczniu przebiegł 171.1 km. Bravo! Bravo!!
Pozostał ostatni biegający Worms, czyli ja. Na wstępie mogę powiedzieć już, że to co zrobiłem w tym miesiącu, to jest tak jakby pobić podwójny rekord. A więc ja w tym miesiącu przebiegłem 330.3 km. To jest bardzo udany wynik, no i rekord jaki dzieli mnie od poprzedniego rekordu jest bardzo sporą różnicą, bo poprzedni rekord wynosił 268.468 km, czyli różnica wynosi 61.832 km. Bardzo udało mi się osiągnąć ten wynik wspaniale. Żałuję tego, że ostatnie dni opuściłem i nie biegałem, ale i tak ten wynik jest kapitalny, no i jakby można było to zobaczyć, to Krzysiek przez chorobę stracił do mnie. Gdybym był bardziej regularny i nie opuścił tych dni, to różnica między nami byłaby większa. A tak wygrywam "tylko" o 19.3 km. A więc mój wynik stycznia jest rekordem ogólnym naszej rywalizacji. Zobaczymy co przyniesie nam luty. Jeśli ja się wezmę za siebie i nie będę opuszczał, to na pewno będzie kolejny rekord, ale czy to będzie mój czy Krzyśka, to się okaże, ale równie dobrze może to też być rekord Dżekiego. Tego nie wiedzą nawet Indianie Tahamura. Jeśli chodzi o styczeń to tyle w temacie. Spotykamy się po 9 lutym, gdzie to będą moje pierwsze z szesnastu zawody. A teraz to wszystko - kłaniam się bardzo nisko - Mariusz Kosa, Czępa Kowalewski.

podsumowanie, bieganie

4 komentarze :

  1. Super wariacyjny tekst Kosa! Jeden z lepszych na blogu, tak fajnie pozytywny on jest! Tak wariacyjnie to tylko ty umiesz napisać, bravo Czępa, vivat!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, ale to zasługa tego, że tak super się zaczęło. Styczeń i od razu rekord pobity o ponad 60 km, to kto by się nie postarał ładnie napisać?

    OdpowiedzUsuń
  3. No to jest właśnie to. Dlatego tak trzeba biegać, żeby to się potem na świetne teksty przekładało.

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets