wtorek, 4 września 2012

Relacja z Błędzino, trasa TZ



Zacznę może od tego, że przerwa w startach InO trwała dwa i pół miesiąca, licząc od ostatnich zawodów PBT Lato nad Wdą. Wprawdzie w lipcu startowałem z Filipem w Jaszczurze, marszu na 50 km w Górach Stołowych, ale tamte zawody miały inną specyfikę niż zawody PBT-owskie - mapa była pełna i w głównej mierze o sukcesie decydowała kondycja, a nie głowa.

Zawody TZ z cyklu PBT to jednak co innego i po raz kolejny ta bolesna prawda spadła na mnie jak lawina błotna. A że przerwa w startach na dodatek była długa, więc wyszło tak jak zawsze w podobnych przypadkach, oczywiście jak zawsze w podobnych przypadkach w moim przypadku.

W drużynie z Piotrkiem Nowakiem ruszyliśmy na trasę jako pierwsi i idąc ulicą tak się zapatrzyliśmy w mapę, że... nie zauważyliśmy jak minęliśmy most. Takiego numeru jeszcze nie wykręciłem odkąd startuję na InO. Po 500 metrach zorientowawszy się, że mostu żadną miarą już nie będzie zawróciliśmy i rzeczywiście most sobie stał, tylko myśmy go zignorowali.

Widocznie most się za to na nas obraził, bo nie chciał nam oddać pierwszego punktu. Inna sprawa, że ten pierwszy punkt był ustawiony bardzo chytrze. Stał właśnie tuż przy moście, tzn. powinien tam stać, łaziłem razem z Piotrem w pokrzywach po pas, właziłem w bagna jak to mam w zwyczaju na każdym InO, mocno podirytowany ale punktu znaleźć się nie udało. Ostatecznie spisaliśmy jakiś punkt, który stał na moście zakładając, że lepiej spisać stowarzysza niż dłużej trwonić czas, nie będąc pewnym czy znajdzie się punkt właściwy. Mapa była w tym fragmencie historyczna i jak się okazało... przed wojną most był gdzie indziej i to właśnie w owym "gdzie indziej" stał właściwy punkt. Tym sposobem budowniczy trasy nas wyrolował. Jedyna pociecha, że prawie wszyscy uczestnicy na tym punkcie się nacięli, chyba tylko Marek z Jankiem nie dali się nabrać.

Po pierwszym punkcie powietrze z nas nieco uszło, a po drugim nie było go w nas już niemal w ogóle, bo nijak nie potrafiliśmy dopasować do siebie kolejnych wycinków mapy i ostatecznie do Krzywego Koła (gdzie stał punkt 9, a 3 wg kolejności nachodzenia) poszliśmy w ciemno. Poszczęściło nam się, po drodze spotkaliśmy Filipa, który pomógł nam dotrzeć do tego punktu. Później była przyjemna przeprawa kajakiem przez Wdę i dalsze łamanie głowy nad mapą, która została poszatkowana na 11 elementów (może 12). Żeby było fajniej każdy z elementów był w innej skali i były one różnego rodzaju (zdjęcia satelitarne, mapa pełna, mapa samej rzeźby, czarno-biała topograficzna).

Moja głowa tego dnia zupełnie nie chciała ze mną współpracować, ale wspólnymi siłami z Piotrem udało nam się rozpracować kluczowe dla marszu przejścia z punktów 16 do 15, a potem z 11 do LOP.
Najgorsze było to ostatnie przejście. Siedzieliśmy 20 minut na szyszkach i mchu i nijak nie mogliśmy nic przypasować, dołączył wkrótce do nas Rafi i on również się głowił, ale także bez rezultatu.
Problem rozwiązaliśmy metodą prymitywno-analfabetyczną. Mianowicie na skrzyżowaniu stał słupek-drogowskaz, który wskazywał drogę do Suchobrzeźnicy, obok której była zlokalizowana LOP-ka...
Sporo punktów było zlokalizowanych w okolicach tej miejscowości, a chyba najciekawsze było szukanie punktów w centrum wsi. Istny labirynt domków, trzeba było się orientować po zakolach rzeki, mostkach na rzece i dwóch krzyżach, które stały na skrajach wioski.
Sporo czasu tam straciliśmy i stamtąd był już dziki bieg do mety.

Kondycja dopisała (forma po maratonie utrzymuje się nadal) i udało się przybyć na metę zaledwie z 10-minutowym opóźnieniem.
Zajęliśmy czwarte miejsce. Ze startu jestem umiarkowanie zadowolony. Kondycyjnie super, ale niestety tego dnia kminienie mapy szło mi po prostu słabo. Mam nadzieję, że ze startu na start będzie z tym lepiej. Piotr, wielkie dzięki za fajną współpracę na trasie, za rozkminienie przejścia między 16 i 15, a potem między LOP i PK 1, no i za zaciekłą walkę aż do samego końca:) Finisz był sprinterski.

Mapa była naprawdę trudna, ciekawa, ale można było ją jeszcze bardziej utrudnić, gdyby na kilku fragmentach (gdzie było najwięcej PK) nie była widoczna nazwa miejscowości "Suchobrzeźnica".

5 komentarzy :

  1. Rysunek jak zwykle bezbłędny:)

    Możecie być zadowoleni ze swojego występu, tym bardziej że mapa była wymagająca. Ale mapki robione w paincie zawsze są wymagające :)

    My jesteśmy trochę zmieszani po TD. Niby fajnie zwycięstwo ale przyszło nam zbyt łatwo i... czas na nowe wyzwania chyba:)

    A sama impreza jak zwykle z super klimatem i fajnie się wszystko udało. Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tej relacji można wywnioskować jedno - jeżeli idzie słabo, to trzeba zawsze szukać tego momentu kiedy podejmujesz ryzyko. Wam się opłaciło. A 4 miejsce, to dla mnie by nie było dobre miejsce co sukces, bo w tej kategorii sportu jak marsze jestem bardzo słaby. Mam nadzieję, że na Harpaganie pójdzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  3. "przyszło nam zbyt łatwo i... czas na nowe wyzwania chyba:)"
    TZ?!

    OdpowiedzUsuń
  4. a, relacja bardzo ciekawa, gratuluję dobrego wyniku robaczki :))

    OdpowiedzUsuń
  5. fajnie fajnie było :) pobiegało się trochę :) marsz pozytywny ;)

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o podpisywanie się pod komentarzami (imię, pseudonim, kontakt)

 
Copyright 2003-2013 STAR WORMS
Blogger Wordpress Gadgets